
Dziennik Kijowski kontynuuje publikacje artykułów laureatów w Konkursie im. M. Rowickiego.
Reportaż konkursowy laureata Władysława Horodyskiego, miasto Wyshnewe obwód kijowski
Nazywam się Władysław Horodyski. Jestem zwykłym 10-letnim chłopakiem, który mieszka z rodzicami w mieście Wyshnewe niedaleko Kijowa. Chodzę do szkoły, gram w gry komputerowe, uprawiam karate, a także uczę się języka polskiego i interesuję się historią mojego polskiego pochodzenia i życiem moich przodków..
To moi bliscy: ojciec, dziadek, pradziadkowie, jako przedstawiciele narodu polskiego, wpłynęli na moje zainteresowanie przeszłością. Życie moich pradziadków było ciekawe i trudne, zwłaszcza ich dzieciństwo, które przypadło na lata 1930-40 ubiegłego wieku. I choć nie ma ich już z nami – pradziadek zmarł w 2015 roku, gdy miałem zaledwie 1 rok, a prababcia odeszła wiosną 2024 roku – pamiętam o nich i chcę podzielić się z Wami historiami ich życia.
Mój pradziadek, Marian Raikovych Horodyski, urodził się w 1929 r. we wsi Majdan-Werbecki, rejon letyczówski, obwód chmielnicki. Miał starszego brata Juzika i siostrę Juzefę. Jego rodzice byli chłopami i pracowali w kołchozie. Była to zwykła wiejska rodzina, której życie zmieniło się w wyniku Hołodomoru i działań okupacyjnych władz sowieckich.

W 1933 roku, podczas Hołodomoru, rodzina nie miała nic do jedzenia. Postanowili pójść pieszo do Winnicy, gdzie mogli wymienić/kupić jedzenie. Myśląc, że czterolatek nie przeżyje podróży, postanowili zostawić Mariana samego w domu.
Po jakimś czasie udało mu się wydostać przez okno i pójść do sąsiadki. Sąsiadka nie miała dzieci, ale miała chłopaka, który pracował w młynie i przynosił chociaż garść mąki. Ci ludzie mieli minimalną ilość jedzenia i możliwość przeżycia, a ciotka dawała resztki małemu Marianowi. Chodził też na pole, szukał nasion roślin polnych, grochu i resztek zboża.
W tym czasie obowiązywało prawo Trzech Kłosów Zboża, a pola były strzeżone przez konnych strażników. Pewnego dnia jeździec zauważył małego Mariana i skierował na niego konia. Koń jednak objechał dziecko trzy razy, nie nadeptując na nie. Wtedy jeździec wziął małego Mariana na ręce, podniósł go nad głowę i rzucił na ziemię. Po odzyskaniu przytomności Marian trafił do ciotki sąsiadki, która pomogła mu przeżyć. Kilka tygodni później rodzina wróciła do domu. Rodzice nie mogli uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczyli żywego, wychudzonego i pobitego syna.

Podczas II wojny światowej rodzina, podobnie jak większość mieszkańców wioski, ukrywała się w pasiece w ziemiankach specjalnie wykopanych na ule.
Prababcia Franja Iwaniwna Napadiwska również pochodziła ze wsi Majdan Werbecki, urodziła się w 1929 roku, ale miała nieco inne dzieciństwo.
Była również najmłodsza w rodzinie i miała dwie siostry: Antosię oraz Juzyę.
Rodzice pracowali w kołchozie, ale ojciec był kowalem. Był najlepszy w okręgu i pochodził z Litynia w obwodzie winnickim. Biorąc pod uwagę jego ważny zawód, rodzinie było ciężko, ale mimo to udało im się przetrwać straszne czasy Hołodomoru. Ale pod rządami sowietów ludzie nigdy nie wiedzieli, co przyniesie im przyszłość. Tak było w przypadku ojca mojej prababci. Miał duże poczucie humoru i zawsze wiedział, jak trafnie coś powiedzieć i zażartować. Tak więc 28 grudnia 1937 roku został aresztowany za opowiedzenie dowcipu o Stalinie. 02.02.1938 r. został skazany na śmierć i stracony 23.02.1938 r. Mój ojciec znalazł tę informację kilka lat temu, ale nie powiedział o tym mojej prababci Franji, wiedząc, jak ciężko przeżyła stratę ojca, który w chwili aresztowania i egzekucji miał 35 lat. I co ciekawe, po wojnie prababcia otrzymała list o śmierci ojca podczas walk. Jakże cyniczne i zakłamane były ówczesne władze!

W 1941 roku, kiedy region był już okupowany przez nazistów, dwunastoletnia Franja i jej siostry ukrywały się w domu. Pewnego dnia do ich domu przyszłi żołnierze z rewizją. Dzieci przestraszyły się i ukryły z dala od okien, na strychu. Franja podeszła do okna i wyjrzała, aby zobaczyć, co robią żołnierze. Oficer zauważył ją i uderzył w okno rękojeścią pistoletu. Szkło pękło i spadło na twarz i ręce dwunastolatki. Albo oficer przestraszył się zakrwawionego dziecka, albo jej krzyku, ale krzyknął coś do żołnierzy i wyszli stamtąd.
Również w latach 1940 wujek Franji, Karol, zszedł do podziemia, walcząc przeciwko nazistom i sowietom. Był bratem praprababci Yaniny. Przez długi czas nic o nim nie było wiadomo. Aż w latach 1950 sąsiadka i koleżanka prababci Franji otrzymała list z Polski, w którym Karol pisał, że mieszka w Polsce, ma żonę i dwie córki. Zastanawiałem się, dlaczego nie napisał tego listu bezpośrednio do siostrzenicy. Okazało się, że to było dla konspiracji. Bo gdyby służby czy władze dowiedziały się o istnieniu krewnego mojej prababci w Polsce, w dodatku uciekiniera, prababcia mogłaby zostać aresztowana.
Po ślubie na początku lat pięćdziesiątych moi pradziadkowie mieli dwoje dzieci, mojego dziadka i jego siostrę, i prowadzili normalne wiejskie życie w Majdanie Werbeckim.

Przed przejściem na emeryturę mój pradziadek pracował jako kierowca traktora, a prababcia pracowała w polu. Byli szanowani w wiosce za swoją przyzwoitość i uprzejmość. Według mojego dziadka Anatolija, a nawet wspomnień mojego taty, mój pradziadek uwielbiał żartować i opowiadać ciekawe historie, ale miał smutne oczy, co było oznaką trudnego dzieciństwa.
Moja prababcia zawsze cieszyła się na widok swoich wnuków i prawnuków. Jeszcze na początku lat 1990-tych uczyła swoje wnuki – mojego ojca i jego siostry – malować pisanki i śpiewać kolędy. Chociaż do niedawna we wsi nie było kościoła, w każdą niedzielę do wsi przyjeżdżał ksiądz z Łatyczowa i odprawiał msze w specjalnym pomieszczeniu. Zawsze zabierała ze sobą wnuki i nauczyła je modlić się po polsku. A mnie nauczył ojciec.
Chociaż mam tylko 10 lat, rozumiem, jak ważne jest, aby kochać i doceniać swoją rodzinę, nie zapominać o swoich przodkach – kontynuacji tego, kim jesteśmy. Ponieważ tak długo, jak pamięć o nich żyje, oni są z nami.
Nasze korzenie i zrozumienie naszego pochodzenia kształtują naszą tożsamość i wspierają nas w trudnych czasach. Dlatego napisałem tę historię jako hołd dla moich dziadków, którzy sprowadzili mnie na ten świat.