W bibliotece Akademii Kijowsko-Mohylańskiej zorganizowano konferencję poświęconą państwowej polityce w sferze książkowej Ukrainy. Zorganizowana przy wsparciu wielu sponsorów w tym Partnerstwa Wschodniego, Polskiego Instytutu Książki i Instytutu Polskiego w Kijowie oraz przy wielobranżowym uczestnictwie ukraińskim i zagranicznym. Doświadczeniem Polski w tej sferze podzielił się w dość obszernym referacie dyrektor polskiego Instytutu Książki Grzegorz Gauden.
A zaczął swoje wystąpienie od dowcipu.
„W tym roku Polska była na targach książki w Indiach. Mówiłem tam o problemach spadającego czytelnictwa w Polsce. Po wykładzie podeszło do mnie dwóch Hindusów; zaczęli pytać o czytelnictwo w Polsce, ile ludzi w Polsce czyta książki.
Powiedziałem, że mało, jedynie 40%. Oni ciągle się jednak dopytywali a ja nie rozumiałem tego pytania, aż w końcu zrozumiałem: oni pytali ile ludzi w Polsce umie czytać. Powiedziałem, że 100%”.
- Oho! –zareagowali.
- A u nas 40% w ogóle nie umie czytać. (!)
… - Myślę - powiedział dyrektor - z Ukrainą mamy inne od hinduskich, jednakże podobne problemy…
Kontynuując temat Grzegorz Gauden oznajmił, że już od lat w Polsce obserwuje się wyraźny spad czytelnictwa. Według badań Biblioteki Narodowej tylko 40 procent przeczytało w ciągu roku jedną książkę. To, jak określił, jest wynik katastrofalny, w porównaniu ze Szwecją, która ma wskaźnik czytelnictwa na poziomie 80%.
Wśród tych 40% tylko, 11% to ci, którzy przeczytali siedem książek. Z badań wynika, że więcej czytają ludzi bogaci (?) i wykształceni, mniej - biedni i niewykształceni.
- To pokazuje – stwierdził prelegent - że pogłębia się rozwarstwienie społeczne co jest katastrofą dla rozwoju społecznego w Polsce.
Cóż, co dla wykształconych brzmi to przekonująco, lecz co do bogatych można wyrazić pewne wątpliwości. Przynajmniej dla przestrzeni postsowieckiej.
Nasi bogaci tzw. „nowi ruscy” (nie chodzi tu wątek etniczny) stali „bohaterami” całej spuścizny dowcipów o sobie jako wzorach dziadostwa, chamstwa i dziczy kulturalnej.
Gmach biblioteki im. A. Mickiewicza z polskim księgozbiorem w Kijowie przy ul. I. Franki 16/2
Spad czytelnictwa, o którym mówił Gauden, nie jest niczym nowym. W swoim archiwum znalazłem wypowiedzi znanego krytyka literackiego Leszka Szarugi z końca lat 90. na stronach paryskiej „Kultury”. Pisał tam, że według danych uzyskanych przez centrum badań opinii społecznej w roku 1998: „aż 52% Polaków nie przeczytało ani jednej książki (wliczając w to literaturę fachową). Jest to bez wątpienia odbiciem ogólniejszego trendu cywilizacyjnego i w gruncie rzeczy nie byłoby nad czym rąk załamywać, gdyż w końcu kultura to jest sprawa elit, zaś przekonanie o tym, że chłopi i robotnicy nie mają po pracy nic innego do roboty, niż czytanie prasy literackiej i tomików wierszy w klubokawiarniach jest mdłą utopią”…
Ale Grzegorz Gauden pyta: „Jak przeciwdziałać procesowi spadu czytelnictwa? – i rzuca dosadną myśl: „Jeżeli Polska nie zacznie czytać książki będziemy drugorzędnym krajem Europy”.
Gauden zapoznał obecnych z treścią tzw. Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa 2014-2020 Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, celem którego jest budowa systemu dostępu do książki. Budżet programu wyniesie w ciągu sześciu lat miliard złotych.
Przywiduje się wdrażanie czytelnictwa we wszystkie sfery życia powszedniego, wciągnięcie do tej sprawy nawet np. Ministerstwa Obrony Narodowej – niech czytają żołnierze, Ministerstwa Zdrowia – niech czytają w szpitalach, Ministerstwa Sprawiedliwości, które trzyma tysiące ludzi w więzieniach – niech czytają.
W związku z ostatnim przypominam sobie jeden list do redakcji „DK” (publikowany kilka lat temu) od Polaka ukraińskiego z więzienia na Ukrainie. Prosił o wysłanie mu lektury po polsku. Redakcja prenumerowała mu w ciągu kilku lat nasze pismo…
Nie będę opowiadał o wszystkich częściach Programu, ciekaw byłem jednej z nich w kontekście spraw naszych, uświadamiając sobie, że Polacy Ukrainy znajdują się w okresie, w którym decyduje się cała nasza kulturalna przyszłość, określająca naszą tożsamość narodową.
Ta część dotyczy działań zmieniających i wzmacniających rolę bibliotek, jako podstawowej przestrzeni kontaktu z książką oraz centrum życia społecznego.
O sytuacji dzisiejszej bibliotek mówią takie dane. Średnia zakupów w Unii Europejskiej na 100 mieszkańców jest 25 książek rocznie, w Polsce -7 (!). To pokazuje jak katastrofalnie niski jest stan księgozbiorów dostępnych publicznie i bezpłatnie dla ludzi.
O ile wiem na Ukrainie nie jest lepiej. Zapytałem Gaudena podczas dyskusji na sali czy nie przywiduje program wsparcia rodaków za granicą, czyli Polaków i Polonii, wspomniałem o naszej kijowskiej bibliotece im. A. Mickiewicza.
Z odpowiedzi zrozumiałem, że program dotyczy głównie Polski. Więc mamy sami dać sobie radę. Jedyne, co chciałoby się podkreślić: naszym zadaniem jest ze wszech miar piastować i chlubić to, co mamy, w tym bibliotekę im. A. Mickiewicza, która ofiarnie służy odbudowie polskości.
Oddzielnym problemem jest dostęp do książki z Polski w warunkach faktycznego braku jej w sprzedaży. Także brakuje nam rozwiniętej branży wydawniczej polskiej na Ukrainie. Oprócz Ośrodka „Wołanie z Wołynia” nie wiem, kogo jeszcze wymienić. W latach 1997- 2014 Ośrodek ten wydał 83 tytuły. Ofiarna praca Ośrodka, redaktora ks. Witolda Józefa Kowalowa zasługuje na najwyższą ocenę.
Jest trochę ukrainojęzycznych wydań naukowych i publicystycznych, tematycznie polskich. Wspomnieć chociażby niedawną monografię naukową poświęcona interesom wspólnoty polskiej Ukrainy Sergiusza Rudnickiego, jak też pełne poświęcenia więcej niż 20 książek publicystycznych szanownego kolegi Eugeniusza Gołybarda. Nawet przy ich symbolicznych nakładach – zaledwie kilkaset egzemplarzy, to jest coś. Bóg zapłać!
Borys DRAGIN