Antoni Słonimski, Anna Iwaszkiewicz, Władysław Korsak, Jan Lechoń i Julian Tuwim
J jak języki obce
Tuwim władał m.in. rosyjskim, francuskim, angielskim. Jako zapalony lingwista amator i kolekcjoner słowników z wieloma innymi językami zapoznał się choćby pobieżnie. Jednak znajomość obcego języka często ograniczała się do czytania i pisania. Gdy Tuwim miał coś w nim powiedzieć, czuł dyskomfort.
„Moja angielszczyzna (amerykańszczyzna), po 5 latach pobytu w tym kraju, przedstawia się tragicznie - pisał z Nowego Jorku do Antoniego Słonimskiego, poety i przyjaciela. „ Po to, żeby minutę (gruba przesada! 10 sekund) mówić, muszę się kwadrans przygotowywać, więc możesz sobie wyobrazić, jak wygląda moja 'konwersacja', gdy się przypadkiem znajdę w towarzystwie amerykańskim (czego unikam jak ognia): siedzę czerwony, spocony, wytężony, dobieram w myślach słowa, przystawiam końcówki gramatyczne, układam szyk wyrazów, przygotowuję wymowę i akcent; wreszcie, zmęczony, wyczerpany katorgą przygotowań, rozdygotany tremą, wybełkacam (wybełkucam? jak jest prawidłowiej?) zdanie, złożone najwyżej z 8-10 słów - a mój interlokutor uśmiecha się i mówi: 'Pardon me?'.
Największy wstyd, gdy się człowiek znajdzie wśród dzieci. Te okrutne stworzenia z politowaniem i pogardą patrzą na starca, który nie może się wygadać. Dlatego m.in. chciałbym już jak najprędzej być w Polsce, gdzie bez najmniejszego trudu potrafię wyrazić wszystko, co czuję, np. 'A won, faszystowski sukinsynu, dyszlem tam i nazad w...' etc., etc. W tym miejscu dostaję w mordę, ale przynajmniej wypowiadam się”.
K jak „Kwiaty polskie”
W 1949 r. ukazał się poemat Tuwima „Kwiaty polskie”. Nakład rozszedł się w liczbie 10 tys. sztuk. Do poety słali listy zachwyceni czytelnicy z całego kraju. Milczeli jednak krytycy.
Gdy w końcu zaczęły ukazywać się omówienia, większość była negatywna. Szczególnie atakowano Tuwima za ustępy o Piłsudskim i legionach oraz fragmenty antyniemieckie "nie do przyjęcia ideologicznie i artystycznie" według ówczesnych socrealistycznych założeń akceptujących jedynie powieści o hutnikach i wiersze o piekarzach - w dodatku niezbyt wyszukane formalnie.
Kolejne wydania "Kwiatów..." były dewastowane przez cenzurę. Wykreślano ustępy o legionach, nie dopuszczano do druku fragmentów o wojskowym Bolesławie Wieniawie-Długoszowskim, przyjacielu poety, a nawet zmieniano słowa, gdy były niegodne, np. tam, gdzie Tuwim naśladował język przedwojennej warszawskiej ulicy, słowo "kurwa" zmieniono na "dziewka".
L jak "Lokomotywa"
Gdy Tuwim widział w kawiarni jakieś dziecko, przywoływał je i pytał, czy ma "Lokomotywę". Po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi wołał "Chlebodawca!", po przeczącej mówił: "Powiedz mamusi, niech ci kupi, bo ja muszę przecież z czegoś żyć. Prawda?". Ponoć tylko jeden chłopiec na to "prawda?" zapytał "dlaczego?". Tuwim głośno się roześmiał.
M jak malaria
Tuwim był bardzo słabego zdrowia. Chorował m.in. na agorafobię, owrzodzenie dwunastnicy i zapalenie miedniczek nerkowych. Kłopoty z żołądkiem wiązały się z dietą: "Mnie, panie Antolku, żół, k. jej mać, nie tak dawno temu nawaliła i same kleiki, proszę pana, wtrajam" - żalił się Antoniemu Słonimskiemu.
Z dzisiejszego punktu widzenia najdziwniejszą chorobą, na którą cierpiał Tuwim, była malaria. Nie zaraził się nią jednak podczas wojaży po Ameryce Południowej, lecz w warszawskim szpitalu. Wskutek problemów z nerwami spowodowanymi milczeniem krytyki po ukazaniu się "Kwiatów polskich", 7 marca 1949 r. poeta dostał krwotoku z żołądka. Trwająca pięć godzin operacja zakończyła się sukcesem, choć po upływie kilku dni stan Tuwima nie poprawiał się. Okazało się, że krew, którą przetaczano podczas operacji, była zakażona malarią.
Wskutek tych komplikacji poeta wrócił do domu dopiero w połowie kwietnia, ale jeszcze przez kilka tygodni dochodził do siebie.
N jak nudziarz
W tomach wspomnieniowych i wyborach listów Tuwima trudno znaleźć niepochlebne dla poety opinie. Wszyscy znajomi go lubią, podziwiają i szanują. Gdy jednak poszukać nieco głębiej, można odnaleźć cienie, które kładą się na znajomościach, często wieloletnich.
Tak było z Jarosławem Iwaszkiewiczem, poetą, który przez 35 lat utrzymywał kontakt z Tuwimem, bawił się przy tych samych restauracyjnych stolikach i publikował w tych samych
O jak okrzyki
Pierwszych okrzyków zachwytu zaznał Tuwim dopiero 22 lipca 1946 r. Z powodu Krajowego Zlotu Młodzieży ZWM Pole Mokotowskie pokryło się tysiącami kolorowych namiotów. Nad nimi powiewają biało-czerwone flagi i chorągwie delegacji miast z całej Polski. Rano urządzono defiladę. Maszerującym górnikom ze Śląska, dziewczętom w strojach łowickich i niezliczonym tłumom w białych koszulach i czerwonych krawatach z wysokiej trybuny przyglądają się prezydent Bolesław Bierut, wicepremier Władysław Gomułka i Michał Żymierski, minister obrony narodowej. Są pokazy sportowe i artystyczne. Na estradzie tańczą młodzi ludzie z Jugosławii, Związku Radzieckiego i Szwecji.
Późnym popołudniem na Polu Mokotowskim zjawiają się Zofia Nałkowska i Julian Tuwim. Poeta następnego dnia relacjonował siostrze: "Rojno, gwarno i wesoło, jak na jakimś fantastycznym jarmarku. Trzydzieści tysięcy młodzieży. I w pewnej chwili słyszę, jak megafon wyje 'A teraz przywitamy naszych kochanych gości, znakomitych pisarzy polskich, Nałkowską i Tuwima'. Gramolę się na estradę. I tu nastąpiło przeżycie, jakiego nie zaznałem przez 52 lata życia. Zaczęły się rytmiczne, skandowane krzyki:'Tu-wim! Tu-wim! Tu-wim!' (por. 'Du-ce! duce! duce!'), owacje, nawoływania 'Wiersze! Wiersze! Recytować!'. Byłem tak oszołomiony i roztrzęsiony, że zdobyłem się tylko na wymachiwanie rękoma".
P jak przyroda
Tuwim nie należał do osób, które marzą o zdobywaniu szczytów górskich, przemierzaniu niedostępnych, egzotycznych krain albo chociaż spacerowaniu po lesie. Najlepiej czuł się w mieście. Ogród okalający dom w Aninie - to było wszystko, czego zapragnął pod koniec życia.
"Jeździłem dziś na spacer po tym twoim lesie. Co za nuda cała ta przereklamowana natura. Drzewa i krzaczki, i nie ma nawet na czym porządnie usiąść" - powiedział do Jerzego Zaruby, malarza także mieszkającego w Aninie.
czasopismach. Obaj jednym tchem są wymieniani jako członkowie Skamandra ? najbardziej wpływowej grupy poetyckiej dwudziestolecia międzywojennego. W listach Iwaszkiewicz do żony Anny nieraz pisze, jak ciąży mu towarzystwo Juliana i Stefanii: "Wczoraj spędziłem wieczór ze Zborowskimi i Tuwimami, wypruwaliśmy sobie pępki ze Zborowskim, aby gadać przez cztery godziny; cóż to za nudni ludzie ci Tuwimowie, tak nic nie wyrobieni towarzysko, ona ze Zborowską rozmawiała o sukniach i o służących, a z Tuwimem można tylko o jednej rzeczy mówić: o Mickiewiczu".
R jak rewolucja
O ile Tuwim był apologetą odradzającej się Polski pod wodzą Józefa Piłsudskiego, o tyle potwornie dusił się w schyłkowej II RP, w której lżono go w prasie i atakowano podczas wieczorów autorskich. Dlatego też Tuwim autentycznie i całym sobą przywarł do idei nowej Polski odbudowywanej przez komunistów.
Adela Tuwim, matka Juliana Tuwima
W swoich poglądach był radykalny. W listach do Jerzego Borejszy, prezesa Spółdzielni Wydawniczej "Czytelnik", architekta pierwszych powojennych lat polskiego życia literackiego, ganił tego czołowego działacza Polskiej Partii Robotniczej, że przemiany w Polsce zachodzą zbyt wolno: "Czy 'łagodna rewolucja' nie zaczyna się czasem mścić? Czy wolno po takiej wojnie i po takiej tragedii, jaką Polska przeszła, działać półśrodkami? Czy nie sądzi Pan, że płód rewolucji w łonie kraju poddano 'skrobance'? W związku z powyższą ?ginekologiczną? metaforą: mam wrażenie, że tragedią Polski jest i zawsze była jej 'historyczna bezdzietność'. Nasza historia jest chronicznie bezpotomna. Co się z niej dostało światu jako idea, jako hasło? Przyjrzeć się dziejom choćby ostatnich 150 lat - krótkie spięcia, wyskoki, eksplozje i nic prócz swądu w rezultacie. Czy to się teraz powtórzy?".
Tuwim denerwował się, że Borejsza obdarowuje przywilejami prawicowych pisarzy o poglądach antysemickich, byle ci tylko poparli nową Polskę: "Klechistan, jak widzę, został Klechistanem, a Lechitleria Lechitlerią", o czym zaświadczać miała silna pozycja Kościoła i działalność byłego przywódcy ONR-Falangi Bolesława Piaseckiego, którego poeta nazywał "arcyścierwem faszystowskim".
S jak Stalin
Tuwim był jednym z wielu pisarzy, którzy mniej lub bardziej szczerze opłakiwali śmierć Józefa Stalina.
Wśród genialnych wierszy, dowcipnych piosenek, niezrównanych tłumaczeń w dorobku poety jest i artykuł ku pamięci dyktatora Związku Radzieckiego: "Wielka jest nasza ziemia ? a nie ma na niej, jak długo i szeroka, takiego kilometra kwadratowego przestrzeni, na którym ludzie nie opłakiwaliby śmierci ukochanego swego brata, obrońcy, nauczyciela, prawodawcy sumień ? Józefa Stalina. Długie są nasze dzieje - dzieje rodu człowieczego na ziemi - a nie było jeszcze żałoby tak powszechnej, tak boleśnie w zbiorowym sercu ludzkości wezbranej, jak po Nim - pierwszym tej ludzkości Obywatelu. Samo brzmienie Jego imienia stało się ideą i hasłem. Słowo STALIN dawno już było - i dzisiaj jest - i zawsze będzie słowem o uniwersalnym znaczeniu, słowem pełnym żarliwej treści. Istotą tej treści jest moc zespalająca, moc łącząca - potęgą, której nic nie złamie. (...)
Tak. Ugodził w nas cios. Straszny cios. Ale w imię miłości do Stalina, w imię wierności dla sztandaru, który On niósł przed nami, w imię nieugiętej wiary w słuszność sprawy, o którą walczymy - my ten wielki cios przetworzymy w jeszcze większy bodziec do pracy, walki, hartu, wytrwałości".
T jak twarz
"Tuwim z ciemną myszką na policzku, kruczy brunet o palących oczach, mocno zagiętym nosie, typowy południowiec o wybuchowym temperamencie. Niektórzy, widząc go, odczuwali zawód: pospolicie przystojna, semicka twarz, nieco przesadna elegancja, raczej typ młodego handlowca i - taki poeta! Z powierzchownością Tuwima działy się zresztą dziwne rzeczy w ciągu lat. Dusza stopniowo wypływała mu na twarz, upiększając ją coraz bardziej. Żłobiła jego rysy coraz bliżej szlachetnej czaszki, usuwając z nich drobiny tłuszczu, pospolitości, podobieństwa do kogokolwiek innego na świecie. Piękniał z każdym rokiem, aż wreszcie w latach dojrzałych zaczął wyglądać tak właśnie, jak ktoś młody i entuzjastyczny może sobie wyobrazić poetę, wieszcza. Twarz orla, natchniona, wspaniała, suchy, dumny nos, wrażliwe usta, oczy - głęboko gorejące, srebrne włosy - niepodobna było od niego oderwać spojrzenia" (Irena Krzywicka, pisarka).
U jak ubiór
Gdy był młodzieńcem i mieszkał w Łodzi, "nosił się z fantazją, chodził w rozpiętym szynelu, w czapce podziurawionej jak sito papierosami, co należało do elegancji, rozbijał się dorożkami i skraplał sobie włosy wodą brzozową Drallego" - wspominała siostra Irena.
Notatka sporządzona przez Juliana Tuwima. Opisuje drogę, którą poeta i jego żona Stefania przebyli w 1939 roku, uciekając z kraju po wybuchu II wojny światowej.
Gdy zamieszkał w Warszawie i stał się popularnym poetą, chodził w ciemnozielonej jesionce, w brązowym pilśniowym kapeluszu, z cienką laseczką w ręku.
W jak wakacje
Przed wojną Tuwim jeździł na wakacje do Krynicy, Truskawca czy Pławowic. Parę razy wyjechał także za granicę.
W 1928 r. Tuwimowie zdecydowali się na wyjazd w marcu. Spędzili kilka tygodni, zwiedzając Mediolan, Rzym, Florencję i Wenecję. Poeta wysłał z Rzymu kartkę do znajomych z kawiarni Ziemiańska: "Jakieś mury, jakieś gmachy. Wódki w naszym tego słowa rozumieniu tutaj nie masz. Wasz Julek".
Ż jak Żyd
"Jestem poetą, a jak wiadomo w poezji nie ma miejsca na chłodne, praktyczne rozumowania. Językiem, który najściślej i zarazem najsubtelniej wyraża to, co czuje, jest język polski. Ten oto motyw tłumaczy moje 'tendencje asymilatorskie'. Dla antysemitów jestem Żydem, a moja poezja jest żydowską. Dla Żydów-nacjonalistów jestem renegatem, zdrajcą. Trudno! Z ludźmi, dla których pochodzenie żydowskie jest równoznaczne z bezapelacyjnym wyrokiem śmierci i jest jedynym miernikiem charakteru i wartości etycznej człowieka, dyskutować nie można. Tak samo ze strony przeciwnej, dla której spolszczenie jest zdradą. Nie trzeba zapominać, że antysemityzm w najwyższy sposób swej akulturalnej, wprost patologicznej postaci zatruł całe prawie społeczeństwo polskie. Dlatego też uważając asymilację Żydów za jedyne, możliwe rozwiązanie kwestii żydowskiej, jednak w nią nie wierzę. (...)
Dla mnie problemat żydowski jest tragedią, w której jednym z bezimiennych aktorów jestem ja sam. Jaki będzie finał tragedii i kiedy on nastąpi, nie mogę na razie przewidzieć. Oto wszystko, co mam do powiedzenia" (Julian Tuwim, 1924 r.).
Igor RAKOWSKI-KŁOS