Dziś: sobota,
23 listopada 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Archiwum 2022
STOWARZYSZENIE „MI-GRACJA” NA RZECZ SOLIDARNOŚCI Z UKRAINĄ


Rozmową z Kateriną Zavizhenets (przewodniczącą) i Sofiią Tsariv (sekretarzem) szczecińskiego Stowarzyszenia

- Od końca lutego br. - tzn. od chwili wybuchu wojny, musieliście zająć się rozwiązywaniem nowych problemów związanych z dużym napływem ukraińskich uchodźców wojennych do Szczecina... 

- Musieliśmy codziennie, od rana do wieczora, wspierać rzeczowo naszych uchodźców. Zbieraliśmy dla nich dary i szybko je rozdawaliśmy. Wydajemy je nadal dla nowo przybyłych z Ukrainy - w specjalnie przygotowanych pakietach z żywnością, kosmetykami, chemią. Do naszego punktu przychodzą nadal tysiące ludzi. Udzieliliśmy wsparcia rzeczowego ponad 8 tys. ukraińskich rodzin, sprawdzając przy wydaniu pakietów pomocowych ich paszporty i pieczątki przekroczenia granicy. Jeżeli granica ukraińsko-polska została przekroczona po 24 lutego, to znaczy, że są naszymi beneficjentami kwalifikującymi się do pomocy humanitarnej. Wielkość przekazywanych przez nas - i naszych wolontariuszy pakietów, uzależniona jest ciągle od ilości ludzi w rodzinie. Dla rodzin, które musiały wyjechać z Ukrainy szybko, bez możliwości zabrania ze sobą większego bagażu, rozdajemy pakiety żywnościowe plus kosmetyki z chemią, a także ubrania i buty. Pomoc rzeczową można odebrać w punkcie charytatywnym naszego Stowarzyszenia. Po rzeczowe wsparcie przyjeżdżali też Ukraińcy z pobliskich gmin niemieckich. Chcieli się z nami spotkać, porozmawiać i nas poznać. Są to głównie osoby, które nie znalazły miejsca dla siebie w samym Szczecinie i dostały propozycję wyjazdu za Odrę. Okazało się jednak, że wielu z nich wolałoby zostać po polskiej stronie, bliżej swojego domu w Ukrainie, do którego będą chciały kiedyś wrócić. Za Polską przemawiają też bardziej zrozumiały język i słowiańska kultura.

- Jesteście organizacją pozarządową. Wcześniej, przed wojną, zajmowaliście się głównie doradztwem, pomocą i wsparciem obcokrajowców ze Wschodu, którzy zamieszkują w Szczecinie oraz na terenie województwa zachodniopomorskiego.

- Zrzeszamy obywateli Ukrainy, Białorusi, Rosji oraz Ormian i Gruzinów pomagając im zaadoptować się w naszym regionie. Działamy oficjalnie od listopada 2019 roku. Teraz musieliśmy  szybko zwiększyć zakres naszej działalności. Stwierdziliśmy bowiem, że musimy zająć się najpierw podstawowymi potrzebami nowo przybyłych, których jest już w Szczecinie ponad 40 tysięcy.

Zmieniło się naprawdę dużo, praktycznie prawie wszystko. Zdecydowanie urosły nasze potrzeby. Urośliśmy też sami. Wzrosła nasza świadomość i dojrzałość wspólnej tragedii ukraińskiej i połączyła nasze siły mocno, tak że bez żadnego finansowego wsparcia daliśmy radę wesprzeć wiele tysięcy rodzin.

Uważam, że to jest ogromny wysiłek i bezcenne wsparcie uchodźców, które zorganizowaliśmy naprawdę własnymi siłami. I dzięki temu, że dysponowaliśmy pomieszczeniami oraz społecznemu wsparciu ludzi przynoszących do nas dary. Wcześniej segregowaliśmy dary charytatywne w 2 miejscach. Teraz robimy to w jednym. Z różnych powodów musieliśmy się wyprowadzić z Kolumba. Kolejnym powodem to fakt zmniejszenia się ilości napływających darów i brak odpowiednich środków, aby to miejsce utrzymać. Zdecydowaliśmy się więc na połączenie tego punktu z Netto Areną przy ul. Szafera. Teraz mamy tam trochę ciasno, ale staramy się działać w jednym miejscu – zbierać dary i je na miejscu wydawać. Dojazd na ul. Szafera jest przecież dla uchodźców do końca września bezpłatny. Mogą więc przyjeżdżać i zabierać pakiety ze sobą.

- Ciekawe o czym opowiadają Wam ludzie, którym pomagacie?

- Mówią nam najczęściej, że zabrali tylko ze sobą dziecko za rękę i tak dojechali do Szczecina. Opowiadają też często, że po długiej podróży, trwającej nawet 30 i więcej godzin, kiedy tu dotarli, to byli bardzo zmęczeni. Bywały też wypadki, jak z moimi znajomymi z Odessy, że ta podróż trwała nawet kilka dni. Oni przeszli długą podróż do Szczecina przez Mołdawię, Rumunię i Niemcy. Tam niestety nie znaleźli żadnego wsparcia i nie zostali przyjęci do domu, gdzie mieszkała ich ciotka bo złapała covida. I byli tak zmęczeni, po tej tygodniowej podróży, że kiedy do mnie wreszcie dotarli, to chcieli się tylko położyć, odpocząć i wyspać w czystej pościeli. Nauczeni tymi doświadczeniami dodajemy teraz do naszych pakietów dodatkową pościel, poduszki, koce i kołdry. I aktualnie w NETTO Arenie, wielofunkcyjnym obiekcie widowiskowo-sportowym,  wydajemy codziennie ponad 300 takich pakietów. Ciągle też stoją tam w kolejkach ludzie, a ich ilość wcale nie maleje. Nadal przychodzą do nas ze swoimi potrzebami i problemami, które w miarę możliwości staramy się rozwiązywać. Tak wygląda obecnie nasza pomoc charytatywna.

- A co z pomocą duchową, psychologiczną dla potrzebujących? Wielu z n ich przeżyło tam prawdziwe piekło…

- Dlatego właśnie wspieramy też uchodźców psychologicznie. Od 26 lutego, na dworcu kolejowym przy ul. Kolumba, wspiera nowo przybyłe osoby, w ich języku ojczystym, nasza ukraińska psycholożka Irina Diachenko. Na tę działalność dostaliśmy odpowiednie dofinansowanie z Urzędu Marszałkowskiego. I nadal do naszej psycholożki zgłaszają się codziennie dziesiątki osób czy rodzin z dziećmi, które prześladują złe sny, brak apetytu lub pojawia się nagłe jąkanie. Zapotrzebowanie na taką pomoc jest ogromne.

- Jak konkretnie pomagacie tym dzieciom?

- Pochodzę ze Lwowa (opowiada Sofiia Tsariv). Przyjechałam tu 6 lat temu. Z wykształcenia jestem logopedą. W Stowarzyszeniu Mi-Gracja pełnie funkcję sekretarza. Mam za sobą doświadczenia związane z faktem bycia emigrantką. Właśnie dlatego mam siłę i chęć pomagania innym, którzy przybyli tu po 24 lutego i czują się jeszcze ciągle zagubieni – szczególnie ci z małymi dziećmi. Boli mnie fakt, kiedy widzę jak nowi emigranci boją się i są nadal przerażeni... i zaczynają się jąkać. Chciałabym im wszystkim pomóc. To mnie motywuje do pracy. W naszym nowym lokalu, który otworzymy jeszcze  w tym miesiącu, będziemy się starali urządzić kącik dla małych dzieci. I w nim będziemy mogli ich wspierać. Pierwszym problem jakim chcemy się tam zająć, to rozwiązanie sprawy jąkania. Kolejnym problem dla dzieci - z jakim zechcemy się zmierzyć, to nieznajomość języka i chęć porozumienia się z nowym otoczeniem. 

- Dzieci po przejściach wojennych w Ukrainie są bardzo przestraszone…

– ... szczególnie te z autyzmem. Wszystkich przyczyn tej choroby ciągle niestety nie znamy. Indywidualna terapia, dla tylko jednego dziecka z jego rodzicami, wymaga podejścia interdyscyplinarnego i rozległej wiedzy z zakresu kompleksowości terapii dziecka. A do tego są one przestraszone nowymi zdarzeniami i nowym miejscem.  Nie problem w ich oczekiwaniach, ale w ich strachu, przeżyciach wcześniejszych – skąd uciekli przed ciągłym wyciem syren i gradem spadających pocisków. Poszerzam więc teraz swoją wiedzę pedagogiczną na Akademii Nauk Stosowanych TWP, gdzie studiuję pedagogikę wychowawczo-opiekuńczą z resocjalizacją. Uważam ponadto, że dzieci ukraińskie i polskie powinny się zintegrować. Są bowiem jednak pewne różnice w naszych mentalnościach. Chcemy, aby ukraińskie dzieci poczuły się w Szczecinie jak u siebie w domu.

- Z jakimi jeszcze problemami będzie walczyć Wasze Stowarzyszenie?   

- Aby rozpocząć stałą działalność potrzebujemy własnego miejsca. Znaleźliśmy wreszcie taki lokal, o który staraliśmy się bardzo długo. Chcemy jego remont skończyć jeszcze w tym miesiącu i otworzyć go dla wszystkich potrzebujących. Będzie to przytulna przystań dla integracji i edukacji naszych rodaków, w którym prowadzić będziemy działania kompleksowe dla duchowego wsparcia emigrantów oraz o nieodpłatnych zajęciach logopedycznych dla dzieci – zarówno indywidualnych jak i grupowych. Planujemy tam także organizować grupowe spotkania, prowadzić doradztwo indywidualne dla rodzin i samotnych kobiet. One będą mogły podzielić się własnymi doświadczeniami i doradzić jak się jeszcze bardziej usamodzielnić w nowej rzeczywistości. Będzie tam również nieodpłatny kurs języka polskiego. Będą wreszcie spotkana integracyjne i kulturowe. Chcemy ponadto kontynuować to, czym zajmowaliśmy się przez ostatnie lata, ale już zdecydowanie na większą skalę. Nasze centrum mieścić się będzie w śródmieściu Szczecina przy ul Wojska Polskiego. Zbieramy teraz fundusze, aby móc zatrudnić w nim fachową kadrę.  Chcemy, aby w naszym ośrodku stworzone zostały odpowiednie warunki dla dzieci, aby czuły się tam dobrze i bezpiecznie, a dla dorosłych, aby wystrój naszego lokalu przypominał im strony rodzinne. Zachęcamy wszystkich do wsparcia naszego Stowarzyszenia poprzez wpłaty na konto bankowe. Państwa przekazy przeznaczone zostaną na remont i wyposażenie tego miejsca. Wesprzeć nas można przelewając środki na: Stowarzyszenie Mi-Gracja, mBank, IBAN: PL 06 1140 2004 0000 3102 7967 2934; SWIFT: BREXPLPWMBK; tytuł przelewu: darowizna. 

- Kto jest Waszym sojusznikiem w Szczecinie?                             

- Naszym głównym sojusznikiem są zwykli ludzie. Wspierają nas mieszkańcy Szczecina oraz Polonia w Niemczech, Anglii i Niderlandach. Popierają nas również Ukraińcy z zagranicy. I wszystkie dary, które do nas trafiały to głównie darowizny od różnych wspierających nas organizacji. Korzystamy też aktualnie z dofinansowania na koordynację wolontariatu i wsparcie psychologiczne z Zachodniopomorskiego Urzędu Marszałkowskiego oraz pomocy Urzędu Miasta Szczecina. Dostaliśmy od nich pomieszczenia w Netto Arenie, w których zbieramy i wydajemy dary. Staramy się jednocześnie o granty na bardzo ważą działalność integracyjną, wspierającą czy językową.

- Wspieracie jednocześnie ducha uchodźczego organizując wiele ciekawych imprez w mieście. Jedną z ostatnich to nagranie flash mob’u…

- Zauważyliśmy, że w internecie słynna robi się pieśń pt. „Oj u łuzi czerwona kałyna”, którą śpiewają już w wielu językach (mówi Sofiia Tsariv). „Czerwona kalina” to pieśń o wyzwoleniu Ukrainy spod rosyjskiego jarzma. Utwór ma ludowe korzenie, powstał prawdopodobnie w roku 1914. Chcieliśmy zrobić taki nasz ukraiński flash mob  na Placu Solidarności, aby w ten sposób wesprzeć naszą Ukrainę. I to się już wydarzyło. Zjawiło się 1 maja br. naprawdę dużo naszych przyjaciół: Ukraińców, Polaków i Białorusinów. Chcieliśmy pokazać wszystkim, że jesteśmy emigrantami z ukraińskimi korzeniami i wspieramy duchowo swoich ludzi, choć fizycznie jesteśmy od nich daleko.                    

- Uchodźcy z Ukrainy pochodzą z różnych jej części – wschodniej i zachodniej - ze Lwowa i np. z Odessy. Czy między wami da się to czasem odczuć?        

- Odessa to miasto „mama”, w którym mieszka dużo optymistów, ludzi pełnych humoru. Nie wiedzę zbyt dużych różnic w mentalności pomiędzy Odessą i Lwowem. Przez jakiś czas wynajmowaliśmy z  Sofiią wspólnie mieszkanie i bardzo dobrze się w nim dogadywaliśmy. Teraz też nie odczuwamy większych różnic ze względu na wcześniejsze miejsce zamieszkania w Ukrainie. I czy  pochodzimy ze Lwowa, Odessy czy Kijowa to wszyscy  jesteśmy przecież uchodźcami czy migrantami – i to nas właśnie łączy.                              

- A co sądzicie o nas – o Polakach?      

- Różnice między Ukraińcami i Polakami są niewielkie. Można je porównać do różnic pomiędzy panujących np. w kuchni czy zwyczajów związanych z porami roku lub świętami kościelnymi. Osobiście spostrzegam Polaków, w moim otoczeniu, jako osoby bardzo otwarte i nas wspierające. Dla mnie język polski jest piękny i cieszę się, że go poznałam.

U mnie były etapy, kiedy tu przyjechałam  (mówi Sofiia Tsariv) to naprawdę nic nie rozumiałam i to mnie bardzo stresowało. Nie mogłam pójść do sklepu, choć bardzo tego chciałam. Potem zaczęłam rozumieć, ale jeszcze nie rozmawiałam. I wreszcie rozumiałam i zaczęłam rozmawiać.

-       Czego można Państwu i Ukrainie życzyć?                            

-       - Zwycięstwa i cierpliwości. I aby dokładnie wsłuchiwać się w głosy syreny wzywającej do ukrycia się w schronie w czasie kolejnych nalotów, do których wielu ludzi już się przyzwyczaiło i nie niestety na nie przestało zupełnie reagować.

To co teraz robimy, to ogromny wysiłek, zajmujący nam dużo czasu i pochłaniający wiele energii. Koordynujemy przecież pracę charytatywną oraz przyjmujemy i wydajemy dary. Zbieramy też datki finansowe do puszek. Dochodzi do tego kontrola magazynów, aby wiedzieć, co się nam niedługo skończy, a czego już brakuje i co trzeba dokupić. Tych działań jest naprawdę dużo. Musimy jeszcze pracować zawodowo, aby się utrzymać. Pomagają nam w tym wszystkim wolontariusze. W naszej bazie mamy ok. 250 osób, ale chęć i motywacja wielu z nich jest coraz mniejsza. Początkowo wszyscy spontanicznie i z wielkim zapałem rzucili się, aby pomagać. Później wolontariusze dochodzili do wniosku, że można, a nawet trzeba, trochę zwolnić. A teraz słyszymy, że niektórzy mają dość. Świetnie to rozumiemy i nikogo za taką decyzję nie przekreślamy.                         

-       Życzę więc cierpliwości i szybkiego zwycięstwa!

Leszek Wątróbski
(Zdjęcia autora)

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України