Dziś: środa,
24 kwietnia 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Archiwum 2016
Polacy w Hiszpanii
Polska emigracja do Madrytu: dawniej i dziś


Plac Cibeles w Madrycie (Hiszpania) w stylu neoklasycznym. Na środku jest fontanna z piękną frygijską boginią płodności Kybele, w towarzystwie dwóch potężnych lwów.

Po drugiej wojnie światowej w stolicy Królestwa Hiszpanii mieszkało tylko sto pięćdziesiąt osób pochodzenia polskiego. Byli to głównie intelektualiści. Rozpoczął się wówczas pierwszy etap polskiej emigracji, który trwał do drugiej połowy lat siedemdziesiątych XX wieku. Był to bardzo długi okres ograniczenia wolności dla Polaków.

Następna faza emigracji do Hiszpanii to lata osiemdziesiąte, a Polacy osiedlali się głównie w kilku miejscach tego kraju.

Pierwszym z nich była oczywiście piękna metropolia i stolica kraju – Madryt. Druga destynacja to Avila – stare miasto o bogatej tradycji, założone przez Celtyberów w I wieku n.e. w górach kastylijskich.

 Trzecim wybranym przez naszych rodaków miejscem była słynna Segowia. I słusznie, bo jak nie pokochać miejsca niemal tak starego, jak świat. Segowia, zbudowana przez Celtów w osiemdziesiątym roku przed naszą erą, jest rozgoszczona u podnóża gór Sierra de Guadarrama. To tam jest położony słynny Alkazar – forteca z XI wieku i fascynujący stary akwedukt z czasów rzymskich (początek II wieku). Ten ostatni, niewątpliwie będący cudem architektury, skonstruowany jest z bloków granitowych, bez zaprawy, stoi na dwóch łękach (sklepieniach), wspartych na filarach. Kiedyś, to odważne dzieło budowlane transportowało wodę do miasta z górskich źródeł.

W 1982 roku w katolickim Madrycie było już czterysta osiemdziesiąt dwóch Polaków. W 1990 roku, liczba zwiększyła się do pięćset osiemdziesięciu siedmiu krajan znad Wisły. Oczywiście były to czasy zakazu wyjazdu „na Zachód”. Mimo to, w latach wielkiego strachu przed nieznanym i gorszym jutrem, nastąpiła masowa migracja zarobkowa do Hiszpanii. Większość Polaków udała się wówczas do Madrytu, gdyż postrzegano to miasto jako dogodny przystanek w drodze do Ameryki, Kanady i Australii.

Gdy w Polsce rozpoczęły się przemiany ustrojowe, zarysował się trzeci etap wychodźstwa. Stolica Hiszpanii okazała się wówczas dobrą ostoją dla ludzi z południowo-wschodniego obszaru Polski. Był to rejon niezwykle ubogi. W tym okresie moi ziomkowie osiedlali się na północy, zachodzie i wschodzie kraju Burbonów.

Czwarty okres emigracji to druga połowa lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Jest to czas, gdy Lech Wałęsa, ówczesny Prezydent Rzeczpospolitej Polski, otworzył granice państwa. Skorzystały z tego przede wszystkim ludzie biedni i o średnim poziomie życia. Półwysep Iberyjski, był postrzegany jako szansa dla ludzi w wieku przedemerytalnym, którzy wyruszyli w świat bez znajomości języka obcego.

Potem, wraz z Unią Europejską, napłynęła następna faza Polaków szukających szczęścia. W polskim kościele, w dzielnicy Pacyfiko w Madrycie, pojawiły się gromadnie młode małżeństwa z dziećmi. Zapoczątkowało to falę chrztów; dużo dzieci przystępowało też do pierwszej komunii świętej. Z kolei święcenie jajek wielkanocnych objawiało się wielkim i barwnym spektaklem, w pięknej, duchowej oprawie. Duży kościół Kapelani polskiej „Nuestra Seniora de la Paz” był za mały, by pomieścić wiernych.

W 2008 roku w Madrycie było dwadzieścia sześć tysięcy osób z mojej ojczyzny, a w całym królestwie aż sto tysięcy polskich emigrantów.

Niestety, na ciepłym Półwyspie Iberyjskim Polonia hiszpańska jest dość niezorganizowana. Polacy niechętnie angażują się w działalność społeczną. Ta postawa może być do pewnego stopnia wynikiem nieudanych przejść w ojczyźnie. Możliwe, że następne pokolenie podejmie pewien wysiłek i Polacy aktywniej zaakcentują swoją obecność w kraju słynącym z gajów oliwnych i winorośli.

W Hiszpanii obecnie zarejestrowanych jest (tylko) dziewiętnaście stowarzyszeń polonijnych. Natomiast, dla przykładu stowarzyszeń chińskich jest aż sześćdziesiąt jeden, na co wskazują dane ze statystyk z 2008 roku.

Najbardziej popularną i wiarygodną instytucją dla moich swojaków było i jest duszpasterstwo w języku polskim. Historia się powtarza, Kościół zawsze był ambasadą i pierwszą ostoją dla ludu wędrującego za pracą i nauką.

Na drugim miejscu jest oczywiście edukacja, która prowadzi – wiadomo - do wyzwolenia i wolności. Gdy zmarł Jan Paweł II, coś również umarło w polskiej emigracji. Wraz z papieżem podróżnikiem, zniknęły nadzieje na lepsze jutro dla hiszpańskiej Polonii. Rozsypały się polskie marzenia w obcej kulturze i na obcej ziemi.

Jedyne, co nam pozostało, to coroczne śpiewanie „Roty” Marii Konopnickiej w Narodowe Święto Niepodległej Polski. Śpiewamy jednak nie w Polsce, a na obcej ziemi, w zagranicznych, wynajętych domach i w naszym kościele, który choć trochę przypomina nam o ojczyźnie.

Bogumiła OLANIECKA
(Madryt)

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України