Gdy w wyniku rozpadu ZSRR zaistniała niepodległa Ukraina, mieszkałem w Polsce. Większość moich rodaków dobrze życzyła obywatelom nowopowstałego państwa, ale mało kto wierzył w jego długotrwałość. Główne tego przyczyny upatrywano w:
- sąsiedztwie Rosji, której chwilowo uśpione ambicje imperialne prędzej czy później się obudzą i skłonią do sięgnięcia „po swoje”;
- braku doświadczeń ukraińskich społeczności w tworzeniu mechanizmów demokratycznych z jednoczesną integracją obywateli państwa wokół pryncypiów niepodległej państwowości;
- duchowej i moralnej degrengoladzie ludzi poddanych długoletniej bolszewickiej indoktrynacji;
- wielkim zróżnicowaniu narodowościowym i kulturowym obywateli Ukrainy.
Dziś, z perspektywy mojego kilkunastoletniego pobytu na Ukrainie, wiem, że podane wyżej powody nie uwzględniły bardzo istotnej kwestii, jaką jest zagubienie czy raczej błędne konstruowanie etosu niepodległościowego, budowanego wokół tak zwanego aktu założycielskiego niepodległości. Rosja usiłuje wmówić światu, że ma z Ukrainą wspólny akt założycielski w postaci Rusi Kijowskiej.
Nieprawda – jej aktem założycielskim stało się powołanie do życia Wielkiego Księstwa Moskiewskiego w 1328 roku; dokonał tego wielki książę włodzimierski i dziedzic moskiewski Iwan I Kalita. Także dla Ukrainy dzieło Olega Mądrego z 882 roku – Wielkie Księstwo Kijowskie – trudno uznać za akt założycielski, bo po rozbiciu dzielnicowym w XI wieku utraciło ono na zawsze ciągłość swej państwowości.
Zbudowanie opartego na prawdzie etosu niepodległościowego współczesnej Ukrainy – państwa odrodzonego dzięki przyjęciu przez cywilizowany świat zasady poszanowania praw człowieka i obywatela jako wyznacznika owej cywilizacji – jest warunkiem sine qua non dla osiągnięcia niekwestionowanego szacunku.
Zatem z czego należy budować ów etos? Mówiąc ogólnie, ze zdarzeń przynoszących chwałę, a konkretnie, to sprawa przede wszystkim dla historyków i etyków, ale już tu można wymienić następujące wydarzenia: „Majdan 2013/2014”,„Pomarańczowa Rewolucja 2004”, udział Ukraińców w bojach antyhitlerowskich, osiągnięcia Tarasa Szewczenki i innych tuzów kultury w kształtowaniu ukraińskiej odrębności narodowej, powstania narodowo-wyzwoleńcze Kozaków …
Demokratyczny świat nie zostawi Ukrainy na pastwę współczesnych barbarzyńców. Chyba, że sama Ukraina nie zechce się cywilizować. Póki co, dobre siły sprzyjają Ukrainie, tyle że bardziej na zasadzie piętnowania naruszeń prawa międzynarodowego przez Rosję, aniżeli w wyniku prostej przyjaźni.
Ponieważ w interesie gospodarek zachodnich nie leżą konflikty polityczne, Ukraina musi stać się wyraźnie aktywna w sensie twórczym, a nie destrukcyjnym, jak w modelu po 2004 roku.
Głównym osiągnięciem „Majdanu 2013/2014” jako protestu Ukraińców przeciwko oszustwu w kwestii integracji z Unią Europejską jest uświadomienie sobie, że demokracja to nie tylko wolność w podejmowaniu osobistych decyzji i nieskrępowanym wyborze władz, ale także i przede wszystkim tworzenie mechanizmów i instytucji kontroli funkcjonowania wybrańców narodu.
Obrzydliwe złodziejstwa Janukowycza i jego kumpli wyzwoliło w społeczeństwie złość wystarczającą – jak należy sądzić - do podjęcia wreszcie walki z wszechogarniającą – niestety – nieuczciwością. Wymaga to ogromnej pracy organizacyjnej i edukacyjnej. Te same wymagania odnoszą się do uruchomienia wreszcie procesu integrującego spolaryzowane grupy w jedno społeczeństwa. Do takiej pracy powinno wydatnie włączyć się duchowieństwo wszystkich kościołów Ukrainy.
Nowe władze, a także pozarządowe organizacje, powinny także zadbać o zobiektywizowanie historii Ukrainy, o wyciągnięcie mądrych wniosków z wykorzystywania przez Rosjan wszystkiego, co daje im pretekst do „bratniej pomocy”. Zresztą wypada to zrobić nie tylko ze względów taktycznych, czy z szacunku do Polaków – najliczniejszych ofiar czystek etnicznych UPA, ale i z dbałości o własny wizerunek. Najwyższy czas przyjąć do wiadomości, że jest różnica miedzy światłym patriotyzmem a ponurym nacjonalizmem, że nacjonalizm nie jest synonimem patriotyzmu, że na odwrót: uruchomił wystarczająco wiele zła, aby zdelegalizować jego propagowanie.
Od lat oglądam w moim rejonie plakaty ze Stefanem Banderą i jego bardzo zdezaktualizowanym przesłaniem: „Ukraina z uwagi na swoje geopolityczne położenie, może zdobyć swoją niezależność tylko własnymi siłami”. Czekam na refleksję fanów Bandery, że nawet bohaterowie czasem się mylą, a sam Bandera jako internowany przez Niemców nie miał żadnego wpływu na wydarzenia. Czekam na otrzeźwienie z otumaniających mitów.
Ale oczywiście, co do własnych sił, to z powodzeniem mogą one wystarczyć do uporządkowania własnego domu i zdobycia zaufania oraz szacunku demokratycznego świata. Trzeba tylko chcieć. Gdy zaistnieje taka wola i wystarczy samozaparcia w dochodzeniu do szczytnego celu, powstanie grunt do budowania w układzie zglobalizowanej gospodarki światowej nowoczesnego państwo prawa i dobrobytu. Czy ta atrakcyjna perspektywa się ziści? Ambicja myślących budowniczych powinna wygrać z apetytem bezmyślnych barbarzyńców.
Rosjanie „wielkomocarstwowi” tkwią mentalnie w XIX wieku. Odrzucają podpowiedź swojego noblisty, Aleksandra Sołżenicyna, że imperialne ambicje to żelazna kula, balast krępujący modernizację Rosji. Miejmy nadzieję, że i oni zmądrzeją – najwyższy czas zająć się Syberią, gdzie jakoś niebezpiecznie szybko przybywa Chińczyków …
Adam JERSCHINA
adam.jerschina@onet.pl