Rozmowa z dr Elżbietą Korczowską z Oddziału Kardiologii z Pododdziałem Ostrych Zespołów Wieńcowych Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego Nr 2 im. Św. Jadwigi Królowej w Rzeszowi
- Jak często przyjmujecie Państwo pacjentów z Ukrainy?
- Od początku wojny hospitalizowaliśmy kilkanaście osób.
- Z jakimi dolegliwościami u uchodźców najczęściej macie do czynienia?
- Najczęstsze problemy to zaostrzenie choroby wieńcowej, zaostrzenie niewydolności serca i krążenia. Podejrzewam, że przeważnie jest to spowodowane ogromnym stresem, wyczerpaniem i trudnościami podróży, jak również brakiem przy sobie wystarczającej ilości leków. Kilkunastu osobom wykonaliśmy koronarografię, niektórzy byli kwalifikowani do operacji. Mieliśmy pacjentkę z Kijowa, która wiedziała o swojej wadzie serca i po badaniach diagnostycznych poddana zostanie operacji wymiany zastawki serca. W pana przypadku dokonaliśmy implantacji stymulatora serca. Sporo osób trafiało na szpitalny oddział ratunkowy też z powodu braku leków i występowania dolegliwości wywołanych przeżytymi traumami, czy nasileniem wcześniejszych chorób.
- Powiadają, że ponoć uchodźcy z Ukrainy przyjmowani są w pierwszej kolejności?
- To są rosyjskie trolle. Nieraz pojawiały się w mediach przeciwnych Ukraińcom takie fake newsy, że Ukraińcy zabierają miejsca szpitalne Polakom. Nigdy nie było tego rodzaju sytuacji. Każdy pacjent, niezależnie od pochodzenia traktowany jest tak, jak wymaga tego choroba.
- A czy wynikają jakieś trudności przy komunikowaniu się z ukraińskimi pacjentami?
- Nie, jakiejś większej bariery językowej nie obserwujemy. Zawsze dogadujemy się, a w razie czego, mamy do dyspozycji tłumaczy, no i poza tym pracują też u nas lekarze - obywatele Ukrainy, którzy pomagają nam w niektórych sytuacjach. Jesteśmy ponadto dobrze przygotowani w tym zakresie – zaopatrzeni we wszelkiego rodzaju praktyczne słowniczki i materiały dwujęzyczne. Na przykład dokumentacja niezbędna dla zgody na operację sporządzona jest w języku polskim i ukraińskim.
- Procent zaszczepienia ludności trzecią dawką w Polsce jest wyższy niż na Ukrainie. Jak w obecnej sytuacji ocenia Pani groźbę uaktywnienia się koronowirusa?
- Ponieważ w tej chwili nie ma już sytuacji określanej pandemią, a mamy tylko do czynienia z zagrożeniem epidemiologicznym, w oddziale ratunkowym nie wykonujemy rutynowo badań w kierunku koronowirusa. Badania takie przeprowadzamy sporadycznie przy wyraźnym podejrzeniu, przy nasileniu symptomów, takich jak wysoka gorączka, zapalenie płuc, niewyjaśniony kaszel, katar, czy inne objawy infekcji
W Polsce wyraźnie spadła ilość wykonywanych testów, , aczkolwiek każdego dnia jednak sporo ludzi umiera, czyli choroba tak całkiem nie odeszła. Boimy się jesieni, kiedy sezonowo (podobnie jak przy grypie) prawdopodobnie znowu dużo ludzi zostanie zarażonych wirusem covid19 i tu jako lekarze chroniący zdrowie obawiamy się tego, że wzrośnie też ilość zachorowań wśród niezaszczepionych obywateli Ukrainy. Stąd też zachęcamy do do szczepień, szczególnie młodzież i dzieci, które poszły teraz do szkół i przedszkoli. Ale bądźmy dobrej myśli i wierzmy, że wszystko minie, w tym i wojna.
- Dziękuję Pani Doktor za treściwą rozmowę, a głównie za okazywaną naszym rodakom troskę i wysoki profesjonalizm.
Rozmawiał Stanisław Panteluk