„Apoteoza wieszcza” - Tomasz Lisiewicz
Kilka lat temu domniemany spór Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego stał się hitem internetu. Ale czy między wieszczami faktycznie doszło do konfliktu?
Pierwszy był Adam Mickiewicz. Urodził się 24 grudnia 1798 roku w rodzinie drobnoszlacheckiej. W wieku siedemnastu lat wyjechał do Wilna, gdzie rozpoczął studia na uniwersytecie. Debiutował wierszem „Zima miejska” już w 1818 roku. Ale sławę przyniosły mu dopiero wydane cztery lata później „Ballady i romanse”, które zostały uznane za manifest polskiego romantyzmu. To właśnie rok 1822 i publikację utworów Mickiewicza zwykło się traktować jako początek romantyzmu w polskiej sztuce i literaturze. Kolejne dzieła, m.in. „Konrad Wallenrod”, „Dziady” czy „Pan Tadeusz”, tylko ugruntowały silną pozycję poety. I to do tego stopnia, że jeszcze za życia zaczęto nazywać go „wieszczem narodowym”.
Mickiewiczowi jednak po piętach deptał młodszy o 11 lat Juliusz Słowacki. Urodzony 4 września 1809 roku w Krzemieńcu drugi z wieszczów narodowych również studiował w Wilnie, gdzie zresztą miał okazję poznać starszego kolegę po fachu. Mimo że Słowacki żył tylko 39 lat, to zostawił po sobie setki utworów, które dzięki swojej różnorodności i zaskakującej inwencji językowej znacząco wyróżniały się na tle typowej literatury romantycznej. Jego utwory, jak choćby dramat „Balladyna” czy poemat dygresyjny „Beniowski”, zbierały tyleż pochwał, co krytyki. Z jednej strony doceniano wielki talent Słowackiego, a z drugiej dostrzegano w nim grabarza romantyzmu.
W Polsce, zatem w jednym czasie, tworzyło dwóch wielkich wieszczów, których łączyła przede wszystkim profesja. Żadnemu z nich nie można było odmówić nadzwyczajnych umiejętności poetyckich, dzięki którym szybko i szeroko rozsławili swoje nazwiska. Zarówno Mickiewicz, jak i Słowacki wytyczali nowe kierunki w rodzimej literaturze i mogli czuć się spełnieni, skąd, więc wziął się domniemany konflikt?
Przy świątecznym stole
Mickiewicza i Słowackiego łączyło jeszcze jedno – emigracja. Obaj wyjechali do Paryża. Mickiewicz zamieszkał tam w 1832 roku. Słowacki na stałe osiadł we francuskiej stolicy dopiero kilka lat później. Czy to właśnie we Francji doszło do legendarnego spotkania, które z czasem obrosło mitami o żarliwym konflikcie? Okazuje się, że tak. W 1840 roku wydawca i księgarz, znany w kręgach polskiej emigracji w Paryżu Eustachy Januszkiewicz, postanowił wyprawić świąteczne przyjęcie. W ten sposób chciał jednocześnie uczcić urodziny i imieniny Adama Mickiewicza, a także jego kolejny sukces, gdyż autor „Ballad i romansów” miał za sobą pierwszy udany wykład o literaturze słowiańskiej w prestiżowym Collège de France.
Na przyjęcie, które odbyło się 25 grudnia, Januszkiewicz zaprosił około 40 osób, w tym Juliusza Słowackiego. Gościom czas umilały trunki i muzyka. W ramach towarzyskiej zabawy wymieniano się także wierszowanymi toastami, które przybierały formę improwizacji, mających dowieść poetyckiej zręczności. O poetycką improwizację poproszono także Słowackiego. Autora „Kordiana” nie trzeba było długo namawiać do zabrania głosu. Mówił – jak wynika z relacji świadków – „bardzo ładnie”. Niestety nikt nie spisał całej przemowy Słowackiego.
Wiadomo, że podczas swojego wystąpienia zwracał się do Mickiewicza, zarówno chwaląc go, jak i pozwalając sobie na przytyki. Laudację zakończył alegorycznymi słowami: „Na łodydze mojego życia wyrosły dwa kwiaty. Jeden zazdrości i dumy, ten więdnieje; drugi miłości ku tobie, świeżo rozwity. Schyl się i zerwij go”. Gruchnęły oklaski, zebrani goście byli zachwyceni kunsztowną, pełną lirycznych fraz mową Słowackiego.
Wielka Improwizacja Mickiewicza
Nikt nie spodziewał się odpowiedzi Mickiewicza na wystąpienie Słowackiego. Autor „Dziadów” od jakiegoś czasu pozostawał w twórczej niemocy. Jakież więc było zdziwienie zebranych gości, gdy pierwszy wieszcz narodowy powstał i zaczął improwizować, jakby niesiony poetyckim natchnieniem. Przemowa wywarła ogromne wrażenie na zgromadzonych. Podkreślali w swoich relacjach, że była to wypowiedź „przedziwnej, wielkiej urody”, a Mickiewicz „wypuszczał z ust swoich rzekę słów, najcudowniejszych myśli i rymów…”. Podobno starał się przy tym odpowiadać na zażalenia Słowackiego, jednocześnie podkreślając „swoje dla Juliusza współczucie”. Nie omieszkał przy tym wspomnieć o własnych ostatnich osiągnięciach związanych z wygłoszeniem wykładu w Collège de France.
Mickiewiczowska improwizacja wywarła takie wrażenie, że wśród gości wybuchła niemal histeria. Zgromadzeni płakali, „Stanisław Ropelewski [krytyk literacki i poeta] dostał spazmów, które mu całą noc trwały”, a „Słowacki, biedny Słowacki szlochał”. Po takiej piorunującej laudacji, będącej ewidentnie oznaką poetyckiego geniuszu Mickiewicza, na przyjęciu u Januszkiewicza zapanował duch braterstwa i przyjaznej bliskości. Nawet rzekomo skonfliktowani wieszcze narodowi „jak dwaj bracia – ściskali się i chodzili, opowiadając sobie przeszłe zatargi”.
Podziw czy rywalizacja?
Eustachy Januszkiewicz tak był zachwycony poetycką improwizacją Mickiewicza, że postanowił podarować mu w prezencie srebrny puchar. Goście głośno wyrazili swoją aprobatę. „Pojedynek poetów”, który miał miejsce podczas świątecznego przyjęcia, był szeroko komentowany wśród polskich emigrantów w Paryżu. Zachowane i powielane relacje były jednak niekiedy sprzeczne.
Słowacki, jak wielu innych początkujących literatów, inspirował się dziełami Mickiewicza. Według niektórych autor „Dziadów” miał nawet twierdzić, że Słowacki nie zasługuje na miano poety. Faktycznie, jeszcze kilka lat wcześniej Mickiewicz wypowiadał się dość ambiwalentnie o twórczości młodszego kolegi. Słowacki, jak wielu innych początkujących literatów, inspirował się dziełami Mickiewicza i chciał poznać jego opinię na temat własnych poetyckich prób. W listach do matki z 1832 roku relacjonował, że spotkał mistrza na bankiecie wyprawionym na cześć generała Dwernickiego. Autor „Ballad i romansów” miał do niego podejść pierwszy i rozpocząć rozmowę. Słowacki pisał matce, że Mickiewicz na temat pierwszego tomu „Poezji”:
„powiedział, że moja poezja jest śliczna, że jest to gmach piękną architekturą stawiony, jak wzniosły kościół – ale w kościele Boga nie ma… Prawda, że śliczne i poetyczne zdanie?”.
Mickiewicz prowadzący m.in. Słowackiego - na obrazie „Polonia” Jana Styki
Najwyraźniej Słowacki nie od razu pojął prawdziwy sens słów mistrza. Początkowo potraktował je jako komplement, jednak z czasem zrozumiał, że wypowiedź miała drugie, metaforyczne dno. Według Mickiewicza jego poezja – choć kunsztowna – była pozbawiona duchowych wartości. Stosunki między poetami stały się jeszcze bardziej oziębłe, gdy Mickiewicz w III części „Dziadów” przedstawił postać Doktora, którego pierwowzorem miał być ojczym Słowackiego, August Bécu. Przez następne lata Słowacki nie za często wypowiadał się o dawnym mistrzu, a jeśli już to robił, to pozytywnie oceniał jego dzieła. Po przeczytaniu „Pana Tadeusza” pisał:
„Kilka miesięcy temu miałem przyjemny dzień życia, pożerając te dwa tomy historii szlacheckiej… Gdybym był szedł za pierwszym popędem serca, wsiadłbym w dyliżans i pojechałbym prosto do Paryża, aby ścisnąć za rękę Mickiewicza”.
Za Manfredem Kridlem i jego monografią z 1925 roku „Antagonizm wieszczów. Rzecz o stosunku Słowackiego do Mickiewicza” stosunki między poetami zwykło się określać jako „antagonizm wieszczów”. Wydaje się, że słynne przyjęcie u Eustachego Januszkiewicza było niespodziewaną okazją do zakopania wojennego topora pomiędzy poetami, choć ich wcześniejsze relacje trudno uznać za szczególnie burzliwe. Więcej tam było różnic światopoglądowych i na temat poezji oraz rywalizacji (ale też wzajemnego podziwu) niż rzeczywistego konfliktu.
Rok po głośnym pojedynku z Mickiewiczem Słowacki jeszcze raz nawiązał do ich relacji w zakończeniu swojego nowego poematu. W „Beniowskim” zapisał: „Bądź zdrów! – A tak się żegnają nie wrogi / Lecz dwa na słońcach swych przeciwnych – Bogi”
Agata DOBOSZ