Stołeczna Fira
Santorini to jedna z najładniejszych wysp greckich Cyklad, na której od kilkunastu lat mieszają także i Polacy. Dostać się na nią można promem z Pireusu w osiem godzin, lub w ciągu trzech z Krety oraz samolotem z Aten zaledwie w 40 minut.
Wyspa o pochodzeniu wulkanicznym ma prawie 30 km długości i od 1,5 do 5 km szerokości. Zamieszkuje ją około 9 tysięcy mieszkańców poza sezonem. Od maja do września odpoczywają tam dziesiątki tysięcy turystów.
Polonia na Santorini liczy obecnie trochę ponad stu rodaków, mieszkających na niej od kilkunastu lat. Większość z nich zapuściła już tam swoje korzenie, niektórzy zaś myślą i mówią o powrocie. Pracują przeważnie fizycznie, ale żyją godnie, lepiej od wielu rodaków w kraju. Ich decyzja o wyjeździe z Polski miała zazwyczaj podłoże ekonomiczne.
Staraniem rodziców udało się, we wrześniu 2006 roku, otworzyć w stołecznej Fira filię Zespołu Szkół Polskich im. Z. Mineyki istniejącego od lat przy ambasadzie RP w Atenach. „Na jej powstanie na Santorini było spore zapotrzebowanie – opowiadała mi pani Edyta Łabęda – kierowniczka filii. „Na naszej wyspie od lat mieszkali przecież Polacy, którzy chcieli, aby ich dzieci uczęszczały na zajęcia do polskiej szkoły. Comiesięczne wyprawy do Aten były zbyt wielkim wysiłkiem dla samych dzieci i ich rodziców. Do powołania filii w Fira potrzebnych było minimum 25 dzieci. Szczęśliwie okazało się, że jest ich znacznie więcej i formalnych przeszkód w jej powstaniu nie było. Wystarczyło wówczas złożyć odpowiedni wniosek w Atenach i … szkoła jest.
Fira - polska szkoła. Spotkanie towarzyskie z udziałem proboszcza ks. Nikolaosem Kokalakisem
Kierowniczka filii szkoły pani Edyta Łabęda pracowała wcześniej w Atenach prowadząc kursy maturalne z polskiego i historii w prywatnym ośrodku nauczania. Do Grecji przyjechała z rodzicami i bratem, kiedy była w 6 klasie szkoły podstawowej. Tam też zrobiła maturę, a na studia wyższe wróciła do Polski. Do Grecji wróciła zaraz po obronie pracy magisterskiej. Ciągnęło ją do rodziny, przyjaciół i ciepłego klimatu.
„ Jak byłam w Polsce, to bardzo tęskniłam za Grecją – opowiadała mi pani Edyta. Jak jestem w Grecji to ciągle myślę o kraju. Jestem, więc ciągle rozbita i chyba tak będzie przez wiele najbliższych lat. Moim marzeniem jest stała praca w Polsce i możliwość częstych przyjazdów do Grecji, chociaż na wakacje. Grecja ma w sobie jakiś magnes, kto choć raz tu przyjedzie, zawsze wraca. Podobnie myślą moi znajomi. Mam tu koleżanki z doktoratami, które na co dzień sprzątają mieszkania i do Polski nie chcą wracać. Podobnie myślą tutejsi rodacy, którzy Polskę kochają, ale wolą tu żyć i tu wysyłać swoje dzieci do polskiej szkoły.
Życie na Santorini, poza sezonem, jest nudne. Nic tam się praktycznie nie dzieje. Trwają jedynie remonty obiektów turystycznych na okres letni. Można też oglądać telewizję. Tak robią nasi rodacy, korzystający tam nagminnie z polskiej telewizji satelitarnej.
Polacy żyli przez lata na Santorini trochę obok siebie. Nie było wspólnych spotkań, wspólnego obchodzenia świąt. Ludzie woleli się omijać, niż się ze sobą spotykać i rozmawiać. Taki stan rzeczy zmieniła zdecydowanie szkoła. Na wyspie robi się normalnie.
Edyta Łabęda
„W przygotowaniu klas do nauki pomagali nam rodzice – kontynuowała rozmowę kierowniczka filii na Santorini. Czynnie uczestniczyli w malowaniu ścian w naszych klasach oraz we wszystkim, o co ich poprosiłam. Teraz bardziej wymagają niż pomagają. Chcą, aby w naszej szkole ciągle coś się działo. Mają też czasem pretensje do stopni swoich dzieci, uważając że powinny dostawać tylko najwyższe oceny. Uważają, że jestem zbyt wymagająca. Tłumaczę potem dzieciom, że na lepszą ocenę materiał trzeba znać naprawdę dobrze. Nie mogę przecież postawić najwyższej oceny dzieciom, które nie mogą same przeczytać z zeszytu, tego co w domu napisała jej mama albo tata. Może dlatego mam czasem małe spory z rodzicami.
W mojej klasie jest tylko dwoje dzieci z małżeństw mieszanych. Te dzieci rozmawiają w domu po grecku i z językiem polskim mają jeszcze trochę problemów. Pozostałe dzieci mają rodziców Polaków i rozmawiają po polsku dobrze. Mają jednak kłopot z pisaniem i czytaniem.
Nasza szkoła jest placówką uzupełniającą i zajęcia odbywają się tylko w weekendy. Jeśli dzieci mają pomoc w domu, to nauka przebiega sprawnie. Dobrze, jeśli matka lub ojciec mogą, raz albo dwa razy w tygodniu, zajrzeć do ich zeszytów. Wtedy i nam pracuje się z nimi lepiej, a efekty nauki są bardziej widoczne.
Dzieci chodzą często do szkoły, bo tak chcą ich rodzice. Rodzicom naprawdę zależy, aby wychować je w atmosferze polskiej, aby znały historię i geografię swojego starego kraju. Aby do nauki przekonać, nie do końca zdecydowane na to dzieci, próbuje uczyć je także poprzez zabawę. Musimy też pamiętać o realizacji programu, który jest taki sam, jak w innych szkołach uzupełniających. Metody nauki natomiast dostosować musimy do konkretnych naszych możliwości. Uzupełniamy np. literaturę filmami na dvd. Dzieciom jest wtedy dużo łatwiej zrozumieć treść książki i lepiej poznać literaturę. Pamiętamy przy tym, że tutejsze dzieci mają dużo zajęć pozalekcyjnych, takich jak: angielski, komputery, balet czy wreszcie zajęcia sportowe.
Nadal odczuwamy też brak odpowiednich pomocy dydaktycznych. Mamy tylko jeden używany komputer. Przydałyby się słowniki, filmy popularno-naukowe na dvd.
Nasza szkoła jest na Santorini naprawdę potrzebna. Tak uważa m.in. tutejszy proboszcz ks. Nikolaos Kokalakis, z którego gościnności i życzliwości korzystamy na co dzień. Jego zdaniem, szkoła stworzyła niepowtarzalną okazję do wspólnych spotkań Polaków. Ostatnia wigilia, po raz pierwszy w historii wyspy, organizowana przez szkołę zgromadziła prawie wszystkich rodziców naszych uczniów i dała im okazję do wzajemnego poznania się. Nasz proboszcz był zaskoczony tak licznym udziałem Polonii, która stanowi tu duży procent wiernych. Spotkanie to pokazało, jak dużo dobrego można wspólnie zrobić. Trzeba tylko chcieć.
Ja też się mocno w życie szkoły zaangażowałam, także cała moja rodzina. Starałam się też od samego początku utrzymywać dobre kontakty ze wszystkimi rodzicami. Z jednymi poszło bardzo dobrze, z innymi trochę trudniej. Nadal jednak nie tracę nadziei i liczę, że nauka w polskiej szkole zbliży do siebie dzieci i ich rodziców i że Santorini stanie się polskim ośrodkiem edukacyjnym dla całych greckich Cyklad, na których także mieszkają dziś Polacy.
Mariola Klatka
Drugą polską nauczycielką pracującą od ubiegłego roku w Fira jest pani Mariola Klatka, nauczycielka najmłodszych dzieci. Pochodzę z Wałbrzycha – opowiadała mi przed zajęciami plastycznymi …z dzielnicy, w której kiedyś były kopalnie węgla, a dziś nie ma już nic i panuje duże bezrobocie. Praca na wyspie była dla mnie życiowym wyzwaniem. Podjęłam ją na okres jednego roku szkolnego.
Zdawałam sobie sprawę, że będzie to praca od podstaw i nauczanie zintegrowane w moim przypadku. Szkoła była bowiem dopiero w stanie organizacyjnym. Brakuje mi teraz pomocy dydaktycznych. Mój bagaż był ograniczony i wszystkiego zabrać nie mogłam. Musiałam, obok szkolnych pomocy, przywieść ze sobą ubrania na 3 pory roku. Na książki nie zostało więc zbyt wiele miejsca.
Tutejsze dzieci porównuję czasem z moimi z Wałbrzycha, gdzie mieszkam na stałe. One są naprawdę zadbane i dopilnowane przez rodziców i przeważnie dobrze nastawione do nauki. Szczególnie te najmłodsze. W Grecji dzieci idą do szkoły o rok wcześniej. Zerówka zaczyna się w wieku 5 lat, a nie jak u nas w wieku 6. Dzięki temu są manualnie dobrzej przygotowane do nauki. Nie mają np. żadnych kłopotów z trzymaniem ołówka czy pisaniem. Jedyny kłopot, to fakt, że jeszcze nie wszystkie dzieci dobrze rozmawiają po polsku i nie zawsze rozumieją mnie do końca.
Powoli też dorabiamy się tu wszystkiego. Mamy już biurko, szafę i półki. Korzystamy też ciągle z wielkiej życzliwości proboszcza i parafii katolickiej oraz rodziców. Mamy też przyjaciół wśród Greków.
Mamy ponadto kilkoro polskich dzieci z Krety. One do nas czasem dojeżdżają. Ja zaglądam do nich raz na miesiąc na sobotę i niedzielę. Prowadzę tam wspólne zajęcia, na prośbę ich rodziców. Łatwiej jest bowiem i taniej dojechać na Kretę jednej nauczycielce, niż dzieciom i ich rodzicom. Mamy tam na dziś 6 dzieci plus jedną osobę, jako wolnego słuchacza. Tamtejsi rodzice, chcą, aby ich pociechy uczyły się polskiego w naszej szkole.
Szkole na Santorini udało się skupić wokół siebie wielu Polakom. Ludzie zaczynają ze sobą rozmawiać i się spotykać. Ten proces będzie jeszcze trwał, ale już dziś można stwierdzić, że Polacy zaczynają tam budować większą rodzinę.
Leszek WĄTRÓBSKI