Fotografowanie całej załogi w tym samym czasie bezpośrednio na żaglówce okazało się zadaniem nierozwiązywalnym. Ale złapać jej większość, a nawet z dwoma polonijnymy skiperami na raz, się udało. Dobrze, że drugi jacht potrzebował pomocy w podniesieniu masztu
Maj jest hojny jeśli chodzi o uroczyste daty - radosne i smutne. W tym taką, jaką totalitarny komunistyczny reżim bardzo usilnie starał się wyprzeć z pamięci zarówno narodu polskiego, jak i ukraińskiego. Mianowicie - wypędzenie bolszewików z Kijowa, które 7 maja 1920 roku zostało wspólnie przeprowadzone przez żołnierzy Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej i Wojska Polskiego. Ukraińsko-polska parada na cześć tego zwycięstwa odbyła się w stolicy Ukrainy 9 maja. Ale, na szczęście, wśród Polaków i Ukraińców z roku na rok pojawia się coraz więcej ludzi, którym szczerze zależy na przywróceniu tej dacie należnego miejsca w naszej wspólnej historii.
Z tego powodu po III Rajdcrossie, jakim w czwartym dniu maja Polacy Kijowa uczcili jednocześnie Dzień Polonii i Polaków za Granicą, Dzień Flagi oraz Dzień Konstytucji 3 Maja, grupa członków kijowskiej polonijnej organizacji "Spółka Białego Orła" stała się organizatorami i uczestnikami niecodziennej żeglarskiej wyprawy po Dnieprze. Szkiperowie-żeglarze Tymofiej Litwinow i Maksym Morguński zebrali załogę, żeby popłynąć pod polsko-ukraińską banderą z Czerkas do Kijowa dla upamiętnienia 101 rocznicy historycznej ukraińsko-polskiej defilady w Kijowie oraz 76 rocznicy zakończenia II wojny światowej.
Aż trudno uwierzyć, że na zdjęciu jest Dniepr, a nie wzburzone morze
Punkt początkowy trasy nie został wybrany przypadkowo. Przecież Czerkasy wraz ze słynnymi miastami: Kijowem i Odessą stały się jednym z trzech ukraińskich miast, które najzacieklej stawiały opór okupacji hitlerowskiej.
Dalej droga wodna przebiegała obok Kaniowa, gdzie o wojnie wymownie przypominają pozostałości wysadzonego mostu kolejowego, znajdującego się poniżej tamy elektrowni wodnej. Następnie statek ominął Przyczółek Bukryński, który odegrał ogromną rolę w wyzwoleniu Kijowa od nazistów w 1943 roku. Niestety, liczba poległych tam żołnierzy jest wciąż nieznana. Według różnych źródeł, straty szacuje się na 250 do 500 tysięcy osób. Narodowe Muzeum-Memoriał "Przyczółek Bukryński " zbudowano we wsi Bałyko-Szczuczynka. Mijając to miejsce, załoga obniżyła flagi.
Tak z wody wygląda Narodowe Muzeum-Memoriał "Przyczółek Bukryński"
Ale najbardziej niezapomniana przygoda czekała na wędrowców blisko Rżyszczowa. W ogóle zgodnie z planem to miasto miało zająć w podróży odrębne miejsce, bo historie Ukrainy i Polski są w nim ściśle splecione. W czasie przynależności do Wielkiego Księstwa Litewskiego, a następnie Rzeczypospolitej (połowa XIV - koniec XVIII ww.) na linii obrony Dniepru, chroniącej prawobrzeżne ziemie wielkiej rzeki przed najazdami tatarskimi i tureckimi, osada ta posiadała tak duże znaczenie, że w 1506 roku król Zygmunt I (Stary) nadał jej magdeburskie prawa miejskie. A za panowania króla Jana II Kazimierza tam powstała prawdziwa twierdza. Przykro tylko, że zabytki z tego okresu praktycznie się nie zachowały. W czasie II wojny światowej Rżyszczów, który w 41-m roku bronił kijowskiego kierunku przed ofensywą wojsk hitlerowskich, a za dwa lata okazał się prawym skrzydłem Przyczółka Bukrinskiego, został poważnie zniszczony.
Jednak przewidywanej wycieczce krajoznawczej przeszkodził nagły sztorm. Silny czołowy wiatr bardzo utrudnił prowadzenie żaglówki i opóźnił jej drogę. To sprawiło, że wyczerpani zdobywcy fal, prawie jak Robinsonowie, zostali zmuszeni rozbić obóz na wyspie na środku rzeki. W konsekwencji, aby dotrzeć do Kijowa w planowanym terminie, załoga musiała zrezygnować z wizyty w Rżyszczowie.
To zaskakujące, ale ta pozornie przykra niespodzianka nieoczekiwanie okazała się nie wadą, a zaletą całego wydarzenia. Wspólna walka ze złą pogodą i związanymi z tym zawiłościami tylko sprzyjała głębszemu zaprzyjaźnieniu się członków polsko-ukraińskiej ekipy, przypominając po raz kolejny, jak niezwyciężeni są przedstawiciele naszych dwóch narodów, gdy są zjednoczeni. A fotografowi ekspedycji Taisii Morguńskiej (nawiasem mówiąc, jedynej kobiecie na pokładzie) udało się zrobić rzadkie zdjęcia Dniepru, udającego morze.
Kiedy 9 maja statek pod polsko-ukraińskimi flagami uroczyście płynął między wybrzeżami Kijowa, ludzie na nim już wiedzieli, że nie spotykają się po raz ostatni. Ponadto, jest bardziej prawdopodobne, że „Spółka Białego Orła” lub inne organizacje polonijne na Ukrainie pozyskają nowych członków. W końcu, jak pokazuje przykład odchodzącego maja, im więcej Ukraińców i Polaków zachce poznać nawzajem swoje: historię i kulturę, tym łatwiej będzie nam wszystkim znaleźć wspólny język w różnych sprawach. I niech wzajemny szacunek i zaufanie, które z tego wynikają, pozwolą nam wspólnie przeczytać i zrozumieć różne strony przeszłości, abyśmy ramię w ramię mogli iść w przyszłość.
Julia i Taisja MORGUŃSKI