Dziś: sobota,
23 listopada 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Archiwum 2020
Represje
W tych okrutnych czasach


Konferencję prowadził b. prokurator wojskowy pułkownik w st. sp. Andrzej Amons

28 lutego w ścianach stołecznej biblioteki im. Gogola odbyła się konferencja pt. „Losy Polaków deportowanych do obwodu archangielskiego. Luty 1940”.  Z przejrzyście usystematyzowaną informacją na ten temat wystąpił członek zarządu Kijowskiego Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego im. A. Mickiewicza Andrzej Amons - weteran organów prokuratury, pułkownik w st. sp. były kierownik Departamentu Rehabilitacji Prokuratury Wojskowej centralnego regionu Ukrainy.

Pan Andrzej zapoznał zebranych z genezą i przebiegiem deportacji, przytoczył akty prawne związane z wysiedleniem obywateli polskich oraz przedstawił unikatowe dokumenty i dane z różnych archiwów rosyjskich i ukraińskich, fakty i zdjęcia ilustrujące warunki ich pobytu na zesłaniu, opowiedział o losie swojej rodziny, którą również razem z wieloma polskimi rodzinami, deportowano do Okręgu Ustjanowskiego w obwodzie archangielskim, na obszary wiecznej zmarzliny do najbardziej na północ wysuniętego terenu Eurazji.  

W opisywanym przez niego przypadku miejscem zamieszkania przesiedleńców stały się baraki, zbudowane w lesie nieopodal osiedla, służące, jeszcze niedawno, jako więzienie dla prześladowanych obywateli ZSRS. O ucieczce nie było mowy, dookoła był gęsty las, a w nim leżał 2-metrowy śnieg.

–  W tych lasach działy się takie rzeczy, że tylko Bóg jeden wie... Tu nawet nie było gdzie uciec. Bez szans. Wtedy dróg w ogóle nie było, wzdłuż kolei od razu złapią, a po tajdze bez szans. Jeśli nie masz broni, to po tobie – opowiadał znający losy polskich zesłańców Władimir Strumieński, Rosjanin polskiego pochodzenia, potomek polskich emigrantów z XIX w.

Warunki pobytu na miejscu zesłania były nadzwyczaj ciężkie. Głód, chłód, ciężka praca przy wyrębie lasu, pod nadzorem enkawudzistów, stwarzały koszmarne trudności. Wielu nie wytrzymywało tego napięcia. Zmarłych chowano w lesie na starym cmentarzu, w tym samym miejscu, gdzie wcześniej zakopywano zmarłych więźniów.

Dopiero po sierpniowej amnestii 1941 roku warunki pobytu w obozie zmieniły się nieco. Wtedy też zaczęto sporządzać listy Polaków na powrót z zesłania.

Niezwykle wyraziste i wzruszające opisy z wywózki na zesłanie do obwodu archangielskiego i warunków egzystencji na tamtejszej katordze pozostawili nam polscy tułacze:

MARIA GILECKA (luty 1940)

„Wagon wewnątrz po ciemku wydał się biały jakby pobielony, a to był mróz na ścianach i suficie. W wagonie były już 4 rodziny razem, było nas 33 osoby. Wagon bydlęcy bez oświetlenia. Po obu stronach rozsuwanych drzwi były nary, małe zakratowane okienka, na środku blaszany piecyk („ciepłuszka”) i dziura wycięta w podłodze dla załatwiania potrzeb fizjologicznych. W czasie jazdy i na niektórych postojach drzwi wagonu były zamknięte i zablokowane od zewnątrz. Otwierano je na stacjach etapowych dla dostarczenia wody i ewentualnie zupy”.

FELICJA KONARSKA (luty 1940)

„Postoje były również i po to, by wynosić z wagonów trupy, bo niestety ludzie umierali. Czasami wynoszono kobiety, które miały lada moment rodzić. Wtedy po raz pierwszy słyszałam krzyki rodzących kobiet. Na noszach zobaczyłam naszą dalsza sąsiadkę p. Nadię, też niesiono ją do szpitala na poród, ale na „posiołek” przyjechała bez dziecka. Umarło. Przeważnie kobiety dosyłano do mężów na „posiołki”, ale bez noworodków, podobno wszystkie umarły. Zresztą jak mogły żyć?

 (...) Weszliśmy smutni do baraku i staliśmy bezradni, to nie był dom dla nas, to był wspólny, z ohydnymi narami, pusty barak. (...)
Byłam przygnębiona i apatyczna. Niczego mi się nie chciało. Nie byłam jeszcze całkiem zdrowa. Położyłam się i błyskawicznie zasnęłam.
W środku nocy zbudziło mnie głośne szlochanie. Od razu otrzeźwiałam, serce waliło mi jak młot, bo… to płakała mama. (...) Nie wiedziałam co się stało. Na wszystkich pryczach pozapalano lampki, okazało się, że nikt z dorosłych nie spał. Ciągle nie wiedziałam o co chodzi, aż tu nagle przy zapalonej latarni zobaczyłam niezliczony rój czerwonych, ohydnych robaków pełzających po pościeli, poduszkach, kołdrach, suficie i gdzie spojrzałam, wszędzie łaziły te robaki.
- “Co to?” - krzyknęłam przerażona (...)
- “To pluskwy” - odpowiedział Fajfer, nasz sąsiad z dołu. (...)

Patrzyłam na to ruszające się i pędzące gdzieś paskudztwo z obrzydzeniem i wstrętem. Było po prostu czerwono od nich. Mama najpierw je tłukła, potem rozcierała jakąś szmatą, a kiedy stwierdziła, że nie da im rady, załamała się i rozpłakała

MARIA ŁAWIŃSKA (1940–1941)

Pewnego razu do Solugi przyszły wagony do „nagruzki”. Jeden z wagonów miał napis „Lwów” i orła białego wymalowanego na deskach, widocznego jeszcze, choć zamazanego. Wszyscy, ile nas tam było, zbiegliśmy się, dotykaliśmy napisu i rysunku, tuliliśmy się do nich i szlochali tak, że chyba Pan Bóg w niebie słyszał.

ZDZISŁAW RATAJ (1940–1941)

Pamiętam do dziś, że moim marzeniem było najeść się do syta prawdziwego chleba. Czułem jego zapach na jawie i widywałem go w snach. Przy słowach modlitwy “chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” męczyłem się okropnie i nie byłem w stanie wymawiać dalszych słów.

Liczba obywateli polskich wywiezionych w głąb ZSRR od lutego 1940 roku do czerwca 1941 do dziś budzi kontrowersje. Źródła NKWD podają, że deportowano około 330-340 tys. osób. Związek Sybiraków przedstawia dużo wyższe dane. Według jego szacunków, z ziem wschodnich RP wywiezionych zostało ok. 1,3 mln osób. Celem sowieckich deportacji była eksterminacja elit oraz ogółu świadomej narodowo polskiej ludności. Miały one rozbić społeczną strukturę, dostarczając jednocześnie totalitarnemu sowieckiemu imperium siłę roboczą.

Organizatorem konferencji było Kijowskie Polskie Kulturalno-Oświatowe Stowarzyszenie im. A. Mickiewicza, przy wsparciu Centrum Nauki Języka Polskiego POLONISTA CENTER. Wśród przybyłych gości znaleźli się przedstawiciele Kijowskiego Polskiego Zgromadzenia ZGODA im M. Malowskiego. Wydarzenie zaszczycili także swoją obecnością aktywiści Stowarzyszenia Niemieckiego, którzy podzielili się równie ciekawą informacją na poruszany temat.

Antoni KOSOWSKI

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України