Dziś: czwartek,
25 kwietnia 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Archiwum 2012
Szczera rozmowa o języku polskim, Polonii, i nie tylko...
Prof. Jan Mazur: „Trzeba robić wszystko, żeby ludzie żyli w zgodzie...”

- W 2011 roku Centrum Języka i Kultury Polskiej dla Polonii i Cudzoziemców Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (UMCS) obchodziło wspaniały jubileusz 20-lecia. Zostało utworzone w styczniu 1991 r. przez połączenie dwu integralnych jednostek Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, zajmujących się sprawami języka i kultury polskiej: Polonijnego Centrum Kulturalno-Oświatowego (rok zał. 1975) i Studium Języka Polskiego dla Cudzoziemców (rok zał. 1981). Od momentu powstania jego dyrektorem był Pan Prof. dr hab. Jan Mazur. Ale jak zrodziła się ta idea stworzenia Centrum? Co było właśnie tym bodźcem głównym?

 - W czasie przełomu politycznego w latach 1989-90 u nas w Polsce zaistniała ogromna potrzeba oddziaływania głównie na Wschód i zwłaszcza na Polaków, którzy pozostali na Wschodzie i w latach komunizmu nie mogli w pełni realizować swoich potrzeb uczenia się języka polskiego, zachowywania tradycji kulturowych, gdyż było to tam trochę „hamowane”. W tej chwili Polacy z krajów wschodnich zaczęli dopominać się o to, by Polska pomogła im odnaleźć się w tej rzeczywistości, szczególnie pomogła ich dzieciom.

Najstarsi pamiętali język polski. Ale jak chcieli mówić po polsku, wypędzali dzieci z domu, żeby one nic nie słyszały. Jest pewna część – ludzie w wieku 50 lat i ponad 50, tak zwane „stracone pokolenie”, którzy nie mogli uczyć się języka polskiego, ponieważ ich dziadkowie nie chcieli ich uczyć, gdyż się bali!

Prof. dr hab. Jan Mazur podczas Jubileuszu XX-lecia CJKP UMCS;Prof. dr hab. Jan Mazur podczas Jubileuszu XX-lecia CJKP UMCS;

Wtedy postawiono na młodzież, chciano, żeby dzieci tego pokolenia się uczyły. Rząd Polski zwrócił się do wyższych uczelni z prośbą, by pomogły potrzebującym w nauczaniu języka polskiego. I pytam, gdzie indziej jak nie w Lublinie? Tutaj wtedy było dwa uniwersytety i działały Polonijne Centrum Kulturalno-Oświatowe i Studium Języka Polskiego dla Cudzoziemców. Także mieliśmy w Lublinie kursy językowe dla słuchaczy z krajów arabskich (bo wtedy te kraje były sprzymierzone z krajami Układu Warszawskiego).

 Ale po tej zmianie politycznej trzeba było wszystko przeprofilować i Senat Uniwersytetu, odpowiadając na prośbę rządu polskiego, utworzył Polonijne Centrum Języka Polskiego dla Cudzoziemców. Zaproponowano mi kierownictwo w tym Centrum. Rektor poprosił, żebym stworzył program jego działalności. Wtedy byłem profesorem na uniwersytecie niemieckim, ale pomyślałem, że to jest szansa dla mnie zrobić coś dla ludzi ze Wschodu. Na początku jeździłem jeden semestr i tu, i tam między uczelniami, a później zostałem dyrektorem tego Centrum. Miałem przeprofilować Centrum: miało to być nie Centrum badań nad Polonią, a właśnie Centrum pracy dla Polonii!

Zaproponowałem różne formy kształcenia, i niektóre z nich modyfikowaliśmy, a z niektórych zrezygnowaliśmy, bo uznaliśmy, że są nieprzydatne.

Tak się złożyło, że na samym początku działalności pojechałem na Wschód i zauważyłem, że ci ludzie, którzy uczą języka polskiego, sami językiem nie władają albo bardzo słabo władają. Utworzyliśmy roczny kurs językowy dla nauczycieli ze Wschodu, żeby przez rok nauczyli się sami języka i dopiero potem uczyli swoich uczniów. Potem przerodziło się to w podyplomowe studia humanistyczne. Reaktywowaliśmy trzystopniowe studia dla nauczycieli polonijnych, żeby można było kształcić nauczycieli, dokształcać ich w zakresie metodyki, prezentować im język, kulturę.

Także do tej pory jestem przewodniczącym Komisji w Ministerstwie, która zajmuje się kształceniem lektorów i wysyłaniem ich do różnych krajów świata. Zaproponowałem im kurs humanistyczny, by najlepsi studenci z tych krajów uczący się języka polskiego mieli praktykę językową. Przyjechali do nas ludzie, z którymi nie można było porozumieć się po polsku, a byli to studenci 4 roku! Zapraszaliśmy ich tutaj na semestralne studia, a potem zrodziła się idea praktyk studenckich, chociażby wakacyjnych. Senat włączył w to jeszcze kurs folklorystyczny dla instruktorów zespołów polonijnych. Jest Letnia Szkoła Języka i Kultury Polskiej i zrobiliśmy Kurs Języka i Kultury Polskiej dla działaczy polonijnych, by mogli się doszkalać.

Od samego początku po przyjeździe do Polski starałem się rozbudować tę placówkę. Najpierw „mieszkaliśmy” w akademiku – w malutkiej siedzibie w dwóch pokojach. Udało się uzyskać fundusze i zbudować to Centrum. Wprowadziliśmy wtedy studia licencjackie z filologii polskiej dla cudzoziemców i cieszyły się one dosyć dużym powodzeniem. Dziesięć ładnych lat je prowadziliśmy, ale potem stopniowo brakowało chętnych, bo chodziło już o jakieś inne formy kształcenia. I myślimy teraz o studiach, które nastawione byłyby na tłumaczenia, które pozwalałyby zdobyć tytuł tłumacza.

Dostajemy też oferty współpracy od konsulatów na wschodzie, ale rozbiją się te rzeczy o pieniądze. Uczelnia nie może płacić w całości. Konsulaty nie mają pieniędzy, mówią, żeby Ministerstwo dofinansowało, a Ministerstwo też nie ma pieniędzy. Sporo z tym jest kłopotów, ale jednak mamy sześć form kształcenia wakacyjnego trwającego prawie przez całe lato.

W latach 1991-2011 w prowadzonych przez Centrum Języka i Kultury Polskiej dla Polonii i Cudzoziemców UMCS różnych formach kształcenia udział wzięło 8287 cudzoziemców z 75 państw na 5 kontynentach.

- Dla Pana Profesora Centrum to jest również 20 lat życia, 20 lat oddanych realizacji tak społecznych, jak i osobistych planów, 20 lat pracy. Czy jest Pan Profesor zadowolony z tego swego „dziecka” – Centrum? Czy udało się całkowicie zrealizować swoje pomysły? Czy może jakaś idea jeszcze nie została wprowadzona w życie i czeka na swoją szansę?

 - Całkowicie się nie udało, ale dużo się udało. Miałem szczęście, że udało się zbudować Centrum, wykształcić kadry. Wykształciłem dwunastu doktorów! Dwie już bronione prace naukowe - to prace ze Wschodu. Jedna praca dotyczy polskiej wsi Wierszyna (ros. Вершина) – wsi na Syberii nad rzeką Idą, położonej około 100 kilometrów na północ od Irkucka. Ciekawa rzecz, że Polacy wyjechali tam za chlebem nie przymusowo! 150 lat żyją tam gdzieś w Tajdze i już piąte pokolenie mówi po polsku.

- Centrum jako „żywy organizm”, „żywa struktura organizacyjna”, myślę, cały czas potrzebuje pewnych zmian, rozwoju. Jakie są plany na przyszłość? Strategiczne i operatywne plany rozwoju Centrum?

- Mam nadzieję, że - jeśli uda się to zrealizować - stworzymy w Nowym Jorku Instytut w ramach Centrum. To będzie Instytut nie tylko dla Polaków ze Wschodu, ale również dla Polonii całego świata, Polaków Europy i Stanów. To będą studia wyższe, gdzie ludzie będą mogli otrzymać dyplomy. Ale na razie planujemy stworzyć studia licencjackie.

Na spotkaniu z uczestniczkami „Lata Polonijnego”Na spotkaniu z uczestniczkami „Lata Polonijnego”

 Wydarzenie operatywne: są kursy przygotowujące do państwowych egzaminów certyfikatowych z języka polskiego jako obcego na poziomach B1, B2 i C2. Cieszę się, że tutaj w Centrum i UMCS jest dużo osób z Ukrainy. Ale mogę powiedzieć, jako członek Komisji Państwowych Egzaminów Certyfikatowych, że Ukraińcy na tych egzaminach są na 3 miejscu po Niemcach i Amerykanach. Język polski cieszy się coraz większą popularnością na całym świecie. I uważam, że powinno być więcej chętnych z Ukrainy zdających te egzaminy.

- Trudne pytanie: czy jest Pan Profesor zadowolony z finansowania Centrum? I jaka jest przecięta suma na jednego słuchacza?

- Finansowanie zależy od Ministerstwa i od Senatu, Wspólnoty Polskiej. Co dotyczy pieniędzy, sytuacja wszędzie jest „nie za bardzo”. Tak jest, że placówek, które zajmują się pracą polonijną, wyrosło bardzo dużo. Uważam, że nie jest to właściwe. Nikt potem nie potrafi tego dobrze skontrolować, nad tym zapanować. Gdy Wspólnota Polska miała większość w swoich rękach, to było łatwo wydawać te pieniądze na działania, które są słuszne. A teraz wygrywa ten, kto ma „lepsze dojście”. Ale pewnie wszędzie na świecie tak wygląda sytuacja finansowa...

Przecięta suma na jednego słuchacza (za samą naukę bez opłaty za akademik) w tej chwili to mniej więcej 2 tys. euro. Tak jest u nas. Natomiast na innych uczelniach jest drożej. Co dotyczy pomocy finansowej ludziom ze Wschodu (żeby mieli np. bezpłatne szkolenia), wygląda to tak, że są granty, wystawiamy kosztorysy, wnioski, które są oceniane w Warszawie. Zwykle Ministerstwo albo Wspólnota Polska pokrywają pobyt takich osób. Nasza uczelnia jest otwarta na Ukrainę. Planujemy zwiększanie liczby studentów z Ukrainy.

- Pan Profesor w ramach uroczystości jubileuszowych miał odczyt naukowy „Glottodydaktyka wobec zmian w polonistyce krajowej i zagranicznej”. Czy to znaczy, że ta metoda innowacyjna będzie wykorzystywana przy przygotowaniu nauczycieli polonijnych?

-  W ogóle myślę, że trzeba na tę metodę nauczania języka w połączeniu z psychologią, metodyką nauczania i z językami obcymi, zwrócić szczególną uwagę. Musi być instrumentalizacja polonistyki. Polonistyka na Wschodzie to nie jest taka sama polonistyka jak w Polsce. Bo często jest tak, że na różnych uczelniach żądają od polonistów i wiedzy technicznej. Różne są kierunki zapotrzebowania fachowców dla danej uczelni. A u nas w polonistyce co się dzieje? Takie specjalizacje nauczycielskie upadają. Prawda, jest specjalizacja medialna czy specjalizacja komunikacji kulturowej. Ludzi tej specjalizacji trzeba inaczej uczyć, żeby po prostu mogli działać w swoim środowisku. Przede wszystkim musimy wykształcić inaczej przygotowanych nauczycieli dla zagranicy.

- Aha, właśnie był na konferencji taki temat „Błędy i potknięcia przyszłych lektorów języka polskiego jako obcego”. Ale chyba śmiało można zamienić frazę „przyszłych lektorów” na „obecnych nauczycieli polonijnych”. Bo szczerze mówiąc, często jest tak, że nauczyciel z poza granic Polski ma nie tylko bardzo złą wymowę, ale i popełnia wiele błędów gramatycznych, ortograficznych. Nie jest to normalna sytuacja. Jak z tym walczyć?

- We Wrocławiu przygotowywany jest taki słownik błędów nauczycieli ze Wschodu. Ale my prowadzimy specjalne szkolenia lektorów. Eliminujemy takich ludzi, którzy te błędy popełniają. Zapisujemy i rejestrujemy błędy, jakie kandydaci na lektorów popełniają podczas egzaminów kwalifikacyjnych, żeby zwrócić im na nie uwagę na przyszłych szkoleniach; w jakim kierunku trzeba pracować. Gdy mamy takie kursy dla lektorów, zwracamy szczególną uwagę na te polskie „nosówki”, na szereg innych rzeczy, na spółgłoski, jeśli chodzi o fonetykę, nie mówiąc już o fleksji. Trzeba ich przestrzegać przed tak zwanymi „pułapkami komunikacyjnymi”. Bo Ukraińcom często się wydaje, że jeśli są takie bliskie formy słów ukraińskich i polskich, to znaczy można ich używać, bo „mówię po polsku, bo mnie Polak rozumie”. Ale to nie jest tak.

- Każdy nauczyciel ma być wzorcem dla swoich uczniów.

- Oczywiście, ale w tej chwili to jest bardzo trudne. Istnieje jeszcze taki brak dotrzymywania reguł. Tak niechlujna jest ta polszczyzna. Jest naprawdę ciężko znaleźć młodego człowieka, który dobrze zna metodę i wymowę. Bo kto niedobrze mówi i artykułuje, ten powinien być dyskwalifikowany. Więc staramy się zwracać uwagę na te błędy osobom, które chcą pracować za granicą.

- Jaka powinna być postawa nauczyciela polonijnego według Pana Profesora?

- To ma być człowiek otwarty na ludzi, uprzejmy, który jest pasjonatem tego, co robi. Jest dobrze wykształcony, dobrze przygotowany. Umie z innymi współpracować i jest w dobrym sensie uczulony na ich potrzeby. Reaguje na potrzeby ludzi i nie boi się trudnych warunków.

- Mam jeszcze takie kontrowersyjne pytanie na koniec. Czy wy, Polacy z Polski, uważacie nas, Polaków ukraińskich, za Polaków? Szczerze?

- Kim się Pani i inni Polacy z Ukrainy czują? Ja nigdy niczego nie narzucam osobom, które są po tamtej stronie. Ktoś może czuć się Polakiem i nie robić nic. A ktoś – odwrotnie! Jestem bardzo otwarty na te rzeczy i uważam, że czasem Ukrainiec, który jest pasjonatem polskiej kultury albo zbliżenia kultur polskiej i ukraińskiej, może zrobić więcej niż Polak, który nic nie robi.

Ja, kiedy byłem malutkim chłopcem, słuchałem opowieści rodziców w Wigilię, w Boże Narodzenie, kiedy oni ciągle opowiadali o czasach II wojny światowej, o tym, co się stało wtedy, szczególnie, kiedy na naszych terenach działała UPA. Bo dawniej przecież Polacy i Ukraińcy mieszkali w zgodzie, dopóki nie przyszli z wojną Niemcy...

Pomyślałem wtedy, że trzeba robić wszystko, żeby zbliżyć ludzi, żeby znów wszyscy żyli w zgodzie. Zawsze jest możliwość pogodzenia się i z Niemcami, i z Ukraińcami.

Czy istnieje taki problem resentymentów wzajemnych między Polakami a Ukraińcami? Może trochę - na Ukrainie Zachodniej. O ile wiem, na Ukrainie Wschodniej nie ma z tym problemów. Chciałbym poświęcić swoje życie temu, żeby wszyscy ludzie we współczesnym świecie pragnęli stworzyć taką platformę przyjaźni między Zachodem a Wschodem. Chcę działać dla porozumienia ludzi. Tam, w Niemczech zajmowałem się slawistyką, a gdy przyjechałem do Polski – germanistyką. Musimy współpracować i żyć w zgodzie.

Nasz Lublin także jest miastem usytuowanym na pograniczu kultur. Dużo planów i projektów miasta – kulturalnych, gospodarczych, politycznych, religijnych, sportowych - jest ukierunkowanych na Wschód. Centrum Języka i Kultury Polskiej dla Polonii i Cudzoziemców UMCS też aktywnie uczestniczy w tych projektach. I jeśli będziemy wiedzieć, że potrzebne są nowe projekty - zrobimy je.

- Dziękuję serdecznie za bardzo pożyteczną i ciekawą rozmowę.

Stella NESTEROWA

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України