„Tego co nas łączy jest dużo więcej, niż tego co nas dzieli". Te słowa Jana Pawła można użyć w postaci swoistego epigrafu do historii Polski i Ukrainy XX wieku, a teraz już i XXI stulecia.
I jeszcze jeden cytat. „Kozacy chcą być sobie taką Holandią lub Szwajcarią…” - pisał w 1658 roku jeden z wpływowych polskich polityków o koncepcji ukraińsko-polskiego porozumienia, które zaproponował hetman Iwan Wyhowski i prozachodnie siły w jego rządzie. Dążyli oni ku temu, by polski król Jan Kazimierz uznał istnienia nowej formacji państwowej - Wielkiego Księstwa Ruskiego, które by na prawach części autonomicznej przyłączyło się do polsko-litewskiej federacji. Miało to na celu powstrzymać agresywność Moskwy; odwrócić zagrożenie osmańskie; przekształcić Ukrainę na potężny czynnik europejskiego systemu bezpieczeństwa.
Minęły stulecia. W roku 1920 podpisano umowę między Rzecząpospolitą Polską i Ukraińską Republiką Ludową, układ Symona Petlury i Józefa Piłsudskiego. W zamian za obiecaną pomoc w odzyskaniu zajętej przez bolszewików Naddnieprzańskiej Ukrainy, ukraiński przywódca zrezygnował z praw na Wschodnią Galicję na korzyść Polski. W kwietniu 1920 roku ruszyło polsko-ukraińskie natarcie na Kijów. Zdobycie stolicy Ukrainy wskutek przeciwnatarcia wojsk bolszewickich przeszkodziło zamierzonym celom.
Jednak, ukraińskie oddziały wojskowe walczyły po stronie polskiej armii, aż do końca wojny polsko-bolszewickiej, która zakończyła się w 1921 roku podpisaniem traktatu pokojowego w Rydze. W granicach II Rzeczypospolitej znalazło się ponad 5 mln Ukraińców, co stanowiło 16% ogółu mieszkańców państwa polskiego.
Starając się rozbudzić sympatię Ukraińców do państwa Polskiego, polscy przywódcy piastowali „promeistyczne” plany pogromu ZSRS i podzielenia go na państwa narodowe. W tym celu, pomagając petlurowskiej emigracji, Polacy faktycznie wspierali dążenie Ukraińców do stworzenia państwa na terytorium przedwojennej USRS. Ponadto, po porozumieniu z emigracyjnym rządem Ukraińskiej Republiki Ludowej w Armii Polskiej służyła grupa ukraińskich oficerów tak zwanych żołnierzy kontraktowych, którzy w razie wojny ze ZSRS mieli stać się trzonem kadry oficerskiej wskrzeszonej armii Ukraińskiej Republiki Ludowej.
Z chwilą wybuchu drugiej wojny światowej polscy żołnierze narodowości ukraińskiej w czasie polskiej kampanii 1939 roku sumiennie spełnili swój obowiązek służby wojskowej. Według szacunków profesora Władysława Riemieża w szeregach Wojska Polskiego było ponad 100 tysięcy Ukraińców.
A zatem, „tego co nas łączy jest dużo więcej, niż tego co nas dzieli". O tym, co dzieliło Polaków i Ukraińców, moim zdaniem, napisano znacznie więcej, aniżeli o tym, co nas łączyło. Tu wystarczy tylko przypomnieć sobie, że w II Rzeczypospolitej kwestia ukraińska była jedną z najważniejszych, z którymi wypadło się zderzyć odrodzonej polskiej państwowości. Wszystkie polskie polityczne ugrupowania były jednomyślne, co do tego, że wschodnie ziemie należy mocniej „powiązać” z Polską. Dla wcielenia w życie tego planu trzeba było przekonać w tym przynajmniej część ludności ukraińskiej. Przewidywano dwie drogi realizacji tych planów: asymilację państwową lub narodowościową.
Zwolennicy pierwszej drogi (m. in. piłsudczycy i liberalna inteligencja) wypowiadali się na korzyść zagwarantowania praw obywatelskich i autonomii kulturalnej. Program narodowościowej asymilacji przewidywał pełne podporządkowywanie mniejszości polskiemu dominowaniu. Konstytucja II Rzeczypospolitej gwarantowała równe prawa wszystkim obywatelom, niezależnie od nich narodowości. Ale, w praktyce prawa mniejszości narodowych - zwłaszcza, kiedy przy władzy znajdowali się zwolennicy asymilacji narodowościowej - często były łamane.
Ograniczano ukraińskie szkolnictwo i możliwości kariery dla ukraińskiej inteligencji, nie nadano autonomii Galicji Wschodniej, nie utworzono ukraińskiego uniwersytetu we Lwowie. Szczególne oburzenie wywołała sprawę przydzielania ziemi polskim osadnikom. Na tym gruncie kiełkowały ziarna przyszłych konfrontacji. To udzielało swoistego usprawiedliwienia rygorystycznym, bezkompromisowym wymogom i działaniom stworzonej w 1929 roku Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). W odpowiedzi polska władza zastosowała zasadę kolektywnej odpowiedzialności, prześladując wszystkich Ukraińców, niezależnie od tego, czy byli oni sympatykami nacjonalistów czy nie. Zwłaszcza dostrzegalnym było to w 1930 roku w czasie tak zwanej pacyfikacji.
Dokładnie 22 lata potem, w 1952 roku, w paryskim czasopiśmie „Kultura”, które wydawał Jerzy Giedroyc, o. Józef Majewski napisze: „Polacy lubią walczyć o sprawiedliwość i znają jej cenę, aczkolwiek, kiedy nam samym wypada odmierzać sprawiedliwość dla kogoś, przykładamy bardzo lichą i kto wie, czy nie całkiem fałszywą, miarkę”.
List ojca Majewskiego, jak wiadomo, wywołał prawdziwy skandal, zwłaszcza w środowisku polskiej emigracji. Lecz słowa te wypowiedział Polak, który przedstawił istotę mniemania Ukraińców. A zatem jeszcze jeden argument na dowód tezy Jan Pawła II: „Tego co nas łączy jest dużo więcej, niż tego co nas dzieli”
Jednak w okropnym i wielkim XX stuleciu było nie tylko to, co łączyło i dzieliło Polaków i Ukraińców, ale był też ktoś, kto czynił wszystko, byleby nasze narody nie porozumiały się i nie ukształtowały się jako narody o własnej państwowości.
Mowa tu o przedstawicielach rosyjskiego komunizmu, który wykiełkował na gruncie adaptowanego przez Włodzimierza Lenina do warunków i osobliwości Rosji marksizmu. U jego następcy Józefa Stalina rozwinęła się pewna antypolska polityczna schizofrenia. W sierpniu 1932 roku przerodziła się ona nawet w stwierdzenie, że nieomal cała Komunistyczna Partia Bolszewików Ukrainy składa się z przedstawicieli i agentów Piłsudskiego.
W latach 40. bolszewicka Rosja urzeczywistniła szereg masowych operacji, ofiarami których stali się Polacy o różnym obywatelstwie i polscy obywatele innych narodowości (w szczególności, Ukraińcy, Białorusini, Żydzi). Do 1939 roku przeprowadzone dwie zakrojone na wielką skalę represyjne kampanie, które dotknęły Polaków i wychodźców z Polski.
Było to, po pierwsze, przymusowe wysiedlenie w 1936 roku do Kazachstanu pod administracyjny nadzór NKWD 36 tysięcy Polaków -obywateli Związku Sowieckiego, stałych mieszkańców ówczesnych pograniczy Ukrainy. Po drugie, były to masowe areszty politycznych emigrantów i obywateli radzieckich w toku tzw. „operacji polskiej”, rozpoczętej na rozkaz nr 00485 Komisarza Ludowego Spraw Wewnętrznych ZSRS Nikołaja Jeżowa. On to właśnie podpisał „Tajny list o faszystowsko-powstańczej, szpiegowskiej, dywersyjnej, defetystycznej i terrorystycznej działalność polskiego wywiadu w ZSRS". Po raz pierwszy obydwa dokumenty opublikowano na Ukrainie dopiero w 1997 roku.
Jeżow polecił przeprowadzić operację, mającą na celu, w ściśle wyznaczonym terminie - od 20 sierpnia do 20 listopada - całkowitą likwidację lokalnych organizacji „Polskiej Organizacji Wojskowej” („POW”) i, przede wszystkim, jak się wyraził: „natychmiast aresztować wszystkich członków grup dywersyjno-szpiegowskich organizacji POW sabotujących w przemyśle, transporcie, sowchozach i kołchozach; wszystkich polskich jeńców, zbiegów z Polski, członków PSS i innych antysowieckich organizacji. Mniej aktywnych zesłać na 5-10 lat i meldować co 5 dni o bieżącej sytuacji. "
W całym ZSRS w myśl tzw. „operacji polskiej”, w trybie pilnym zostały rozpatrzone sprawy dotyczące 143 810 osób, osądzono 139 835 osób, rozstrzelano 111 091 osób. Jak meldowano w dniu 1 listopada 1937 roku w USRS w ramach „operacji polskiej” aresztowano 19 030 obywateli, zakończono rozpatrzenie spraw spreparowanych na 7 069 osób, 4 854 z których skazano na wyrok śmierci.
Ogółem w latach 1937-1938 pod pretekstem walki z kontrrewolucją na Ukrainie aresztowano około 50 tysięcy obywateli narodowości polskiej. Przypomnijmy, że według spisu z 1937 roku, w Związku Sowieckim żyło 636.220 Polaków, w tym na Ukrainie - 417 613.
Trzeba zaznaczyć, że cała kampania związana z „POW”, a dokładniej jej pierwsza część, rozpoczęła się nie w 1937 roku, a jeszcze w 1933 roku. Właśnie wtedy, kiedy rosyjski bolszewizm wdrażał na Ukrainie ludobójczą politykę Wielkiego Głodu. Według niepełnych danych, polityka ta kosztowała życie 4,5 milionów ludzi, przeważnie ukraińskich chłopów, którzy stanowili wówczas 80% obywateli USRS.
Mieszkaniec jednej z ukraińskich wsi pisał w liście do swoich rodziców, zamieszkujących w Polsce: „Panuje tu taka bieda, że już gorzej być nie może. Codziennie z głodu umiera 8-9 osób. Jeden drugiego zabija i zjada. Nie pomyślcie, że piszę jakieś głupoty. Piszę czystą prawdę”.
Inny świadek tych zdarzeń, który także miał rodzinę w Polsce pisał: „We wsi codziennie umiera od 10-20 osób. Jestem pewny, że nie przeżyję tego. Nieraz myślę, że lepiej byłoby zginąć gdzieś na wojnie, razem ze swoimi kolegami, aniżeli teraz tu z głodu”.
Szczególnie niebezpiecznym zjawiskiem dla reżimu stalinowskiego było to, że chłopstwo usiłowało wyjechać z okolic dotkniętych głodem. Stalinowskie kierownictwo, nie wiedząc jak poradzić sobie z masowymi wyjazdami chłopów ze wsi, 27 grudnia 1932 r., podjęło decyzję o wprowadzeniu w kraju wewnętrznych dowodów tożsamości. I od teraz nikt, bez specjalnej adnotacji w dowodzie, nie miał prawa znajdować się dłużej niż 48 godzin poza miejscem zamieszkania. Chłopi, z nielicznymi wyjątkami, nie mieli w ogóle prawa na posiadanie dowodów osobistych, a zatem, nie mogli opuszczać wsie. Milicja była zobowiązana zatrzymywać chłopów, dostrzeżonych na stacjach kolejowych i w miastach.
22 stycznia 1933 roku Stalin i Mołotow rozesłali dyrektywę organom partyjnym i państwowym, w której podkreślało się, że procesy migracyjne, które rozpoczęły się na skutek głodu wśród chłopów, organizowane są przez „wrogów władzy sowieckiej, eserów i agentów Polski w celu agitacji „poprzez chłopów” w północnych regionach ZSRS przeciw kołchozom i w ogóle przeciw władzy radzieckiej”. W związku z tym organom władzy – Państwowemu Zarządowi Politycznemu przy Ludowym Komisariacie Spraw Wewnętrznych(Г П У при НКВД) Ukrainy i Północnego Kaukazu polecało się nie dopuszczać do masowego wyjazdu chłopów w inne obszary kraju. Odpowiednie zalecenia wydane zostały służbom transportowym ZSRS.
Począwszy od jesieni 1932 i przez całą zimą 1933 roku działały tak zwane spożywcze blokady granic Ukrainy, które zorganizowano z wykorzystaniem formacji wojsk wewnętrznych i milicji. Zapobiegały one masowemu exodusowi chłopów, a znaczy i rozpowszechnieniu informacji o głodzie. Przy tym niemożliwy był również spożywczy „rewers”, to znaczy osobom prywatnym nie zezwalano bez pozwolenia państwa przywozić artykuły spożywcze z Rosji i Białorusi na Ukrainę.
Reżim przekształcił Ukrainę na osobliwe głodowe getto. Dokumenty archiwalne dają podstawy wywnioskować: właśnie tak skrupulatna organizacja egzekucji ukraińskich chłopów nadała Wielkiemu Głodowi na Ukrainie charakter ludobójstwa.
Oto co, na przykład, odnotował w swoim sprawozdaniu polski konsul generalny, który w maju 1933 roku wybrał się do Charkowa i do Moskwy: „W tej podróży najbardziej poraziła mnie różnica w wyglądzie wsi i pól Ukrainy w porównaniu z sąsiednim centralnym czarnoziemnym regionem, a nawet nieurodzajnymi peryferiami Moskwy. Ukraińskie wsie znajdują się w poważnym upadku, wieje od nich pustką, zaniedbaniem i nędzą… Kiedy nieco później znalazłem się w centralnym regionie czarnoziemnym (przede wszystkim na peryferiach Kurska i Orła), miałem wrażenie, że przyjechałem z Kraju Rad do Europy Zachodniej…”.
Terror głodem komunistyczny reżim łączył ze zmianą akcentów w polityce narodowościowej, odmową od wprowadzanej wcześniej „indygenizacji”.
Z czasem wszystkich, kto na Ukrainie pracował w sferze kultury ukraińskiej lub polskiej automatycznie zaliczano odpowiednio - do ukraińskich lub polskich „nacjonalistów” czy „szkodników”, a następnie podlegali oni fizycznemu zniszczeniu. Samobójstwami takich ważnych naczelników, jak np. Mykoła Skrypnyk i pisarzy, jak Mykoła Chwyliowyj, oraz rozpoczęciem represji przeciwko tysiącom lokalnych pracowników zakończył się na Ukrainie narodowo-komunistyczny eksperyment, zrodzony przez wojnę domową.
22 maja 1933 roku włoski konsul Sergio Gradenico w swoim kolejnym doniesieniu do Ambasady Włoch w Moskwie, szacując konsekwencje Wielkiego Głodu, napisał: „… Być może, w najbliższej przyszłości nie przyjdzie się już mówić ani o Ukrainie, ani o ukraińskim narodzie, a więc nie będzie już też problemu ukraińskiego, ponieważ Ukraina faktycznie stanie się częścią Rosji”.
Właśnie na to skierowano rozpoczętą jeszcze wcześniej politykę skierowaną na zniszczenie przedstawicieli starej ukraińskiej inteligencji. I tu warto przytoczyć wypowiedź Feliksa Dzierżyńskiego. 26 czerwca 1920 roku w liście do Lenina odesłanym z Charkowa tak opisywał on w stan spraw na Ukrainie: „Sytuacja wewnętrzna na ogół stabilizuje się… Każdy nasz uczciwy pracownik, posyłany na prowincję, znajduje tu glebę i dostrzegalne są już rezultaty. Tylko pracowników takich jest straszliwie mało. Miejscowi komuniści to jakieś oseski, żyją drobnymi interesami… W sferze mojej specjalizacji mam tu obfity urodzaj. Cała tutejsza, że tak powiem, średnia inteligencja - to petlurowcy”.
Wszechstronna komasacja „materiałów kompromitujących” przeciwko starej ukraińskiej inteligencji zaczęło się dość wcześnie, jak i równie wcześnie rozpoczęto rozpracowywanie politycznych procesów według zawczasu przygotowanych scenariuszy.
Bodajże najbardziej znanym wśród nich stał się proces „Związku Wyzwolenia Ukrainy”, który toczył się w gmachu charkowskiej opery w dniach od 9 marca do 19 kwietnia 1930 roku. Nie nadaremnie śledczy Solomon Bruk, jak wspominał jeden z oskarżonych, podczas przesłuchań powtarzał: „Musimy ukraińską inteligencję rzucić na kolana, to jest nasze zadanie - i to będzie zrobione… kogo nie zwalimy tego rozstrzelamy!”
Tak więc, proces „bezprawia” przekształcał się w tragiczną introdukcję nie tylko moralnego, lecz i fizycznego zniszczenia ukraińskiej inteligencji. I znowu był to nie nagminny sąd, a sąd nad całym okresem walki narodowo-wyzwoleńczej narodu ukraińskiego. Niektórzy oskarżeni, których zresztą starannie dobierało „GPU”, mieli symbolizować ten okres, jego filozofię, zasady światopoglądowe.
Tak więc, prześladowania i represje stały się nieodłączną częścią bytu Polaków i Ukraińców w okresie przedwojennym. Wojna do ostateczności zaostrzyła proces zniweczenia naszych narodów.
W sierpniu 1939 roku dwie tyranie podzieliły między sobą sfery wpływów od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego, od Finlandii do Bessarabii, a w szczególności despoci porozumieli się w tym, aby zniszczyć Polskę, jako państwo. 1 września 1939 roku wybuchła druga wojna światowa, a Związek Sowiecki w tym czasie był po stronie hitlerowskich Niemiec.
Na skutek porozumień z nazistami po 17 września 1939 roku ZSRS zajął znaczną część terytorium i mieszkańców ówczesnego państwa polskiego. Wejście zachodnioukraińskich ziem w skład „Wielkiej Ukrainy” i depolonizacja życia publicznego towarzyszyły temu procesowi.
Ale mówić dzisiaj tylko o tym to znaczy nie widzieć innych aspektów wspomnianych porozumień, nie rozumieć ówczesnego zawiłego tygla historyczno-politycznego.
Jurij Szpował - Prof. dr hab. historii, Instytutu Badań Politycznych i Etnonarodowych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy
Aleksander Dowżenko, uczestnicząc w eskapadzie na Zachodnią Ukrainę, w swoim dzienniku zapisał: „Cała nasza znieczulica, tchórzliwość, nasza zdrada i piłatyzm, nieoględność i głupota przewijająca się na przestrzeni całej historii połączenia Wschodniej i Zachodniej Ukrainy jest w istocie rzeczy dosadnym aktem oskarżenia, jest czymś, czego historia nie powinna nam przebaczyć, jest czymś, za co ludzkość powinno nami wzgardzić, gdyby to ona - ludzkość, myślała o nas”.
Na potwierdzenie tych słów wystarczy tylko przypomnieć sobie pozaprawne, iście bezczelne oświadczenia stalinowskiego ludowego komisarza spraw zagranicznych Wiaczesława Mołotowa we wrześniu 1939 roku na sesji Rady Najwyższej ZSRS skierowane przeciw państwu polskiemu, które, jak powiedział: „runęło pod ciosami niemieckiej, a potem i Armii Czerwonej”.
Z pewnością, najlepszym epigrafem do tego, co zdarzyło się z chwilą wkroczenia sowieckich żołnierzy na byłe polskie terytorium są słowa Czesława Miłosza o respekcie wobec Imperium: kroczą i kroczą na zachód, uzbrojeni w łuki, włócznie, na samochodach pancernych, na „gazikach",w papachach z kartoteką „wyzwolonych” krajów…",
Posiadając gigantyczne doświadczenie w walce z „wrogami ludu”, NKWD zaczęło masowe rozprawy. Grupy operacyjne NKWD i żołnierze straży granicznej (na początku października ich liczba na Białoruskim Froncie sięgała 90 tysięcy, a na Froncie Ukraińskim - blisko 105 tysięcy osób) dokonywali totalnych aresztów. Dla zastraszania aresztowanych enkawudziści szeroko stosowali selektywne egzekucje.
I chociaż Związek Sowiecki oficjalnie nie wypowiedział wojny Polsce, na dzień 6 października 1939 roku wojska Frontu Ukraińskiego wzięły do niewoli 304 334 osoby, zaś Białoruskiego - 60 202 osoby. Po zakończeniu działań wojennych areszty i zatrzymania nie ustawały, chociaż więzienia były już przepełnione.
Począwszy od grudnia 1939 roku rozpoczęto przygotowania do deportacji ludności z zachodnich regionów Ukrainy i Białorusi do północnych i wschodnich obszarów ZSRS.
Pierwszych mieszkańców wywieziono w lutym 1940 roku razem z rodzinami polskich wojskowych osadników i leśniczych. Druga fala deportacji, w kwietniu 1940 roku, objęła rodziny represjonowane.
Trzecia i czwarta odpowiednio w czerwcu 1940 i w maju-czerwcu 1941 roku dotyczyła przeważnie uchodźców. Ogółem deportowano około 320 000 osób. Dotychczas nie podliczono liczby zmarłych w drodze, w więzieniach, obozach i rozstrzelanych na podstawie różnych wyroków. Ponadto, od początku wojny sowiecko-hitlerowskiej w 1941 roku rozstrzelano tysiące więźniów i jeńców.
Szczególne miejsce w tych przestępstwach zajmują egzekucje w Katyniu. W te dni mamy szczególny powód, aby przypomnieć sobie Katyń, osiedle w obwodzie smoleńskim leżące 18 kilometrów na zachód od Smoleńska. Właśnie tu wiosną 1940 roku w uroczysku w pobliżu dworca kolejowego Gniezdowo funkcjonariusze NKWD wykonywali masowe egzekucje internowanych Polaków jesienią 1939 roku.
3 marca 1940 roku komisarz ludowy spraw wewnętrznych ZSRS Ławrientij Bieria przysłał do KC WKP(b) notatkę, w której prosił o zgodę na rozstrzelanie „śmiertelnych wrogów władzy sowieckiej”, którzy, jego zdaniem, „niecierpliwie czekają na uwolnienie, by mieć możliwość znów aktywnie włączyć się do walki przeciwko władzy sowieckiej". Do tych wrogów zaliczeni zostali polscy oficerowie, policjanci, żandarmi, strażnicy więzienni, inteligenci i właścicieli ziemscy, urzędnicy i koloniści, internowani w trzech głównych obozach jenieckich.
Do listy tej weszli także aresztowani przebywający w więzieniach Zachodniej Ukrainy i Białorusi, ogółem 21 857 osób. 5 marca 1940 roku Bieria od Politbiuro KC WKP(b) uzyskał zgodę na swoją prośbę.
Taką była geneza bestialskich mordów w Katyniu. Fakty sowieckich egzekucji uznano dopiero w 1990 roku, w czasy gorbaczowskiej „przebudowy”. Z czasem ówczesny Prezydent Rosji Borys Jelcyn przekazał Polsce część dokumentów o potwierdzających tę tragedię. W listopadzie 2010 roku Duma Państwowa Federacji Rosyjskiej przyjęła oświadczenie stosownie tragedii katyńskiej i jej ofiar, uznała, iż była to zbrodnia reżimu stalinowskiego.
Zakończyć swoje wystąpienie pozwolę sobie, nie konkluzjami, które - moim zdaniem - są zrozumiałe dla wszystkich tu obecnych. Zakończę dwoma fragmentami wierszy poświęconych ofiarom Katynia.
Ukraiński poeta Hryhorij Żuczenko, znany pod pseudonimem Jar Sławutycz, pisał:
Для вас - Катинь, Осташкове і Харків,
Нам - Винниця, і Лаз, і Биківня...
О, скільки масових могил щодня
Москва копала серед мирних парків!
Natomiast polski poeta Zbigniew Herbert pisał tak:
Tylko guziki nieugięte
przetrwały śmierć świadkowie zbrodni
z głębin wychodzą na powierzchnię
jedyny pomnik na ich grobie
są, aby świadczyć Bóg policzy
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychwstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstka ziemi
przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą smoleński las
tylko guziki nieugięte
potężny głos zamilkłych chórów
tylko guziki nieugięte
guziki z płaszczy i mundurów
Jurij SZAPOWAŁ
Prof. dr hab. historii, Instytutu Badań Politycznych i Etnonarodowych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy
(Przekład Stanisław Panteluk)