August III Sas. Król polski, elektor saski. Osiągnął tron polski dzięki zbrojnej interwencji wojsk. rosyjskich i saskich, które pokonały kontrkandydata Stanisława Leszczyńskiego. Polski nie lubił. Spędził w Polsce raptem dwa lata, a rządził nią lat dwadzieścia siedem.
Ruch hajdamacki dotyczył tak Prawobrzeża, jak i pozostałych ziem ukraińskich. Funkcje przywódcze pełnili przeważnie Kozacy z praktyką w Wojsku Zaporoskim, jako ludzie najlepiej obeznani z wojaczką i znający rozległe tereny Ukrainy. Watahy powstawały w miesiącach wiosennych, gdy kończenie się zimowych zapasów żywności skłaniało ubogich wieśniaków i biedotę miejską do zdobywania życiodajnych środków w jakikolwiek sposób.
Grabieżczych napadów na majątki szlacheckie, posiadłości dzierżawców, a także gospodarstwa bogatych chłopów, dokonywano według praktykowanych wiekami metod tatarskiego i kozackiego rozbójnictwa stepowego. Zarodek hajdamackiej watahy powstawał na Siczy, a dopiero po drodze do łupieżczego celu następowało dobieranie wspólników. Kosz (obóz) zakładano w ustronnym miejscu i bezpiecznej odległości od upatrzonych do grabieży celów. Łupieżcze zagony odbywały się błyskawicznie – wataha po rozboju wracała do kosza tylko dla podziału łupów i po ich dokonaniu natychmiast wracała na Zaporoże.
„Hajdamactwo” odnotowała historia nie z powodów pospolitych, ale politycznego znaczenia tego zbójeckiego ruchu. Gdy po śmierci króla Augusta II Mocnego (1660-1733) – pierwszego władcy Polski z dynastii saskiej Wettynów - Sejm konwokacyjny Rzeczypospolitej przyjął uchwałę o wykluczeniu cudzoziemskich pretendentów do korony polskiej (22 V 1733), nastąpiła zbrojna interwencja Rosji, której owa ustawa psuła plan umieszczenia na polskim tronie syna zmarłego króla – Augusta III. Po wkroczeniu na Ukrainę Prawobrzeżną, agresorzy natychmiast podjęli akcję podjudzania miejscowej ludności przeciwko „Lachom”. Na czele chętnych do czynienia „sprawiedliwości”, czyli „bicia panów”, stanęli hajdamacy, którzy bezładną masę chłopów, nieopłaconych żołnierzy i różnorodnego elementu przestępczego umieli zorganizować w karne jednostki na wzór kozackich wojsk rejestrowych.
Największym oddziałem dowodził niejaki Werłan, były setnik nadwornego oddziału Kozaków u księcia Jerzego Lubomirskiego. Jako ataman 130-osobowej watahy otrzymał z rąk dowódcy rosyjskiego oddziału stacjonującego w Humaniu ukaz carski mianujący go pułkownikiem nakaźnym ochotniczych wojsk kozackich. Jako już ów pułkownik dowodzący naprędce zorganizowaną hajdamacką armią, podjął Werłan operacyjne działania antypolskie w Bracławskiem, a następnie na Wołyniu, gdzie mimo porażki pod Krzemieńcem udało mu się zająć Zbaraż i Brody. Jednak nie był to sukces długotrwały, bo gdy tylko Rosjanom udało się przeforsować swojego faworyta na tron polski (Augusta III Sasa – 17 I 1734), zrezygnowali oni z antypolskich usług hajdamaków na Prawobrzeżu, jako już zbędnych i do tego stwarzających niebezpieczny przykład dla pozbawionych wolności Kozaków Lewobrzeża.
Choć o Werłanie słuch zaginął po przegnaniu go przez wojska koronne, to jego działania powielali przez wiele lat inni hajdamacy, niektórzy z nich stali się nawet bohaterami legend. Do takich należał Sawa Czawy, zaporoski Kozak służący zrazu w wojsku książąt Czetwertyńskich, potem u Werłana, a po kłótni z nim już samodzielnie grasujący. Po napadzie na greckich kupców został aresztowany przez Rosjan, ale udało mu się zbiec i ze swoimi hajdamakami opanować Mohylew, Sawrań i Bar. Po złupieniu tych miast rozpuścił watahę, a sam uległ przekupstwu Polaków i jako pułkownik oddziału koronnego zajął się ściganiem … hajdamaków. Dokonał tej wolty niechybnie dlatego, że wojowanie przeciwko hajdamakom dawało żołnierzom – czy to rosyjskim, czy polskim – świetną okazję do … także grabieży. Ponieważ jednak Sawa zbytnio zalazł za skórę swym pobratymcom, został zgładzony z wyroku starszyzny kozackiej Siczy.
Pomnik Iwana Honty w Chrystynówce. Podczas odsłonięcia pomnika (2009 r.) mer miasta podkreślił, że „pomnik Gonty będzie przypominał Ukraińcom, że powinni walczyć o ojczystą ziemię z jej ciemiężcami”.
Hajdamacy (słowo pochodzenia arabsko-tureckiego znaczy „przepędzać”) przez dziesiątki lat XVIII wieku tworzyli realne zagrożenie dla ładu i spokoju ludności Rzeczypospolitej. Byli na tyle trudnym przeciwnikiem, że w zwalczanie go były zaangażowane zarówno siły państwowe, jak i prywatne i wojewódzkie „milicje”. Rozbójników i ludzi ich wspierających likwidowano dość bezceremonialnie – na przykład w Humaniu w latach 1737-41 powieszono 110 Kozaków podejrzanych o konszachty z hajdamakami. Trudno się temu dziwić, jeśli ich „osiągnięcia” wprost przerażały – dla przykładu: w samym tylko 1750 roku w województwie bracławskim grabieżcze watahy hajdamaków zrujnowały 27 miast i 111 wsi!
Ilustracja do poematu T. Szewczenki „Hajdamacy” (autor W. Kasjan)
Haniebne wyczyny hajdamaków nie przeszkodziły jednak Rosji we wciągnięciu ich znów do polityki, gdy na początku panowania króla Stanisława Augusta zaistniał konflikt religijny między wyznawcami prawosławia a unitami. Uwerturą burzy stało się zrealizowanie przez Sejm Rzeczypospolitej postulatu ambasadora carycy Katarzyny II o równouprawnienie wyznań w Rzeczypospolitej. Presja ambasadora Repnina była tak butna, że została odebrana przez polską szlachtę jako nie tylko uderzenie w jej wiarę, ale także w niezawisłość państwa. Efektem oburzenia było zawiązanie w Barze na Podolu 29 II 1768 r. konfederacji w obronie szlacheckiej wiary i wolności. Oczywiście specjaliści od intryg w kancelarii carskiej natychmiast uruchomili plotkę, że Konfederacja barska to nic innego, tylko wypowiedzenie wojny prawosławiu. Niedługo potem kilkuset hajdamaków zorganizowało się w oddział pod wodzą Maksyma Żeleźniaka, który oświadczył, że działa z poparciem carycy i wydał uniwersał wzywający do „bicia Lachów i Żydów”. Z błogosławieństwem zakonników monasteru Motreninskiego pod Czehryniem ruszyli – równocześnie z wtargnięciem wojsk rosyjskich na Prawobrzeże - dopiero co wyklęci zbóje na swoją specyficzną „wyprawę krzyżową”. Zwiększając na szlaku znacznie swe siły, między innymi o dezerterów z nadwornych milicji, oddział Żeleźniaka łupił majątki, wsie i miasteczka - Żabotyń, Śmiłę, Czerkasy, Korsuń, Bohusław, Lisiankę – aż dotarł w drugiej połowie czerwca 1768 r. do Humania, posiadłości wojewody kijowskiego Franciszka Salezego Potockiego, w której schroniło się kilka tysięcy szlachty, ludności żydowskiej i innych uciekinierów przerażonych wyczynami hord Żeleźniaka. Miejscowości miała bronić dworska milicja pod wodzą setnika Iwana Gonty, który przeszedł na stronę hajdamaków, gdy tylko ci okrążyli miasto. Podłamani tą zdradą obrońcy, w mniemaniu, że napastnicy zadowolą się łupami i odejdą, poddali miasto. Niestety, grabieżcy byli żądni krwi – w ruch poszły samopały, noże i spisy; mordowano wszędzie i wszystkich, także w kościołach; ulicami płynęły krwawe potoki. Niektórym katolikom darowywano życie pod warunkiem ochrzczenia się w obrządku prawosławnym. Były to nieliczne przypadki – dominowała niezłomność na wzór martyrologii uczniów miejscowego kolegium bazylianów, którzy nie chcąc się wyrzec unickiego Kościoła ponieśli męczeńską śmierć; ich ciała mordercy zbezcześcili wrzuceniem do studni.
„Obrona zaścianka (Konfederaci barscy)”, autor: Józef Brandt (a propos urodz. w Szczebrzeszynie)
Łatwość, z jaką „misjonarze” Żeleźniaka dokonali rzezi Humania, stała się zaraźliwa na niemal całej Ukrainie. Przez kilka tygodni polowano na „Lachów” i Żydów, zabijając ponad sto tysięcy bezbronnych istot za to tylko, że byli innowiercami. Ten zbrodniczy akt przeszedł do historii pod nazwą „koliszczyzna” – nazwą bardzo niepochlebną, jako że słowem „kolij” określano w okolicach Kijowa rzeźników specjalizujących się w zabijaniu świń.
Żeleźniak z Gontą i ich ludzie, gdy tylko przestali być potrzebni Rosji, nędznie skończyli. W lipcu 1768 r. do ich obozu zawitali dońscy Kozacy na carskiej służbie z „bratnią” wizytą. Zostali przyjęci przez hajdamaków z otwartymi rękami i suto zastawionymi stołami. Wkrótce pijanych wodzów zaaresztowano, a ich podkomendnych wzięto w „plen”. Wkrótce przekazani polskiej stronie Gonta i jego zbóje zawiśli w Kodnie k/Żytomierza i Serbach k/Winnicy, a jeńców pozostawionych sobie Rosjanie wychłostali batogami, na policzkach i czołach wypalili słowo „wor”(złodziej), wyrwali nosy i w kajdanach odesłali na katorgę.
Na ostateczne pokonanie hajdamaków trzeba było jeszcze po koliszczyźnie kilku lat. Akcją pacyfikacyjną kierował kasztelan kijowski Józef Stępkowski, zwany „krwawym” lub „strasznym”, z łatwych do wyobrażenia sobie powodów.
CDN
Adam JERSCHINA
adam.jerschina@onet.pl