Dziś Okopy to malutka wieś w południowo zachodniej części Ukrainy, w pobliżu Kamieńca Podolskiego, na granicy z Mołdawią. Początkiem osady była warownia założona w 1692 r. przy ujściu Zbrucza do Dniestru przez hetmana S. J. Jabłonowskiego, oblegającego okupowany przez Turków Kamieniec Podolski.
W 1700 roku król August II nadał osadzie wokół twierdzy przywileje miejskie. W czasie konfederacji barskiej bronili się w nich konfederaci. Przebywał tam także Zygmunt Krasiński, który właśnie w Okopach umieścił akcję „Nie-Boskiej Komedii”. Jaki ślad w życiu tego wielkiego poety pozostawiło Podole opowiada nam znawca tej krainy Piotr Danylak w szkicu literackim, którego druk rozpoczynamy.
***
„Poezjo, bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki!”
Zygmunt Krasiński na Podolu
Zygmunt Krasiński
(1812 – 1859)
19 lutego 2012 r. mija 200 lat od dnia urodzin Zygmunta Krasińskiego, jednego z „poetów-proroków”, którego obok Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego zwykło zaliczać się do grona tzw. Trzech Wieszczów literatury polskiej, największych twórców polskiego romantyzmu.
Zygmunt Krasiński to wybitny przedstawiciel dawnego szlacheckiego rodu spod herbu Ślepowron, biorącego swój początek od legendarnego hetmana Wawrzęty, dowódcy wojsk księcia Konrada Mazowieckiego (1187-1247). Wśród jego przodków byli rycerze, senatorzy, biskupi, wojewodowie, posłowie na Sejm, starostowie; prawda, zdarzały się, jak to bywa w przyzwoitych rodzinach, nicponie i hultaje. Jedyna koronowana osoba tego rodu to Franciszka Krasińska (1744-1796), żona księcia Karola, syna króla Augusta III Sasa; jej prawnuk, Wiktor Emanuel II stał się pierwszym królem zjednoczonych Włoch.
Krócej mówiąc, ród ten pozostawił ślad w historii nie tylko Europy i Polski, lecz i Podola. Dzięki babce poety, Antoninie Krasińskiej z Czackich (jej energiczności i gospodarności) oraz jej synowi Wincentemu, miasteczko Dunajowce w końcu XIX stulecia stało się przemysłowym centrum regionu, otrzymało nieoficjalną nazwę „podolski Manchester”. Kilka budowli, wzniesionych przez Krasińskich (lub z ich wsparciem), do dziś stanowią ozdobę miasta. Są to – „skromny, ale wytworny niewielki pałac”, przedstawiony na znanym rysunku Napoleona Hordy (1873 r.), były klasztor kapucynów (obecnie cerkiew Narodzenia Chrystusa) i Dom modlitewny (była kircha). Niestety, nie przeżył epoki walki z „opium dla narodu” kościół św. Michała, w którym unikatowe dzieła sztuki latami osobiście chroniła pani Antonina. Jego wysmukła sylwetka, bardzo podobna, co do rozmiarów i architektury do katedralnego kościoła w Kamieńcu-Podolskim, dominowała kiedyś nad miasteczkiem i jego okolicami.
W czas dwóchsetlecia urodzin sławnego syna narodu polskiego, warto nieco szerzej opowiedzieć o nim i pobycie poety w Dunajowcach na Podolu. Tym bardziej, że niektórzy naukowcy-historycy do niedawna mieli nawet co do tego wątpliwości.
Napoleon Stanisław Adam Feliks Zygmunt Krasiński urodził się 19 lutego 1812 r. w Paryżu, a jeszcze dokładniej - w domu nr 10 na Bulwarze Montmartre. Był jedynakiem synem generała Wincentego Krasińskiego i księżnej Marii Radziwiłłówny. Matka przyszłego poety była pasierbicą Stanisława Małachowskiego – „jednego z najcnotliwszych Polaków”, marszałka Sejmu Czteroletniego, wuja matki generała.
Józef Rolle – polski lekarz, historyk amator
Nawiasem mówiąc, niektórzy historycy przytaczają datę chrztu poety - 19 grudnia 1812 r., dowodząc w dodatku, że jego chrzestnym ojcem był sam Napoleon Bonaparte, o czym świadczyć ma notatka, uczyniona przez ojca Zygmunta tuż po urodzeniu syna: „Dzisiaj Imperator powiadomił mnie, że do krzyża pana Napoleona Zygmunta trzymać będzie”. Ale oczywiście, coś z tym nie wyszło. Zresztą zimą 1812 r. Napoleonowi było nie do chrzcin…
Bardziej wiarygodne źródła podają, iż ochrzczono go w parafialnym kościele Notre Damme de Lorette, a do chrztu trzymały go dwie pary: Ludwik Pac z Marią Walewską i Piotr Krasiński z księżną z Walewskich Jabłonowską.
Ojcem poety był generał gwardii Napoleona, zwolennik „obozu klasyków", a później lojalny poddany cara Rosji, senator-wojewoda Królestwa Polskiego, rosyjski senator, adiutant Mikołaja I. Dodać warto, że nauki pobierał on w prywatnym pensjonacie we Lwowie, ale osiągnął wysoką pozycję dzięki, nie w ostatniej kolejności, swoim naturalnym zdolnościom i pasją do czytania. Matka - Maria Urszula Radziwiłłówna - osierociła go wcześnie, kiedy miał zaledwie 10 lat. Starając się oderwać syna od mrocznych myśli, generał po zakończeniu uroczystości żałobnych przeniósł się razem z nim do rezydencji swojej matki. 18 maja z Dunajowiec, w liście do Kajetana Koźmiana pisze on: „…7 maja zatrzymaliśmy się tutaj, gdzie przyjęli nas bardzo miło”.
Józef Rolle – polski lekarz, historyk amator tak opisuje to zdarzenie w opowiadaniu „Babcia poety”: „Dunajowiecki dwór nabierał oznak uroczystego charakteru każdorazowo, kiedy pojawiał się ten pożądany gość z ojcem... Gospodyni zapominała o zwyczajowej oszczędności, starała się uczynić pobyt wnuka przyjemnością, urządzała wycieczki do znanych z lepszej strony, Muszkutyniec...
Onegdaj nadszedł czas podróży do Kamieńca. Oto jak Zygmunt opowiada o przejażdżce do Starej Fortecy w jednym ze swoich późniejszych listów: „Roją się w pamięci wspomnienia o tym mieście, przedzielonym wzgórzami, bez drzew, bez ogrodów i ten cmentarz obok okopów dawnej Rzeczypospolitej, który niegdyś widziałem, przebywając tam jeszcze jako dziecko”. Przyszły poeta zwiedził Okopy św. Trójcy… Dziesięcioletni chłopczyk uważnie i ze wzruszeniem oglądał poszczerbione mury, które po raz ostatni broniły grodu za czasów Kazimierza Pułaskiego w imię idei, której bronili pradziadowie młodego podróżnika. Równie głęboko powinno odbić się w pamięci skaliste wybrzeże Dniestru i ta ścieżka, która serpentyną zbiegała do koryta starego Tyrisa, jeżeli kilkadziesiąt lat później umiejscowił tu akcję jednego ze swoich wspaniałych poematów. Przecież jego Henryk w “Nie Boskiej komedii”, w Okopach Świętej Trójcy broni zasad starego świata, a pokonany, miota w rozpaczy z głębi serca:
„Widzę ją całą czarną, obszarami ciemności płynącą do mnie, wieczność moją bez brzegów, bez wysep, bez końca, a pośrodku jej Bóg. Jak słońce, co się wiecznie pali - wiecznie jaśnieje - a nic nie oświeca”.
Nieomal z pewnością można przypuścić, że wtedy w dziecięcej główce, w tym wrażliwym mózgu, w uświęconej opowieściami o przeszłości wyobraźni, zrodziła się idea poematu, jego pierwsze kontury, które z czasem zmieniły się pod wpływem otaczającego go świata.
Pod dachem dworku babci chłopiec po raz pierwszy zapoznał się z historią w domu Krasińskich. Opinogórska starościna wpływała na młodego i wrażliwego wnuka, niczym zadawniona kronika, mając jednak nad kroniką tę przewagę, iż ożywiała swoje opowiadania, ogrzewała je miłością, dostosowując do dziecięcych wyobrażeń.
Większą część swojego dzieciństwa mały „Zizi” spędził w Warszawie, zadziwiając wszystkich swoją niezwykłą pamięcią i erudycją, uznawany za drugiego, po Fryderyku Szopenie, wunderkinda. Pewnego razu w salonie księżnej Czartoryskiej mały Zygmunt wyliczył wszystkie europejskie stolice i zadeklamował Woltera: „Tu dors Brutus et Rome est dans les fers!” (Ty śpisz, Brutusie, a Rzym jeszcze jest w kajdanach). Pierwsze opowiadanie Krasiński napisał mając sześć lat w języku francuskim. Odziedziczył po ojcu żarliwy temperament, a od matki, niestety - słaby organizm i objawy suchot oraz, jak pisano, „prawie chorobliwą emocjonalność”.
Pałac Krasińskich w Dunajowcach. W głębi budynki dawnego pokapucyńskiego klasztoru oraz fragment kościoła (rysunek Napoleona Ordy)
Nauki pobierał w domu. Jego nauczycielami byli: znakomity polski pisarz Józef Korzeniowski, a następnie - Piotr Chlebowski - wykładowca Liceum Warszawskiego. Program domowego nauczania przewidywał zgłębianie historii, literatury, geografii, ekonomii politycznej, arytmetyki, algebry i geometrii; opanowanie łaciny, greki, ponadto języków: francuskiego, niemieckiego i arabskiego. Mając zaledwie dwanaście lat Zygmunt pod względem rozwoju umysłowego nie ustępował studentom uniwersytetu.
Jesienią 1825 r. trzynastoletni Zygmunt w towarzystwie guwernanta Chlebowskiego powtórnie odbył podróż po Podolu. Szlak do Dunajowiec biegł przez Włodzimierz, Poryck, Krzemieniec, Jarmolince. O szybkim intelektualnym rozwoju chłopca świadczy dobitnie napisany wówczas „Dziennik podróży”, bogaty w dość głębokie, jak dla takiego wieku, obserwacje.
We wrześniu 1826 r. po zdaniu odpowiadającym powszechnie przyjętym wymogom, egzaminu został on od razu przyjęty do ostatniej klasy liceum. Rok później pomyślnie zakończył tę placówkę oświatową, uzyskując „dostatecznie” tylko z matematyki. Po wakacjach piętnastoletni młodzieniec podejmuje naukę na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. W tym samym czasie, w konsekwencji obcowania ze starszymi kolegami, rozpoczęła się też „era papierosowa”, w wyniku czego to wychowane w domowym zaciszu dziecko zmieniło się nie do poznania.
Pewne szczegóły kolejnego przyjazdu Z. Krasińskiego na Ziemię Podolską znajdujemy w cytowanym poniżej opowiadaniu J. Rolle: „Latem 1828 roku szesnastoletni kawaler, już student uniwersytetu, przyjechał razem z nierozłącznym Konstantym Gaszyńskim do Dunajowiec. Uznał za niezbędne znaleźć tu sobie damę serca. I znalazł ją w osobie czarnowłosej pani Heleny, sympatycznej dwudziestoletniej córki jedynej służącej ze skromnej świty starościny, która pełniła obowiązki kucharki. Tak więc, młody student właśnie w niej się zakochał. Uwijał się koło niej, wygłaszał komplementy, lecz dziewczyna stanowczo go odrzuciła, zachowywała się nobliwie i czcigodnie”.
Jednak ukończyć uczelni Zygmuntowi nie dane było. W roku 1829 opuścił uniwersytet z przyczyn ostracyzmu okazanego mu ze strony studentów. Przyczyną było nieprzybycie Krasińskiego, wbrew wcześniejszemu porozumieniu z kolegami, na pogrzeb prezesa Sądu Sejmowego Królestwa Kongresowego Piotra Bielińskiego, płomiennego polskiego patrioty. Odmówić wzięcia udziału w pogrzebie, na który wyszła prawie cała Warszawa i który przerodził się w studencką manifestację patriotyczną zmusił go ojciec. Studenci oburzeni tym wyłamaniem się z solidarności koleżeńskiej oświadczyli, iż nie jest on godzien ich towarzystwa i poddali go ostrej obstrukcji: syczeli, pluli, tupali nogami. Płomienny Polak Leon Łubieński zdarł mu dystynkcje akademickie z kołnierza, nie obeszło się bez spoliczkowania. A kiedy niedawni koledzy chwycili za kamienie, Zygmunt zmuszony był do ucieczki…
Kilka dni później kolejny konflikt z Lubieńskim omal nie zakończył się pojedynkiem. Skandal nabrał rozgłosu. Rada Uniwersytecka, uwzględniając, że „pan Zygmunt” jest „lekkomyślny” i „niezrównoważony” wykluczyła go z uniwersytetu „na okres jednego roku”. I chociaż Łubieńskiego wydalono również, powrócić na uczelnię po tak haniebnej historii szlachcic Krasiński nie mógł sobie pozwolić…
Piotr DANYLAK
C.d.n.