„Jeśli dziś Ukraińcy nie oderwą się od Rosji, wówczas będą bez końca spotykać się na tym samym terytorium z tymi samymi problemami” – powiedział dyrektor Instytutu Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego Jan Malicki w wywiadzie udzielonym redakcji ukraińskiej Polskiego Radia dla Zagranicy.
Redakcja Ukraińska Polskiego Radia: Panie dyrektorze, rok temu ukraińskie władze odmówiły podpisania Umowy o Stowarzyszeniu z Unią Europejską, co doprowadziło do masowych protestów. Czy ktoś wówczas przypuszczał, że minie kilka miesięcy i będziemy świadkami regularnej rosyjsko-ukraińskiej wojny oraz odnowienia Zimnej Wojny między Zachodem i Wschodem?
Jan MALICKI: Oczywiście, że nie, chociaż obecnie coraz częściej można spotkać osoby, które twierdzą, że o tym wiedziały.
To jak z upadkiem komunizmu – im dalej od niego, tym coraz więcej osób mówi, że przewidywało jego upadek. (…)
Rok temu można było jedynie przewidywać, że Rosja nie pozostawi Ukrainy w spokoju. Ale niepojętym jest to, że Kreml spowodował regularną wojnę z Ukrainą, otwarty konflikt i podział dwóch narodów.(…)
Putin doprowadził do niesamowitej sytuacji – obecnie większość Ukraińców jednoznacznie wie, że są oni – Ukraińcami, że ich wrogiem jest „bolszewik” i Moskwa.
Przez dziesięciolecia, a nawet setki lat, „głównym wrogiem kozaka”, nie tylko w propagandzie, ale i w państwowej ideologii był Polak – a Putinowi udało się stworzyć sytuację, gdy każdy politycznie świadomy Ukrainiec powie, że największym wrogiem Ukrainy jest Moskwa. Oczywiście, to co się odbywa, jest straszne: zniszczenia, śmierć, ale z punktu widzenia dalekosiężnych interesów Ukrainy – właśnie teraz krystalizuje się ukraiński naród.
- W Instytucie Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego uczycie studentów, szczególnie z Ukrainy, którzy powrócą do ojczyzny i być może będą pracować w państwowych instytucjach. To realny wkład w rozwój ukraińskiego państwa. Jak, Pana zdaniem, Polska może realnie wesprzeć Kijów?
- Dostrzegam dwa aspekty: w strategicznym, dalekosiężnym sensie nie ma ważniejszej sprawy, niż edukacja. Na posiedzeniu Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego oświadczyłem, że obecnie powinniśmy przyznawać nie setki, a tysiąc albo i dwa tysiące stypendiów (Ukraińcom – red.). Każdy program stypendialny, jeśli trwa nie mniej niż jeden rok, pozwala stypendyście poznać nowe środowisko naukowe i nawiązać kontakty. Ma to nadzwyczajny wpływ, mam na to setki dowodów, ponieważ przez Instytut Europy Wschodniej przewinęło ponad tysiąc stypendystów z różnych kierunków.
A co do bezpośredniej pomocy - Ukrainie trzeba po prostu dać uzbrojenie. Przekazać, sprzedać, kredytować. Polska to członek NATO, ale w Sojuszu nikt nie odważy się na wojskową interwencję w Ukrainie – istnieje przekonanie, że dojdzie wówczas do starcia NATO z Rosją, a tego nikt nie chce. Myślą, że wówczas sytuacja może wymknąć spod kontroli, że zawsze istnieje zagrożenie użycia broni jądrowej. Ale Ukrainie trzeba dać uzbrojenie, aby Ukraińcy mogli sami siebie obronić.
- Czyli, jeśli u sąsiada płonie dom, wówczas my Polacy nie zamykamy się w swoim, a łapiemy za wiadro z wodą i śpieszymy na pomoc?
- Ktokolwiek nie byłby w Polsce przy władzy, wcześniej lub później, zda sobie sprawę z jednej prawdy – Polska musi mieć sojuszników na wschodzie kontynentu, a jeśli tak, wówczas musi wspierać tych, którzy mają obecnie kłopoty. Nie można tworzyć sojuszy inaczej, niż poprzez jak najbliższe relacje z Białorusinami (z białoruskim państwem obecnie nie bardzo można), z Ukraińcami i Ukrainą, z państwami kaukaskimi, z Mołdawią, a także z państwami bałtyckimi, w tym z Litwą, z którą Polska ma obecnie bardzo złe relacje, które wymagają „remontu”. Gdy wróg u bram, bracia powinni jednoczyć się, a nie dzielić.
- Czy Rosja zatrzyma się?
- Dlaczego ma się zatrzymać, jeśli nikt nie staje jej na przeszkodzie?
- Czy nie obawia się Pan, że na Ukrainie powtórzy się scenariusz, jakiego świadkami byliśmy po Pomarańczowej Rewolucji, gdy prezydent nie mógł się porozumieć z premierem? Na ile skonsolidowana jest obecnie ukraińska władza?
- To zależy od skali zagrożeń oraz od działań rosyjskiej agentury w Ukrainie, która, jak wiemy, jest dość znacząca. Ale obecnie nie obawiałbym się wewnętrznego konfliktu i bezładu w państwie. Większe niebezpieczeństwo i zagrożenie dostrzegam w kwestii poruszonej w pani pytaniu – czy Rosja się zatrzyma? Które granice Ukrainy uda się obronić?
Mam dosyć odważną teorię, że musimy myśleć nie o ukraińskim Donbasie, ale o zachowaniu ukraińskiego państwa. Być może Ukraińcy powinni odważyć się na niesamowicie dramatyczny krok i odgrodzić się od sąsiada ścianą, na jakiś czas coś tracąc. Gruzja nie przejmuje się utratą Abchazji, ponieważ w swej historii już kilka razy traciła swe księstwa, a następnie znów powracała jako całość. Gruzini już się do tego przyzwyczaili.
A więc, w imię ratowania państwa nie należy panikować, że w tym kraju nie będzie Ługańska – trzeba ratować kraj, który istnieje. A może pójść jeszcze dalej, za ideami głoszonymi w XIX wieku – zmienić alfabet, oderwać się (od związku z Rosją – red.). Obawiam się, że jeśli Ukraińcy nie okażą dziś dramatycznej odwagi, wówczas będą w nieskończoność napotykać na tym samym terytorium na te same problemy.
- Czy zgadza się Pan z tezą, że Rosję można pokonać?
- Rosja jest „победимая”, można ją pokonać – takie przekonanie panuje wśród optymistów. Odpowiem słowami przedstawicieli przedwojennego ruchu prometejskiego w Polsce – oczywiście, Ukraina przeszła przez ogień, było wiele ofiar, ale zwycięstwo nadejdzie!
Opracował Andrij SZEREMET
„Наш вибір”
portal.nashvybir@gmail.com