Jerzy Wałęsiak
Relacjonując imprezy polonijne oraz życie Kościoła katolickiego na Kresach, często zapominamy, ze wokół nas mieszka dużo Polaków – przedstawicieli tej współczesnej Polonii, którzy nie zważając na ukraińskie realia budują, zajmują się rolnictwem, handlują, produkują meble, pracują w placówkach dyplomatycznych, dostarczają sprzęt medyczny i po prostu żyją życiem, porównywalnym z życiem przeciętnego Ukraińca.
Często w mieszkaniach nie ma prądu, gorącej wody, nuży ciągła walka ze skorumpowanymi ukraińskimi urzędnikami na wszystkich szczeblach, brak jasnych przepisów stosownie działalności obcokrajowców na Ukrainie... Mijają lata, a oni wciąż są wokół nas, zakładają rodziny i przyjaźnią się z miejscowymi Polakami i Ukraińcami.
W tym artykule mowa pójdzie o Jerzy Wałęsiaku – rolniku z Polski, który już od 6 lat zajmuje się rolnictwem we wsi Kalinówka (rejon horodecki, obwód chmielnicki).
Jurek - jak łagodnie odzywają się o nim mieszkańcy wioski - ma za plecami już 60 lat, zawsze jest wesoły i pracowity. Chociaż już trzy razy pakował się do powrotu do Polski, ale za namową miejscowego burmistrza wciąż decydował się pozostać i kontynuować uprawę pomidorów, pszczelarstwo, hodowlę raków i ryb.
„Każdy lubi robić coś swoje - ja nie lubię hodować bydła, ale rolnictwo - to moje. Pomidory, papryka, marchewka, cebula - wiem o nich prawie wszystko. Na zapach mogę rozpoznać chorobę u roślin. Chociaż czasami muszę wozić próbki aż do polskich laboratoriów” - opowiada Wałęsiak.
Na 12 hektarach ziemi oprócz warzyw, Polak uprawia także i jęczmień, w pobliskim stawie hoduje raki, ma 15 uli, w tym – i dwupoziomowe, i trzypoziomowe. Pan Wałęsiak pracuje od rana do nocy. Dwa lata temu rok był bardzo urodzajny – produkcję wywożono do Jałty, Odessy. Ludzie z całej Ukrainy dzwonili i przyjeżdżali, by zobaczyć, jak rośnie czarny pomidor – kumato, posiadający właściwości lecznicze. Pan Jerzy hoduje ponad 8 rodzajów pomidorów – 8 holenderskich i jeden turecki. Przed sadzeniem zawsze konsultuje się z polskimi specjalistami, by wiedzieć jaki gatunek najbardziej będzie pasował dla warunków ukraińskich.
Nie wszystko idzie tak, jak by chciał ten Polak z Chmielnicczyzny. Ponad 20 uli zniszczyli nieznani sprawcy, czasami ludzie kradną warzywa na polu...
„Przywołałem kiedyś takiego człowieka i pytam - Po co to robisz? Ja pomogę, dam ci jedzenie. Ale kraść? Nie boją się ludzie grzechu”.
Pan Wałęsiak bardzo przejmuje się problemami Ukraińców. Co ciekawe – sam ma po linii ojca ukraińskie korzenie: „Mój pradziadek Franek przyjechał do Polski, gdzie poznał piękną białogłowę Grabowską - moją prababkę. Pobrali się i dziadek pozostał tam na zawsze. Dlatego czuję się na połowę Polakiem a na połowę – Ukraińcem. Mieszkając w Polsce, często zatrudniałem u siebie Ukraińców. Mam do nich jakiś sentyment” - mówi farmer.
Polak na Chmielnicczyźnie cieszy się szacunkiem u miejscowych. Swoją postawą i rzetelną pracą daje im przykład i przekazuje doświadczenie. Oby ukraińska realność i brak wsparcia ukraińskiej władzy dla rolnictwa nie zniechęciły ludzi podobnych do pana Jerzego do prowadzenia własnego biznesu na Ukrainie.
Jerzy Wałęsiak jest swego rodzaju „ambasadorem” Polski w swojej małej wiosce w powiecie Horodeckim, a takich „ambasadorów” po całej Ukrainie są setki i tysiące - w sutannach, garniturach, za kierownicą i na roli...
Informację udostępnił Franciszek MICIŃSKI
(w oparciu o artykuł Natalii Popowicz, oprac. Jerzy Wójcicki)