Żołnierze 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK
Czy mówienie o przyczynach wydarzeń 1943 r. na Wołyniu ma dziś sens? Czyż nie wiemy, co się stało? Tak, wiemy dużo, bo społeczna pamięć funkcjonowała przez minione ponad 60 lat. Zarazem wiemy jednak mało, bo sporo istotnych źródeł jest dostępnych dopiero od kilku lat, one zaś pozwalają na nowo przedstawić wydarzenia.
Ukraińskie „czystki”...
Tak zwana „frakcja rewolucyjna” (banderowska) Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, (OUN-B) nie chciała toczyć regularnej wojny z Niemcami, ponieważ po Stalingradzie uważała, że i tak zostaną wyparci z terytorium Ukrainy przez Armię Czerwoną. Natomiast dowódcy lokalnych oddziałów na Wołyniu dostrzegli możliwość usunięcia Polaków. Armia Czerwona była jeszcze daleko, a Niemcy stacjonujący na miejscu spokornieli - więc było mnóstwo czasu. Poza tym dowódcy UPA, jak wszyscy dowódcy oddziałów partyzanckich, musieli dać podkomendnym jakieś zajęcie, jeśli nie chcieli ich stracić. Nadciągała Armia Czerwona, Polacy mogli być postrzegani jako przyszli sprzymierzeńcy kolejnych okupantów.
Jednak pobudek dowódców lokalnych oddziałów OUN-B nie da się sprowadzić ani do strategii, ani do taktyki. Znaleźli się w nowej sytuacji - wymagającej i zarazem obiecującej (dla nich). Szuchewycz dostrzegł zapewne szansę podniesienia swej pozycji w OUN-B. Wojna wysuwa wojskowych na pierwszy plan - i Szuchewycz wraz ze swymi sprzymierzeńcami zajął miejsce Łebedzia na pospiesznie zwołanym szczycie OUN-B pod koniec kwietnia 1943 r.
Wybuch kierowanego przez UPA powstania na Wołyniu spowodował także zwiększenie roli miejscowych aktywistów ukraińskich. Taki np. Rostysław Wołoszyn był przed wojną studentem uniwersytetu, stojącym na czele mało znaczącej siatki OUN na Wołyniu. Wiosną 1943 r. został zastępcą Szuchewycza, nadzorującym lokalne jednostki służb bezpieczeństwa UPA. Z początkiem lata, kiedy jego oddziały zdążyły już „usunąć” z Wołynia większość Polaków, Wołoszyn stał się członkiem najwyższych władz politycznych OUN-B. Ci dowódcy OUN-B na Wołyniu przystąpili do „czystek” na Polakach z własnej inicjatywy, najwyraźniej bez rozkazu od kierownictwa organizacji.
Wołyńscy Polacy byli w trudnym położeniu, niemal zupełnie bezbronni. W momencie rozpoczęcia „czystek” stosunek ludności ukraińskiej do polskiej wynosił tam mniej więcej 5:1. Nikt nie był przygotowany na wybuch zorganizowanej przemocy. W pierwszych dniach „czystek”, na przełomie marca i kwietnia 1943 r., UPA zabiła około 7 tys. bezbronnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Wszyscy świadkowie byli zgodni, co do kształtu tych wydarzeń: był to skoordynowany atak uzbrojonych mężczyzn na pozbawioną przywódców i zdezorganizowaną grupę mniejszościową.
Najpierw, podczas radzieckich deportacji, Polacy stracili elity świeckie i księży; potem, podczas niemieckich wywózek na roboty przymusowe, wywieziono wielu młodych mężczyzn. Mimo to ci Polacy, którzy przeżyli pierwsze ataki, znaleźli sposoby, by
bronić się - i mścić. Ukraiński autor Jewhen Swerstiuk tak opisał ich dylemat: „Polacy szukali czegoś neutralnego, ale niczego neutralnego w owym czasie nie było”.
...i polska zemsta
Będąc w sytuacji bez wyjścia, Polacy zaczęli nie tylko tworzyć oddziały samoobrony, ale także wstępować do radzieckiej partyzantki. W ten sposób, za sprawą UPA, złamane zostało tabu stworzone przez doświadczenia okupacji radzieckiej 1939-41: bieżąca potrzeba zepchnęła na bok urazy.
Propagandowy plakat w języku ukraińskim
Pułkownik Brinski, dowódca radzieckiej partyzantki, ciepło wspominał walkę u boku młodego polskiego księdza Mariana z oddziału samoobrony w Hucie Stepańskiej. Choć więc, powołując UPA, OUN-B powstrzymała część swych ludzi przed wstąpieniem do radzieckiej partyzantki, to jej działania pchnęły do niej Polaków: aż 5-7 tys. Polaków zaciągnęło się do radzieckiej partyzantki na Wołyniu w 1943 r., dołączając tym samym do 900-1500 żydowskich bojowników, ocalałych z Holokaustu.
Radzieccy partyzanci umożliwili Polakom pacyfikowanie ukraińskich wsi, uchodzących za kryjówki nacjonalistów. To uczyniło zadanie UPA na Wołyniu trudniejszym i łatwiejszym. Trudniejszym, bo UPA doprowadziła do nawiązania współpracy radziecko-polskiej, której chciała zapobiec. Łatwiejszym, gdyż „czystki” dokonywane na Polakach miały teraz znaczenie zarówno operacyjne, jak i propagandowe w walce UPA przeciw siłom radzieckim. Poza tym Polacy wycofywali się ze wsi do miasteczek i, korzystając także z niemieckiej ochrony, tworzyli tam oddziały samoobrony.
Sprawy przedstawiały się coraz gorzej. W kwietniu 1943 r. Niemcy przeprowadzili pobór około 1200 Polaków jako policjantów, którzy mieli zastąpić ukraińskich dezerterów. Polacy ci działali z pobudek osobistych: chcieli się bronić lub mścić. Teraz to Polacy pomagali niemieckim policjantom przy pacyfikacji ukraińskich wsi. Przed lipcem 1943 r. Niemcom
udało się nawet sformować jeden batalion polskich policjantów, który oddelegowano na wiejskie tereny Wołynia: był to Schutzmannschaftbataillon 202, jedyna polska jednostka tego rodzaju.
Pamiątkowe zdjęcie po wspólnej akcji polskich i niemieckich policjantów (z batalionu Schutzmannschaftbataillon 202)
To umacniało wśród Ukraińców wrażenie, że Polacy kolaborują z Niemcami przy mordowaniu ukraińskiej ludności. A że pomocnicze oddziały policji niemieckiej nadal w przeważającej mierze składały się z Ukraińców (mimo wiosennych dezercji), Ukraińcy w szeregach niemieckiej policji pacyfikowali wsie polskie, a Polacy w szeregach niemieckiej policji pacyfikowali wsie ukraińskie. Wszyscy działali na rzecz niemieckiej polityki utrzymywania porządku w terenie i odpierania wypadów sił radzieckich. Niewielu z nich potrafiło oprzeć się pokusie interpretowania swych osobistych doświadczeń w kategoriach narodowych.
Minął zaledwie miesiąc od chwili, gdy UPA rozpoczęła rzezie Polaków w kwietniu 1943 r., a już Polacy odpłacali pięknym za nadobne - w oddziałach samoobrony, w radzieckiej partyzantce i w szeregach niemieckiej policji. I tak w ciągu 1943 r. około 10 tys. ukraińskich cywilów zginęło z rąk polskich oddziałów samoobrony, radzieckich partyzantów i niemieckich policjantów - czyli jedna piąta liczby polskich ofiar na Wołyniu, ocenianych na ok. 50 tys. zabitych w niesłychanie okrutny często sposób mężczyzn, kobiet i dzieci.
Ale choć Ukraińcy ci, zabici w odwecie, nie zostali zabici w imię narodu polskiego, to było ich wystarczająco wielu, by stworzyć wrażenie masowego cierpienia. W propagandzie OUN-B i UPA Polaków przedstawiano jako powiązanych z hitlerowską i radziecką okupacją. Z dzisiejszej perspektywy skojarzenie to wydaje się osobliwe: w końcu te mocarstwa dokonały rozbioru Polski w 1939 r., a 1943 r. Armia Krajowa walczyła z Niemcami, obawiając się zarazem następstw zwycięstwa ZSRR. Jednak z punktu widzenia ukraińskiego chłopa, niezbyt biegłego w sprawach międzynarodowych świadka ataków dokonywanych przez Polaków służących pod niemieckim lub radzieckim dowództwem, miało to sens.
Kosy zabijały i żęły
W lipcu 1943 r. 20-tysięczna UPA kontrolowała już wszystkie, za wyjątkiem największych, miejscowości na Wołyniu. Siłą wcieliła w swe szeregi inne ukraińskie nacjonalistyczne oddziały partyzanckie i organizowała komórki wywiadowcze w całym regionie. Była w stanie spełnić swą obietnicę „haniebnej śmierci” dla wszystkich Polaków.
UPA spowalniała też niemieckie rekwizycje - i wystawiła ukraińskich chłopów na nowe pokusy. Mogła dać im niemieckie gospodarstwa państwowe - i polską ziemię.
W lipcu 1943 r. ukraińskich chłopów kusiła pszenica, dojrzewająca na polach, złota i ciężka. Perspektywy były ponure, przyszłość niepewna. Wołyńska tradycja zagarniania w ciężkich czasach ziemi należącej do Polaków sięgała dwa wieki wstecz. Teraz jednak polscy właściciele tych pól nie mieli państwa, które by ich chroniło. UPA dała wołyńskim Ukraińcom ideologię wyzwolenia i ochronę przed zemstą Polaków; jej oficerowie mieli broń i moralne usprawiedliwienia.
Chłopskie kosy zabijały najpierw Polaków, a potem żęły zboże z ich pól. Jak to - delikatnie - ujął ukraiński historyk: „Wsparcie cywilnej ludności ukraińskiej, uzbrojonej w kosy, widły, noże i topory, nadało wypadkom wołyńskim szczególnie krwawy charakter”.
Jednak ci świeżo zwerbowani chłopi służyli organizacji, która była zdolna do precyzyjnego i szczegółowego planowania. Przykładowo, w nocy z 11 na 12 lipca 1943 r. oddziały UPA zaatakowały równocześnie aż 167 miejscowości, mordując około 10 tys. Polaków.
Takie skoordynowane ataki trwały przez całe lato 1943 r. Dowódcy UPA nawoływali do „eliminacji” Polaków w ich „gniazdach”. Oficerowie meldowali dowództwu, że „akcja polska” zbliża się do końca, albo że „problem polski został zasadniczo rozwiązany”.
Ostatnia fala ataków miała miejsce 25 grudnia 1943 r., kiedy to wyznający katolicyzm Polacy, obchodzący Boże Narodzenie według kalendarza gregoriańskiego, zgromadzili się w łatwopalnych drewnianych kościołach...
Timothy SNYDER
(historyk, profesor Yale University - USA)