„Dla nas to wielkie przeżycie zagrać tu w kościele konkatedralnym pw. Św. Aleksandra dla kijowian, dla Polaków i Ukraińców, dla wszystkich ludzi dobrej woli. Obiecaliśmy księdzu definitorowi paulinowi z Jasnej Góry, że będziemy wszędzie głosili opiekę Najświętszej Matki Boskiej Częstochowskiej, którą otacza Ona też naszą rodzinę i dzisiaj te słowa o Jej chwale brzmią w szczególny sposób tu, gdyż z Rusi pochodzi obraz Czarnej Madonny, w promieniu którego rodziliśmy się, jako że sami pochodzimy z Częstochowy.
I drugim powodem, naszego wzruszenia jest świadomość tego, że koncertujemy w miejscu historycznym, w świątyni, którą wznosili sami Polacy, mieszkający tutaj wiele lat temu i, że niecałe 200 metrów stąd trzy lata temu zdarzyły się rzeczy historyczne. Lała się krew ludzi, którzy walczyli o wolność. Wolność, którą popieraliśmy i popieramy naszymi modlitwami i śpiewem o Nowonarodzonym Chrystusie”.
Takimi słowy, po tym jak pod stropy kościoła św. Aleksandra w Kijowie wzniósł się nieprześcigniony motyw „Wśród nocnej ciszy” rozpoczął koncert kolęd rodziny Pospieszalskich, głowa tego muzykującego ogniska domowego muzyk, aranżer i kompozytor, dziennikarz, od wielu już lat prowadzący telewizyjne audycje publicystyczne - Jan Pospieszalski.
Koncert zaszczycił swoją obecnością ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło
Pan Jan w asyście spokrewnionych z nim wspaniałych artystów od wielu już lat jeździ z kolędowymi koncertami po Polsce. W tym roku zespół wyruszył po raz pierwszy na Ukrainę. 7 stycznia zaśpiewał i zagrał w Katedrze Lwowskiej, następnie odwiedził Sambor, Żytomierz i 11 stycznia dotarł do Kijowa.
Razem z piętnaściorgiem najwyższej klasy muzyków przeżyliśmy piękny wieczór – spotkanie z kolędami znanymi nam z dzieciństwa, lecz zaprezentowanymi w innej własnej wizji brzmienia, zagranymi w różnym tempie, dynamice, przy różnym sposobie używania efektów. Pełne zaangażowanie i talent muzyków wywołały niesamowite wrażenie u obecnych. Wielkimi brawami witano każdą kompozycję. Artystom udało się nawiązać idealną symbiozę z widownią. Odczuliśmy pełną harmonijność.
W muzyce zespołu słyszeliśmy cały kalejdoskop różnych styli, takich jak jazz, folk i elektronika. Poznaliśmy brzmienie niezliczonych, w tym i unikatowych, instrumentów. Muzycy słyszą i respektują się nawzajem. Ich muzyka żyje, pulsuje, bulwersuje.
Rarytasami były teksty niektórych kolęd w tym do słów ks. Jana Twardowskiego.
Pan Jan po arcymistrzowsku prowadził koncert. Z jego słów wywnioskowaliśmy, że te dwa pokolenia artystów, złączonych muzyczną pasją i chrześcijańskimi wartościami, w tym umiejętnością wybaczania, mogą służyć przykładem wzorowej katolickiej rodziny. Ponadto podkreślał on wyraźnie, iż rodzina to wartość nadrzędna, a wielodzietność to wielki dar.
Występy gościnne w Kijowie zostały współorganizowane przez Wydział Konsularny Ambasady RP w Kijowie oraz Instytut Polski w Kijowie.
Tuż po ostatnim bisowaniu poprosiłem o parę słów dla czytelników „DK” u rodziciela tej wspaniałej rodziny.
- Panie Janie, widzieliśmy, że w zespole słuchają Pana wszyscy, a Pan kogo słucha?
- Słowa Bożego…
- A kto czuwa nad układem i instrumentacją wykonywanych utworów, nad tym w jaki sposób współbrzmią muzycy?
- Aranżacją zajmują się głównie moi bracia - Marcin z Mateuszem, ale jest to dziełem wszystkich. Masę pomysłów wnosi też młode pokolenie, grają pięknie, stąd też mają swoje miejsce w tym projekcie.
Jan Pospieszalski skierował kilka słów do naszych Czytelników
- Zadziwiliście publiczność rozmaitością repertuaru. Szkoda tylko, że nie przygotowaliście jakiejś ukraińskiej kolędy.
- Od razu odpowiem. Wiele lat temu udało się nam dostać w antykwariacie „Zbiór kolęd polskich” Jana Krasickiego z 1910 roku, gdzie on pisze, że zebrał tylko istniejące i ubolewa, że wiele z nich uszło w zapomnienie, ale w i tym zbiorze i tak jest 500 kolęd i przy tym niektóre w trzech wersjach melodycznych, stąd też pewną rozrzutnością, czy nieroztropnością byłoby śpiewanie zagranicznych kolęd, przy tym, gdy mamy 500 swoich.
- Ale, że tak powiem, rozczuliłoby to publiczność…
- Powiem tak – Jezus Chrystus przychodzi z uniwersalnym przesłaniem do wszystkich ludów, języków, narodów na całym świecie, stąd aranżacje brzmią po latynosku, po grecku, po ormiańsku, amerykańsku, murzyńsku. Mnie się wydaje, że to w tych dźwiękach od Szopena, Szymanowskiego, poprzez rock and roll, wyrafinowany jazz, bossa novę dajemy swoisty przykład naszej otwartości na inne kultury rasy, pokazując, że Chrystus zbawia wszystkich ludzi, bez względu na ich narodowość, język etc. W ten sposób oddajemy hołd.
- Dzięki wspaniałej reżyserii koncertu śpiewaliśmy z Wami polskie kolędy w rytmach swoistych dla różnych zakątków świata. Wiem, że występy w Kijowie to tylko jeden z etapów tegorocznej trasy koncertowej od Lyonu do Wiednia. Często tak podróżujecie po świecie?
- Członkowie orkiestry należą do wielu zespołów. Grają po całym świecie. Na przykład syn Mateusza – Mikołaj nagrał ostatnio całą płytę w Pekinie z trzema muzykami chińskimi, z polsko-ukraińsko-amerykańską grupą muzyczną DAGADANA i ukraińską wokalistką Daną Winnicką. Mateusz zwiedził cały świat z zespołem „Voo Voo”. Marcin jeździł z zespołem „New Life m”. Ostatnio nagrał zresztą w Los Angeles płytę z Mietkiem Szcześniakiem w jednym z najlepszych studiów amerykańskich.
- Biorą zapewne przykład z Pańskich wojaży?
- Tak, kiedy grałem w „Czerwonych Gitarach” objeździłem cały Związek Sowiecki, byłem na Kubie, w NRD. Nagraliśmy tam wiele płyt. No a teraz Nowy Rok 2017 przywitaliśmy pod Alpami, w stolicy rzymskiej Galii, renesansowej perle Francji - Lyonie, gdzie w kościele św. Trójcy zagraliśmy koncert sylwestrowy, też z kolędami. W ogóle to chcemy wnosić tę muzykę wszędzie tam, gdzie nas zaproszą i powiem, że przyjmują nas rewelacyjnie, ale w Kijowie odczuliśmy to wyjątkowo. Mam wrażenie, że był tu pewien niesamowity duch, jakaś wielka sprawa…
- Przepraszam, podobnie mówi Pan tak w każdym mieście występów gościnnych?
- Nie to nie kurtuazja. Może ten kościół pomieściłby jeszcze więcej ludzi, ale wszystkie miejsca były zajęte i obecni reagowali niesamowicie przyjaźnie, rozbrajająco i owacyjnie.
- Być może też dlatego, że po raz pierwszy spotkali się z wyraźnie inną odsłoną obrzędowości bożonarodzeniowej?
- Nie, obrzędowość katolicka i liturgia jak dobra patyna niech się nie zmienia – ja bym nie eksperymentował. Liturgia i Służba Boża ma swoją dynamikę i ma swój własny niezrównany wspaniały scenariusz. A to, co my robimy to jest paraliturgia, to jest uwielbienie, śpiew na chwałę Bogu i to są dwie rzeczywistości, które nie muszą na siebie nachodzić.
- Czyli motywuje Pan, że warto i w ten sposób interpretować kolędy?
- Tak mazurka chyba tu nikt jeszcze nie tańczył..
- Na pewno!
- A myśmy to zrobili i ksiądz proboszcz nie był zgorszony…
- Nie, śpiewał razem z parafianami!
Jeszcze raz dziękuję i przepraszam za natarczywość.
Stanisław PANTELUK