Dziś: czwartek,
25 kwietnia 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Archiwum 2020
Cmentarz to również zwierciadło żyjących


Rozmowa z prof. dr hab. Sergiejem Segedą, ukraińskim antropologiem i przyjacielem Polski
(fot. Leszek Wątróbski)

-Pańskie główne zainteresowania naukowe koncentrowały się na antropologicznej strukturze narodów Centralnej i Wschodniej Europy, ich etnogenezie i historii etnicznej oraz historii Ukrainy. Jest Pan autorem wielu książek i podręczników akademickich. W Polsce ukazały się 3 Pana prace...

-Pierwsza wydana została w 3 językach; polskim, ukraińskim i angileskim. Jej tytuł,  to: Wspólne korzenie cywilizacyjne Polski i Ukrainy (historia, etnologia, archeologia). Książka ukazała się w Lublinie w roku 2007. Publikacja ta ukazała się nakładem Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów.

Poruszyłem w niej kilka ważnych problemów - począwszy od czasów pierwotnego zasiedlenia terenów Ukrainy i Polski najstarszymi  mieszkańcami Europy - poprzez rewolucje neolityczne i pochodzenie Indoeuropejczyków. Poruszyłem także sprawę pochodzenia i wczesnej historii etnicznej Słowian zamieszkujących tereny wschodniej Polski, Białorusi oraz zachodniej Ukrainy.

Moje badania wykazały, że nasze dwa państwa mają dużo wspólnych cech i wspólnej historii - tej dobrej i tej niezbyt chwalebnej. Prowadziliśmy ze sobą, jako sąsiedzi, liczne wojny, ale mieliśmy również lata bliskiej współpracy – np. marszałka Piłsudskiego i atamana Petlury. Uważam, iż warto mówić o tym co nas łączy, a nie na tym co nas różni.       

-Pana książka Wspólne korzenie cywilizacyjne Polski i Ukrainy...  zawierała teksty moich wykładów…

-… dla studentów z moimi wykładami. Zostałem zaproszony do Lublina do prowadzenia wykładów w Europejskim Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów, w polsko-ukraińskiej uczelni, zajmującej się problematyką Europy Wschodniej, istniejącą w latach 2001–2011. Ta lubelska uczelnia była naszą wspólną instytucją edukacyjną. Jej inicjatorami byli dwaj prezydenci: Aleksander Kwaśniewski i Leonid Kuczma. Ich główną ideą był potrzeba lepszego poznania się polskiej i ukraińskiej młodzieży.

I muszę tu powiedzieć, że w przypadku mojej rodziny, tę ideę udało się zrealizować w 100 %. Moja córka Maria Segeda wyszła za mąż za Marcina Orzechowskiego, dziś docenta na Uniwersytecie Szczecińskim. 

-Druga Pańska książka, która ukazała się w Polsce, to…

-… praca antropologiczna pt. Antropologia o pochodzeniu Słowian, wydana w roku 2008 wspólnie z prof. Januszem Piątkiem i dr Beatą Iwanek. Jest to naukowa monografia Instytutu Antropologii UAM, zeszyt nr 12. W pracy tej znalazły się obok siebie analizy z Ukrainy i Polski pod kątem pochodzenia Słowian.

Jeden z jej rozdziałów, napisany przez profesorów  Janusza Piątka i Beatę Iwanek, poświęcony został kraniometrii (gr. kranio „czaszka”, metreo „mierzyć”) - czyli badaniom czaszki. Dawniej większość badań koncentrowała się na określeniu średniej pojemności puszki mózgowej, szerokości twarzoczaszki (oraz całej czaszki), wysokości, długości oraz obwodu.

Pamiętać tu warto, że kraniologia to dział anatomii porównawczej zajmujący się budową czaszki i jej kształtowaniem się w rozwoju osobniczym.

Z kolei moja część pracy poświęcona została m.in. antropologicznej odontologii - nauce o budowie zębów i zgryzów charakteryzujących Słowian. Były to badania z morfologii zębów w aspekcie antropologicznym.

-I ostatnia, trzecia Pana książka…

-… która ukazała się w Polsce, w roku 2016 w na Uniwersytecie Szczecińskim, to Hetmańskie mogiły na Ukrainie. Praca ta przetłumaczona została z języka ukraińskiego. Mogiły były zawsze symbolem narodu. Każdy naród ma albo powinien mieć jakiś swój panteon. W Polsce takim panteonem jest Wawel z grobami polskich władców. Na Ukrainie natomiast znajduje się dużo mogił rozrzuconych po całym kraju. Niestety, za czasów radzieckich, był to temat zakazany. Nikt nie chciał się nim zajmować, ani głośno o nim rozmawiać. Radziecka historiografia uznawała wszystkich naszych hetmanów czy bohaterów za zdrajców. Był tylko jeden wyjątek dla Bohdana Chmielnickiego.

-Dlaczego i kiedy zajął się Pan mogiłami hetmańskimi na Ukrainie?

-Zająłem się nimi trochę przypadkowo, to był rok 1988 i końcowe lata ZSRR. Znalazłem wtedy w Moskwie czaszkę naszego kozackiego atamana koszowego Siczy Zaporoskiej Iwana Sirko, który brał udział w powstaniu Chmielnickiego. Ataman Sirko był przeciwnikiem Rosji i zwolennikiem kozackiej autonomii. W imię interesów Zaporoża kontaktował się nawet z Polską, Chanatem Krymskim i Turcją. Został pochowany w obwodzie dniepropietrowskim.

Jego czaszkę znalazłem w laboratorium antropologii plastycznej. Przywiozłem ją następnie do Kijowa, lecz żadne ówczesne muzeum nie chciało jej zabrać do siebie. Chcąc, nie chcąc, musiałem ją zatrzymać w swoim domu, aby czekała na lepsze czasy. Zainteresowałem się wówczas jej historią. Jak ona się znalazła w Moskwie i co się działo z mogiłą jej właściciela? Napisałem też pierwszy artykuł.

-Po rozpadzie ZSRR Ukraina stała się państwem niepodległym...            

-… i mogliśmy już swobodnie zająć się  badaniami naszych bohaterów narodowych. Wziąłem, w tym czasie udział, w oficjalnej ekspedycji antropologicznej Stowarzyszenia Więźniów Politycznych oraz Akademii Nauk Ukrainy. Poszukiwaliśmy mogiły hetmana Iwana Mazepy (1639-1709) – szlachcica, dyplomaty, hetmana Ukrainy w latach 1687–1709. Po tych badaniach terenowych napisałem drugi artykuł nt. hetmana Mazepy, a po nim ukazała się moja książka pt. Hetmańskie mogiły na Ukrainie. Temat mogił bohaterów Ukrainy okazał się strzałem w dziesiątkę. Wydawnictwo i czytelnicy byli z niej bardzo zadowoleni. Cały nakład rozszedł się błyskawicznie.

- Polska publikacja książki „Hetmańskie mogiły na Ukrainie” składała się z 5 rozdziałów…

-… oraz wykazu przestarzałych i rzadko używanych terminów, najważniejszych źródeł i literatury, spisu ilustracji oraz indeksu osób. Pierwszy jej rozdział poświęcony był bohaterom Rusi Kijowskiej (Włodzimierzowi Wielkiemu, Jarosławowi Mądremu, Nestorowi Kronikarzowi, Jarosławowi Osmiomysłowi). Drugi – dobie polsko-litewskiej (książętom Ostrogskim, Konstantemu Iwanowiczowi, Wasylowi Konstantemu, początkom kozactwa i pierwszym hetmanom: Piotrowi Konaszewicz-Sahajdacznemu oraz fundatorom Akademii Kijowsko-Mohylańskiej: Halszce Hulwiczównej i Piotrowi Mohyle). Trzeci rozdział poświęcił autor hetmańszczyźnie (Bohdanowi oraz Tymoszowi Chmielnickim, Adamowi Kisielowi, Iwanowi Wyhowskiemu, Iwanowi Sirko, Iwanowi Brzuchowieckiemu, Petro Doroszence, Damianowi Mnohohrysznemu (Ignatowiczowi), Iwanowi Mazepie. Czwarty opowiada o zmierzchu hetmańszczyzny (Iwanie Skoropadskim, Kostce Hordienko, Samuelu Wełyczko). I wreszcie piąty rozdział – o przełomie epok (Danielu Apostole, Cyrylu Razumowskim, Piotrze Kaliszewskim i Josypie Hładkym).

W zakończeniu książki, niejako w jej podsumowaniu, stwierdziłem za Ołeksandrem Dowżenką – klasykiem ukraińskiego kina, że: cmentarz to również zwierciadło żyjących. Stan i wygląd cmentarzy trafnie określa bowiem związki zachodzące pomiędzy moralnością społeczną a pamięcią historyczną.

- Jest Pan również autorem 3 podręczników z antropologii…                       

-… i nadal zbieram materiały do kolejnych publikacji. Koncentruję się obecnie na nowych mogiłach hetmańskich i bohaterach Ukrainy. Napisałem i wydałem książkę pt. Panteon Ukrainy (X-XVIII wiek). Aktualnie piszę drugą jej część, dotyczącą XIX i X wieku. To będą zapewne książki mojego życia.

-Przez długie lata współpracował Pan z polskimi uczelniami...

-Współpracowałem i pracowałem na kilku z nich - poczynając od końca lat osiemdziesiątych. Współpraca ta zaczęła się oczywiście od antropologii. Moimi  współpracownikami byli m. in. prof. Wanda Kozak-Zychman z Lublina, prof. Janusz Piątek z Poznania i prof. Karol Piasecki ze Szczecina, który zaproponował mi, w roku 2005, etatową pracę w Katedrze Etnologii Uniwersytetu Szczecińskiego. Tak się zaczęła moja 13 letnia działalność pedagogiczna w Szczecinie.

Pracę w Szczecinie zaczynałem na stanowisku adiunkta z habilitacją, a później profesora tej katedry i wreszcie, po likwidacji Katedry Etnologii prowadziłem zajęcia z konfliktów etnicznych na kierunkach: politologia i bezpieczeństwo.

-Nie zapomniał Pan również o zachodniej Ukrainie, o miejscowości, w którym spędził Pan młode lata…

-Urodziłem się we wschodniej Ukrainie. Po II wojnie światowej moi rodzice przenieśli się na Wołyń, do miasteczka Hoszcza (ukraińskie Goszcza). Miałem wtedy 3 lata. Ojciec był redaktorem gazet powiatowych a mama kierownikiem powiatowej biblioteki. Zawsze interesowała mnie historia mojej małej ojczyzny. Nie można się nią było jednak zająć za czasów ZSRR. Trzeba było zajmować się wyłącznie osiągnięciami władzy radzieckiej i budowie komunizmu. A Hoszcza miała swoją historię, wspaniałą przeszłość i zabytki. Tam znajdował się dawniej zamek. Dziś niestety pozostały po nim tylko resztki umocnień ziemnych. Ocalały natomiast: cerkiew pw. św. Michała z 1639 roku, przebudowana w XIX wieku i pałac (prawdopodobnie z XVIII w., przebudowa XIX w.), znajdujący się w północnej części parku miejskiego i stacja pocztowa z połowy XIX w. zbudowana w stylu neogotyckim.

Hoszcza to osiedle typu miejskiego na Ukrainie i stolica rejonu w obwodzie rówieńskim. Liczy 5.360 mieszkańców i jest położone nad Horyniem. W przeszłości stanowiło jeden z ośrodków polskiego arianizmu. Tam, w roku 1600 Gabriel Hojski założył szkołę ariańską i zbór. Funkcjonowały one do 1648. W tej ariańskiej szkole uczył się Dymitr Samozwaniec I, a pierwszym ministrem zboru był Andrzej Lubieniecki. W II połowie XIX wieku były tam widoczne jeszcze ruiny tej szkoły.

Dużo się od tych czasów zmieniło. Teraz jest już zupełnie inaczej niż za czasów sowieckich. Można już badać bezpiecznie przeszłość i zachodzące procesy historyczne. Obecne władze tej gminy Hoszczy to ludzie młodzi i wykształceni, chcący lepiej poznać historię swojej miejscowości. Zorganizowali np. u siebie konferencję naukową, w której im pomagam i której byłem współorganizatorem. Jej koszty pokrywała tamtejsza administracja. W naszym powiecie urodziła się też bohaterka Solidarności Anna Walentynowicz i do dzisiaj tam żyje jej siostra i rodzina. Chcemy do końca roku wydać wszystkie referaty w specjalnym zeszycie. Planujemy też kolejne konferencje. Chciałbym też, aby powstała książka o historii miasta – od początku jego powstania do dnia dzisiejszego.                                                 

-Po trzynastu latach pracy w Polsce powrócił Pan do Kijowa...

-Mieszkam teraz w Kijowie i pracuję w Instytucie Narodoznawstwa Państwowej Akademii Nauk. Moja żona Tania jest profesorem biofizykiem. Zajmowała się też radiobiologią. Pisała pracę o skutkach wybuchu w Czarnobylu na organizm człowieka. Pracowała przez lata na mikroskopie elektronicznym. Mamy też wspólne zainteresowania. Lubimy wędrować. Często wyjeżdżamy ostatnio za granicę. Jedyną przeszkodą jest tu chroniczny brak wolnego czasu. Mimo wszystko zaliczamy rocznie 3 nowe państwa. Nadrabiamy w ten sposób czasy radzieckie, kiedy to wyjazdy zagraniczne nie były łatwo osiągalne. I tak np. w ostatnich 2 latach nasz plan już wykonaliśmy. Byliśmy na Sri Lance, w Gruzji, Azerbejdżanie, Litwie, Łotwie i w Albanii.

-W tych wyjazdach nie wspomniał Pan jeszcze o Polsce?                            

-Polska jest dla mnie moim ulubionym krajem, podobnie jak Ukraina. Nie zaliczam więc pobytu nad Wisłą czy Odrą jako wyjazdu zagranicznego. W Polsce mieszkają ponadto moja córka, zięć i wnuki…           

-… o których trzeba pamiętać. Zapraszam więc do Polski i do Szczecina.

Rozmawiał Leszek Wątróbski

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України