Dziś: sobota,
20 kwietnia 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Archiwum 2015
Rozmowa z prezesem Elżbietą Molnárné-Cieślewicz
Stowarzyszenie Katolików Polskich na Węgrzech p.w. św. Wojciecha (z nr 477)


Tablica pamiątkowa na ścianie Domu Polskiego

- Jak i kiedy znalazła się Pani na Węgrzech?

- Należę do tego pokolenia, które przyjechało na Węgry za głosem serca. Będąc jeszcze w Polsce, z urodzenia i wychowania Poznanianką, podczas studiów na Akademii Ekonomicznej ukończyłam kurs dla pilotów wycieczek zagranicznych w Juventurze. Nigdy też nie miałam żadnego kontaktu z Węgrami. Chciałam natomiast, w roku 1974, pojechać z koleżanką turystycznie autostopem na Węgry. I traf chciał, że w tym właśnie roku poznałam swojego przyszłego męża. To była też pewnego rodzaju niespodzianka.

Dostałam z Juventuru grupę, która miała przyjechać z NRD do Szczecina. To miały być wczasy w Międzyzdrojach. Zajmowałam się bowiem wówczas grupami niemieckimi w Polsce, albo polskimi w Niemczech.

I ku mojemu zdziwieniu zamiast Niemców przyjechała grupa Węgrów, którzy pracowali w NRD. Organizatorem wyjazdu tej węgierskiej grupy do Polski, jak się okazało później, był mój przyszły mąż.

Później spotykaliśmy się przez okres 2 lat. I w roku 1976, już po skończeniu studiów, wyszłam za niego za mąż. Wtedy też przeprowadziłam się na Węgry. To była miłość od pierwszego wejrzenia.

Potem chcieliśmy z mężem pojechać na stałe do Polski. I ciągle żyłam tą nadzieją. Tak jest do dziś. Ciągle zastanawiamy się, czy jesteśmy już gotowi do powrotu na stałe do kraju. Może uda się nam zrealizować ten plan dopiero na emeryturze?

- Co było potem?

- Stan wojenny w Polsce, a później trudności ekonomiczne w naszej ojczyźnie, zatrzymały nas na wiele lat na Węgrzech. Potem na świat przyszły dzieci, które trzeba było wychować.

- A kiedy odkryła Pani, że w Budapeszcie mieszkają rodacy, że tam jest Polonia?

- Jeszcze w roku 1976, zaraz po mojej przeprowadzce do Budapesztu, odszukałam z mężem Polskie Stowarzyszenie Kulturalne im. J. Bema. Nie potrafiłam żyć w nowym kraju bez codziennego kontaktu z Polską. Wtedy to zaczęła się moja przygoda z Polonią węgierską, ale jako obserwatora z boku.

Później pracowałam w delegaturach polskiego handlu zagranicznego i uczestniczyłam często w zebraniach polonijnych. Dopiero jednak, kiedy w roku 1993 powstało Stowarzyszenie Katolików Polskich na Węgrzech p.w.. św. Wojciecha, włączyłam się aktywnie w życie polonijne. Miałam więcej wolnego czasu, gdyż prowadziłam własną firmę i nie byłam przywiązana do miejsca pracy.

W roku 2000, kiedy koleżanka Monika Molnárné-Sagun, która założyła to Stowarzyszenie, poszła na urlop macierzyński, to wtedy poproszono mnie, abym została nowym jego prezesem. Zgodziłam się. I już trzecią kadencję prezesuję Stowarzyszeniu Katolików Polskich na Węgrzech p.w. św. Wojciecha.


Elżbieta Molnárné-Cieślewicz
– prezes Stowarzyszenia Katolików Polskich na Węgrzech p.w. św. Wojciecha i dyrektor Domu Polskiego

Jednocześnie od końca roku 2003 jestem dyrektorem Domu Polskiego w Budapeszcie. Łączę razem te dwie funkcje, których rozdzielić się nie da, bo nasze Stowarzyszenie św. Wojciecha jest właścicielem tego domu.

- Jakie są cele i założenia statutowe Waszego Stowarzyszenia? Co Was, jako Stowarzyszenie katolickie, wyróżnia od innych organizacji polonijnych na Węgrzech?

- Aby zostać członkiem naszego Stowarzyszenia trzeba być praktykującym chrześcijaninem. Nasze Stowarzyszenie jest organizacją kulturalno-charytatywno-duszpasterską. Trzeba też uczestniczyć na co dzień w życiu polskiej parafii w Budapeszcie i promować kulturę chrześcijańską, której służą Dni Kultury Chrześcijańskiej. W tym roku to będą już XVII z kolei dni. Staramy się też organizować różne imprezy kulturalne, takie jak: wystawy, propagujące kulturę chrześcijańską szeroko rozumianą; spotkania z ciekawymi ludźmi; sympozja naukowe czy wyświetlanie filmów.

Obchodzimy ponadto wszystkie rocznice i święta polsko-węgierskie, a więc i święta narodowe. Stowarzyszenie nasze jest członkiem Rady Duszpasterskiej Europy Zachodniej, Rady Polonii Świata i uczestniczy w EUWP jako obserwator.

- Wiem, że jednym z celów statutowych Waszego Stowarzyszenia jest praca charytatywna…

- Od pewnego czasu zauważa się wielką pauperyzację społeczeństwa węgierskiego. Bardzo niskie są u nas emerytury. Wielu ludzi żyje tu na krawędzi ubóstwa. Staramy się więc pomagać w miarę naszych skromnych możliwości. Szczególnie ludziom starszym.

W bieżącym roku dostaliśmy z Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” niewielkie fundusze na pomoc socjalną dla najbiedniejszych. Organizujemy też, wspólnie z Siostrami Misjonarkami, co dwa tygodnie, spotkanie dla seniorów. Raz do roku, 11 lutego, obchodzimy też Światowy Dzień Chorego. Przygotowujemy wówczas dla zaproszonych gości obiad. W tym roku na tym obiedzie mieliśmy ok. 60 osób. Pomoc finansową na to spotkanie otrzymaliśmy też z polskiego konsulatu.

W Domu Polskim mieści się też przedszkole, które prowadzą Siostry Misjonarki i otwarte jest ono w każdą sobotę. W Domu Polskim mieści się też redakcja kwartalnika Quo Vadis – kwartalnika Stowarzyszenia św. Wojciecha i Polskiej Parafii Personalnej p.w. Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych w Budapeszcie, wydawanego dzięki pomocy Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”. Od 6 lat działa przy Stowarzyszeniu chór polonijny pod wezwaniem św. Kingi. Byliśmy już kilka razy w Polsce, koncertowaliśmy też zagranicą dla Polonii i na Węgrzech.

- Co jeszcze może Pani Prezes powiedzieć o osiągnięciach Stowarzyszenia im. św. Wojciecha?

Nasze Stowarzyszenie powstało dla rodaków jako alternatywa w stosunku do innych świeckich stowarzyszeń polonijnych. Dla ludzi chcących mieć na co dzień kontakt z kulturą chrześcijańską. Powstaliśmy również po to, aby odzyskać Dom Polski, zbudowany jeszcze przed wojną przez ks. Wincentego Danka w 1932 roku i zarządzanym przez Siostry Elżbietanki z Poznania. Działało też przy Domu Polskim harcerstwo i organizacja „Jutrzenka”.


Dom Polski w Budapeszcie

Okazało się po latach, że do oddania Domu Polskiego w ręce komunistów węgierskich przyczyniła się, w roku 1952, ambasada PRL. Władze polskie obawiały się ewentualnych spotkań opozycji uważanej przez nią za czarną reakcję.

Dom Polski udało się nam odzyskać, dzięki pomocy ludzi dobrej woli i naszym działaczom, w roku 1998. Jeszcze przed generalnym remontem odbyły się tu pierwsze dni polskiej kultury chrześcijańskiej. Zabiegaliśmy potem przez lata w Senacie RP i Stowarzyszeniu „Wspólnota Polska” o dotację na remont i rozbudowę. Środki przyznano nam w roku 2001, decyzją Senatu RP, a Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” odbudowała nam Dom Polski.

Po uroczystościach zawiązanych z poświęceniem i otwarciem Domu Polskiego wzięliśmy się za jego wyposażanie. Dużej pomocy udzieliły nam: Fundacja dla Polaków, Ogólnokrajowy Samorząd Mniejszości Polskiej na Węgrzech i Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie”. Przy ich pomocy zakupiliśmy nowe meble oraz potrzebny do codziennej pracy sprzęt komputerowy i elektroniczny oraz inne pomoce. Wsparli nas również autorzy wystaw tu organizowanych. W 2004 roku udało się nam zdobyć fundusze na adaptację poddasza, gdzie urządziliśmy pokoje gościnne. Fundusze na adaptacje strychu otrzymaliśmy od Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

- Jak wygląda finansowanie Domu Polskiego? Skąd bierzecie na to pieniądze?

- Sami nie jesteśmy w stanie utrzymać naszego obiektu. Pomagamy wynajmując gościom pokoje na poddaszu. W sprawie funduszy na utrzymanie Domu Polskiego zwróciliśmy się do Urzędu do Spraw Mniejszości Narodowych i Etnicznych na Węgrzech z prośbą o finansowe wsparcie naszego Domu.

Wspólnymi siłami udało się znaleźć sposób na jego finansowanie. Dom Polski stał się jakby instytucją Samorządu Mniejszości Polskiej, gdyż Węgrzy nie mogli wspierać organizacji cywilnej, jaką jest Stowarzyszenie św. Wojciecha.

Taki status Domu Polskiego funkcjonował do roku 2008. Wówczas, raz jeszcze, zmieniły się warunki i Dom Polski stał się odrębną, samodzielną placówką, podporządkowaną jeszcze bardziej Ogólnokrajowemu Samorządowi Mniejszości Polskiej na Węgrzech.

Dziś Dom Polski jest nadal w całości własnością naszego Stowarzyszenia Św. Wojciecha. Jeśli zaś chodzi o jego finansowanie to jest podporządkowany Samorządowi Mniejszości Polskiej, który ma coraz większy apetyt na jego zarządzanie i administrowanie. Chcą, aby Dom Polski stał się ich filią. Decyzją radnych polskiej mniejszości narodowej powołano do życia Centrum Kultury Polskiej.

Samorząd Mniejszości Polskiej na Węgrzech próbuje wymazać nazwę Dom Polski z pamięci ludzi. Mam nadzieję, że to im się nie uda. W tym celu zebraliśmy ok. 200 podpisów, aby zaprotestować.

- Czyj to jest pomysł z tym Centrum Kultury Polskiej?

 - To jest pomysł obecnej przewodniczącej Ogólnokrajowego Samorządu Mniejszości Polskiej oraz większej części polskich radnych samorządowych. Nasze stosunki z OSMPnW są dość napięte. Samorząd sam nie może nas do niczego zmusić. W ten Dom olbrzymie pieniądze włożyła Polska: Senat RP, Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” czy Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie”.

- Ilu członków liczy wasze Stowarzyszenie?

- Jest nas około 500. Posiadamy 2 oddziały na wschodzie Węgier w okolicach Miszkolca w Ládbesenyő-Andrástanya i Emőd.


Kwatera polska na cmentarzu miejskim w Budapeszcie

Wieś  Derenk została zasiedlona Polakami jeszcze w XIX wieku, a później zlikwidowana przez jej admirała Hortyego, który chciał w ten sposób powiększyć swoje obszary łowieckie. Tak doszło do powstania 2 nowych polskich osiedli w Ládbesenyő-Andrástanya i Emőd. Tam mieszkają dziś potomkowie Polaków, którzy po polsku już nie rozmawiają. Został natomiast sentyment do ich starej Ojczyzny.

- Czy Stowarzyszenie Wasze współpracuje z innymi organizacjami polonijnymi na Węgrzech?

- Mamy bardzo dobre kontakty ze wszystkimi Stowarzyszeniami i Samorządami Mniejszości Polskiej. Braliśmy udział w sympozjum zorganizowanym przez Stowarzyszenie „Polonia Nowa” kierowane przez panią Marię Felfoldi.                     

- Ilu Polaków mieszka dziś w Budapeszcie, jakie Polonica tu się znajdują?

- W Budapeszcie jest bardzo dużo polskich pamiątek. Jest tu m.in. pomnik gen. Józefa Bema i tablica jego pamięci na budynku Stołecznego Samorządu Mniejszości Polskiej na Węgrzech.

Jest też tablica pamiątkowa marszałka Józefa Piłsudskiego. Jest wreszcie parcela polska na cmentarzu miejskim i wiele ulic upamiętniających bohaterów polskich i węgiersko-polskich, takich jak np.: Sobieskiego, Kościuszki, Batorego i wielu, wielu innych. W parku koło nas jest też popiersie F. Chopina, a w Parku Ludowym Legionisty Polskiego i wreszcie w Budzie pomnik Przemyśla.

Przyjmuje się, według dawnych spisów, że na całych Węgrzech mieszka około 12 tysięcy Polaków, a w samym Budapeszcie jakieś 4 tysiące. Są jednak zwolennicy zdecydowanie niższych szacunków. Kto z nich ma rację wyjaśni tegoroczny powszechny spis ludności. Nie wszyscy się jednak dziś przyznają, że są Polakami.

Wielu z nas nie posiada nadal węgierskiego obywatelstwa, choć mieszkamy tu od wielu już lat. Ja także nie posiadam obywatelstwa węgierskiego. Zdobyć je nie jest wcale tak łatwo.

Rozmawiał Leszek WĄTRÓBSKI

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України