
Zofia Szymanowska-Lenartowicz i Małgorzata Łada-Maciągowa nie należą dziś do głównego nurtu polskiej historii sztuki. Choć obie pozostawiły znaczący dorobek, ich nazwiska i twórczość w dużej mierze utonęły w ciszy muzealnych magazynów i zapomnianych katalogów wystaw. Ich losy pokazują nie tylko indywidualne biografie, lecz także obraz miejsca kobiet w polskim życiu artystycznym XIX i XX wieku — w kontekście ograniczeń edukacyjnych, możliwości zawodowych i widoczności w przestrzeni publicznej.
Zofia Szymanowska-Lenartowicz (1825–1870) – w kręgu emigracji i Mickiewiczów
Zofia urodziła się 21 grudnia 1825 roku w Otwocku jako córka Józefa Szymanowskiego i jego drugiej żony, Elżbiety z Młodzianowskich. Jej ojciec wcześniej był żonaty z pianistką Marią Agatą Szymanowską, z którą miał córkę Celinę Szymanowską, późniejszą żonę Adama Mickiewicza. W ten sposób Zofia była przyrodnią siostrą Celiny, dzieląc z nią ojca, lecz wychowując się pod opieką innej matki.
Bliskość rodziny Mickiewiczów, ale także atmosfera domu rodzinnego, silnie związana z tradycją intelektualną i patriotyczną, otworzyła jej drogę do środowisk emigracyjnych, które naznaczyły całe jej życie.
Artystyczną drogę kształtowała poza oficjalnymi akademiami, zamkniętymi wówczas dla kobiet. Uczyła się prywatnie w Dreźnie i Paryżu, m.in. u Ary’ego Scheffera i Aleksandra Lessera. Malowała portrety, pejzaże, martwe natury, a jej prace cechowały się subtelną kolorystyką i dbałością o detal.

Zofia zbliżyła się do rodziny Mickiewiczów już jako dorosła kobieta, kiedy losy emigracyjne splotły jej życie z życiem poety i jego najbliższych. Stała się świadkiem trudnych doświadczeń Celiny, zmagającej się z chorobą psychiczną, która głęboko naznaczyła codzienność domu Mickiewiczów. Równocześnie była bliska sporom, jakie budziły duchowe poszukiwania Adama Mickiewicza i jego zaangażowanie w krąg towiańczyków – przez część rodziny i przyjaciół postrzegane z nieufnością i krytycyzmem. Zofia, pozostając w orbicie tych wydarzeń, zachowywała jednak własną niezależność i koncentrowała się na twórczości artystycznej, która stanowiła dla niej drogę wyjścia poza ideologiczne napięcia i rodzinne dramaty.
W 1858 roku w Rzymie wyszła za mąż za poetę i rzeźbiarza Teofila Lenartowicza – jedną z ważniejszych postaci emigracyjnej kultury. Małżeństwo to połączyło artystkę z literacko-artystycznym środowiskiem włoskiej Polonii, w którym sztuka była nie tylko twórczością, lecz także formą patriotycznego świadectwa. Związek, naznaczony stratą (ich syn Jan zmarł w dzieciństwie), trwał zaledwie kilkanaście lat – Zofia zmarła w 1870 roku w wieku 45 lat na zapalenie płuc spowodowane gruźlicą. Pochowana została w Miłosławiu, w Wielkopolsce.
Jej malarstwo, choć doceniane w kręgach emigracji, szybko zniknęło z pola widzenia szerszej publiczności. W pamięci zbiorowej została przede wszystkim jako „żona Lenartowicza” czy „kuzynka Mickiewicza” — a nie jako samodzielna artystka.
Małgorzata Łada-Maciągowa (1881–1969) — pastelowa melancholia XX wieku
Małgorzata Łada przyszła na świat 6 sierpnia 1881 roku w Siedlcach, w rodzinie inteligenckiej o tradycjach lekarskich i patriotycznych. Jej ojciec, Bazyli, był powiatowym lekarzem, matka dbała o domową edukację. W atmosferze otwartości intelektualnej rozwijała od najmłodszych lat zdolności plastyczne.

Po przeprowadzce do Krakowa uczęszczała na pensję Łucji Żeleńskiej, a następnie studiowała na Wydziale Artystycznym Wyższych Kursów dla Kobiet im. Adriana Baranieckiego — jednej z nielicznych instytucji umożliwiających kobietom profesjonalną naukę sztuki. Przełomem, jak i dla większości twórczych dziewcząt, był wyjazd do Paryża w 1907 roku, gdzie rozpoczęła studia w Académie Julian. Była to uczelnia otwarta na kobiety, a jednocześnie wymagająca, stawiająca na solidne przygotowanie warsztatowe. Już tam zdobyła pierwsze nagrody – za szkic węglem i portret kobiecy.
Po powrocie do Polski aktywnie uczestniczyła w wystawach Krakowa i Warszawy. Malowała portrety, autoportrety, akty kobiece, pejzaże miejskie. Najchętniej sięgała po pastele, które nadawały jej obrazom lekkości i dekoracyjności, a zarazem intymności. Krytycy porównywali jej styl do Wyspiańskiego, zwłaszcza w ujęciu psychologicznym portretu. Te cechy widoczne są na jej autoportrecie z papierosem.
Łada-Maciągowa podejmowała także próby w sztuce monumentalnej. W 1931 roku otrzymała medal w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych za projekty witraży, a trzy lata później nagrodzono jej karton do kompozycji Zaślubiny Polski z morzem.

Los okrutnie przerwał jej karierę. W czasie II wojny światowej mąż, pułkownik Adam Maciąg, i syn Adam stali się ofiarami Zbrodni Katyńskiej. W 1940 roku zostali zamordowani przez NKWD w Charkowie w ramach akcji „likwidacji” polskich oficerów. Artystka załamała się psychicznie. W 1947 roku próbowała odebrać sobie życie; przeżyła, lecz doznała ciężkiego uszkodzenia ręki, co na wiele lat uniemożliwiło jej malowanie. Dopiero z czasem powróciła do sztuki, malując widoki Krakowa – Planty, zaułki, wnętrza kościołów. To, co było niegdyś estetycznym wyborem, stało się intymną przestrzenią pamięci i żałoby.
W 1967 roku ofiarowała swoje archiwum – ponad 600 prac – Muzeum w Siedlcach, gdzie do dziś istnieje stała ekspozycja jej twórczości. Zmarła dwa lata później w Krakowie.
Kobiety w cieniu kanonu
Choć Zofię Szymanowską-Lenartowicz i Małgorzatę Ładę-Maciągową dzieliło pół wieku, łączyły je podobne doświadczenia: obie tworzyły na marginesie kanonu, w świecie sztuki zdominowanym przez mężczyzn. Obie musiały włożyć mnóstwo wysiłku, by zdobyć edukację artystyczną.
Obie doznały wielkich cierpień w życiu prywatnym. Zofia, blisko związana z emigracyjnym kręgiem Mickiewicza, pozostawała w cieniu wielkich postaci epoki. Jej obrazy oglądano, ale jej nazwisko nie przedarło się do historii sztuki jako samodzielny punkt odniesienia. Małgorzata, mimo świetnego warsztatu i sukcesów wystawienniczych, została z kolei złamana przez tragedię wojenną, która brutalnie przerwała jej drogę twórczą.

Ich biografie odsłaniają szerszą prawdę o losach kobiet w XIX i XX wieku: musiały zdobywać wykształcenie bocznymi ścieżkami, szukać przestrzeni widzialności w prywatnych salonach i niezależnych pracowniach, a ich dorobek łatwo ginął w cieniu bardziej znanych mężczyzn lub tragicznych okoliczności historycznych.
Dziś ich obrazy – portret Mickiewicza Zofii, pastelowe autoportrety i pejzaże Małgorzaty – przypominają, że pełna historia sztuki polskiej to nie tylko dzieje wielkich mistrzów, lecz także tych kobiet, których głosy i spojrzenia zostały zepchnięte na margines. Ich sztuka, naznaczona prywatnymi dramatami i wytrwałością, pozostaje świadectwem epok, które próbowały je przemilczeć.
Anna Morgaczowa
(na podstawie źródeł z Internetu)