Reportaż konkursowy laureata Dominiki Adeliny Jermak, Kijów
Polska Sobotnia Szkoła
W małym domu na peryferiach Kijowa stoi stara drewniana skrzynia. Jej wnętrze kryje rodzinne pamiątki: wyblakłe fotografie, zeszyty z zapisanymi modlitwami po polsku, a także haftowaną chustę, która należała do mojej prababci Antoniny. Za każdym razem, gdy otwieram tę skrzynię, czuję, jak przeszłość ożywa. Widzę moich przodków, ich życie pełne trudów, ale i niezłomnej wiary oraz ich walkę o zachowanie tożsamości narodowej w najcięższych czasach.
Historia mojej rodziny zaczyna się w Biłgoraju na Lubelszczyźnie, gdzie żyli moi prapraprzodkowie, Mikołaj Kucharski i Apolonia Lewkowska. To ich losy poprowadziły nas do małej miejscowości Źmuriwka w obwodzie brusylowskim na Ukrainie. Tam, wśród sąsiadów mówiących po polsku, moi przodkowie budowali swoje życie, nie zapominając o swoich korzeniach. Mikołaj i Apolonia mieli sześcioro dzieci: Antoniego, Fomę, Małgorzatę, Karolinę, Kamilię i Adama. Adam Kucharski dziadek mojej prababci Antoniny, był jednym z tych, którzy budowali poczucie przynależności narodowej w rodzinie. U Adama z kolei urodziło się też pięcioro dzieci: Ipolit, Marcin, Józef, Polikarp i Katarzyna. W Źmuriwce niemal każda rodzina była wielodzietna, a żeby zapewnić, że małżeństwa były polskie, często łączono się w pary nawet między kuzynami. Tak było w przypadku mojego prapradziadka Polikarpa Kucharskiego, który poślubił swoją kuzynkę, Teresę Ostapowską. Źmuriwka była jak mały bastion polskości – miejsce, gdzie polskie modlitwy i pieśni były codziennością, a tradycje przekazywano z pokolenia na pokolenie. Teresa wcześnie straciła rodziców i aby przetrwać, od młodości pracowała w bogatszych domach, opiekując się dziećmi. Poślubiwszy Polikarpa, stworzyła kochający dom, w którym narodziła się moja prababcia Antonina i jej rodzeństwo: Antoni, Paweł, Stanisława i Gelena. Polscy rodzice starali się przekazać dzieciom miłość do polskości, choć na co dzień posługiwali się językiem ukraińskim. Prababcia Antonina jednak znała polskie modlitwy i pieśni – to były jej najdroższe wspomnienia i symbole tożsamości.
Prapradziadek Adam i jego tragiczny koniec
Adam, dziadek mojej prababci Antoniny, był filarem rodziny. Uwielbiał swoich wnuków i zawsze chętnie pomagał, kiedy tylko mógł. Pewnego dnia, w lipcu, zostawił w domu Antoniego – jednego z synów, który obchodził swoje imieniny – i w jego zastępstwie poszedł wypasać krowy. Nagle zerwała się burza. Grzmoty dudniły jak wystrzały z armat, a błyskawice przecinały niebo. Adam próbował schronić się pod dużym dębem, ale to okazało się tragiczne. Uderzenie pioruna zabiło go na miejscu. Jego śmierć była ciosem dla całej rodziny i symbolem nieprzewidywalności losu.
Represje stalinowskie i ukryta polskość
W czasach represji stalinowskich bycie Polakiem oznaczało zagrożenie. Moja rodzina, aby przetrwać, musiała ukrywać swoją narodowość. Ukraińscy sąsiedzi dali im schronienie w piwnicy, ratując ich przed aresztowaniem. W paszportach wpisano „Ukraińcy”, ale w sercach nadal pozostali Polakami.
Czas wojny i ofiara pradziadka Polikarpa
Nie oszczędziła nas także wojna. Mój pradziadek Polikarp, syn Adama, oddał życie podczas walk o Dywin. Rodzina długo nie wiedziała, gdzie spoczywa jego ciało, aż siostra mojej prababci Antoniny, Gelena, postanowiła wyruszyć na pola walki. Samotnie szukała jego zwłok wśród gruzów i rozbitego sprzętu wojskowego. Odwaga i miłość siostry pozwoliły przywieźć Polikarpa do domu, gdzie pochowano go z należytą czcią.
Przedwczesna śmierć praprababci Teresy
Praprababcia Teresa, żona Polikarpa, zmarła młodo, pozostawiając za sobą córkę, moją prababcię Antoninę. Teresa była silną kobietą, która zbudowała dom pełen ciepła i miłości. Jej śmierć była kolejnym ciosem, który dotknął naszą rodzinę, ale jej duch przetrwał w sercach jej dzieci.
Dziedzictwo, które przetrwało
Moja prababcia Antonina była opoką rodziny. Przeżyła 96 lat, modląc się codziennie po polsku. Powtarzała nam, że pamięć o przodkach i miłość do korzeni są fundamentem, na którym buduje się życie. Dzięki niej polskość przetrwała w naszej rodzinie, nawet w najcięższych czasach.
Dziś w Kijowie
Mam na imię Dominika Adelina Jermak, mam 14 lat i mieszkam w Kijowie. Od dziecka jestem zaangażowana w życie naszej polskiej społeczności. Aktywnie biorę udział w wydarzeniach kulturalnych polskiej społeczności Kijowa, śpiewam i tańczę polskie tańce i pieśnie i uczę się języka moich przodków. Historia mojej rodziny to nie tylko opowieść o przeszłości – to także inspiracja do budowania przyszłości. Każda z opowieści z rodzinnej skrzyni przypomina mi, jak ważne jest zachowanie tego, co najcenniejsze: wiary, tradycji i tożsamości. To jest nasze dziedzictwo, nasz skarb, który przekazujemy dalej, mimo burz i przeciwności losu.
***
Praca wyróżniona Dmytra Roszczupkina z Kamieńca-Podolskiego
Moja rodzinna historia
Nazywam się Dmytro Roszczupkin i mieszkam z moją rodziną w Kamieńcu Podolskim — miejscu, gdzie splatają się różne kultury, a wiele rodzin ma polskie korzenie. Moja rodzina jest jedną z takich rodzin. O tym opowiedział mi mój ojciec, Mykoła, który przekazał mi historię naszej prababci Franciszki, pochodzącej z dużej, szczerej rodziny katolickiej. Rodzice Franciszki, Stanisław i Honorata Byczyńscy, wychowali swoje ośmioro dzieci (Bolesława, Kacpra, Franciszkę, Juliana, Antoniego, Aleksandra, Marię i Albinę) w wierze katolickiej i polskich tradycjach. Cała rodzina regularnie uczęszczała do kościoła, dzieci były ochrzczone w Ormiańskim Kościele Katolickim w Kamieńcu Podolskim. Pradziadkowie nauczyli swe dzieci modlitw w języku polskim i przekazali polskie tradycje i zwyczaje. Szczególne miejsce we wspomnieniach mojej prababci zajmowały obchody Bożego Narodzenia. Wigilia była wypełniona rodzinnym ciepłem: przygotowywano 12 potraw, ozdabiano dom, śpiewano kolędy, dzielono się opłatkiem i wybaczano sobie wzajemne urazy. Te tradycje zostały przekazane kolejnym pokoleniom. To właśnie prababcia Franciszka nauczyła moich rodziców polskich modlitw oraz miłości do polskiej kultury. Ojciec opowiadał, że kiedy wraz z moją mamą brali ślub w kościele w 2003 roku, prababcia pobłogosławiła ich modlitwą po polsku: „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu”. Moja rodzina zachowała w pamięci i podzieliła się również ze mną tragiczną historią brata żony Kacpra, księdza Jana Bryduckiego, który służył w katedrze w Kamieńcu Podolskim.
W 1935 roku, decyzją NKWD, został skazany na pięć lat łagrów, a później schwytany przez komsomolców, pobity i brutalnie zamordowany. Powieszono go za nogi na drzewie, które oblano naftą i podpalono. Ta okropna historia jest dla mnie przykładem wysokiej ceny, jaką moi przodkowie zapłacili za swoją polską tożsamość
i przywiązanie do religii i tradycji.
Dzięki łasce Boga i naszej prababci Franciszce moja rodzina zachowała swoje polskie dziedzictwo. Czuję dumę z moich przodków i pragnienie kontynuowania tej historii. Marzę, aby lepiej opanować język polski, zgłębić historię i kulturę Polski, a także studiować w tym kraju. Moim celem jest przekazanie tej rodzinnej historii moim dzieciom, aby również były dumne ze swoich korzeni.
***
Praca wyróżniona Maksymiliana Shevchenki z Kijówa
Mój pradziadek, Jan Kowalski, mieszkał niedaleko Krakowa, gdzie zajmował się stolarstwem. Pewnego dnia stworzył wyjątkowe dzieło – rzeźbioną szkatułkę, którą przekazał swojej córce jako rodzinny skarb. Szkatułka stała się symbolem jedności rodziny, ponieważ każde pokolenie dodawało do niej swoje wspomnienia i historie. Szkatułka zainspirowała nas do pielęgnowania rodzinnych wartości po przekazu Jana. Pradziadek Jan Kowalski jako symbol jedności i tradycji przypomina, że nawet proste rzeczy mogą mieć głęboki wpływ na życie przyszłych pokoleń.