Upamiętnienie miejsca zesłania. Zdjęcie z prywatnego archiwum śp. Zygmunta Wengłowskiego wykonane podczas jego wizytacji miejsc sowieckich zbrodni w Syberii
Wojna, rozwiązana przez rosję, w Ukrainie trwa już prawie 10 lat. Z tego półtora, to już wojna rozwiązana na pełną skalę, w której ruskie rakiety codziennie niszczą ukraińskie miasta na obszarze całej Ukrainy, zabijając nie tylko Obrońców naszego kraju, lecz i cywilnych. Ukraina ponosi duże straty: straty ludzkie, materialne, duchowne, czasowe, ekologiczne, ekonomiczne… Większość Ukraińców w Ukrainie, żyje tak naprawdę jednym dniem, gdyż nigdy nie wiadomo, gdzie trafi jutro kolejna ruska rakieta – „ruletka śmierci”…
To, co się dzieje trudno objąć umysłem. Chociaż, analizując historię, aby opisać to, co się działo na terenach obecnej Ukrainy w ciągu ostatnich chociażby 100 lat nie wystarczy słów. A w tym wszystkim właśnie, oni, rosjanie, zostawili swoje krwawe ślady – zostawili nam, ślady śmierci, bólu, pustki, nędzy, niepewności, biedy, tajemnicy, odosobnienia. To oni, starali się zniszczyć każdego, kto nie był „ichnim”, każdego, kto nie chciał być „ichnim”. Zabijając, niszcząc fizycznie, oni starali się i dziś starają się ukryć ślady popełnionych zbrodni.
W kwietniu br. na stronach internetowych można było przeczytać, że w rejonie kudymkarskim Kraju Permskiego zniknął pomnik upamiętniający zesłanych i rozstrzelanych w osadzie Galaszor Polaków i Litwinów. Natomiast już w maju br. czytamy, że w obwodzie irkuckim, nieopodal wsi Piwowaricha, również zniszczono Memoriał Pamięci deportowanych tu i rozstrzelanych Polaków i Litwinów. Oficjalnym powodem tego była jakoby reorganizacja cmentarnych alejek. Pomnik we wsi Piwowaricha poświęcony polskim ofiarom represji miał formę płyty nadgrobnej z wizerunkiem płaczącej postaci, zaś litewski pomnik – miał formę czterometrowego drewnianego krzyża, i powstał na terenie Zespołu Memorialnego w roku 2015. Prawdopodobnie wszystkim takim miejscom upamiętniającym zbrodnie władzy radzieckiej w rosji grozi likwidacja.
Każde takie miejsce pamięci, niezależne w jakim kraju, jest ważne i warte, żeby zostało jako świadectwo torturowania, mordowania ludzi, jako upamiętnienie tego, że te straszne karty historii człowieczeństwa nigdy nie powinny się powtórzyć, że zło musi być karane i obowiązkowo, moim zdaniem, powinna być ujawniona „twarz” podłej nikczemności i imię każdego zabójcy.
I jeżeli, państwa rozwijające się demokratyczne dbają o zachowanie takich miejsc pamięci, troszczą się o przekazywania wiedzy, to barbarzyński kraj, taki jak rosja, dba o zniszczenie tych „starych” miejsc, zniekształcenie wydarzeń historycznych, wymazanie ich z pamięci, wyrwanie z historii, a równolegle tworzy „nowe” miejsca swoich zbrodni.
Wrócimy jednak do pomnika w okolicach Piwowarichy, niedaleko lotniska w Irkucku. On jak i większość z takich miejsc pamięci, ma swoją bardzo tragiczną historię. Jak mówią eksperci nie znamy, niestety, całościowo prawdziwej historii. Nie posiadamy wiarygodnych danych o liczbie zamordowanych i zapewne jeszcze długo ich nie zdobędziemy.
Częścią tej tragicznej historii, są losy jednego człowieka, życie którego urwało się tam, w okolicach Piwowarichi. Był nasz pradziadek – Adam Wengłowski (1899-1938). Jego syn, płk Zygmunt Wengłowski (1925-2022, weteran WP, prezes Stowarzyszenie Weteranów WP Żytomierszczyzny) często o tym wspominał, wspominał z wielkim bólem im rozpaczą w oczach i nurtowało go wciąż pytanie: „O czym myślał, Ojciec, w ostatnich chwilach swojego życia?”.
Jak wspominał dziadek Zygmunt, jego ojciec w roku 1929 został aresztowany i wysłany na północ. Wkrótce zbiegł i wrócił do domu (rodzina mieszkała we wsi Soroczeń, obwód żytomierski). W 1930 ponownie go aresztowano na podstawie donosu i zesłano na Syberię (wieś Kwitok, rejon Tajszet, obwód Irkucki). Mieszkał tam bez prawa wyjazdu i na początku także bez prawa wysyłania korespondencji do rodziny. Osobiście, co tydzień musiał zgłaszać się do komendanta, aby potwierdzić swoją osobowość. Pracował w lesie, później jako stolarz na fabryce „Krasnyj mebelszczik”. W listopadzie 1937 r. ponownie został zaaresztowany. Miał sprawę karną za rzekomy udział w kontrrewolucyjnej organizacji terrorystyczno-dywersyjnej działającej w rejonie tajszeckim na rzecz Polski. Wspomniano mu, że wcześniej w Ukrainie był wywłaszczony i to, że jest Polakiem, ponadto zarzucano mu też inne wymysły polityczne, co ogółem zaostrzyło rangę jego „odpowiedzialności”.
Syn Adama - płk Zygmunt Wengłowski (1925-2022, weteran WP, b. prezes Stowarzyszenia Weteranów WP Żytomierszczyzny)
Według sfabrykowanej przez NKWD sprawy 16 lutego 1938 roku, Adam Wengłowski został skazany na śmierć. Wyrok wykonano 26 marca tegoż roku. Rehabilitowano go pośmiertnie dopiero w 1957 roku.
Po najwyższym wyroku „trojki” aresztowanych uśmiercano w piwnicach NKWD w Irkucku strzałem w tył głowy, metodą powszechnie stosowaną przez sowieckich katów. Zamordowanych ładowano o świcie na ciężarówki i wywożono do wcześniej wykopanych zbiorowych mogił w lesie w miejscowości Piwowaricha leżącej 20 km. na północny wschód od Irkucka. Dane dotyczące ilości rozstrzelanych tam ludzi, różnią się, ale mówi się o 15-17 tyś. niewinnych ofiar.
Masowe pochowania odkryto dopiero pod koniec 1989 roku i na tym miejscu powstał Zespół Memorialny pamięci ofiar represji politycznych „Piwowaricha”. Na jednym z kamieni możemy przeczytać:
„Pamiętaj Ojczyzno, nas wszystkich, którzy zginęli niewinnie, bądź miłosierna i przywróć nas z zapomnienia”.
Na innym kamieniu Zespołu Memorialnego powstały następujące słowa: „Apelujemy do pamięci waszej, ludzie, i do waszych serc wzywamy, NIE POZWÓLCIE, aby nasz los stał się waszym losem”.
Aby odnaleźć informację o swoim ojcu, Zygmunt, syn Adama, poświęcił temu dużo sił i czasu. Sprawa karna ojca do rąk Zygmunta trafiła dopiero w latach 90-ch, dopiero po 50-ciu latach po dokonaniu tej strasznej zbrodni! Zygmunt Wengłowski poodwiedzał wszystkie te tragiczne miejsca, związane z ostatnimi latami, chwilami życia jego ojca, Adama.
Nie byłam w tej miejscowości, chociaż warto byłoby odwiedzić miejsca pamięci przodków, ale najprawdopodobniej, nie będę tam dopóty, dopóki rosja nie zniknie z mapy świata.
Przeglądając zdjęcia dziadka, porównałam je ze zdjęciami w Internecie i dostrzegłam, że napisy, którzy umieszczone na kamieniach w tym Memoriale Pamięci usunięto i teraz one zamilkły - już nie osądzają, nie mówią, kto przyczynił się do tej zbrodni, kto powinien ponieść karę. A stało się tak ponieważ zło tych czasów – reżim komunistyczny, tj. związek sowiecki, nie zostało osądzone, nie było publicznie uznane jako zbrodnia przeciwko ludzkości, w wyniku czego rosja jako spadkobiorca związku sowieckiego, tj. spadkobiorca zła, kontynuuje swoje zbrodnie nadal, już w XXI wieku.
Dopóki demokratyczny świat zastanawia się, czy warto walczyć ze złem XXI wieku, w Ukrainie mnożą się nowe ogniska zbrodni, miejsca śmierci, bólu, pustki, nędzy, niepewności, biedy, tajemnicy, samotności…
Dziękujemy naszych dziadkom za to, że nie bali się przekazywać nam prawdę, prawdę, o związku sowieckim. Prawdę o tym, kim dla tego reżimu byli zwykli ludzie. Przekazywanie nam tych prawdziwych historii już za czasów niepodległej Ukrainy, przyczyniło się do tego, że mieliśmy więcej zaufania, szacunku do naszych przodków. Dziś my pamiętamy o nich i przekazujemy prawdę już naszym dzieciom, czynimy wszystko, aby prawda nie przestała mówić. Aby nigdy nie bać się głośnio mówić, kto czynił zbrodnie przeciwko ludzkości w XX, kto czynił zbrodnie przeciwko naszej rodziny, i kontynuuje to w XXI wieku.
Rosja, jako kraj, musi być ukarana za wszelkie zło, które popełniła wobec ludzi, wobec niepodległych krajów, wobec życia, wobec dobra. Dobro, powinno nareszcie wyjść z cienia, pokazać swoją moc i zwyciężyć – i pomóż nam w tym Bóg!
Walentyna JUSUPOWA
(Studencki Klub Polski w Żytomierzu)