Podczas niedawnego VII Kongresu ZPU, który zostawił po sobie wiele nierozwiązanych problemów i uzasadnione niezadowolenie znacznej części jego delegatów, rozmawiałem z prezesami kilku lokalnych organizacji polonijnych.
W toku rozmów zapytałem ich, co myślą o tym forum i jaki wpływ ma ono na ich działalność? Oto odpowiedzi:
Tadeusz Załuski (Odessa):
Przede wszystkim muszę powiedzieć, że bałagan był, jest i na pewno będzie. Te obrady są nienormalne. W każdym razie – nie na korzyść Związku Polaków Ukrainy.
Jestem niezadowolony z tego, jak zorganizowano obrady tak ważnego zgromadzenia kierowników placówek polonijnych z całej Ukrainy. Przecież przed Kongresem odbyły się dwa posiedzenia Zarządu Głównego ZPU, na których miało być omówione wszystko, co dotyczy szczegółów merytorycznych Kongresu, w tym i kandydatur na stanowisko Prezesa ZPU.
W solidnej sprawie nie może być tak, że raptem podczas Kongresu ktoś wstaje i ogłasza, że chce być prezesem. Znamy się wszyscy od dawna, Kongres odbywa się raz na kilka lat, więc jest możliwość wyselekcjonować odpowiednie kandydatury w solidny sposób.
Bo ktoś może chcieć być prezesem, ale to nie znaczy, że naprawdę potrafi.
Ja doskonale rozumiem te rzeczy, gdyż od dawna już mam świadomość, że muszę odejść od kierownictwa i zwolnić stanowisko prezesa naszej organizacji w Odessie dla dostojnego następcy.
Ale zmiana na stanowisku to nie problem jednej osoby, a sprawa istnienia i działalności całego stowarzyszenia. Dlatego my kolegialnie przygotujemy osobę, która ma mnie zastąpić. To bardzo trudna i poważna sprawa.
Nie może być tak, że na którekolwiek kierownicze stanowisko w Polonii, a zwłaszcza na miejsce Prezesa ZPU wysuwa się kandydata mało znanego w środowisku polonijnym. Nie można również wybierać takiego, o którym wiadomo tylko tyle, że jest fajnym chłopakiem. Fajny chłopak – to nie jest fachowe określenie kandydata.
Na razie, ani Gustaw Jabłoński, ani Anatol Terlecki nie wyglądali przekonująco podczas wygłaszania swoich programów działań. Moim zdaniem, bardzo abstrakcyjnie wyobrażają sobie oni obowiązki najwyższego kierownika w ZPU. Już nie mówiąc o tym, że na czele Związku Polaków ma stać Polak. Natomiast Anatol Terlecki, stojąc przed delegatami, z wielkim trudem przeczytał to, co mu napisał jego promotor Stanisław Kostecki i nie potrafił normalnie odpowiedzieć na żadne z postawionych mu pytań.
Mam takie wrażenie, że brak mu koncepcji, jak to ma być jutro. On chce być dzisiaj i wszystko.
Takie podejście do sprawy – dzisiaj chcę, a jutro zobaczymy – nie może charakteryzować człowieka, który ma zamiar przystąpić do solidnej pracy.
Niestety, nie wyniosłem z tego Kongresu żadnej korzystnej rzeczy dla mojej pracy w Odessie, gdzie solidnie opracowujemy każdą propozycję i podejmujemy decyzje po głębszym przemyśleniu. A tu na Kongresie nie widzę solidnego opracowania.
Zawsze oczekuje się, że solidne zebranie solidnych ludzi, pracujących w ośrodkach polonijnych z całej Ukrainy, musi dać impuls nowatorski dla aktywizacji naszej roboty. Ale jak na mnie, ten Kongres bardziej przypominał bańkę mydlaną i tylko dodał rozczarowania.
Tym bardziej, że problemów mamy dużo, z których wypływa wiele zadań dla czołówki kierowniczej ZPU, a więc – wiele roboty. Na przykład są organizacje nowe, młode, z brakiem doświadczenia, a więc trzeba zbierać ich aktywistów na konferencje, uczyć, pomagać, wspierać, prowadzić turnusy szkoleniowe.
Kilka razy występując na posiedzeniach Zarządu ZPU, przekonywałem kolegów, że nasze główne zadanie nie polega na „wybijaniu” od Konsulatów środków na opłatę czynszu, czy na finansowanie festiwali polonijnych, lecz na wspieraniu aktywnej młodzieży, zwłaszcza tych, którzy widzą siebie na stanowiskach organizatorów, menadżerów ruchu polonijnego.
Dziś kolejny raz upewniłem się, że nie warto czekać na dobre rady z Kijowa, a trzeba rozwijać autonomiczną działalność w polonijnych ośrodkach lokalnych. Musimy liczyć wyłącznie na siebie.
Wiktoria Radik (Kijów):
Mimo, że kilka razy zabierałam głos z uwagami krytycznymi wobec konkretnych osób, moje ogólne wrażenie o Kongresie jest pozytywne.
Na odmianę od poprzednich, na tym Kongresie nie było sztywności i konserwatyzmu, odczuwało się, że delegaci są rozprężeni, aktywnie uczestniczą w obradach, wypowiadają się otwarcie, demokratycznie, nie boją się pytań dyskusyjnych i kontrowersyjnych, śmiało mówią wszystko to co uważają za słuszne, również o kandydatach na Prezesa ZPU.
Tak, że wszystko odbywa się całkiem normalnie, chyba że czasami zbyt emocjonalnie, ale ogólnie zostaje w granicach tolerancji. Widzę, że ZPU rozwija się i doskonali, przechodząc pewne etapy dokształcania się, jednym z których jest ten Kongres. Mimo, że poniekąd to zebranie przypomina bałagan, jest ono szkołą, uczelnią – chociaż nie zawsze wyższą.
Powiedziałabym nawet, że nasz ZPU jest mocny przede wszystkim organizacjami lokalnymi, miejscowymi. Właśnie tam, „na dole” jest najwięcej aktywnych pracowitych ludzi, którzy proponują i realizują ciekawe inicjatywy. Właśnie oni swoją działalnością dają możliwość utrzymywać wysoki poziom ruchu polonijnego.
Tak, że problem polega tylko na tym, że nie mamy odpowiedniego porządku i odpowiedniej jakości organizacyjnej na poziomie kierowniczym, a ściślej mówiąc – w czołówce ZPU.
I tu chodzi nie tyle o osoby, ile o współczesny format funkcjonowania. Na razie jest tak, że czołówka funkcjonuje przeważnie sama dla siebie, a organizacje lokalne – muszą same sobie dawać radę.
Tymczasem właśnie w stolicy, „na górze” ZPU jest wiele możliwości dla organizacji szerokiej współpracy z Kościołem, z władzami Ukrainy i jej kierowniczymi instytucjami, ośrodkami kultury i nauki, centralnymi organami i placówkami.
Patrząc na to, co odbywa się podczas Kongresu, nie widzę niczego, co warto byłoby wziąć dla praktycznego wykorzystania w mojej pracy i pracy członków naszej organizacji „Zgoda”. Moje stanowisko Prezesa jest bardzo obowiązujące, a więc chciałabym otrzymać bodajże jakieś wytyczne, pomocne dla mojej i naszej wspólnej pracy. Niestety, nie widzę czegoś, co można byłoby stąd wziąć.
Być prezesem – to tryb i sens życia, a więc człowiek musi się wprost poświęcić, oddać się całkowicie tej działalności społecznej, przeważnie na zasadach wolontariatu.
Trzeba rozumieć, że ruch polonijny potrzebuje stałego dynamicznego doskonalenia, nowacji, myślenia, wynajdywania nowych form i nowych treści, zachęcać i włączać nowych członków, wspierać inicjatywy i stymulować ich realizację. Nie jest to takie proste, kiedy ciągle trzeba pokonywać jakieś przeszkody i pokonywać bariery.
W roku 2013 planuję organizować w naszej „Zgodzie” wybory. Może ktoś zechce kandydować na moje miejsce prezesa. Będę do tego aktywnie zachęcać i – naturalnie – wspierać i służyć moim ponad dwudziestoletnim doświadczeniem.
Czuję się trochę zmęczona wykonywaniem pracy jednocześnie w kilku kierunkach naraz. Już za dużo tego jest: kierownictwo artystyczne zespołu „Jaskółki”, kilkuaspektowa działalność koncertowa, opiekowanie się grobami Polaków, wydobywanie zapomnianych imion słynnych Polaków z annałów archiwalnych i przedstawianie ich szerokiej publiczności, koordynacja i organizacja imprez, spotkań twórczych, tradycyjnych, okresowych, rozpowszechnienie prasy polonijnej etc.
Ostatnio jestem w trakcie realizacji własnego projektu „Polacy Kijowa”. Ten temat jest naprawdę niewyczerpalny – bardzo wiele wydarzeń historycznych, przedsięwzięć przemysłowych i kulturalnych jest ściśle powiązane z dorobkiem twórczym słynnych polskich osobistości, ich działalnością w budownictwie, architekturze, oświacie, nauce, w dziedzinie finansów, handlu i in.
Tak, że planuję przesunąć się bardziej na pracę twórczą, zaś na pracę organizacyjną chcę postawić energiczną młodą osobę. Na szczęście takich kandydatów mamy wiele.
A powracając do Kongresu, to kolejny raz upewniłam się, że mogę liczyć tylko na siebie. Kiedyś, kiedy wybraliśmy S. Kosteckiego na stanowisko Prezesa ZPU, miałam nadzieję, że będę otrzymywała jakąś pomoc, ale moje nadzieje były marne.
Teraz również nic się nie zmieniło na lepsze. Nie dlatego, że komuś tam nie ufam, ale wprost widzę że nikt mi nie pomoże. Muszę każdą moją idee realizować sama z angażując członków mojej organizacji „Zgoda” i zachęcając osoby zainteresowane – na przykład w placówkach kulturalno-oświatowych Kijowa.
Jeżeliby czołówka ZPU pracowała jak należy, wtedy byłby jedyny plan, w jakim uczestniczyłyby wszystkie organizacje lokalne. Widzimy na tej sali bardzo wielu ludzi chętnych do wspólnej pracy, ale jak dotąd w ZPU nie było odpowiedniego organizowania tej wspólności.
Mój optymizm na przyszłość, co do ZPU zależy od tego, jak nowy Prezes i Zarząd ZPU poprowadzą robotę: albo będziemy znowu każdy z osobna zdany na własne siły w naszych miastach i miasteczkach, albo będziemy na Ukrainie jednym wspólnym mocnym ciałem polonijnym.
Jurek Wójcicki (Winnica):
Autor w rozmowie z red. Jerzym Wójcickim z Winnicy
Po raz pierwszy uczestniczyłem w Kongresie jako dziennikarz. Mnie spodobała się atmosfera dyskusji; odczuwa się zainteresowanie delegatów tematami Kongresu, widać, że ludzie chcą angażować się w ważną sprawę doskonalenia działalności ZPU.
Moim zdaniem, świadczy to, że ZPU ma przyszłość, ale trzeba dołożyć dużo starań, żeby ten Związek miał nowe oblicze, a głównie – stanowczo odnowione życie.
Na razie jest rzeczą oczywistą, że ZPU doszedł do jakiejś kreski, osiągnął swój szczyt, od dawna stoi i nie rozwija się. Wyraźnie widać, że jest potrzebny jakiś bodziec dla zruszenia z martwego punktu.
Teraz, podczas omawiania kandydatur, zapytałem jednego z kandydatów o to, co mógłby zaproponować, jaką pomoc dla mojej placówki lokalnej, żeby nam chciało się współpracować z tym kandydatem w razie jego wybrania na stanowisko Prezesa. Niestety odpowiedzi nie otrzymałem od żadnego z kandydatów.
Więc znowu, jak i wcześniej, musimy pracować samodzielnie i realizować nasze plany na poziomie regionalnym, tak jak gdyby nie istniało żadnego ZPU. A konkretnie, co dotyczy działań na naszym regionalnym poziomie przygotowaliśmy już do emisji polski program TV dla trzech obwodów na Ukrainie: chmielnickiego, winnickiego i żytomierskiego.
I jak to się ma dziś do tych konkretów ZPU?
Z uczestnikami Kongresu
rozmawiał
Eugeniusz GOŁYBARD