Rozmowa z JE Nadzwyczajnym i Pełnomocnym Ambasadorem RP na Ukrainie Henrykiem Litwinem
- Ma Pan za sobą długą, zapewne obfitującą w paralele, drogę służby dyplomatycznej. Reprezentował Pan polską rację stanu w Rzymie, Moskwie, Mińsku.
Lecz ponad dwadzieścia lat temu był Pan pierwszym Konsulem Generalnym Polski we Lwowie i pamiętam, jak w tym gmachu (ówczesnego konsulatu RP w Kijowie) 14 maja 1994 r. uczestniczył Pan w obradach grupy przedstawicieli ZPU i FOPnU, inicjującej zjednoczenie ruchu polskiego na Ukrainie. Jak z perspektywy czasu ocenia Pan obecny stan i format funkcjonowania naszego ruchu?
- Wtedy, na początku lat 90., taka była sytuacja, taka atmosfera, stan emocji świadomości, zarówno Polaków na Ukrainie, jak i osób, urzędników, czasami też polityków z Polski, którzy zajmowali się sprawami kontaktów z Polakami mieszkającymi za granicą, kiedy wydawało się nam wszystkim, iż najważniejszą rzeczą jest doprowadzenie do jedności organizacyjnej Polaków na Ukrainie. Jak wiadomo to się nie udało.
Wiele było przyczyn, ale przecież gdyby nie to, że nie było jednoznacznej woli zjednoczenia, to sytuacja potoczyłaby się inaczej. A zatem zadecydowały realia, zadecydowały istniejące pomiędzy różnymi środowiskami różnice. Myśmy mieli skłonność przez długie lata troszkę biadolić z tego powodu, ale myślę, że dziś trzeba też spojrzeć na sprawę praktycznie. W tej sytuacji istniejących podziałów nastąpił - co byśmy nie mówili - niebywały rozwój społeczno-kulturalnej i organizacyjnej działalności Polaków.
- Czyli nie przypuszczaliście Państwo, że tak to się wszystko potoczy?
- Dla mnie, kiedy przyjechałem teraz na Ukrainę, to była wielka niespodzianka, gdyż mimo, że nie byłem tak całkiem oddalony od spraw ukraińskich, ale jednak nie miałem precyzyjnej wiedzy o sytuacji organizacyjnej Polaków na Ukrainie. I kiedy rok temu przyjechałem, przekonałem się, jak niezwykle intensywną jest ta działalność, jak olbrzymia i rozbudowana jest sieć polskich organizacji.
Owszem podziały nadal odgrywają w niektórych miejscach niedobrą rolę, ponieważ bywa, że w jednej miejscowości, w jednej jednostce administracyjnej są dwie lub trzy organizacje polskie, które się spierają, co nie tworzy sprzyjającej sytuacji dla rozwoju działalności, ale bywa też często tak, że jest kilka struktur Polaków mieszkających na Ukrainie w jakiejś miejscowości, czy rejonie i one ze sobą rywalizują. I rywalizują w taki sposób, że potrafią też czasem zrobić coś wspólnie. I wtedy nie ma powodu, żeby narzekać, że jest ich kilka, gdyż tak naprawdę powoduje to intensyfikację działań.
Myślę, że dzisiaj nie ma powodu, aby martwić się, że ruch polski nie jest totalnie zjednoczony. Zresztą byłoby to raczej niemożliwe. To jest ten rodzaj działalności, gdzie szczególnie cenna jest aktywność lokalna. A zatem jest rzeczą naturalną i rozsądną, że rozwój ruchu polskiego na Ukrainie kulturalno-oświatowo-społecznego poszedł w kierunku tworzenia się silnych organizacji lokalnych, które samodzielnie operują finansami, organizując wiele pożytecznych rzeczy i myślę, że jest to skuteczny i najbardziej realny format życia polskich społeczności - w lokalnych grupach. Natomiast zjednoczenie w jednej unitarnej organizacji, no, kto wie, czy nie ograniczyło by tej aktywności.
Jednocześnie, bez wątpienia rzeczą wskazaną byłoby tworzenie takich struktur, czy form, które pozwalają na dyskusje, na wymianę poglądów, opinii w skali całej społeczności polskiej. Jakaś forma komunikowania się byłaby oczywiście wskazana.
Mamy już dwudziestoletnie doświadczenie. Organizacji jest dużo, są, można powiedzieć dwie centrale. Życie polskie się rozwija.
Nie zawsze, co prawda, ten styk pomiędzy między organizacjami w lokalnych społecznościach dobrze wypada. Czasami tworzą się sytuacje konfliktowe i te trzeba rozwiązywać i im zapobiegać. Ale wieloorganizacyjność jest dziś po prostu rzeczywistością społeczności polskiej na Ukrainie, a my – ambasada, konsulaty, tj. służba dyplomatyczno konsularna mamy za zadanie odnosić się do realiów, do rzeczywistości.
Nie jest przecież naszym zadaniem jednoczyć, czy dzielić środowiska. Naszym zadaniem jest utrzymywać kontakt ze wszystkimi środowiskami i utrzymywać sytuację taką, w której Polacy są zjednoczeni jako Polacy, zaś jakie formy organizacyjne to zjednoczenie przyjmuje to jest to już kwestia woli samych tutejszych Polaków.
- Myślę, jednak Panie Ambasadorze, że jednym z mankamentów tej samodzielności jest częsty brak koordynacji, na przykład, przy organizacji imprez, które zbiegają się w jednym czasie, co uniemożliwia czasem, chociażby obecność na nich przedstawicieli odpowiedniej rangi …
- Ale bywa też tak, sam zresztą uczestniczyłem w takich spotkaniach, gdzie reprezentowane były wszystkie organizacje działające w danym rejonie. I każdy mówił o swojej działalności oddzielnie, czasami nawet krytycznie o działalności nawzajem, ale spotykaliśmy się w jednym miejscu.
- Czyli rywalizacja, rywalizacją ale potrzebne są okresowe wspólne spotkania.
- Rywalizacja jest rzeczą dobrą. Podziały są częścią naszego realnego życia..
- Zresztą zachodzą one w całym świecie…
- Tak, i dotyczą nie tylko Polaków. Ludzie tworzą liczne środowiska w sposób naturalny i nie ma co się nad tym głębiej zastanawiać. Natomiast, jeszcze raz powtarzam, trzeba się starać abyśmy mieli fora porozumienia, współpracy. Takie miejsca czy też struktury, które zapewniają przynajmniej w najważniejszych momentach możliwość skoordynowania działań.
- Polska wieloma sposobami wspiera Polaków na Wschodzie, m.in. - poprzez wprowadzenie Karty Polaka, fundowanie stypendiów studentom polskiego pochodzenia, wspieranie organizacji zrzeszających Polaków - za co jesteśmy niezmiernie wdzięczni.
Czy zmiana sposobu wspierania środowisk polskich, która zaszła w tym roku, gdzie głównym dysponentem jest obecnie nie Senat, a Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie wpłynie negatywnie na docelowy i optymalnie racjonalny podział wydzielanych na to środków?
- Proszę Państwa, sytuacja wygląda tak. Polska jest jednym z tych krajów, które mają bardzo dużą diasporę i które intensywnie z tą diasporą utrzymują kontakt i współpracują. Różne są doświadczenia tych krajów w organizacji takiej współpracy, której częścią jest też wsparcie finansowe. Trzeba tym zarządzać w sposób racjonalny.
Idea zmiany, która nastąpiła, opiera się na dwóch elementach. Jednym z nich jest założenie dotyczące bardzo generalnych pryncypiów funkcjonowania państwa, wywodzące się jeszcze monteskiuszowskiego trójpodziału władzy - na władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Zarządzanie zasobami finansowymi jest zadaniem władzy wykonawczej, a nie ustawodawczej. Wystąpiło tu dążenie do przesunięcia funkcji wykonawczych do organów właściwych dla tego typu działań.
Drugą kwestią jest dążność do zjednoczenia zarządzania nad finansami przeznaczonymi na wsparcie dla organizacji polskich działających za granicą, wynikająca z pewnych praktycznych potrzeb.
Rozproszenie działalności związanej z finansowym wsparciem pomiędzy różne podmioty prowadziło często do nieefektywności. Bywało nawet, że z różnych źródeł finansowaliśmy te same przedsięwzięcia. A ponieważ z natury rzeczy MSZ i jego służba konsularna jest tą częścią struktury państwowej, której się w żaden sposób nie da oddzielić od współpracy z Polakami mieszkającymi za granicą, to doszliśmy do wniosku, że należy pozostawić kontrolę nad tym systemem właśnie w MSZ-cie, który z natury rzeczy ma kontakt ze środowiskami, ma odpowiednie instrumenty i jest najlepiej poinformowany o aktualnych potrzebach.
Uczynione to zostało po to, żeby było lepiej, ale czas pokaże jak to będzie pracowało. Każda zmiana powoduje pewnego rodzaju zaburzenie funkcjonujących dotąd procedur. Więc nie uważałbym, że sytuacja w tych ostatnich miesiącach może nam dać w pełni obiektywną ocenę skutków tych zmian. Skutki będą bardziej dostrzegalne dopiero w przyszłym roku. Są przesłanki, że ten system powinien funkcjonować dobrze.
Generalnie rzecz biorąc MSZ od kilku lat, w związku z koniecznością wdrażania pewnych standardów Unii Europejskiej w zarządzaniu finansami przeznaczonymi na wsparcie idące w różnych kierunkach sukcesywnie przechodzi na system przygotowywania wniosków, opracowywania ich przez odpowiednie ciała kolegialne i przyznawania grantów na konkretne wnioski.
Kolegialność oceny wniosków jest tu zasadą. Przy ocenach projektów będzie utrzymany istotny wpływ osób związanych z MSZ-tem, ale do tych komisji włączane są również osoby z zewnątrz.
Oczywiście wymaga to korekty działań podejmowanych przez środowiska polskie. Przyzwyczajenia się do systemu przygotowywania projektów, odpowiednio przygotowanych rozliczeń, ale to jest wymóg współczesności. Trzeba po prostu poznać ten system i wszyscy nauczymy się z niego korzystać, a w moim przekonaniu będzie on lepiej zorganizowany, bardziej przemyślany i jednolity, co - po nieco dłuższym okresie - powinno przynieść bardzo dobre skutki.
- Na ile realną jest dziś realizacja wysuniętej wiele lat temu idei powstania Polskiego Centrum Kultury w Kijowie?
- Bardzo bym chciał, żeby była realną. Aczkolwiek jest to sprawa, odnośnie do której musimy się porozumieć. Myślę tutaj, że aktywność naszej ambasady, konsulatu jest potrzebna, ale musimy działać w ścisłym porozumieniu i kierować się wyobrażeniami Polaków aktywnych w swoich organizacjach. A zatem po wakacjach bez wątpienia odbędziemy spotkania w tej sprawie i zobaczymy na ile uda nam się te oczekiwania i przemyślenia polskich organizacji działających w Kijowie ująć w jedną myśl i przekonać do tej myśli również miejscowych partnerów.
- W zwróconym ukraińskiej diasporze Ukraińskim Domu Ludowym w Przemyślu, w tym roku odbył się Kongres Związku Ukraińców w Polsce. Czy po ostatnim spotkaniu gubernatora Mychajła Kostiuka z podsekretarzem stanu w polskim MSZ, Januszem Ciskiem kolejny sejmik FOPnU ma szanse odbyć się w Domu Polskim we Lwowie?
- Tu dużo zależy od szybkości wykonywania różnych procedur przez rozmaite ukraińskie i polskie struktury. Budynek, który może stać się Domem Polskim został wyspecyfikowany i rozpoczęła się procedura umożliwiająca przekazanie go w użytkowanie organizacjom polskim we Lwowie. Realia każą zachować tu pewną ostrożność i nie popadać w hurraoptymizm, nie mniej w tej chwili istnieje szansa, że ta sprawa, która się tak długo ciągnie, zostanie pozytywnie rozstrzygnięta.
- Czy przy wydatkowaniu na wsparcie mniejszości ukraińskiej w Polsce, sięgającym w tym roku kwoty 2 842 980 zł. dałoby się znaleźć jakąś dźwignię dyplomatycznego wpływu, która zmniejszyłaby rażącą dysproporcję w realnym finansowaniu podstawowych potrzeb mniejszości polskiej przez rząd Ukrainy?
- W tej kwestii Polska kieruje się prawem wewnętrznym i zobowiązaniami wynikającymi z udziału w różnego rodzaju międzynarodowych konwencjach.
Zasada wzajemności nigdy nie polega na tym, że skutkuje odejmowaniem należnych praw obywatelom polskim (ukraińskiego, czy też innego pochodzenia). Nie można krzywdzić własnych obywateli. Ujmować im prawa nabyte, które nie mogą podlegać żadnym fluktuacjom z powodu takiej lub innej konfiguracji w stosunkach dwustronnych z tym, czy innym krajem.
- Pytając nie myślałem o działaniach sprowadzających się do prymitywnego rewanżu, lecz o wyperswadowaniu zwiększenia wsparcia okazywanego Polakom Ukrainy…
- Żadna z rozmów dwustronnych nie obywa się bez tego, żebyśmy nie rozmawiali o sprawach mniejszości polskiej. Nie wszystkie sprawy da się rozstrzygnąć od razu. Nie pomaga na pewno i to, że Ukraina przechodziła bardzo ostry kryzys gospodarczy i po tym kryzysie jakiś super boom gospodarczy nie nastąpił. Widzimy pozytywne wskaźniki makroekonomiczne, ale to nie jest skok tygrysa. To nie są sprzyjające okoliczności dla jakichś spektakularnych zmian i dobrze to rozumiemy.
W konstruktywnym kluczu przypominamy o postulatach, o sprawach nie załatwionych i widzimy, że mamy tutaj pewien postęp - jak choćby w sprawie Centrum Kultury Polskiej w Iwano-Frankowsku, czy Domu Polskiego we Lwowie. Liczę na to, że i w innych sprawach spotkamy się z podobnym życzliwym stanowiskiem.
- W jakim stopniu program Partnerstwa Wschodniego obejmującego poza Ukrainą - Mołdowę, Białoruś, Gruzję, Armenię i Azerbejdżan traci na sile w obliczu sytuacji, gdy w stosunkach UE – Ukraina, coraz wyraźniej przejawiają się symptomy „zimnej wojny?”
- Myślę, że „zimna wojna” to przesada. Pamiętam jeszcze, że tak powiem, „ostatki zimnej wojny”. To nawet te ostatki - to była i tak przepaść w porównaniu do obecnego stanu stosunków Ukraina – UE.
Oczywiście nie można zamykać oczu na to, że dialog w tej chwili jest dialogiem trudnym, ale jest prowadzony. Unia i Ukraina pozostają strukturami sobie nawzajem przyjaznymi.
Natomiast Partnerstwo Wschodnie to jest tworzenie w ramach UE pewnej struktury działania, pewnego instrumentu. I ten instrument zostaje. On może być wykorzystywany dla państw partnerstwa mniej lub bardziej intensywnie – lepiej lub gorzej, z większym lub mniejszym skutkiem finansowym. I wszystko to zależy od wielu czynników. Jeżeli spada aktywność polityczna stron dialogu to ten instrument jest wykorzystywany w mniejszym stopniu, ale nie niknie.
W Unii jest niezwykle ważne, żeby takie instrumenty istniały, żeby istniał schemat, który powoduje, że coś musi być przedmiotem deliberacji. Dotąd tak nie było, a odkąd zaistniało Partnerstwo Wschodnie to nie ma sposobu, żeby pomijać tę tematykę w bieżącej aktywności.
- Od czego, Pana zdaniem, zależeć będą głównie terminy podpisania, ratyfikacji i implementacji Umowy Stowarzyszeniowej Ukraina – UE
- To jest ciągle kwestia, co do której ambasadorzy państw unijnych powinni zachować pewną powściągliwość w kreowaniu ocen, gdyż wciąż jest to jeszcze etap, kiedy sprawa związana jest z realizacją zadań przez służbę zagraniczną UE, czyli przez struktury wspólnotowe, a nie instytucje krajów członkowskich, które wejdą w tę sprawę na etapie ratyfikacji przez parlamenty krajowe.
A zatem z tym pytaniem może warto zwrócić się do nowego szefa Delegacji UE na Ukrainie Jana Tombińskiego.
- Na tegorocznym XXII posiedzeniu Komitetu Konsultacyjnego Prezydentów Polski i Ukrainy omawiano kroki, które pozwolą poprawić warunki współpracy gospodarczej, w tym też rozwiązać problemy polskich firm na Ukrainie i ukraińskich w Polsce. Co tej współpracy (poza delikatnie mówiąc nieregularnym zwrotem VAT-u) przeszkadza najbardziej: brak kompatybilności przepisów w obu krajach, stabilności aktów prawnych, czy może określonych kompetencji na rożnych szczeblach decyzyjnych?
- Opierając się na opiniach zasłyszanych od przedstawicieli biznesu powiem, że największym kłopotem jest rozmiar obecności struktur administracyjnych w działalności biznesowej. Jest tego za dużo, a w administracji, jak to w administracji, każda nieprawidłowość tworzy dodatkowe utrudnienia.
Sytuację, co do zwrotu VAT-u polscy biznesmeni nie oceniają jeszcze jako całkowicie zadowalającą, ale odnotowują poprawę.
- Czy prawdą jest, iż firmy polskie ostatnio częściej rezygnują z prowadzenia biznesu na Ukrainie?
- Nie znam takiej statystyki, chociaż owszem zetknąłem się ostatnio z takimi rezygnacjami.
Nie wiem, czy częściej. Wydaje mi się, że okres szczytowego zniechęcenia był jednak wcześniej – kilka lat temu. W tym roku również odnotowaliśmy tego typu decyzje, ale widzimy też zainteresowanie firm, które chciałyby wejść na ten rynek. Dostrzegamy też aktywność firm, istniejących na tym rynku, które przygotowują się tu nawet do znacznego rozszerzenia swej działalności.
- II Kongres Ukraińców w Polsce zainaugurował obchody 65. rocznicy akcji „Wisła”. Czy w kontekście tych zbliżających się trudnych rocznic planowane są kolejne uroczystości w Polsce i na Ukrainie związane z tragicznymi wydarzeniami na Wołyniu?
Bez wątpienia uroczystości będą miały miejsce. Powstały komitety społeczne, które poświęcą się tej sprawie. Będziemy się starali wspomóc organizację takich uroczystości, jak też zadbać o to, aby zaistniały one w porozumieniu z władzami ukraińskimi.
- Bardzo różna jest dziś interpretacja tych wydarzeń. Jako profesjonalnemu historykowi, która z ocen jest Panu bliższa - Józefa Turowskiego, Władysława i Ewy Siemaszków, Poliszczuka, czy Grzegorza Motyki, Igora Iliuszyna, Timothy Snyder’a?
- Wymienił Pan wielu historyków. Ja akurat historykiem czasów najnowszych nie jestem. Moim obowiązkiem jest zapewniać, żeby było znane stanowisko historyków polskich. Staramy się tę wiedzę o dorobku i ocenach, jakie oni proponują upowszechniać na Ukrainie.
Ambasada nie może i nie powinna jednak próbować rozstrzygać sporów historyków, które toczą się również pomiędzy polskimi historykami w wielu różnych kwestiach interpretacyjnych. Istnieje też dyskusja historyków polskich z historykami ukraińskimi. Argumenty są coraz liczniejsze i coraz większa wiedza powstaje w wyniku tej dyskusji.
Interpretacje i oceny bywają nadal bardzo różne. Żadna ocena jakiegokolwiek urzędnika, czy polityka nie doprowadzi do definitywnego zbliżenia stanowisk. Oceniam, że przez 20 lat w tej bardzo trudnej dla obu narodów sprawie poziom dyskusji bardzo się podniósł. Wciąż jeszcze pojawiają się argumenty nie merytoryczne, lecz coraz bardziej jest to dyskusja historyków, a nie tylko przeciwników ideologicznych.
No i cóż innego możemy zrobić. Jesteśmy sąsiadami. Współpracujemy. Dzisiaj Polska i Ukraina są państwami przyjaznymi. Mamy bez wątpienia wielką ranę w świadomości historycznej, lecz inaczej, niż poprzez długą i mozolną rozmowę sobie z tą raną nie poradzimy.
- Czy w tym roku zostaną zakończone prace związane z upamiętnieniem miejsca tragedii w podkijowskiej Bykowni?
- Tak. Prace są tam prowadzone intensywnie i mamy nadzieję, że we wrześniu zostaną zakończone. Będzie to czwarty cmentarz katyński upamiętniający ofiarę złożoną przez polskich oficerów, powołanych do armii w 1939 roku. Jednocześnie trwają prace nad ukraińskim memoriałem w Bykowni, bardzo silnie związanej z pamięcią o represjach totalitaryzmu wobec narodu ukraińskiego.
- Czy, Pana zdaniem, informacja o Polsce w ukraińskich mediach jest dostateczna?
- Ocena tej kwestii zależy nieco od oceny globalnej sytuacji w mediach ukraińskich. Jeżeli się zgodzimy, że należy coraz większą uwagę zwracać na media elektroniczne to nie wygląda to tak źle. Polska jest w nich obecna.
- No tak, ale dostęp do tych mediów u przeciętnego mieszkańca Ukrainy jest jeszcze ograniczony.
- Lecz, młodzi ludzie z tego korzystają. Zresztą jest dużo ludzi, którzy Polskę odwiedzili, jest dużo stypendystów, jest mnóstwo Ukraińców, którzy odwiedzili nasz kraj w ramach przeróżnych wymian, imprez etc. Natomiast w starszym pokoleniu, wśród osób, które są przyzwyczajone do mediów tradycyjnych… to tu jest nieco gorzej, chociaż zależy od tego, który kanał telewizyjny oni oglądają. Są kanały, w których informacji o Polsce jest sporo. Tak, że nie jest to obrazek jednoznaczny, lecz bardzo pstrokaty. W sumie powiem, iż obecnie media są wobec Polski życzliwe.
- W jakiej płaszczyźnie tworzona obecnie partia Polaków Ukrainy może być pomocna dobrym relacjom polsko-ukraińskim?
- Jeśli w środowiskach polskich Ukrainy istnieje zapotrzebowanie na tworzenie partii politycznej to zapewne będzie ona utworzona i będzie aktywnie działała. Aczkolwiek to nie jest ta część działalności, którą państwo polskie może wspierać, ponieważ dotyczy działań ściśle politycznych.
Tworzenie partii politycznej jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że jej członkowie ubiegają się o udział we władzy i rywalizują w tym wyścigu z innymi partiami politycznymi. Polska jako państwo nie może brać udziału w rywalizacji o władzę na Ukrainie. Jest to ten rodzaj aktywności, który oddziela strukturę polską od systemu wsparcia z kraju.
Polska na Ukrainie wspiera działalność kulturalno-oświatową organizacji polskich. I to jest zgodne z konwencjami międzynarodowymi, których jesteśmy uczestnikami, jak też z dwustronnym traktatem o dobrosąsiedzkich stosunkach, zawartym z Ukrainą. Założenia systemu wspierania mniejszości są tam określone dosyć precyzyjnie.
Polacy w kraju na ogół z sympatią spoglądają na wszelką aktywność swoich rodaków za granicą, natomiast podjęcie decyzji o działalności stricte politycznej jest równoznaczne z separacją od całego systemu wsparcia, który funkcjonuje na rzecz polskich organizacji. Z tego co wiem działacze, którzy podejmują tę próbę są tego świadomi.
- Pozwolę sobie zadać prostsze pytanie. Dlaczego nie ma polskiej księgarni w Kijowie?
- To częste pytanie pojawiające się w różnych formach - dlaczego nie ma polskiej księgarni, polskiej restauracji itp. Dlaczego nie ma jej w Moskwie, w Mińsku czy w Kijowie?
Najprostsza odpowiedź jest taka. Albo ktoś nie wpadł na pomysł, że jest to dobry biznes, albo to nie jest dobry biznes.
W dzisiejszych warunkach nie da się prowadzić działalności handlowej na zasadach dotacji państwowej. Ktoś musiałby zająć się tym biznesem i wtedy ubiegać się o możliwe formy wsparcia, gdyż państwu oczywiście zależy na promocji książki polskiej za granicą. Wydaje mi się, że są przesłanki, iż byłaby to działalność opłacalna, bo przecież nie ma takiego drugiego kraju na świecie, w którym tak wiele osób uczy się języka polskiego. Bliskość historyczna powoduje, że (praktycznie rzecz biorąc) przedstawiciele ukraińskich nauk humanistycznych właściwie wszyscy czytają po polsku. Polska książka naukowa jest obiektem pewnego zainteresowania, polska literatura jest stosunkowo dobrze znana. Mamy do czynienia z istotnym wzajemnym wpływem obu naszych literatur, a zatem są obiektywne przyczyny, żeby polska książka cieszyła się tu poczytnością.
- Pańskie życiowe credo i czego w życiu nie znosi Pan najbardziej?
- Wie Pan, to są bardzo trudne pytania dla człowieka w moim wieku, posiadającego spory już zasób doświadczeń, śmiem twierdzić również i wiedzy. Bardzo ciężko jest to wszystko ująć w jedno zdanie, więc chyba, po prostu odmówię na to odpowiedzi, dlatego, że byłby to wyraz jakże charakterystycznej dla współczesności dążności do uproszczenia.
Nie można ująć celów tak ważnej rzeczy jak życie ludzkie w jednym credo. To zawsze będzie chwyt „piarowski”, to nie będzie prawda, to nie będzie istota rzeczy. To będzie pewien trick, który się może dobrze sprzedać. Komuś się spodoba… komuś nie.
- A w marzeniach dzieciństwa, kim Pan chciał zostać?
- Dyrygentem.
- I ma Pan wykształcenie muzyczne?
- Nie, niestety, nawet nie próbowałem tego ziścić, ale marzenie było wyraźne.
- Błędy, które najłatwiej wybacza sobie i innym?
- Najłatwiej jest wybaczyć błędy, które wynikają z zaangażowania w realizację jakiejś dobrej sprawy. Zdarza się, że realizujemy jakąś sprawę i ona zmusza nas do wysokiej intensywności pracy i przy takim bardzo dużym obciążeniu błędy mogą się pojawić. Ale nie należy ich powtarzać.
- O której rozpoczyna i kończy Pan swój dzień pracy?
- Tu nie ma reguł. Jeżeli jesteś pracownikiem ambasady czy konsulatu to praca rozpoczyna się od przebudzenia, z chwilą sprawdzanie informacji mailowych i odpowiedniej na nie reakcji. No i jest to również ostatnia czynność przed snem. Generalnie rzecz biorąc to jest praca w trybie ciągłym.
- Które kanały telewizji ukraińskiej i polskiej ogląda Pan najczęściej?
- Najchętniej nie oglądam telewizji. Lecz, jako że muszę ją oglądać to jest mój dobór wynikający z potrzeb zawodowych. Najczęściej oglądam polskie i ukraińskie programy informacyjne według takiego schematu (szczególnie w przypadku ukraińskich) aby móc skonfrontować opinie różnych środowisk politycznych.
- Która z telewizyjnych „SWOBÓD SŁOWA” jest najbliższa do celów deklarowanych w nazwie?
- Najbliższy temu ideałowi jest fakt, że są trzy „Swobody słowa”.
- Kiedy w swoim życiu usłyszał Pan po raz pierwszy coś o Ukrainie i jak to było?
- Ukraina pojawiła się w mojej wyobraźni (zapewne jak u wielu Polaków) dzięki Sienkiewiczowi. To był obraz, który oddziaływał na mnie na tyle silnie, że stał się zaczynem mojego wyboru życiowego. Postanowiłem najpierw zostać historykiem, właśnie ze względu na to szkolne jeszcze sienkiewiczowskie zauroczenie Ukrainą.
- Pamiętamy jak dawniej w Kijowie szereg lat z rzędu organizowano atrakcyjne Dni Krakowa i vice versa. Czy możliwe jest, Pana zdaniem, odrodzenie tej tradycji teraz już w formacie obchodów Dni naszych stolic?
- Obserwuję pewną intensyfikację kontaktów pomiędzy naszymi stolicami i jeżeli tempo tej intensyfikacji się utrzyma, to nie wątpię, że efektem będą jakieś spektakularne imprezy. Mamy kłopot z pewną nierównoległością współpracujących struktur, gdyż z jednej strony jest to miejska administracja państwowa, zaś z drugiej samorząd. Zatem wyklarowanie się sytuacji z władzami miasta w Kijowie bez wątpienia może doprowadzić do intensyfikacji kontaktów.
- I na zakończenie tradycyjna prośba. Kilka słów do Czytelników i wszystkich Polaków Ukrainy.
- Cieszę się, że już od roku jestem na Ukrainie i w morzu kontaktów z naszymi ukraińskimi partnerami mam też okazję do kontaktów z zamieszkującymi tu Polakami. Dwadzieścia lat pracy w służbie dyplomatyczno-konsularnej nauczyło mnie tego, iż kontakty owe są jednym z najprzyjemniejszych elementów naszej pracy. Bardzo sobie cenię takie spotkania za pośrednictwem mediów, ale przede wszystkim, spotkania bezpośrednie, których już trochę było i będę się starał, żeby ich było w przyszłości jak najwięcej.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Stanisław PANTELUK