Ks. Andrzej Bodnaruk (fot. Leszek Wątróbski)
– rozmowa z ks. Andrzejem Bodnarukiem, dyrektorem Biura Prasowego Archidiecezji Kijowskiej Kościoła Greckokatolickiego na Ukrainie oraz proboszczem parafii świętych Borysa i Gleba w Kijowie
– Jakie szkody poniósł Wasz Kościół w okresie tej okropnej wojny? Jak dziś wygląda Wasze duszpasterstwo? Czy nabożeństwa się odbywają normalnie?
– Nasz Kościół poniósł i nadal ponosi spore straty. Można je podzielić na materialne i duchowe. Do tych pierwszych zaliczyłbym straty wśród naszych duchownych oraz straty świątyń. Brakuje nam informacji z terenów okupowanych. Nie wiemy co dzieje się tam z naszymi parafiami. Dwóch naszych kapłanów zostało wywiezionych z ziem zajętych przez rosyjskich okupantów i ślad po nich zaginął. Nikt nie wie, gdzie ich wywieziono i co się z nimi dzieje. A w sprawie naszych świątyń, to nie wiemy w jakim stanie są te, które znajdują się na terenach czasowo zajętych przez naszych wrogów. Znamy natomiast los naszej świątyni w Irpieniu pod Kijowem, która została ostrzelana (na zdjęciu) w czasie rosyjskich nalotów, podobnie zresztą jak i całe miasto. Ostrzał Irpienia był przerażający i ludzie chowali swych zmarłych w ogrodach i na podwórkach, bo niemożliwe było dostać się na cmentarz.
– Wielu ludzi ginie w obronie Ukrainy. Są wśród nich także Wasi wyznawcy...
– Bardzo dużo strat ponoszą nasi wierni. Jeszcze niedawno niektórzy nasi parafianie pomagali nam jako wolontariusze. A teraz są oni na wojnie. Niektórzy wracają z wojny w trumnach. To jest bardzo ciężka rana dla ich rodziny. Parafianie tracą coraz częściej swoich bliskich. Ale my mówimy im o nadziei i miłości, mówimy też, że stoimy u progu pokoju i zwycięstwa.
Patriarszy Sobór Zmartwychwstania Pańskiego (fot. Leszek Wątróbski)
Dodatkowym nieszczęściem naszych ludzi są nocne naloty i bombardowania. Nocne alarmy nadlatujących rakiet i dronów nie pozwalają nam na normalny sen. Ludzie budzą się każdej nocy i obserwują, czy rakieta nie spadła gdzieś blisko. Tak działa Rosja. Strzela i niszczy obiekty cywilne, strasząc ludność cywilną. U nas jest tak, że każdej nocy o godzinie 3 nad ranem słychać syreny.
– A jak wygląda Wasze codzienne życie?
– Dajemy sobie jakoś radę. Duża pomoc przybywa tu z Zachodu, z Polski, z Niemiec, z Ameryki oraz z innych państw. Wszyscy staramy się pracować i żyć tak, jak było przed wybuchem wojny. Nasi księża prowadzą też nadal działalność duszpasterską, wszędzie tam, gdzie jest to tylko możliwe. Przy parafiach powstały punkty niezłomności – nazywane przez nas punktami niepodległości. Jest w nich zawsze Internet, działają generatory i są wreszcie piece opalane drzewem. Można się wiec w takim miejscu połączyć z rodziną i światem, a zimą się ogrzać.
Kościół w Irpieniu (fot. archiwum)
Ludzie uczą się w nich języka ojczystego. Jeszcze kilkanaście lat temu na ulicach Kijowa częściej słychać było język rosyjski niż ukraiński. Dziś jest odwrotnie. Ludzie nie chcą rozmawiać po rosyjsku, uznając, że jest to język okupanta i wroga.
– A czego można Wam życzyć i jak można Wam pomóc?
– Życzyć można pokoju i zwycięstwa. Zawsze też przydadzą się rzeczy podstawowe – takie jak: jedzenie, środki czystości czy ubrania.
– Tego więc Wam życzę.
rozmawiał Leszek WĄTRÓBSKI