Każda organizacja społeczna z biegiem czasu przechodzi przez transformacje i zmiany. Tak samo Związek Polaków Ukrainy, którego prezesem do dziś pozostaje Antoni Stefanowicz, próbuje sprostać wymogom czasu i wybiera najbardziej stosowny model współistnienia ponad 110 organizacji pod swoją egidą.
O przeszłości i przyszłości ZPU pod koniec stycznia opowiedział dziennikarzom „Słowa Polskiego” prezes Związku.
- Związek Polaków Ukrainy to jest potężna organizacja która zrzesza blisko...
Antoni Stefanowicz: - ...25 tysięcy członków w 110 organizacjach.
- Na czym polega praca waszej organizacji, bardziej dostrzegalne są oddolne inicjatywy czy „centrala” próbuje wskazywać kierunek dalszego rozwoju polskiej tożsamości na Ukrainie?
- Można powiedzieć, że jest i jedno, i drugie. Oczywiście wiele inicjatyw wychodzi od zarządu Związku Polaków, składamy wnioski na dofinansowanie różnych projektów, lecz niestety nie wszystko udaje się nam zrealizować z powodu braku kosztów.
Pojawiają się także i oddolne inicjatywy, szczególnie dotyczy to obwodu kijowskiego, gdzie powstają coraz to nowe polskie organizacje społecznie w miasteczkach a nawet wsiach – Borodiance, Makarowie, Bojarce, Browarach, Irpieniu i innych.
Jest dużo chętnych do nauczania się języka polskiego, to też idzie od dołu. Co dotyczy Związku Polaków, to my założyliśmy szkołę sobotnią w Kijowie, na razie niestety nie udało się nam znaleźć odpowiedniego pomieszczenia i porozumieć się z ministerstwem oświaty czy z jakąkolwiek szkołą ukraińską w tej sprawie. Wierzę, że do końca roku 2015 uda się doprowadzić ją do skutku. Przynajmniej prowadzimy rozmowy na poziomie burmistrza Kijowa Kliczki, do którego skierował nas ukraiński resort oświaty ze słowami: „Wszystkie komunalne nieruchomości miasta są przekazane władzom miejskim Kijowa”. Teraz czekamy na odpowiedź.
Jak każdego roku organizujemy Festiwal Piosenki Polskiej (w roku ubiegłym to wydarzenie odbyło się we wrześniu), Dni Kultury Polskiej, różne imprezy patriotyczne i religijne, związane z historią i polskimi tradycjami.
Miejscowe organizacje, zrzeszone w naszym Związku, też dużo robią w tym kierunku. Na dzień dzisiejszy w samym tylko Kijowie funkcjonuje dziesięć takich organizacji.
- Czy można stwierdzić, że jakieś obwody są bardziej aktywne w krzewieniu polskości, czy ilość inicjatyw można równomiernie „rozłożyć” na całej Ukrainie?
- Nie można powiedzieć że jest wszędzie jednakowo. Oczywiście, że najaktywniejsze są te obwody, gdzie jest najwięcej organizacji i Polaków - obwód chmielnicki, żytomierski, także winnicki. Z innej strony bardzo aktywne są w ostatnich latach polskie organizacje w Odessie, Mikołajowie, Chersoniu, Dniepropietrowsku i obwodzie dniepropietrowskim, Zaporożu.
Nawet Donieck i Ługańsk też efektywnie działały do ostatnich wydarzeń na wschodzie naszego państwa. Nie wiem, jak będą funkcjonowały w stanie okupacji, ale na przykład nawet na Krymie coś się wciąż dzieje. W Symferopolu nadal funkcjonuje oddział Związku Polaków na Ukrainie z prezesem Józefą Myszkowską oraz w Kerczu (Tatiana Branicka). Rosja chyba chce pokazać, że przestrzega prawa mniejszości i nawet trochę ich wspiera.
A w innych organizacjach, w przygranicznej strefie z Donbasem, aktywność nieco spadła. Chociaż w Mariupolu na przykład nadal aktywnie działa Andrzej Iwaszko – naucza języka polskiego, wspiera miejscowych Polaków na różny sposób.
Niestety muszę powiedzieć jedną ważną rzecz – Związek Polaków Ukrainy, choć jest organizacją o randze krajowej, ale jego zarząd teraz nie ma wielu możliwości wpływu na organizacje członkowskie ZPU.
Mogliśmy dużo więcej zdziałać, kiedyś dofinansowanie było centralizowane, i organizacje były od nas w pewnym stopniu uzależnione. Teraz każdy chce być niezależny i po co im ta „centrala”?. Chociaż jeżeli chodzi o Karty Polaka (nb.:prawo wystawiania opinii o potwierdzeniu aktywnego udziału członków organizacji polskich na rzecz krzewienia polskości, potrzebnych do zakwalifikowania się do rozmowy z konsulem w celu otrzymania Karty Polaka w wypadku braku dokumentów, potwierdzających polskie pochodzenie na Ukrainie mają prawo wyłącznie FOP i ZPU) czy nauczanie języka, to i tak przychodzą do nas...
- Biuro centralnego ośrodka ZPU znajduje się w Kijowie. Macie dzięki temu lepszy kontakt z ukraińskim rządem i prezydentem?
- Tak, bierzemy udział w różnych inicjatywach i przedsięwzięciach, dotyczących działalności organizacji, zrzeszających przedstawicieli mniejszości narodowych. Właśnie w Kijowie są organizowane różnorodne zjazdy i walne zgromadzenia.
Na Ukrainie mieszka blisko 130 mniejszości narodowych, prawie wszystkie one mają swoje organizacje społeczne. Działalność państwa w tym kierunku na razie wyraża się prawie wyłącznie rozmowami „na temat”, niż wniesieniem zmian albo załatwieniem czegoś konkretnego. Pomocy na razie trudno oczekiwać. Sytuacja finansowa na Ukrainie jest nie najlepsza, ale w ostatnim czasie odbyło się dużo różnych spotkań i rozmów poświęconym ustawodawczej zmianie funkcjonowania mniejszości narodowych i mamy jeszcze nadzieję, że z czasem te pomysły zostaną implementowane w życie.
- Jak ocenia Pan obecny poziom wsparcia poprzez dofinansowanie przez władze ukraińskie działalności polskich organizacji społecznych na Ukrainie? Czy nie istnieje ryzyko, że na Krymie Polacy nie zdołają oprzeć się pokusie i skorzystają z „chojnej” propozycji rosyjskich władz? Bowiem, jak wspominał prezes polskiej organizacji w rosyjskiej Wołogdzie Anatol Cykaluk, pisząc „odpowiednio” o Putinie, można także dużo zdziałać na rzecz rozwoju polskiej kultury i tradycji?
- Jeżeli mówić o wsparciu finansowym ze strony Ukrainy, to można powiedzieć, że jego prawie w ogóle nie widać oprócz niewielkiego dofinansowania gazety „Dziennik Kijowski” i drobnych dotacji na inne cele.
Dlatego trudno będzie mi się zdziwić, jeżeli Polacy na Krymie będą korzystali z pomocy finansowej od Rosji. Co dotyczy wyjazdu do Polski, to z Krymu też nadchodziło dużo listów od prezesów, którzy też mieli chętnych na wyjazd do Polski, tak samo jak teraz wywieziono uciekinierów polskiego pochodzenia z Donbasu.
Nie wiem dlaczego nie uwzględniono w tej inicjatywie polskiego rządu Polaków na Krymie. Może też byliby chętni, przecież ich region też jest okupowany? Może nawet trochę bardziej zasługują na ewakuację? Ale to moje osobiste zdanie.
Jeżeli Polska zaoferowałaby jakąś pomoc finansową, to można by było tych Polaków przenieść gdzieś na terytorium Ukrainy. Krymscy Polacy zwracali się do mnie i pisali listy z prośbą o okazanie im pomocy. Niestety wtedy mówiono, że takiego programu nie ma. Uważam, że w pierwszej kolejności warto wesprzeć Polaków na Krymie.
- Czy teraz mniejszości narodowe na Ukrainie, nie tylko polskie, mają większe szanse, żeby uzyskać taki sam poziom wsparcia przez władze centralne, jaki powiedzmy mają organizacje pozarządowe w Polsce? Co należałoby zrobić żeby Polacy na Ukrainie żyli chociażby tak, jak Ukraińcy w Polsce?
- Powiem tak, wracając do tych dokumentów, dotyczących działalności organizacji społecznych, które teraz mają trafić do Rady Najwyższej - w nich w ogóle nie ma wzmianki o mniejszościach narodowych. Jest termin „hromadska organizacja” (organizacja społeczna - j. ukr.). Pamiętam, jak nas zebrano w bibliotece Rady Najwyższej. Byli wtedy na spotkaniu wszyscy - weterani, lekarze, bajkerzy, no wszyscy. Jak w tym morzu potrzebujących wsparcia można dostrzec nas, Polaków? Dlatego chcę wnieść propozycję, żeby z tych „hromadskich organizacji” wyodrębniono organizacje, zrzeszające mniejszości narodowe. Musimy o to walczyć.
- Związek Polaków Ukrainy istnieje od ponad 25 lat, jakie są plany rozwojowe, o randze krajowej – zjazd, czy może jakieś zjednoczenie się z innymi organizacjami, na przykład Federacją Organizacji Polskich (Ukraina Zachodnia), żeby działać bardziej dostrzegalnie, już jako potężna siła, reprezentująca interesy osób polskiego pochodzenia na Ukrainie?
- Już nie pierwszy rok, nawet w czasach, kiedy jeszcze nie byłem prezesem, robiliśmy kroki ku zjednoczeniu naszych organizacji. Uważam, że teraz jest o wiele bardziej aktualne, niż nawet pięć lat temu. Bo nawet Ukraińcy zrozumieli, że w jedności jest nasza siła.
Kiedy uczestniczyłem w uroczystościach jubileuszowych 15-lecia Domu Polskiego w Żytomierzu, siedziałem obok pani Emilii Chmielowej. Powiedziałem jej, że musimy robić kroki do zjednoczenia, chociażby razem organizować imprezy. Niestety na razie nie widzę ze strony Federacji kroku naprzód w tej sprawie.
A co dotyczy rozwoju, to hamuje go przed wszystkim trudna sytuacja finansowa, bo pracujemy wszyscy na zasadach społecznych i nie mamy dostatecznych możliwości aby, na przykład, wynająć pomieszczenia niezbędne dla działalności zespołów artystycznych.
Ale Związek ewoluuje, niedawno przyjęliśmy do naszych szeregów pięć nowych organizacji. Warto wspomnieć o tym, że niektóre miejscowe ośrodki ZPU mają czasem zbyt wygórowane ambicje, które przeszkadzają tej jedności. Działają destruktywnie, kiedy przeciwnie potrzebujemy zjednoczenia w obliczu zewnętrznej agresji... Dużo ludzi przychodzi do nas w potrzebie, chcą wyjechać na nauczanie do Polski, do pracy itd., ale trudno im to zarzucić, bo młodzież musi zarabiać sobie na życie. Taki problem jest chyba nie tylko na Ukrainie, ale wszędzie.
Na zakończenie - co Pan chce życzyć Polakom na Ukrainie?
- W pierwszej kolejności chcę życzyć już w nowym 2015 roku zdrowia, powodzenia, wyrozumiałości w rodzinie, zgody, ale najbardziej - pokoju w naszym państwie. Żeby wszyscy, tu mieszkający, mogli swobodnie i spokojnie pracować, działać.
Całemu środowisku polskiemu życzę owocnej pracy na rzecz rozwoju polskiej kultury oraz nauczania języka polskiego.
Rozmawiał Jerzy WÓJCICKI,
opracowanie Ania Szłapa