Walentyna Pasiecznik oddaje swój głos na Kongresie ZPU
Kongres ZPU, który obradował 2 miesiące, temu był świetną okazją dla kontaktów z elitą polskiego ruchu odrodzeniowego na Ukrainie. Zwróciłem wtedy uwagę na Walentynę Pasiecznik kierowniczkę oddziału ZPU w Szepietówce, która, jako jedna z nielicznych z trybuny Kongresu wspomniała o doniosłym znaczeniu dla losu całego ruchu kwestii oświatowej młodego pokolenia.
Udało się mi urwać trochę czasu w ścisłym harmonogramie Kongresu, by porozmawiać z tą delegatką. Rozmowa nie była aż tak krótka. Przynajmniej pozwoliła zorientować się, że mam do czynienia z krwi i kości kresowianką ze wschodu od Zbrucza, rodzina której w ciągu tragicznej dla Polaków epoki sowieckiej dzieliła los żywiołu polskiego.
Jej uczestnictwo w ruchu polskim chyba nie jest ani wypadkowym ani merkantylnym. Ma dwa wykształcenia wyższe, ekonomiczne i pedagogiczne. Ma doświadczenie pracy administracyjnej. Jest aktywnym działaczem społecznictwa polskiego na Ukrainie. Od roku 2001 pełni obowiązki prezesa zarządu miejscowego oddziału ZPU w Szepietówce. Proponuję czytelnikom, szczególnie naszym społecznikom, odcinek nagranej naszej rozmowy dotyczący działań na rzecz powstania polskiej szkoły. Ma stać szóstą na Ukrainie.
- Szkoła jest moim bólem, moim dzieckiem – mówi Pani Walentyna - Byłam w dzieciństwie taka uparta. Słyszałam od ludzi starszych i od dzieci, że jestem Lachówką, bo rodzice byli Polakami. Ale nigdy nie wstydziłam się, że jestem Polką zawsze mówiłam że jestem Polką, aczkolwiek obywatelem tego kraju gdzie urodziłam się i żyję.
- A jak w paszporcie?
- W paszporcie całą rodziną byliśmy Polakami, i po mamie, i po tacie. Teraz, kiedy syn wypełniał papiery w „wojenkomacie” napisał, że jest Polakiem. Lecz jego nadal zapisali Ukraińcem. Powiedział mi o tym. Był to rok 2002. Poszłam do tego „wojenkomatu”. Tam urzędniczka na moje pytanie odpowiedziała, że ponoć Ukraińcem zapisał się sam.
„Dostanie ode mnie po szyi”- powiedziałam i poprosiłam sprawdzić. Sprawdziliśmy, okazało się, że mówił prawdę, zapisał się Polakiem. Więc poprawili, lecz pytali jeszcze, jaka nam różnica(!).
Więc kontynuuje o szkole. Kiedy nasze dzieci zaczęły wyjeżdżać na studia do Polski zastanowiłam się jak nauczyć ich języka polskiego? Poszłam do naszych szkół ukraińskich z pytaniem o możliwości wykładania języka polskiego chociażby fakultatywnie. Zgłosiła się szkoła-gimnazjum, dyrektor Koczorowska. Wtedy w Sławucie niedaleko Szepietówki nauczyciele polscy już wykładali fakultatywnie język polski. Oni pomogli mi zaprosić nauczycielkę z Polski. I od tego się właśnie zaczęło.
Nadszedł rok 2000. Zgłosił się dyrektor jeszcze jednej szkoły i tak doszło do siedmiu szkół. I kiedy w roku 2002 została otwarta szkoła polska w Gródku Podolskim stało u nas takie zamieszanie: „…bo co… w Gródku można, a u nas nie!?” I rodzice Polacy namówili mnie na te działania.
Pracowałam na wysokich stanowiskach, chociaż nie byłam członkiem partii. Miałam zaufanie u władz, kontakty i zaczęłam pisać, chodzić do naszego urzędu miasta, żeby dali jakieś pomieszczenie. No i dali nam, oddziałowi ZPU, w dzierżawę najpierw na 10 lat pomieszczenie byłego przedszkola z pozwoleniem na rekonstrukcję z dobudową pod ogólnokształcąca szkołę polską. Pomieszczenie było bardzo zniszczone, w ciągu 15 lat nieużywane.
Z początku Wspólnota Polska odmówiła nam pomocy w tej rekonstrukcji, ponieważ 10 lat dzierżawy to mało. Dzięki staraniom naszego zarządu przedłużyli nam dzierżawę na 20 lat. Znów zwróciliśmy do Wspólnoty Polskiej oraz do naszych sponsorów ukraińskich. I WP i sponsorzy obawiali się, że będzie mało uczniów. Wtedy zorganizowaliśmy taki rajd badawczy. Trzeba było nam zebrać od rodzin nie mniej niż 200 głosów, żeby Polska znalazła pieniądze na rekonstrukcję pomieszczenia. Dostaliśmy blisko 300 zgłoszeń od rodzin na korzyść polskiej szkoły.
Przyjeżdżali przedstawiciele Wspólnoty Polskiej. Powiedzieli, że jeżeli powstanie w szkole ukraińskiej pion polskich klas, chociażby początkujących - 4-5 klas, to na pewno już sfinansują rekonstrukcję pomieszczenia.
Znów poszłam do władz miasta, podaliśmy swoją prośbę na sesję rady miejskiej. Pomagał nam mer miasta Świętosław Szpylczenko (Polak po matce) i dzięki jego staraniom cały ten budynek przedszkola został przekazany oddziałowi ZPU na własność i do tego prawie półhektarowa działka przy nim oddana w dzierżawę na 49 lat. Był to rok już 2007, a w roku 2008 powstał pion polskich klas w ukraińskiej szkole nr 4. Zaprosiliśmy nauczycieli z Polski.
Na początku było tych dzieciaków 12. Według przepisów oświatowych na Ukrainie każda mniejszość narodowa ma prawo na nauczanie swego języka przy złożeniu 8-10 podań rodziców. Teraz w 2012 roku mamy w tej szkole już pion z 5 klas.
Niestety nie wszystko idzie tak, jak by się chciało. Nie mamy podręczników w języku polskim z historii, literatury i teraz już w klasie 5 jest wykładany tylko język polski, czyli szkołę polską ten pion nie zamieni. Ale zainteresowanie naszymi klasami jest w Szepietówce bardzo duże nawet u Ukraińców.
Lecz jest też i sprzeciw. Bardzo trudno było na początku. Partie KUN (Kongres Ukraińskich Nacjonalistów) i „Swoboda”, wymagały zamknięcia polskich klas. To było strasznie. Było tak, że w ciągu 2 tygodni uczniom polskich klas nie dawali bezpłatnych śniadań, a reszcie dawali.
- I kto to robił?
- Miejska władza. Pracował tam jeden „kunowiec”, już nie pracuje, bardzo od niego cierpieliśmy. Wymagał od rodziców udowodnień polskiego pochodzenia. I teraz jest niełatwo. Mamy nowego mera. Nie jest do nas ustosunkowany przychylnie, jak poprzedni. Nigdy nie pojawia się na naszych imprezach, festiwalach uroczystościach, zawsze zapraszamy. Nawet, kiedy przyjeżdża do nas konsul generalny Krzysztof Świderek, który często u nas bywa, i któremu jesteśmy bardzo wdzięczni za wsparcie.
- A z jakiej partii jest ten nowy mer?
- Z Partii Regionów. Jednak z resztą przedstawicieli władz mieliśmy i mamy w ogóle niezłe stosunki i staramy się o to, żeby je mieć. Ale niestety w kwestii szkoły mamy trudności i jest to dziwne, chociaż klasy polskie powstały na mocy decyzji sesji deputowanych Rady Miasta. Tak potańczyć kilka razy na rok krakowiaczek proszę bardzo - wszyscy za, natomiast szkoła polska… te klasy dla kogoś są oczkiem w głowie.
- Z czego żyjecie?
- Kulturalną działalność prowadzimy na własny koszt. Pomieszczenia pod różnorodne przedsięwzięcia wynajmujemy. Stałego własnego biura nie mamy. Pomieszczenie, które mamy odremontować ma prawie 400 m kwadratowych, ale jest bardzo zniszczone. Remont kosztowałby blisko półtora miliona hrywień. Podaliśmy wniosek na remont do Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.
O tym była rozmowa z Pani Walentyną w pierwszym dniu Kongresu (1 grudnia). Kontaktowałem z nią i w drugim dniu. Była bardzo zaniepokojona nieprzyjemną wiadomością z Szepietówki o tym, że w nocy zostały zdewastowane sekcje ogrodzenia zabytkowego cmentarza polskiego z XVIII wieku. Cmentarz ten szepietowscy Polacy w tym roku porządkowali razem ze studentami z Wrocławia w ramach akcji „Mogiły pradziada ocalić od zapomnienia”. Akcję prowadzi i koordynuje znana dziennikarka TVP Wrocław Grażyna Orłowska-Sondej. Zrobili dużo, w tym i postawili to ogrodzenie. Czy miało zdewastowanie ogrodzenia akcent antypolski, czy była to zwykła próba kradzieży niewiadomo.
W tym temacie zadałem pytanie dotyczące grobu założyciela dalekiego przodka współczesnego „Dziennika Kijowskiego” - jego pierwszego redaktora naczelnego Hrabiego Włodzimierza Grocholskiego pochowanego w Hrycowie niedaleko Szepietówki. W roku 2014 minie 100 lat od dnia jego śmierci. Pani Walentyna przyznała, że zna groby tej rodziny w Hrycowie wie, że był tam pochowany, chociaż jego grobu nie pamięta. Umówiliśmy się, że obowiązkowo kiedyś zawitam do nich.
Rozmawiał Borys DRAGIN