- W roku 1976 ukończyłeś Wileński Uniwersytet Pedagogiczny, a potem przez lata pracowałeś w polskich gazetach i czasopismach w Wilnie...
-...ukończyłem studia z dyplomem nauczyciela literatury i języka polskiego oraz historii, po których wiele lat pracowałem w dziennikarstwie.
Nasza sytuacja na lepsze zmieniła się dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych, po powstaniu niepodległej Litwy i niepodległej Polski. Wtedy moi przyjaciele zostali przyjęci na studia doktoranckie na polskich uczelniach wyższych. Mój kolega Michał Troszczyński zaproponował mi, abym też się zgłosił. Zostałem wtedy przyjęty na studia zaoczne do Instytutu Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Moją przyszłą pracą doktorską zgodził się kierować profesor Wojciech Jerzy Podgórski, człowiek niezwykle zasłużony dla szkolnictwa polskojęzycznego na Wschodzie. Otrzymałem też 9-miesięczne stypendium badawcze, rozłożone na trzy lata – po trzy miesiące każdego roku.
- Pisząc pracę doktorską pracowałeś jeszcze w dziennikarstwie...
- Znalazłem się w redakcji „Kuriera Wileńskiego”. Mogłem tam nadal rozwijać warsztat dziennikarski i pisać pracę doktorską na temat „Prasa w języku polskim na Litwie w okresie od 17 września 1939 do 1964 roku”. A było o czym pisać, bo rok 1939 - to pierwsza okupacja sowiecka, a potem - po włączenie Litwy do ZSRR, zaczęła się druga okupacja sowiecka. Następnie zaczęła się okupacja niemiecka i ponownie, trzecia już z kolei, okupacja sowiecka od roku 1944. Moja praca doktorska kończyła się na roku 1964, czyli na odsunięciu od władzy Chruszczowa. Nawiasem mówiąc, w wyniku kwerendy dokonałem opisu lub stwierdziłem istnienie około 70 tytułów druków polskiego ruchu oporu przeciwko zaborcom. Wiem, że w pewnym stopniu również na podstawie moich ustaleń powstała w Warszawie praca naukowa o twórcach polskiej prasy konspiracyjnej na Litwie podczas drugiej wojny światowej i to bardzo cieszy.
Aby dokładnie przeprowadzić kwerendę, a później napisać i obronić pracę doktorską, zrezygnowałem z pracy zawodowej w redakcji „Kuriera Wileńskiego”. Skończyło mi się też stypendium i trzeba było z czegoś żyć. Musiałem więc znaleźć czas na zarabianie pieniędzy, co nie było wówczas takie proste.
- Zdecydowałeś się wówczas na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej...
- ...poprzez zajęcie się oprowadzaniem wycieczek, a co za tym idzie - przekwalifikowaniem się na zawód przewodnika, który bardzo polubiłem. Musiałem też ukończyć kilka kursów i zdać kilka egzaminów. I tak zacząłem „zarabiać nogami”, oprowadzając grupy turystyczne latem – tak, aby zarobić na jesień i zimę, i mieć czas na dokończenie pracy naukowej.
- Pracę doktorską na Uniwersytecie Warszawskim obroniłeś w roku 2000...
-...Tak, na Wydziale Historycznym. Cztery lata później ukazała się ona drukiem pod tytułem „Między wolnością a zniewoleniem. Prasa w języku polskim na Litwie w okresie od 17 września 1939 do 1964 roku” w objętości 450 stron. Wydało ją Wydawnictwo Literatów i Dziennikarzy „Pod Wiatr”.
Już jako doktor humanistyki, zostałem zaproszony wykładać studentom w mojej macierzystej wileńskiej uczelni, czyli na Wileński Uniwersytet Pedagogiczny. Zaproponowano mi wykłady z literatury staropolskiej i okresu Oświecenia, interpretacji dzieła literackiego, historii i kultury Polski, i wreszcie nowy przedmiot - wychowanie regionalne, czyli wpojenie młodzieży wiadomości o walorach kulturowych i historycznych Wileńszczyzny, ale także Litwy.
Książki autorstwa J. Szostakowskiego
Potem ukazała się moja druga książka pt. „Wilno i okolice. Przewodnik literacki”, wydana własnym sumptem, w nakładzie 700 egzemplarzy. Napisałem ją i wydałem w roku 2012, w czasach, kiedy oprowadzałem wycieczki.
- Twój przewodnik literacki był pierwszą tego rodzaju edycją, ukazującą bogatą wielokulturową spuściznę literacką Wileńszczyzny...
-...zapraszałem w nim na wędrówkę śladami pisarzy i poetów, którzy tu żyli i tworzyli w okresie od XVI wieku do czasów drugiej wojny światowej. Wielu z nich zostawiło tu swój ślad, nawet Jan Kochanowski, a ich twórczość weszła do skarbnicy kultury różnych narodów: Polaków, Żydów, Litwinów, Białorusinów, Rosjan, Ukraińców, Francuzów i wzbogaciła literaturę europejską. Mój przewodnik proponuje 17 szlaków turystycznych. Przy napisaniu książki korzystałem z pomocy innych ludzi. Nie posiadam samochodu. Na wskazane miejsca wozili mnie znajomi. Sam też zrobiłem wszystkie zdjęcia. Zawsze trafiałem na życzliwe osoby.
Wilno jest miastem poetów. Tu narodził się romantyzm polski. Tu mieszkali Mickiewicz i Słowacki. Pierwszy - cztery, drugi - trzynaście lat. Słowackiego barokowa poezja to jakby kopia wileńskich barkowych kościołów. Jego myśl leci w górę - i gdzieś tam wysoko, wysoko ginie w chmurach razem z wierzchołkami wileńskich wież i krzyżami na kościołach.
- Zajmowałeś się przez lata i nadal zajmujesz poezją Władysława Syrokomli...
-...Władysław Syrokomla właściwie nazywał się Ludwik Władysław Franciszek Kondratowicz herbu Syrokomla (1823-1862).
W Wilnie jest Muzeum Adama Mickiewicza. Mieści się w domu, w którym szykował do druku „Grażynę”. Kilka lat temu odnowiony został pałac w Jaszunach, historyczna siedziba rodowa Radziwiłłów, potem Balińskich i Śniadeckich, tam bywał Juliusz Słowacki. Jest także Muzeum Władysława Syrokomli w podwileńskiej Borejkowszczyźnie, które funkcjonuje od roku 1976, a o którym, niestety, niewiele kto w Polsce wie… W 2011 roku uzyskano pieniądze na renowację autentycznego dworku Władysława Syrokomli (w nim poeta zamieszkał w roku 1853 po powrocie z Białorusi) z projektu funduszu norweskiego.
W Borejkowszczyźnie poeta napisał m.in. poematy historyczne z historii Litwy pt. „Margier”„Marcin Studzieński”, „Córa Piastów” oraz wiele innych, łącznie prawie 25 utworów. Zmarł w Wilnie i pochowany został na wileńskiej Rossie.
- I właśnie tam zaproponowano Ci pracę, udział przy tworzeniu muzealnej ekspozycji. Co było dalej?
- Muzeum Władysława Syrokomli wydało reprinty książek Syrokomli, wierszy, w tym również „Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna”. Zacząłem pracować w Borejkowszczyźnie jako zwykły kustosz. Wpadliśmy też na pomysł, że skoro to jest muzeum poety, wypadałoby rozpocząć wydawanie poezji i literatury powstającej na Wileńszczyźnie i na całej Litwie, a poeta miały nam patronować. Nie chcielibyśmy godzić się, że literatura pisana po polsku na Litwie skończyła się z ostatnim westchnieniem Czesława Miłosza.
Co prawda, pierwsza książka powojenna literatury pięknej tworzonej po polsku ukazała się na Litwie w roku 1985. Była to antologia poetycka „Sponad Wilii cichych fal”. Po niej nastąpiła jednak pewna pustka. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych w wydawnictwie „Magazynu Wileńskiego” rękoma Henryka Mażula ukazały się cztery książki wileńskich autorów. Ponownie znów nastąpiła przerwa.
Kiedy zacząłem pracować w muzeum w Borejkowszczyźnie ktoś mi powiedział, abym w „Tygodniku Wileńszczyzny” zaczął prowadzić kącik literacki. Tak też się stało. Zacząłem przygotowywać na jego łamach kolumny literackie i angażować młodzież piszącą. Potraktowałem to poważnie jako zajęcia pozauniwersyteckie i pozamuzealne. Odtąd kolumna literacka przygotowywana przeze mnie na zasadach społecznych, bez żadnego wynagrodzenia, ukazuje się już dziewiąty rok.
- I co z tego wyszło? Zaczęliście wydawać antologie poetów polskojęzycznych...
- Pierwsza ukazała się w roku 2012. Wydaliśmy ją wspólnie: poeci z rejonu wileńskiego na Litwie i z rejonu oszmiańskiego na Białorusi, i zatytułowaliśmy „Spotkania”. Znalazły się w niej wiersze po polsku, białorusku, litewsku i rosyjsku, bo w takich językach autorzy piszą. Drugą antologię, już tylko w języku polskim, wydaliśmy w roku 2016 pt. „W zakolu Wilii. Antologia wierszy młodych twórców”. Obie pozycje wydane zostały przez Muzeum Władysława Syrokomli oraz dzięki dofinansowaniu ich przez ambasadę RP w Wilnie.
W międzyczasie wydaliśmy tomik poezji polskiej Tomasa Tamošiūnasa „Do krainy wyciszenia” i książkę Daniela Krajczyńskiego „Posłuchać krzyku ryb”. Teraz każdego miesiąca w „Tygodniku Wileńszczyzny”, ukazuje się regularnie kolumna literacka.
Wiersze, które tam zamieszczamy są bardzo ciekawe. Ich autorzy są bardzo różni. Są to poeci starsi, którzy mają na swoim koncie po kilkanaście książek, i młodsi, którzy dopiero zaczynają pisać, więc u nas debiutują. Chciałbym wydać antologię wierszy naszych zmarłych poetów - m.in. Waldemara Hajdamowicza, od którego przed jego śmiercią otrzymałem dwa zeszyty wierszy. Nie wiem, czy wyczuwał, iż zbliża się kres jego życia?
Tekst i zdjęcia Leszek WĄTRÓBSKI