madrycka stronica twórczości w kontekście stosunków ukraińsko-polskich
Józef Łobodowski przedstawiony – jak informuje napis w lewym, dolnym rogu – jako ataman Lobo. Malował Esteban Sanz, olej, rok 1950
Twórczy i życiowy szlak dwóch poetów - ukraińskiego Leonida Połtawy i polskiego Józefa Łobodowskiego, zbiegł się w Madrycie we wczesnych latach 50-tych XX wieku. A jako że ci dwaj poeci-wygnańcy mimo ogromnego talentu i wielkiego znaczenia dla rozwoju literatury narodowej i myśli społeczno-politycznej - każdy w swoim kraju – do teraz pozostają znani tylko w dość ograniczonym kręgu znawców literatury i czytelników, stosownym wydaje się, aby przynajmniej pokrótce skupić uwagę na wydarzeniach - osobistych i globalnych - które poprzedziły ich pojawienie się na Półwyspie Iberyjskim.
Józef Łobodowski urodził się w Purwiszkach w roku 1909 w rodzinie oficera armii carskiej i kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa jako pięcioletni chłopiec, wraz z dwiema siostrami i matką, znalazł się najpierw w Moskwie, a z czasem trafił do środowiska ukraińskiego na ziemie Wojska Kubańskiego w Przyazowiu. Tutaj doświadczył rewolucji, wojny domowej, powstania chłopskiego przeciw bolszewikom, śmierci ojca i tu powinniśmy szukać zalążków jego szczerej miłości do Ukrainy, miłości. którą Łobodowski przeniósł przez całe życie.
Po powrocie do Polski w 1922 roku, przyszły poeta wraz z rodzicami osiada w Lublinie, gdzie naucza się w gimnazjum im. Hetmana J. Zamoyskiego, później na Uniwersytecie Katolickim, z którego zostaje wydalony za propagowanie lewicowych poglądów. A dalej, jak w kalejdoskopie: fascynacja ideami rewolucyjnymi, redagowanie różnych czasopism, konflikty z władzą, proces sądowy w 1933 roku i w konsekwencji aresztowanie no i, w 1935 roku, ostateczne zerwanie z ideologią komunistyczną.
W przededniu 1 września 1939 poeta staje żołnierzem i podczas odwrotu wojsk polskich przekracza granicę z Węgrami, aby nigdy już ( za życia) nie powrócić do Ojczyzny (przeminie niemal pół stulecia, kiedy to - 22 października 1988 - prochy Łobodowskiego zgodnie z jego wolą, zostaną ekshumowane do Lublina i pochowane w grobie matki).
A w ciągu tego półwiecza na Łobodowskiego czekały jeszcze: internowanie i obozy na Węgrzech, nielegalna ucieczka i przedostanie się do Francji, udział w walkach polskiego podziemia, areszt, ucieczka i nielegalna eskapada przez Hiszpanię do Anglii, z nadzieją ponownego włączenia się do walki.
Jednak to marzenie pozostało niespełnione: Łobodowski po przybyciu do Hiszpanii w sierpniu 1941 r. pozostał tam do końca życia. Pierwsze osiemnaście miesięcy spędził w więzieniu, zaś kolejne lata zostały podzielone pomiędzy pracą w polskiej rozgłośni hiszpańskiego radia (gdzie poeta w trakcie 27 lat toczył konsekwentną walkę o demokratyzację i wyzwolenia Polski spod jarzma komunistycznego) i poezją, której Łobodowski służył równie konsekwentnie i frenetycznie.
Nie mniejsze perypetie życiowe spadły na ukraińskiego poetę. Leonid Połtawa (prawdziwe nazwisko Parchomowicz, publikował się również pod pseudonimem Jensen dla bezpiecznego życia na emigracji) urodził się w 1921 roku we wsi Wowkiwce romeńskiego rejonu w obwodzie połtawskim (od 1939 sumskim). Matka była nauczycielką, ojciec lekarzem. W latach 1938-1940 studiował w Nieżyńskim Instytucie Nauczycielskim, ukończyć który po aresztowaniu i rozstrzelaniu jego ojca (w tym też 1938 roku - o egzekucji rodzinę nie powiadomiono), pomogła, zdaniem niektórych badaczy, interwencja Maksyma Rylskiego, który dostrzegł talent młodego poety, korespondował z nim i pomagał mu.
Podczas II wojny światowej pracował w romskiej gazecie „Odrodzenie”, jednocześnie był pracownikiem rewolucyjnej grupy pochodnej OUN na region Sum i Połtawy.
Wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec Leonid Połtawa przebywał w różnych obozach, a pod koniec 1943 roku za próbę ucieczki z obozu na kilka miesięcy został uwięziony w Poczdamie. W obozach pisał wiersze, które później stały się częścią jego pierwszego zbioru poetyckiego „Za murami Berlina” (1946).
Jego pojawieniu się w ukraińskiej literaturze emigracyjnej winszowali Leonid Mosendz, Jurij Klen, Iwan Koszeliwec’. Jednakże, podobnie jak Józef Łobodowski, Leonid Połtawa to nie tylko poeta. Jest on autorem powieści zatytułowanej „1709” - opowiadań przygodowych dla młodzieży pt. „Czy wzejdzie jutro słońce”, zbioru nowel, eseju o wybitnym ukraińskim podróżniku M. Mykłucho-Makłaju, a ponadto szeregu dramatów, wystąpień publicystycznych w ukraińskiej prasie emigracyjnej.
Intensywną była też geografia kolei życia poety: Berlin, Paryż, Rzym, Hiszpania, Maroko, Alaska, Meksyk i wreszcie USA, gdzie Leonid Połtawa osiadł ostatecznie i gdzie znalazł wieczny odpoczynek w 1990 roku, kiedy to już bardzo mało czasu dzieliło go od momentu proklamowania niepodległości Ukrainy - dnia 24 sierpnia - który był dniem jego urodzin.
Spotkawszy się w Madrycie dwaj poeci - ukraiński i polski – zapoznali się i dalej utrzymywali już dobre stosunki. Dowodem na to jest fakt, że obydwaj nawzajem przekładali swoje utwory jak też i to, że Leonid Połtawa dwa swoje wiersze - „Pochwała świeczce” (1951r.) i „El Rio” ( z podtytułem „Rzeka w Kordobie”, 1952 r .) - poświęcił Józefowi Łobodowskiemu, być może dlatego, że te są one inspirowane refleksjami na temat losu wygnańcy i wiecznych wartości egzystencji człowieka, kiedy to:
W oczach - coraz mniej oczu,
W duszy - coraz więcej, coraz więcej samotności.
Łączyło dwóch poetów i to, że Łobodowski pracował w polskiej redakcji hiszpańskiego radia, a Leonid Połtawa w tym dość krótkim czasie, gdy mieszkał w Madrycie, kierował ukraińską redakcją tego samego radia.
Ale spytacie dlaczego właśnie Hiszpania, dlaczego Madryt? Dla nas, którzy zamieszkiwali po tej stronie „żelaznej kurtyny” przez wiele lat było rzeczą nie do pojęcia, że właśnie Hiszpania Franka (nie mylić z faszystowską, ponieważ sowiecka propaganda podawała te definicje jako synonimy) była jedynym krajem w Europie Zachodniej (w przeciwieństwie do państw, które wychwalały się swoją demokracją, będąc w rzeczywistości zakładnikami Stalina i jego scenariusza powojennego podziału kontynentu), a więc Hiszpania była państwem, które przez długi czas nie utrzymywało stosunków dyplomatycznych ze Związkiem Sowieckim i jego satelitami. I dlatego pierwsza rozgłośnia radiowa (na długo przed „Wolną Europą” i „Swobodą”) powstała w Madrycie, która niosła słowo prawdy i oporu do krajów zniewolonych przez komunistów.
Nic więc dziwnego, że obaj poeci niezwykle, jak dla nas, przychylnie wspominają Caudillo. Ze szczerym smutkiem Leonid Połtawa odebrał w Nowym Jorku wiadomość o śmierci generała Franki pisząc:
Спиніться, пігмеї й циклопи!
Відходить в останню путь
Останній Лицар Європи, –
Таким ще тебе назвуть!
nie zapominając jednocześnie podkreślić:
... вбивцеві вічного Льорки
Ти не подав руки
Z kolei Józef Lobodowski zaznaczał:
Nigdy nie byłem i nadal nie jestem bezkrytycznym entuzjastą wojskowo-policyjnych rządów generała Franco, ale wiem także, od jakich niebezpieczeństw Hiszpanię on uratował i co dobrego zrobił”.
Jednocześnie, w ostatnich wersach wiersza „Muñoz Seca do Federico Lorca”, Łobodowski wkłada w usta swojego bohatera - mniej znanego hiszpańskiego poety, który podzielił tragiczne losy Lorki, następujące słowa:
Frederyku,
nie pozwalaj, by zbrodniarze
powiewali twoim imieniem
jak sztandarem!
.
I wiemy ile racji było w tych słowach Łobodowskiego, skierowanych przeciwko oszustom politycznym, przede wszystkim w Związku Sowieckim, którzy wysławiali (i całkiem zasłużenie) Federico García Lorca, jego poezję i męczeński los, ale jednocześnie unicestwiali Mykołę Zerowa, Mychajłę Draj-Chmarę, Pawła Filipowicza, Waleriana Poliszczuka i wielu innych ukraińskich poetów.
W tym samym wersecie znajdujemy urzekającą metaforę, w której polski poeta ujmuje swego starszego hiszpańskiego pobratymcę:
Tyś był smagłym wiatrem
Bajecznej Andaluzji
Oczywiście pobyt w Hiszpanii (krótki u Leonida Połtawy, który nie na długo przybył tu w 1973 roku i długotrwały dla Józefa Łobodowskiego), znajomość z jej mieszkańcami, historią i kulturą nie mogły nie odbić się w twórczości obydwu poetów. U Połtawy są to przeważnie wiersze napisane bezpośrednio w Hiszpanii i datowane latami 1952–1953 i 1973, które zostały włączone do zbioru „Z zeszytu hiszpańskiego”.
Wiersze te odzwierciedlają fascynację ukraińskiego poety hiszpańskimi krajobrazami i szczerą sympatię do narodu hiszpańskiego. Jego uwadze nie uchodzi -ani ulica Trzech Pomarańczy w Madrycie, ani Cyganka na rynku Andaluzji, ani antyczny, z czasów Cesarstwa Rzymskiego, akwedukt w Segowii, ani też chłopczyk na stacji w pobliżu Walencji. I motywy hiszpańskie często wywołują w wyobraźni poety-banity obrazy dalekiej i niedosiężnej ojczyzny, tak oto:
Босонога іспанська Оксана
Напуває свій келих водою...
albo:
Льорка іде, обійнявши Гойю...
і мавки з Волині – в кастильських хмарах!..
воно й не дивно, адже:
Важко пливти у вселюдськім потопі
Без тебе, моя Батьківщино
I czyż nie najlepszym świadectwem miłości poety wygnanego do tej obcej ziemi są słowa ostrzeżenia przed niebezpieczeństwami komunistycznych haseł, które zdolne są doprowadzić do zniewolenia błogosławionego hiszpańskiego kraju, jak stało się z umiłowaną przez poetę Ukrainą:
Бережи свою пісню –
Душу свою!..
Будь сама собі королевою,
Королівська Еспаніє!
Невже ж ти, Еспаніє, хочеш
Тарика із Москви?
Jednocześnie historyczny los Hiszpanii, która pokonała wielowiekowe obce panowanie, budzi u Połtawy optymizm co do przyszłości Ukrainy:
Плине історії пліт...
Десь далеко моя Ucrania...
800 мавританських літ
Зарубала мечем Еспанія.
Podobnie u Łobodowskiego nieosiągalna Polska jest niczym niezagojona rana; poeta garnie się do bliskich sercu obrazów, szukając w nich życiodajnej siły.
Na obcej ziemi boję się umrzeć
tymi słowy rozpoczyna i kończy wiersz „Na własną śmierć” z kolekcji „W połowie wędrówki” (1972), aby dalej w utworze „Pochwała szorstkiej mowy”, z tego samego zbioru, przeciwstawić śmierci - język ojczysty, który stanowi dla wygnańca ojczyznę:
Mowo, ojczyzno nasza, na wieczność nam pościel!
Tyś jest jak maszt okrętu i sztandar na maszcie.
W sztandar zawiniętego na barkach unoście,
Morskim głębiom bez lęku przekażcie.
I tak samo jak u Leonida Połtawy, przemyślenia nad historią Hiszpanii dają Józefowi Łobodowskiemu podstawy do optymizmu:
Jeszcze naszej walce nie koniec,
Póki chodzić nam po rzymskich śladach.
Ten optymizm Łobodowskiego ujawnił się jeszcze w 1940 roku, kiedy redagował czasopismo o symbolicznej nazwie „Wrócimy” w obozie dla zdemobilizowanych polskich żołnierzy w Notre Dame de Livron, pod Tuluzą. Tym optymizmem przesiąknięte są jego „Numancja”, „Goya”, „Ballada baskijska”, „Saeta”, „Kasydy i gazele”-, które bezpośrednio odtwarzają duch Hiszpanii i nie tylko one, gdyż przez prawie pół wieku cała twórczość Łobodowskiego rozwijała się pod hiszpańskim niebem.
Przykład poetów-wygnańców Leonida Połtawy i Józefa Łobodowskiego daje i nam podstawy do optymizmu, nam, badaczom ich twórczości i czytelnikom na Ukrainie i w Polsce.
Serhij BORSZCZEWSKI