- Jak Ksiądz trafił do Hiszpanii?
- Po zakończeniu pracy jako rektor w seminarium naszego zgromadzenia w Poznaniu trafiłem do Alcalá de Henares koło Madrytu, gdzie znajdowała się pierwsza i jedyna placówka chrystusowców w Hiszpanii. Wcześniej, w roku 1995, ks. Tomasz Porzycki TCh - pracujący wśród tamtejszych, na podstawie adresów uzyskanych w konsulacie RP w Barcelonie zaprosił rodaków na Mszę św. do parafii Sant Felix, gdzie znajduje się kaplica Matki Bożej Częstochowskiej.
Na nabożeństwo wielkanocne przyszła wówczas blisko 30-osobowa grupa naszych rodaków z okolicy. Kolejne polskie nabożeństwo wielkanocne zostało odprawione dopiero w roku 1998 z inicjatywy ks. Artura Migasa z Alcalá de Benares w kościele św. Feliksa Afrykańskiego.
Za pozwoleniem tamtejszej kurii biskupiej, od jesieni tego samego roku, już co miesiąc, odprawiano tam polskie nabożeństwo, na które z Alcalá dojeżdżał ks. Migasa - późniejszy stały duszpasterz Polaków. Potem na polskie nabożeństwa dojeżdżali, raz w miesiącu, chrystusowcy z Alcalá. W czasie wakacji 2001 roku w diecezji Barcelona podjął pracę ks. Wiesław Bernat i to jemu ksiądz biskup powierzył duszpasterską opiekę nad Polakami w Barcelonie - stolicy Katalonii.
- Kolejnym duszpasterzem polonijnym w Alcalá był Ksiądz...
- Przybyłem tam w Wielką Środę 2006 roku. W sali zaś Stowarzyszenia Kulturalnego Katalońsko-Polskiego, także w Barcelonie, przygotowywałem dzieci do I Komunii św. Od września tego samego roku objąłem obowiązki wikariusza w parafii Santa Eulalia w L'Hospitalet de Llobregat, gdzie nadal pracuję.
- Dziś pracuje Ksiądz w duszpasterstwie polonijnym i hiszpańskim...
- Raczej katalońskim. Zacznijmy jednak od pracy duszpasterskiej z naszymi rodakami. Otóż Barcelona i jej okolice są miejscem, gdzie Polacy mieszkają stosunkowo niedawno. Są to głównie ludzie, którzy trafili tu do pracy sezonowej na kontrakty przy zbiorze truskawek. Dziś polskie nabożeństwa w Katalonii odprawiane są na stałe w dwóch kościołach: w Barcelonie i L'Hospitalet de Llobregat, gdzie jestem wikariuszem. Tam, na nabożeństwach polskich, jesteśmy z rodakami z okolicy jedynie gośćmi. Kiedy więc chcemy zorganizować nasze obrzędy Wielkiego Tygodnia czy pasterkę, musimy dostosować się czasowo do tamtejszych wiernych.
Bazylika SagradaFamilia w Barcelonie stolicy Katalonii
Nie ma więc np. możliwości odprawienia pasterki o północy - bo wtedy modlą się Katalończycy. Odprawiam więc polskie nabożeństwo wcześniej - przed katalońskim.
- Ilu Polaków mieszka dziś w Katalonii?
- Według danych konsulatu RP w Barcelonie sprzed 18 miesięcy, w całej Katalonii mieszkało około 12 tysięcy Polaków, a w samej prowincji Barcelona około 10 tysięcy.
Niestety, niewielu z nich uczęszcza regularnie na polskie nabożeństwa. W pierwszym ośrodku we Mszy św. uczestniczyło około 250 osób, w drugim około 50.
Nie oznacza to, że w polskich nabożeństwach uczestniczyły zawsze te same osoby. Odczuwaliśmy raczej stałą rotację wiernych, spowodowaną - być może - również zmianami wśród pracowników kontraktowych.
W pierwszych latach mojej pracy w L'Hospitalet de Llobregat regularny kontakt z polskim duszpasterzem utrzymywało blisko 500 rodaków. Teraz, kiedy wielu z nich powróciło do kraju w związku z kryzysem budownictwa w Hiszpanii, w którym większość z nich pracowała, liczba rodaków uczęszczających na polskie nabożeństwa spadła. Zamiast 250, w pierwszym ośrodku we Mszy św. uczestniczy 100-120 osób - w drugim zaś, zamiast 50, tylko 30-40. Oznacza to, że w życiu polskiego duszpasterstwa uczestniczy około 2 proc. katalońskiej Polonii.
- Jaki jest status wiekowy i zawodowy Polonii katalońskiej?
- W większości byli to mężczyźni - robotnicy kontraktowi, którzy stracili w ostatnich miesiącach pracę i wrócili do kraju. Kobiety natomiast, obok pracy przy zbiorze truskawek, sprzątały domy Katalończyków. Jest też od niedawna niewielka grupa młodych rodaków, wykształconych w Polsce, którzy pracują w instytutach katalońskich.
- Polonia katalońska zaczyna się organizować...
- Od roku 2000 istnieje i działa w Barcelonie Stowarzyszenie Kulturalne Katalońsko-Polskie, które powstało z myślą o upowszechnianiu kultury polskiej w Katalonii, katalońskiej w Polsce oraz szerzenia kultury obu narodów w Europie i na świecie. Stowarzyszenie zostało zarejestrowane w Katalonii i kieruje się prawem katalońskim. Należy dziś do niego ponad 70 członków - zarówno Polaków jak i Katalończyków. Jego założycielem i pierwszym prezesem był Adam Skrudlik. Od chwili swego powstania Stowarzyszenie zorganizowało lub współuczestniczyło przy organizacji licznych imprez.
- Czy ciężko było Księdzu przestawić się z pracy rektora seminarium na pracę w duszpasterstwie polonijnym i katalońskim?
- Tam pracowało się stosunkowo spokojnie, bez potrzeby wprowadzania radykalnych zmian. Będąc natomiast wikarym u Hiszpana czy Katalończyka i pracując w duszpasterstwie Polaków, którzy nie mają na to specjalnej ochoty, jest mi zdecydowanie trudniej. Dochodzi do tego potrzeba znajomości dwóch tutejszych języków: katalońskiego i hiszpańskiego, które różnią się pomiędzy sobą jak polski i czeski, albo polski i słowacki.
- Na czym polega specyfika duszpasterstwa katalońskiego?
- Region Barcelony jest bardzo zlaicyzowany. Tu, w latach trzydziestych XX wieku mieszkało najwięcej anarchistów. Tu w Barcelonie, przed wybuchem wojny domowej, spalone zostały wszystkie kościoły. Katalonia miała w okresie wojny domowej największy procent ofiar - tu zginęło około 3 tysięcy księży. W Barcelonie i Katalonii panował przez długie lata antykościelny i antyklerykalny klimat. Bycie laikiem w Katalonii, który wyśmiewa się z Kościoła, jest nadal dobrze postrzegane społecznie.
- I to wszystko dzieje się w kraju katolickim?
- Taka jest na szczęście tylko jedna strona medalu. Katalonia ma przecież także wielu swoich świętych. Kościół kataloński nadal apostołuje i się rozwija.
- Jaka jest specyfika Kościoła katalońskiego, czym różni się od Kościoła polskiego?
- Zjawisko Kościoła katalońskiego jest wyjątkowo skomplikowane. Ja pracuję na parafii katalońskiej, nie hiszpańskiej, choć wśród moich parafian większość stanowią właśnie Hiszpanie. Oni muszą się dostosować do miejscowych zwyczajów. W tutejszych parafiach zwracamy większą uwagę, niż to się robi w Polsce, na działalność Caritasu. Miejscowe parafie są bardzo zaangażowane np. w pomoc imigrantom z Ameryki Południowej i Azji. Parafie zatrudniają pracownika socjalnego, który pomaga imigrantom. Są też grupy zbierające odzież i rozdające żywność otrzymywaną od Czerwonego Krzyża.
Szokiem dla nas może być też fakt, że nie ma tu organisty ani chóru. Jest natomiast świecki lider prowadzący liturgię, który przy mikrofonie zachęca wiernych do aktywnego udziału w liturgii.
Jeśli chodzi o duszpasterstwo, to mamy tu zawsze sporą grupę przygotowujących się do I Komunii św., a potem do bierzmowania. Przygotowaniem do tych sakramentów kierują osoby świeckie. W naszym duszpasterstwie jest zaangażowanych wielu katechetów. Oni także katechizują dzieci w niewielkich 10-12-osobowych grupach. Katecheci są bardziej lub mniej przygotowani do takiej pracy.
Wszelkie próby podejmowania nowych inicjatyw z młodzieżą kończą się rezultatem zerowym. Młodzieży starszej w parafii praktycznie nie ma. Są oczywiście wyjątki. Wśród naszych wiernych przeważają ludzie starsi. Młodzi nie uznają za konieczne chodzenia regularnie do kościoła.
- Czy tęskni Ksiądz za krajem?
- Są osoby bardziej i mniej tęskniące za ojczyzną. Ja należę do tych drugich. Przy współczesnych środkach komunikacyjnych: telewizji satelitarnej czy Internecie, mam tu w Hiszpanii dużo więcej czasu śledzić, co się dzieje w kraju, niż wielu mieszkających tam na stałe.
Leszek WĄTRÓBSKI