Dom Polski w Żytomierzu
Zwiedziłem niedawno Żytomierz, miałem planowe merytoryczne spotkanie z prezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Larysą Wermińską. Nic szczególnego, teraz można i wirtualnie wszystko załatwić. Zaś, kiedy dogadaliśmy o spotkaniu w Domu Polskim to było nie do odmówienia.
Pociągnęło mnie do naszej stolicy polskiej na Ukrainie. Nie często tam trafiam. Po raz pierwszy byłem na otwarciu tego Domu, 12 lat temu. Zdaje się wczoraj, strach pomyśleć jak leci czas.
Starannie wyczyszczoną od śniegu (niezwykle dużo jest jego tej zimy) fantastycznie piękną lesistą trasą od stacji metra „Żytomierska” leci moja „marszrutka”. Dość szybko prawie za półtorej godziny okazuję się w centrum Żytomierza. Jeszcze kawałeczek drogi i stoję przed Domem Polskim, naszym Domem.
Takim go jeszcze nie widziałem, nawet nie poznałem od razu. W tym śnieżnym stroju podobny raczej do prywatnej willi jakiegoś nuworysza. Lubuje się pięknością zimowej ciszy. Okazuje jednak się, że cisza jest tylko na zewnątrz. Wchodząc widzę pełno ludzi. Stoją, siedzą szmyrgają po pokojach tam i z powrotem, szum „gam”.
Okazuje się tego dnia są tu „egzaminy” na Kartę Polaka. Przyjmuje ktoś z Konsulatu winnickiego. Spotykamy się z Larysą Wermińską w gabinecie Pani dyrektor Domu Ireny Perszko. Rozmawiamy w trójkę, dzielimy się wrażeniami z ostatniego Kongresu ZPU. Nagrałem rozmowę z Panią Dyrektor. Z tą młodą piękną energiczną kobietą mam dawną znajomość, od kiedy jeszcze redagowała żytomierską „Gazetę Polską”. Niejednokrotnie spotykałem ją na różnych imprezach, konferencjach naukowych w Żytomierzu. Najczęściej obserwowałem ją w roli prowadzącej. Zawsze sprawiała wrażenie kontaktowej rozumnej i dobrze przygotowanej osoby. Na początku pytam ogólną informacje o Domu.
Irena Perszko, absolwentka Uniwersytetu Państwowego w Żytomierzu, wydziału przyrodniczego, kandydat nauk biologicznych, wykładowczyni na Uniwersytecie. Działaczka Polskiego Naukowego Towarzystwa w Żytomierzu. Pracowała w gazecie Polaków w Żytomierzu na stanowisku redaktora naczelnego. Była jedną z założycielek, i w ciągu dwóch lat prezesem Studenckiego Klubu Polskiego w Żytomierzu. Od roku 2011 dyrektor Domu Polskiego w Żytomierzu
- Dom Polski w Żytomierzu – zaczyna Pani Irena - jest własnością Stowarzyszenia Wspólnota Polska i zarejestrowany jest w polu prawnym Ukrainy, jako przedsiębiorstwo córka „Mój Dom”, czyli jesteśmy na Ukrainie, jako przedsiębiorstwo prywatne ukraińskie. Jestem dyrektorem od zeszłego roku. Przez dłuższy czas utrzymywaliśmy się kosztem wyrabiania wiz. W grudniu 2011 roku odmówiono nam w tym, więc mamy już utrzymywać się w inny sposób. Przecież zatrudniamy pracowników.
Dotacje na utrzymanie daje nam Wspólnota Polska. Troszeczkę zarabiamy sami na zajęciach języka polskiego. Jednak bardzo cieszymy się, że mamy ten Dom Polski z takimi pomieszczeniami o takiej powierzchni. Wykorzystujemy go do prowadzenia rożnych przedsięwzięć, imprez, spotkań itp. Jakakolwiek z organizacji polskich Żytomierza lub obwodu może korzystać z tego Domu bezpłatnie nie płacąc za dzierżawienie dla swoich potrzeb. Większość prezesów organizacji polskich nawet mają klucze od Domu Polskiego. Mamy oczywiście chronogram wykorzystania pomieszczeń żeby nie było niezręcznych sytuacji.
- Widziałem zewnątrz napis, że jest tu kawiarnia?
- Była na początku, na zasadach dzierżawy, trochę na tym zarabialiśmy, teraz niestety nie mamy, ponieważ według Statutu nie możemy prowadzić takiej działalności.
- Szkoda.
- Sam Dom też prowadzi różne imprezy, spotkania okolicznościowe: na święta, spotkania opłatkowe i różne inne. W szczególności orientujemy się na dzieci i młodzież pochodzenia polskiego, na ludzi niezrzeszonych w organizacjach. Mamy własne projekty, które realizujemy np. „Lato z Domem Polskim”, „Jesień z Domem Polskim”. Mamy bibliotekę. Dzieci z rodzin polskich nie tylko uczą się języka polskiego, śpiewają, wyjeżdżają na wycieczki, jeżdżą na kolonię wypoczynkowe do Polski.
- A co z harcerstwem, czy jest coś takiego?
- Nie, niestety na Żytomierszczyźnie czegoś takiego prawie nie mamy. Jest zdaje się taka zarejestrowana organizacja harcerska w Czerwonoarmiejsku, ale od dawna nie słyszałam, że coś tam dzieje.
Pytam o przygotowaniach do spisu ludności Ukrainy zaplanowanym na rok 2013.
- Apel ZPU z Kijowa wisi u nas. Jednak w każdym swoim działaniu staramy się przypominać, wzbudzać tożsamość polską u naszych Polaków, namawiać żeby deklarowali swoją polskość, szczycili się nią. Mnie się wydaje, że sytuację bardzo zmieniła Karta Polaka. Dużo osób zaczyna szukać swoich polskich korzeni, myśląc o możliwościach, które daje Karta.
Zgadzam się zastanawiając się jednocześnie, czy stać tych poszukujących korzeni dla Karty jeszcze na deklarowanie w ankietach spisowych swojej polskości. I nad tym naszym społecznikom trzeba szczególnie pracować
Pytam, dlaczego nie widać było polskich społeczników na listach wyborczych partii podczas ostatnich wyborów do RN jak też w okręgach większościowych. Nie widać ich też w strukturach władzy Ukrainy różnych szczebli. Częściej widzimy ich z wyciągniętą ręką w korytarzach władzy. Coś innego widzimy w Polsce. Podaję przykład posła Sejmu RP znanego działacza społecznego Ukraińców w Polsce Myrona Sycza przewodniczącego sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Jak to może Pani objaśnić?
- Polaków tam trochę jest, lecz nie przyznają się swojej polskości. Na przykład mamy Głowę Żytomierskiej Rady Obwodowej Josypa Zapałowskiego, ojciec którego był kombatantem Wojska Polskiego. No i możliwie Polacy nie chcą żeby ich ktoś bronił i o nich wspominał (śmieje się). Jednak coś takiego już mamy, chociażby Partię Polaków Ukrainy. Lecz ta działalność wymaga teraz dużo pieniędzy. Polakom na Litwie to się udaje, mają swoich posłów w Sejmie. A kto pomoże Polakom Ukrainy wejść do tego parlamentu?
- A może Pani ma takie ambicje kandydować, posiadając takie wykształcenie, doświadczenie w pracy społecznej, naukowej, dziennikarskiej i ,co też ważne, młodość? Czy lepiej być petentem niż decydentem?
- Nie mam na razie takich ambicji, przynajmniej na razie.
- Pytam o problemy Domu Polskiego w Żytomierzu, o stosunki z władzami?
- Problemy są, finansowe przede wszystkim. Kontakty z ludźmi też są nie łatwe. Stosunki z władzami mamy dość dobre, zawsze ich zapraszamy na nasze imprezy.
Zadaję swoje ulubione pytanie o szkołach polskich. Dlaczego brakuje ich w największym polskim skupisku Polaków, jakim jest Żytomierszczyzna?
- Kiedyś Polskie Naukowe Towarzystwo w Żytomierzu przeprowadziło takie badanie dotyczące szkoły polskiej. Rozważaliśmy, co to ma być za szkoła, państwowa czy prywatna, jaki ma być skład uczniów etc. Jakoś nie doszliśmy do czegoś jednoznacznego. Zgadzam się, że jest potrzebna, ale Pan dobrze chyba zna historię „szkoły polskiej” w Dowbyszu. Była wybudowana faktycznie za polskie pieniądze i teraz tam język polski jest wykładany tylko fakultatywnie. A polskiego w Żytomierzu można nauczyć się wszędzie. Mamy 4 szkoły, gdzie jest wykładany. Co do szkoły polskiej ważną jest kwestia kadrowa. Kto będzie uczył nauk ścisłych, tejże historii, gdzie wziąć tych nauczycieli? I kto mógłby być dyrektorem takiej szkoły, który miałby położyć całe swoje życie na to żeby tę szkołę stworzyć, utrzymywać - to znaczy patrząc na 10-20 lat do przodu? Kto by to mógł być?
- I co… nie znajdziemy ani jednej takiej dostatecznie młodej, około trzydziestki, osoby, czy osób „пассиона́рий”, jak by ich nazwał Lew Gumilow, wśród naszych młodych Polaków?
- Może i znajdziemy. Trzeba szukać.
- Cóż na tym można powiedzieć wspólnym apelu do przyszłego dyrektora Polskiej Szkoły i zakończymy naszą krótka rozmowę. Przynajmniej gdyby znalazła się taka osoba niech zgłasza się do mnie - powiem, od czego trzeba będzie zacząć. Najlepsze życzenia dla Pani i Domu Polskiego!
- Nawzajem! Proszę przekazać moje życzenia Redakcji i czytelnikom „DK”.
- Dziękuję!
Rozmawiał Borys DRAGIN