Dziś: sobota,
23 listopada 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Archiwum 2016
Na Parnasie
Szewczenko – poeta i tłumacz polskiej poezji


Jubileuszowy wieczór twórczy Stanisława Szewczenki w Domu Pisarzy Ukrainy

Stanisław Szewczenko, ukraiński poeta i tłumacz polskiej poezji, obecny w naszym życiu literackim od ponad ćwierćwiecza, znany jest przede wszystkim dzięki przekładom na język polski jego subtelnej liryki, pięknej „jak freski na ścianie podziwiane w wysokiej świątyni”. Od lat z największą przyjemnością tłumaczę jego wiersze oraz uczestniczę w spotkaniach autorskich podczas przyjazdów autora do Polski. Wielu naszych poetów mogłoby mu pozazdrościć reakcji odbiorców, zwłaszcza damskiej części. Prawda, że u nas – by sięgnąć do słownika ks. Jana Twardowskiego – „takich wierszy dziś się nie drukuje”, czytelnicy zaś niezmiennie czekają na lirykę spod znaku choćby Stanisława Balińskiego, który powtarzał, że bez elementu wzruszeniowego nie ma prawdziwej poezji. Stąd nie dziwi reakcja na wiersze jak ten, jeden z wielu – dodajmy:

Gdybyś daleka była jak gwiazda,
nie znałbym nigdy takiej tęsknoty.
Z ziemi dostępna dzisiaj jest każda
przystań wszechświata w mgławicach nocy.

Ale ty jesteś taka jak młodość,
do której nigdy już nie wracamy.
Kiedyś nie śmiałem na ciebie spojrzeć,
a dzisiaj tylko mgła między nami. 

Poezja ukraińska wyrasta z tradycji twórczości ludowej, chociaż nie jest, oczywiście, zamknięta na różnorodne nurty współczesnej sztuki słowa. Jej najbardziej własną cechą jest naturalna melodyjność, a nawet śpiewność, czego mistrzem u nas był starszy od ukraińskiego poety o ponad półwiecze Julian Tuwim. Z tym, że autor nieśmiertelnych – by sięgnąć do międzywojennej polszczyzny – szlagierów, jak „Co nam zostało z tych lat” czy „Miłość ci wszystko wybaczy”, wyraźnie rozdzielał te rodzaje twórczości.  Stanisław Szewczenko natomiast nie pisząc słów piosenek, na Ukrainie rozbrzmiewa z estrad i rozgłośni radiowych. Ale, przyznajmy, naprawdę niewiele trzeba, by wiersz zatytułowany „Na płótnach lata” stał się piosenką; granica między recytacją a śpiewem wydaje się w tym przypadku niemal nieuchwytna:

Jeszcze pełne plaże, migotliwe bary,
Ale wiatr jesienny morskie fale zmiata.
Już na płótnach lata przekwitają barwy,
Przekwitają barwy już na płótnach lata.
[...]

Jeszcze krymska jesień ciągle wiosną dyszy,
Bzy znowu zakwitły, choć w nas – żółkną liście.
Przytulimy słońce… W bezszelestnej ciszy
Wypłowieją twarze zanim zima przyjdzie.

Lecz w cieniu platanów zadrżą nasze wargi,
Skrzydłami motyli na nieznanych kwiatach!
Już na płótnach lata przekwitają barwy,
Przekwitają barwy już na płótnach lata.

I – co chciałbym podkreślić – owa śpiewność nie zawsze zanika nawet w poetyce vers libre, czyli wiersza wolnego, jak w liryku „Wspominać:

Usiąść
blisko kominka
który tli się
zaledwie
niby oliwy do ognia
dolać
smutku kropelkę
Węgielki
w mroku się świecą
jak manicure
ukochanej
żarem swym
podtrzymują
moją niezgasłą pamięć

Szewczenko, choćby jako tłumacz, porusza się wśród różnorodnych nurtów poetyckich, o czym świadczy przede wszystkim obszerna antologia poezji polskiej XX stulecia „Dlatego że są , gromadząca wiersze ponad stu autorów, od urodzonego w roku 1911 Czesława Miłosza po młodszą od naszego Noblisty o 77 lat (!), kilkunastoletnią wówczas Sylwię Wilczewską. Jeżeli dodamy, że w kręgu zainteresowań tłumacza znaleźli się z jednej strony najwybitniejsi przedstawiciele nurtu religijnego – Karol Wojtyła i ks. Jan Twardowski, z drugiej zaś poezji lingwistycznej – Miron Białoszewski, Stanisław Srokowski, Stanisław Barańczak, to nie będziemy mieć wątpliwości co do rozległości jego warsztatu translatorskiego. Trudno wyrokować w jakim stopniu wpłynęło to na własną twórczość poety, na pewno jednak skłoniło autora do refleksji na temat uprawianej sztuki, co wydają się potwierdzać liczne wiersze autotematyczne:

Wciąż coraz więcej ptaków bez głosu,
Może nie piją porannej rosy?
Czy też z jesieni pierwszym powiewem
Ktoś rzucił sieci na ptasie śpiewy?

Kiedyś chodziłem do leśnej szkoły,
Z pieśni słowika miłość poznałem.
         [...]

W polskiej poezji – powtórzmy – jest to nuta od dawna nieobecna, można powiedzieć, wręcz „Lenartowiczowska”. Ukraiński autor nie ukrywa, że źródłem jego liryki jest „pieśń słowika”, w ogóle przyroda, a więc – nawiązując do patrona nagrody – tradycja, którą u nas wyznacza Franciszek Karpiński. Szewczenko – jak z kolei pierwszy laureat nagrody, ks. Jan Twardowski – jest przekonany, że w tym zapomnianym na pozór języku wciąż można wyrażać nie tylko piękno świata stworzonego czy najbardziej osobiste uczucia, ale i ważne problemy współczesne, co napisał z ogromną prostotą w jednym z wierszy:

Nasza epoka zwichnięta,
poeci obcy się stali,
lecz krzyżowymi rymami
wciąż uświęcają jej ściany.

Kiedy to będzie – dziś nie wiem,
jednak odnajdę się w czasie,
bo oprócz słowa nic nie mam
przyszłym czasom na zasiew.

Zwraca uwagę agrarna metaforyka poetyckiego przesłania, bliska wspomnianemu Franciszkowi Karpińskiemu. U nas zbyt łatwo chyba zgodziliśmy się, że czas podobnych odwołań minął bezpowrotnie. Autor tych słów nie ma wątpliwości, co jest fundamentem uprawianej przez niego sztuki:

        [...]
Bezskrzydłe słowa spod piór wychodzą,
Są tylko ptaków braćmi po piórze.

Wszystko przeminie tak jak stulecia,
W których już skrzypią bramy nienowe.
Gdy nas gałązka prawdy oplecie,
Skrzydła wyrosną znów naszym słowom.

Wśród zmienności wszystkiego, co nas otacza, są prawdy fundamentalnie, niezmienne. Trzeba umieć je dostrzec. Jest to w istocie najważniejsze powołanie poezji. Anna Kamieńska, poetka i wybitna eseistka, w książce „Na progu słowa” napisała:

„Natura prawdy poetyckiej wydaje się prosta. Najtrwalszymi odkryciami poetów są prawdy podstawowe, wartości pierwsze i niemal oczywiste. Poezja nie gardzi też oczywistością i jej się nie boi. A tylko, jak pragnęła Simone Weil, dociera do coraz głębszych pokładów prawd powszechnych i oczywistych, usiłuje je coraz pełniej rozumieć przez egzystencję, przez własny los.”[1]

Dlatego, by raz jeszcze odwołać się do tej autorki, poezja to „zwykła droga ludzkiego życia. [...] Ważna jest prawda. Własna prawda. Ale na czym polega prawda w poezji? [...] przypomina poznanie religijne. I tak jest wpisane w nasze wiersze, jak doświadczenie życia wpisuje się w rysy twarzy i zmarszczki rąk.”  

      *     *     *

Stanisław Szewczenko urodził się 23 maja 1947 roku we wsi Grabów koło Czernihowa (Wschodnia Ukraina), gdzie spędził dzieciństwo i wczesną młodość. Ojca prawie nie znał, gdyż zmarł wkrótce po przyjściu syna na świat. Wychowywał się pod opieką matki-nauczycielki oraz dziadka Iwana Szewczenki. Po latach obojga utrwalił w swojej poezji; matkę w tym zwiewnym, „Jesieninowskim” liryku:

Jeszcze przed piątą zbudź mnie, matko,
nim stado wznieci kurz na drogach,
gdy malwy rosą myją płatki
i spływa z nich najczystsza woda.

O piątej bocian wzniósł się w górę,
skrzydłami rozbił nieba błękit;
niby koszulka dziecka, z której
wyrosłem nawet nie wiem kiedy.

Bardzo ważną postacią we wczesnym okresie był dziadek, zastępujący jednocześnie przyszłemu poecie także ojca. Ile mu zawdzięcza, ujawniają wiersze przywołujące czas dzieciństwa, jak ten zatytułowany „W gwiazdozbiorze Pasiek”: 

Z siatką na głowie – niby zjawa z bajki,
maleńki chłopiec, jak groszek zielony,
pierwszy raz z ula wyciągałem ramki;
dziadek z kadzidłem czuwał pochylony.

I żadna pszczoła mnie nie ukarała,
tylko krążyły, barwiąc świat złociście,
anioł na skrzypkach grał, a ja słuchałem,
pszczele skrzydełka szumiały jak liście.

Do tamtych czasów powracam w pamięci,
gdy moja ręka, staranna choć mała,
aż cztery ramki z miodem wolno kręci
w wirówce, z której żmijka wyciekała.

I płynął zapach, leciutki jak płatek,
słodki, kuszący, uderzał do głowy,
w trawę opadał jak mgła, sycił kwiaty...
miodowy wietrzyk, wietrzyk miodowy.

Takiej błogości więcej nie zaznałem,
ten raj na ziemi pamiętam szczęśliwy,
[...]

Jednoznaczne metafory i obrazy poetyckie: „raj na ziemi”, „żadna pszczoła mnie nie ukarała”, „anioł na skrzypkach grał, a ja słuchałem”, mówią wszystko o tamtych latach, sierocych przecież, ale spędzonych na wsi, w otoczeniu przyrody, wśród kochających osób, jedynych i niezapomnianych – „Takiej błogości więcej nie zaznałem...”           


Pogadankę, poświęconą twórczości Czesіawa Miіosza, prowadzi Stanisław Szewczenko

Tamtym doznaniom poeta zawdzięcza ogromną wrażliwość, umiłowanie ojczystej przyrody i przekonanie, że ład w niej panujący jest jedynym wzorem godnym naśladowania. W naturalny też sposób pozostał człowiekiem religijnym, otwartym na tajemnicę i chętnie sięgającym za – w dosłownym i metaforycznym sensie pojmowaną – linię horyzontu.

Swój światopogląd budował na przekonaniu o harmonijnej równowadze między światem doświadczanym za pomocą zmysłów a transcendencją, co znakomicie wyraził w innym – powiedziałbym – pogłębionym poetyckim zapisie powrotu na wieś do domu dziadka:

Gdzie stała kądziel – pusto teraz,
pamięć jedynie przędzie myśli,
jak pajęczynę, co się zbiera
pod belką, tkana w martwej ciszy.

W okienku śliwa się odbiła
czy może okno w jej owocach.
Smugi na szybie przyprószyło
słońce, rzucając garście złota.

W drgających pyłkach wraca przeszłe
i widzę wszystko jak na jawie,
gdy, mały chłopiec, tutaj wszedłem,
ostrożnie siadłem gdzieś na ławie.
        [...]

I rozwija autor przed nami, niby film wyświetlany na ekranie białego płótna, miniony czas i rzeczywistość, z której wprawdzie wyrósł, ale nigdy jej nie zapomniał; której nie zatarły ani studenckie lata w stolicy, ani późniejsze doświadczenia:  

        [...]
Jak łza wezbrana, co na wietrze
nie spada, ale drży niepewnie,
świeci rozpięte na powietrzu
płótno utkane, białe, zwiewne.

Chciałbym je z bliska dotknąć dłonią...
Lecz sam nie jestem, chociaż pusto.
Z ikony oczy Boga płoną,
Na stole kurz i zimne łóżko.

Gałązka zastukała w szybę,
wiatr listeczkami jej potrącał:
„Dni kiedyś były tu szczęśliwe,
noce rozjaśniał blask miesiąca.
        [...]

Kto to? Nie widzę wszak nikogo,
a tak bym podziękował chętnie.
Czuję na sobie oczy Boga
i drzwi do sieni niedomknięte.
[...]

Naprawdę, jest tu coś z poezji wspomnianego na początku tego szkicu Stanisława Balińskiego, który ostatni u nas potrafił wskrzeszać zapoznaną przeszłość „ogrodów romantycznych”, starych dworków, czegoś ledwie przeczuwanego, a przecież realnego, miejsc, w których człowiek może „poczuć się bliższym siebie”. Poeta słyszy głosy, które szepczą o minionym, o świecie jak z pięknych baśni opowiadanych w dzieciństwie przez dziadka. Wszystko to dzieje się w namacalnie odczuwanej obecności Boga, konkretnie – płonących z ikony Bożych oczu. W pustym domu pozostała święta ikona! Jej nikt nie ważył się wynieść. Dopóki ona tam jest, trwa dom, nawet opuszczony. I Ktoś nad nim czuwa...

Poeta, jak wielu przed nim i po nim, w pewnym momencie wyruszył w nieznane, ale nigdy nie zapomniał – powtórzmy – o „płonących z ikony oczach Boga”. Ukształtowana wówczas wizja świata i idące za nią przekonania okazały się na tyle mocne, że nie zdołała ich naruszyć indoktrynacja, jakiej poddawano młodzież w Związku Sowieckim w szkole i organizacjach młodzieżowych.

Nie bez znaczenia były zapewne studia matematyczne, które ukończył na Uniwersytecie Kijowskim. Matematyka z natury rzeczy nie jest podatna na wszelkiego rodzaju ideologię. Ponadto nic tak jak ta dyscyplina nie kształtuje wyobraźni; oczywiście pod warunkiem, że nie jest to – by powtórzyć za Platonem – matematyka „łokcia i wagi”, lecz ta, słusznie nazywana wyższą, operująca pojęciem przestrzeni i granicy. Umysł matematyczny w istocie jest zaprzeczeniem bodaj wszystkiego, co stworzył system sowiecki.

Po otrzymaniu dyplomu przyszły poeta rozpoczął pracę naukową w wyuczonej specjalności. Zrezygnował z niej jednak i rozpoczął współpracę z kinematografią ukraińską pisząc scenariusze filmów popularnonaukowych i dokumentalnych, by ostatecznie poświęcić się poezji, której nigdy nie zarzucił.

Niestety, musiały upłynąć lata zanim jego wiersze mogły pojawić się w druku. Na przeszkodzie stanęła niesłychanie zbiurokratyzowana machina życia kulturalnego w byłym ZSRS. Jedyną w zasadzie przepustką do literatury była przynależność do kół młodych przy związku pisarzy, opieka „zasłużonych” literatów, wreszcie moskiewski Instytut Literacki im. Maksyma Gorkiego.

Ale i na tym nie kończyła się droga na ówczesny Parnas. Od pisarzy, zwłaszcza od poetów, oczekiwano stosownych deklaracji, utworów jednoznacznie sławiących „postępowy” ustrój, jego twórców i „epokowe” wydarzenia. Bez takiego „wiersza-pociągu” trudno było myśleć o wydaniu zbiorku poetyckiego.

    
Autor artykułu Waldemar SMASZCZ - polski historyk literatury, krytyk, eseista, tłumacz
     

Dlatego dopiero w roku 1986, już w zmienionych warunkach gorbaczowowskiej „pierestrojki” i „głasnosti”, ukazał się jego debiutancki tomik „Środek rzeki, kiedy autor – używając znanego u nas określenia – dawno przestał być „pięknym, dwudziestoletnim”. W kilka lat później poeta wydał tom „Wiara i zwątpienie”, świetnie przyjęty zarówno przez czytelników, jak i krytykę. Panuje przekonanie, że skalę talentu autora ujawnia właśnie drugi tom. Nierzadko bowiem zawiera jedynie „remanenty” poetyckie, wiersze, jakie nie weszły do debiutanckiego zbiorku. W tym przypadku był to tom niebywale wzbogacający profil artystyczny autora.

„Wiara i zwątpienie” to prawdziwa księga poezji, ukazująca twórcę nie tylko w pełni dojrzałego, ale i zanurzonego we własnym czasie. Nie tyle wszakże w sensie publicystycznym, lecz znacznie głębszym, pozwalającym odczytywać znaczenia dostępne jedynie poznaniu poetyckiemu:

Martwi wstydu nie mają…
                         Słowo o pułku Igora

Trwają zniszczone przez słoty
Cerkwie ze strąconymi krzyżami…
Spustoszone świątynie przyrody,
A winni, jak zawsze, nieznani.

Wypominkami bory wzbierają…
Chemiczny deszcz nas nie dziwi.
Było już – martwi wstydu nie mają,
A teraz – żywi!
    *     *     *

Od czasu przyjazdów do Polski Stanisław Szewczenko zaczął tłumaczyć naszą poezję, a w jego wierszach coraz częściej pojawiała się polska tematyka. Pierwszy z takich utworów poświęcił autor białostockiemu poecie Wiesławowi Kazaneckiemu, którego wprawdzie nie zdążył poznać, ale od początku uważał go za wyjątkowo bliskiego sobie autora najwyższej rangi. Nie jest tych wierszy zbyt wiele, jednak bodaj każdy zasługuje na skupiona lekturę i głębsze zainteresowanie, jak choćby „Święto poezji”:

W gogolińskim kościele
w różnych językach
rozbrzmiewały wiersze.
Poezja –
Bożym darem przecież.
Na ołtarz padały
promienie czystych słów.
Organy powtarzały
jak echo:  
Jeden jest Bóg
Jeden jest Bóg

Czytanie wierszy w kościele, popularne u nas zwłaszcza w latach stanu wojennego, w tym przypadku nabiera innego charakteru. W każdym razie pod piórem ukraińskiego poety, który doskonale odczytał uniwersalny sens tego zdarzenia, przywodzącego na myśl fragment „Dziejów Apostolskich” mówiący o „Zesłaniu Ducha Świętego” (Dz, 2 1-13). Poezja, mimo że czytana „w różnych językach”, w istocie – jako „Boży dar” – jest naszą wspólną mową. To szczególne miejsce sprawia zaś, że słowa stają się czyste, a nawet opromienione, i takie padają na ołtarz, miejsce, na którym chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Zbawiciela. Wtórują im organy, powtarzając „jak echo”: „Jeden jest Bóg / Jeden jest Bóg”. Świątynia i wypowiadane w niej – powtórzmy – „czyste słowa” sprawiły, że powstała ewangeliczna wręcz wspólnota zebranych. Czytając ów wiersz mamy wrażenie, że uczestniczymy w czymś niezwykłym, w misterium sięgającym sacrum.  

Utwór w sposób doskonały łączy problematykę religijną z polskimi motywami. W czasie pobytu poety na stażu w Uniwersytecie Jagiellońskim powstał bliski omawianemu wiersz „Dzień Zmarłych w Krakowie”:

Idę aleją kasztanów,
liście płoną pożegnaniem,
i świecami, i lampkami,
całym smutkiem przemijania.

Jak pątniczy szlak w Kijowie
na Wawelu dzień żałobny.
Wiatr angielskie niesie słowa
pośród szeptów polskich modlitw.

Idą do Bożego Domu,
do królewskich idą progów.
Ja – do krypty Mickiewicza
i do Słowackiego grobu.
[...]

Poeta, zauważmy, nie mając w Krakowie grobów bliskich zmarłych, idzie do krypty Mickiewicza i Słowackiego, by pomodlić się za ich dusze. Sięgając zaś szerzej do jego twórczości, znajdziemy w niej również teksty badawcze związane zwłaszcza(chociaż nie tylko) z naszymi poetami wywodzącymi się z ziem niegdyś należących do Polski, a obecnie znajdujących się w granicach Ukrainy.

 *     *     *

W tej, z konieczności, skrótowej prezentacji dokonań Stanisława Szewczenki na osobne omówienie zasługują jego zainteresowania osobą i dziełem Karola Wojtyły – Jana Pawła II, które zaowocowały przekładem niemal pełnej twórczości Ojca Świętego na język ukraiński. Poeta już na początku swoich prac przekładowych z języka polskiego zainteresował się poezją Karola Wojtyły, zwłaszcza poematem mistycznym „Pieśń o Bogu ukrytym”. W roku 1991 gościł w Białymstoku tuż przed przyjazdem papieża. Atmosfera oczekiwania, dekoracje, okolicznościowe wydawnictwa, rozmowy, wszystko to niebywale poruszyło jego emocje, czemu dał wyraz w opublikowanym w białostockiej prasie szkicu „Fascynująca postać Jana Pawła II”. Pisał w nim:

 „W czasach imperium sowieckiego jeżeli pisano u nas o rzymskich papieżach, to wyłącznie źle. Wiele takich artykułów ukazywało się w prasie na terenie byłego ZSRS. Czytając je, zastanawiałem się, co takiego mogli zrobić ci ludzie, że wywołują w naszych partyjnych kręgach tyle niechęci. Nie kierowali przecież państwem w potocznym tego słowa znaczeniu, a zajmowali się sprawami Kościoła i przypominali ludziom, że powinni żyć według określonych zasad religijnych.

Dopiero po wyborze Jana Pawła II sytuacja ta uległa zmianie. Nie było życzliwości, ale też nie obwiniano go o różne złe rzeczy, jak wcześniejszych papieży. To, że Ojciec Święty był Słowianinem i sprawował władzę w całym Kościele Zachodnim, działało nawet na ludzi zupełnie areligijnych.

Ale dopiero od zamachu na Placu św. Piotra możemy mówić o prawdziwej odmianie stosunku do papieża. Po raz pierwszy pojawiły się w publikacjach wyrazy solidarności i współczucia dla człowieka, którego dotknęła ślepa nienawiść. Nikt nie odważył się na słowa dystansu do tej tragedii. Przeciwnie, podkreślano niezwykłą postawę Jana Pawła II, jego wielkoduszność. Niewielu potrafiłoby wybaczyć własnemu niemal zabójcy, a papież od razu to uczynił. Wtedy chyba można było odczuć nawet sympatię do mało u nas znanego Ojca Świętego.

Przez te wszystkie lata oglądałem postać Jana Pawła II z perspektywy państwa sowieckiego. Nie wyjeżdżałem wówczas z Ukrainy, nie miałem dostępu do innych źródeł niż nasze, poddane totalitarnej kontroli. Ale twarz tego nieznanego mi człowieka wyrażała dobro, miała w sobie coś, o co u nas tak trudno – szczerość i życzliwość dla wszystkich. [...]

W ostatnich dniach maja 1991 roku przyjechałem na zaproszenie Waldemara Smaszcza do Białegostoku. Wszyscy wtedy żyli oczekiwaniem na Ojca Świętego. Nie można było nie zauważyć, jak wielkie poruszenie w Polakach wywoływało to wydarzenie. Ludzie rozmawiali o tym, cieszyli się i nie kryli swojej radości. Ja zaś nawet mimowolnie odnosiłem to do naszych realiów i musiałem stwierdzić, że mimo dokonujących się przemian, taka atmosfera byłaby u nas niemożliwa.

W Polsce dekorowano nie tylko ulice, miejsca, gdzie miał przejeżdżać papież i odprawiać Msze św., ale domy i mieszkania. W oknach widziałem portrety Jana Pawła II, święte obrazy, chorągiewki. W księgarniach i kioskach było wiele publikacji związanych z papieżem. Ukazała się książka o młodzieńczych latach Karola Wojtyły, a nawet omawiająca jego hobby. Pisano, że lubił grać w piłkę, że wakacje spędzał ze studentami na kajakach i bardzo lubił jazdę na nartach.

Nigdy nie czytałem nic podobnego o zwierzchnikach cerkwi prawosławnej. Nikt nawet nie myślał o nich w takich świeckich kategoriach, jakby w ogóle nie mieli życia prywatnego. Teraz dopiero zrozumiałem, dlaczego Jan Paweł II spotyka się z taka miłością wśród młodzieży, która z radością tłumnie przybywała na spotkania z nim. Był jednocześnie autorytetem i kimś bardzo bliskim. Takie pogodzenie dwóch na pozór wykluczających się sytuacji czyniło z niego postać naprawdę fascynująca, niepowtarzalną.”

Poezje Jana Pawła II znalazły się we wspomnianej tu antologii „Dlatego że są”, której pierwsze wydanie ukazało się w roku 1996. Szewczenko na tym nie poprzestał i przystąpił do wytężonej pracy przekładowej, zachęcony możliwością wydania książki w związku z planowaną pielgrzymką Ojca Świętego na Ukrainę. Uzyskał ponadto stypendium Kasy im. Mianowskiego na przyjazd do Polski, dzięki czemu mogliśmy bezpośrednio współpracować przy tym przedsięwzięciu wymagającym różnorodnych odwołań teologicznych, filozoficznych i historycznych.

Ostateczny wynik okazał się wręcz imponujący. Tom objął wybór najwcześniejszych utworów: wiersz „Nad twoją mogiłąoraz fragment cyklu „Sonety; całość „Pieśni o Bogu ukrytym”; poematy „Matka”, „Myśl jest przestrzenią dziwną”, „Kamieniołom” oraz fragmenty „Profili Cyrenejczyka i Kościoła”; fragmenty „Wigilii wielkanocnej 1966” oraz w całości: „Myśląc Ojczyzna”...i „Stanisław”.

W słowie Od tłumacza Stanisław Szewczenko pisał m.in.:

„Z poezją obecnego Ojca Świętego zetknąłem się w czasie moich prac translatorskich. Na początku lat dziewięćdziesiątych przygotowywałem antologię współczesnej poezji polskiej. Obok nazwisk tak znanych, jak Czesław Miłosz, laureat Literackiej Nagrody Nobla, Tadeusz Różewicz, Zbigniew Herbert czy Wisława Szymborska – wówczas jeszcze nie noblistka, przyjaciele wskazali mi ks. Jana Twardowskiego, którego liryka zrobiła na mnie ogromne wrażenie swoją prostotą i metafizyczną głębią zarazem. Kapłan piszący wiersze – z perspektywy literatury ukraińskiej było to coś niezwykłego! Okazało się jednak, że w Polsce wielu księży łączy powołanie do służby Bogu z twórczością poetycką; wśród nich jest nawet... zwierzchnik Kościoła katolickiego, który od wczesnej młodości pisał wiersze i dramaty.

Osoba Jana Pawła II od dawna przyciągała moją uwagę, ale przez długi czas niewiele o nim wiedziałem. [...]

Starając się jak najwięcej o dowiedzieć o tym niezwykłym człowieku, dotarłem, oczywiście, do jego poezji. Zacząłem czytać wiersze, które okazały się i trudne, i odmienne od znanej mi twórczości innych polskich autorów. Nie zrezygnowałem jednak z lektury, a nawet podjąłem próby przekładu. Poezja przecież ukazuje człowieka od strony niedostępnej innemu poznaniu. Byłem przekonany, że poprzez wiersze dowiem się czegoś istotnego o autorze”.

I to właśnie przedsięwzięcie translatorskie sprawiło, że ukraiński poeta otrzymał nagrodę Franciszka Karpińskiego jako jedyny dotąd pisarz zagraniczny.       

Waldemar SMASZCZ

Od redakcji:
Wszystkie cytowane tu wiersze Stanisława Szewczenki podane są tłumaczeniu Waldemara Omaszcza

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України