W tym roku obchodzimy 70. rocznicę wydarzeń na Wołyniu. Oficjalne obchody odbiły się szerokim echem w Polsce i na Ukrainie.
Ja w tym czasie byłam z koleżankami w Paroślu, wsi, która pierwsza padła ofiarą nienawiści i uprzedzeń narodowych. Wieś przestała praktycznie istnieć 09.02.1943 roku. 173 Polaków: mężczyzn, kobiet i dzieci zostało zamordowanych przez Ukraińską Powstańczą Armię.
Moi rodzice mieszkali niedaleko, w Staniszczach, oddalonych ok. 20 kilometrów od Parośla. W pobliżu znajdowały się też inne polskie kolonie: Stachówka, Janówka, Kruszewa, Wadymir.
Mama i tata opowiadali, że nocą widać było łuny pożarów nad tymi wsiami. Wszyscy ich mieszkańcy zostali zamordowani, a po wsiach ślad żaden nie został. Rodzicom udało się uciec przed rzezią; również dziadkowie, kryjąc się latem po polach i lasach, zimą po innych wsiach – przeżyli.
Dzisiaj o tragedii Parośla świadczą dwie tablice: jedna „poprawna politycznie”, nowa i piękna, i druga - wstydliwie schowana z tyłu, gdzie wyraźnie napisano, kto dokonał mordu. Z koleżankami zapaliłyśmy znicze pod tablicą upamiętniającą mieszkańców wsi i każda w swojej wierze - prawosławnej czy katolickiej - i w swoim języku - polskim lub ukraińskim - pomodliłyśmy się za ich dusze.
O ludziach niegdyś żyjących w Paroślu mówią nie tylko tablice: mówią o nich drzewa owocowe pozostałe z dawnych sadów, krzaki bzu, fundamenty domów, których jeszcze nie zarósł las, sadzony tam celowo w latach 60 dla zatarcia wszelkich znaków życia w tych miejscach.
Minął już czas, ale w pamięci ludzi, którzy to przeżyli i ich dzieci, został strach, żal, ból, rozpacz – i wynikająca z tych uczuć modlitwa: gorąca prośba do Boga, aby już nigdy więcej nie powtórzyła się nienawiść i mordy, aby wspólna ziemia łączyła a nie dzieliła ludzi.
W tym miejscu chciałam jeszcze podziękować panu leśniczemu, którego nazwiska nie znam, za opiekę nad tablicami pamiątkowymi.
Rozalia LIPIŃSKA
(Prezes Obwodowego Towarzystwa Polskiego „Polonia” w Chersoniu)