Bohater Polski i Ukrainy Tomasz Walentek
24 lutego 2022 roku Rosja napadła na Ukrainę, wszcząwszy pierwszą od II wojny światowej agresję militarną w Europie na dużą skalę. Pierwsze dni konfliktu nie przyniosły Rosjanom spektakularnych sukcesów, za to w ogromnym stopniu zjednoczyły Ukraińców w oporze przeciw najeźdźcom, a opinię publiczną większości państw świata, rządy i organizacje międzynarodowe w proteście przeciw putinowskiej inwazji. Ukraina otrzymała pomoc, włączając zarówno wsparcie humanitarne, jak i wojskowe.
27 lutego, trzy dni po rozpoczęciu wojny, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zaapelował do obywateli innych państw o przyłączenie się do Ukraińców w walce z rosyjską armią w ordynkach Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy.
Dziś w formacjach Sił Zbrojnych Ukrainy dla ochotników z zagranicy walczy przeciwko Rosji ponad 20 tys. cudzoziemców z 55 krajów, ze wszystkich kontynentów, z państw nawet tak odległych jak Brazylia, Korea Południowa, Australia. Pod względem liczebności najwięcej jest ochotników ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Polski i Kanady. Jednym z nich był Polak – Bohater Polski i Ukrainy, który zginął w walce o Wolność Naszą i Waszą – Tomasz WALENTEK. Jego świetlanej pamięci poświęcamy niniejszą rozmowę z Matką bohatera Panią Teresą Walentek.
– Pani Tereso, wiem, że niełatwo jest mówić o Tomku w czasie przeszłym, ale poproszę przybliżyć nam jego postać, opisać jego koleje życia.
– Tomasz jako młody chłopiec był bardzo spokojny, poważny, powiedziałabym – aż za poważny jak na swój wiek. Od małego bawił się żołnierzykami. Na wartownika mówił „pilnowiec” (tak mu pasowało). Do trudnego życia żołnierza przygotowywał się od najmłodszych lat, bo już w szkole podstawowej jeździł na kilkudniowe tzw. „obozy przetrwania”. Wracał z nich zmęczony, ubłocony, ale szczęśliwy. Tomasz chciał iść do Liceum Wojskowego, ale jak każda troskliwa matka, miałam nadzieje, że zmieni zainteresowanie wojskiem, a jako że z wykształcenia jestem ekonomistką, wybrałam mu technikum handlowe. Wierzyłam wtedy, że będzie dobrym handlowcem.
Aczkolwiek Tomasz po ukończeniu szkoły średniej sam zgłosił się do Zasadniczej Służby Wojskowej, a później zatrudnił się w Brygadzie Strzelców Podhalańskich i w tej to jednostce wyjechał na misję do Kossowa, a następnie do Afganistanu. Był ranny, gdyż Rosomak, w którym jechał trafił na minę. Od wybuchu najbardziej ucierpiał kierowca i Tomasz, pomimo że był okaleczony, wyciągnął go z pojazdu, który niebawem eksplodował. Po Afganistanie Tomasz zmagał się z traumą, odszedł z wojska. Przysiągł wówczas, że więcej broni do ręki nie weźmie….
WYSZEDŁ Z WOJSKA, ALE WOJSKO Z NIEGO NIE WYSZŁO
– Czym postanowił zastąpić przyzwyczajenia wypracowane w niełatwej, ale rytmicznej żołnierskiej codzienności?
– W tym czasie często można było go widzieć na siłowni oraz zaczął trenować walki MMA. Te zajęcia dawały mu dużo siły i z czasem pozwoliły mu radzić sobie z tym stresem po Afganistanie. Teraz wiem, że Tomasz wyszedł z wojska, ale wojsko z Niego nie wyszło. Szukał swojego miejsca w cywilu i pomyślał o takiej pracy, w której będzie mógł pomagać innym. I tak zaczął pracę w Domu Seniora. Tam poznał wspaniałe starsze osoby, pomagał im z całym sercem. Szybko zaprzyjaźnił się z niektórymi pensjonariuszami. Później zaczął pracę w szpitalu – najpierw jako salowy a później sanitariusz.
Tomasz bardzo nie lubił się fotografować, ale to zdjęcie było jego ulubionym
Po pewnym czasie Tomasz zdecydował, że pójdzie na Studium Medyczne w Warszawie. Pamiętam dzień, w którym zdał egzaminy. Był przeszczęśliwy, ponieważ zdał egzaminy na 99% i jego wiedza została doceniona przez przewodniczącego komisji egzaminacyjnej. Tomasz był uradowany i my cieszyliśmy się razem z nim, bo wiedzieliśmy, że ta praca daje mu dużo satysfakcji. Bardzo ją lubił i mali pacjenci go uwielbiali. Dzieci go pokochały, robiły laurki, pisały listy. Każde dziecko w szpitalu klinicznym, w którym pracował, było dumne, że ktoś taki pojawił się w ich życiu jak Tomasz.
NIÓSŁ LUDZIOM POMOC
– Piotr Jeleniewski, Jego trener mieszanych sztuk walki mówił o swoim podopiecznym – „To twardy facet, ale i skromny, spokojny kolega, uczynny i dobry człowiek”. Natomiast sam Tomasz w mediach społecznościowych tak pisał o tym okresie: „Oddając się służbie w szpitalu, poświęcając swój czas pacjentom, pragnąłem już tylko, by podobać się Bogu”. Takim go Pani pamięta?
– Tak, Tomasz był osobą wierząca, był katolikiem. Nie obnosił się z tym, Boga nosił w sercu. Wiara dawała Tomaszowi poczucie spokoju i bezpieczeństwa, dawała Mu siłę w trudnych chwilach Jego życia. A zawsze był skory do pomocy. Pewnego dnia na oddział ratunkowy (SOR, tam też pracował) przyjechał bezdomny młody człowiek, a Tomasz bez wahania oddał mu swoje buty i kurtkę. Powiedział, że nie są mu potrzebne. Gdy to usłyszałam, to z jednej strony byłam na niego zła, a z drugiej byłam dumna, że taki szczodry jest mój syn.
Z podopiecznym, przykutym do wózka Piotrusiem, w czasie rehabilitacji
Jednym z jego podopiecznych był przykuty do wózka Piotruś. Tomasz opiekował się nim na obozie rehabilitacyjnym. Piotruś mówi, że Tomasz był cudnym człowiekiem i traktował go jak starszego brata. Tomasz zabierał Piotra do szpitala, w którym pracował, żeby zobaczył jak wygląda jego praca, woził go po Warszawie, żeby mógł poznać miasto, zabierał na swoje treningi. Dziewczynka ze szpitala klinicznego o imieniu Roni, którą się Tomasz opiekował, napisała piękny list z podziękowaniem i załączyła serduszko zrobione własnoręcznie. Miesiąc przed wyjazdem na wojnę ochronił ludzi w tramwaju przed chuliganami, którzy chcieli zdemolować tramwaj.
Wówczas pomyśleliśmy, że już zapomniał o wojsku….i na zawsze zostanie w szpitalu. I już nigdy nie pójdzie na żadną wojnę.
Nic bardziej mylnego… gdy usłyszałam w wiadomościach, że 24 lutego rosja napadła na Ukrainę, moja myśl był jedna: „Boże, Tomasz tam pojedzie!”. I nie pomyliłam się.
– Znaczy to, że nieugięty protest przeciw złu, walka o każdy cal sprawiedliwości stanowiły credo, którym Tomasz kierował się w życiu?
– Tak, pewnego dnia Tomasz porzucił wygodne życie w Warszawie; zostawił małych pacjentów, których uwielbiał; poniechał pracę, którą kochał; zostawił kochającą Rodzinę; zostawił wspaniałych przyjaciół. Zostawił wszystko – spakował duży plecak wojskowy i worek z lekarstwami, opatrunkami innymi środkami medycznymi, które tam na Ukrainie mogły się przydać i wyjechał w swoją podróż. Jak się okazało ostatnią podróż swego życia na Ukrainę.
List ze szpitala od dziewczynki Roni, którą opiekował się Tomasz
– Czym głównie uzasadniał swoją decyzję?
– Mówił mi, że nie może siedzieć spokojnie na Nowym Świecie w Warszawie i pić kawę, gdy tam na Ukrainie giną ludzie, rosjanie gwałcą kobiety, zabijają dzieci i bombardują obiekty cywilne, jednym słowem dokonują strasznych mordów… Tomasz był polskim patriotą; bardzo kochał swoją Ojczyznę; z miłości do Ojczyzny pojechał walczyć na Ukrainę, ponieważ mówił, że Polska będzie tak długo wolna jak długo Ukraina będzie się broniła.
Obiecał mi, że wróci, gdy tylko wojna się skończy. A ja czułam, że syna już więcej nie zobaczę, że te odwiedziny w kwietniu były ostatnim spotkaniem. Tak czułam, ale z drugiej strony pomyślałam, że Tomasz taki doświadczony żołnierz, silny, wysportowany, twardy facet i profesjonalista w tym, co robi, da sobie radę. Chcę zaznaczyć, że Tomasz na Ukrainę pojechał, jako ochotnik. Przed wyjazdem za swoje pieniądze i za pieniądze, które dostał od swoich przyjaciół kupił niezbędne rzeczy. To przyjaciele Tomasza zorganizowali zbiórkę na potrzebny sprzęt, żeby Tomasz był dobrze wyposażony, zaopatrzony i żeby miał rzeczy dobrej jakości.
– Po jego wyjeździe na Ukrainę mieliście Państwo możliwość kontaktu z synem?
– Podczas pobytu na froncie kontakt z Tomaszem był ograniczony. Mieliśmy łączność telefoniczną w aplikacji Signal. Gdy tylko mógł to wysyłał mi krótkie informacje typu: „Mamo wszystko w porządku”, „Nie martw się o mnie”, „Wrócę, gdy tylko wojna się skończy”, „Ukraina jest teraz moją drugą ojczyzną”, „Mamo wszystko dobrze, dbają o mnie tutaj”.
Na II Mistrzostwach MMA w Gliwicach Tomasz wygrał swoją walkę w formule pierwszego kroku
Kilka dni temu napisał do mnie przyjaciel Tomasza z frontu. Jaką osobą był Tomasz w jego oczach najlepiej oddają słowa tego przyjaciela: „Wyróżniał się już pierwszego dnia, kiedy wszedłem do plutonu; miał coś w rodzaju silnej, spokojnej obecności, która początkowo niewiele mówiła. Nigdy też nie przepuszczał okazji, by pomóc komuś innemu, czy to pomagać mi ulepszyć mój sprzęt, uczył innych wręcz walki; czy też wykonywać zadania, których nikt nie chciał, on to robił bez pytania… z nim byłem bardziej pewny siebie w tym, co robiliśmy. Polska dała jednego ze swoich najlepszych synów na tę sprawę….”
WOJNA WASZA I MOJA
– Pani Tereso, podobne słowa pochwały usłyszałem od dowódcy sotni z batalionu Karpacka Sicz, w której służył Tomasz o pseudonimie „Brytyjczyk”, który opowiadał mi o Nim tak:
„Waleczny żołnierz i dobry człowiek zawsze spokojny. Zrównoważony. Nigdy nie przejawiał jakiegoś strachu przed wojną, czy orkami (tak nazywamy rosyjskich najeźdźców). Rozumieliśmy się w pól słowa, a rozmawialiśmy po angielsku, choć czasem i po polsku, którym nieco władam. Do boju zawsze szliśmy razem i w ostatnim Jego boju też byliśmy razem. Była to potyczka z przeważającą liczebnie i technicznie rosyjską grupą wywiadowczo-dywersyjną. Tomek nie czekał, aż przyjdzie pomoc. Robił to, co uważał, że trzeba zrobić natychmiast, bo sytuacja mogła się odwrócić i mogło zginąć więcej ludzi. Trzymał obronę jak mężczyzna. A rozpętało się istne piekło. Ostrzał z czołgu, eksplozje min i ławina ognia z „kałaszników”. Pierwszy został trafiony jego towarzysz broni z Kolumbii. Tomasz rzucił się ku niemu na ratunek i tu dosięgł go odłamek szrapnela.
Z zaręczyn z Ukrainką Martą Tomasz wysłał do domu takie zdjęcie
Bardzo nam Jego brakuje, bo każdy Go lubił. Raźniej się służy, gdy masz obok takich jak On. Był bohaterem i bardzo dostojnym człowiekiem. Myślał o innych. Może coś przeczuwał, bo parę tygodni wcześniej usunął ze swoich mediów społecznościowych wszystko, co dotyczyło rodziny, albowiem wiedział, że Rosjanie mają zwyczaj wysyłać zdjęcia zwłok Ukraińców ich rodzinom i chciał oszczędzić tego swoim bliskim.
Miał wspaniałe poczucie humoru. Kiedyś spytałem Go. Dlaczego postanowiłeś dołączyć do nas. Przecież to nie wasza wojna? Wasza i moja – odpowiedział – bo moją narzeczoną jest Ukrainka”.
Pani Tereso, czy rzeczywiście był zaręczony?
– Tak, pewnego dnia Tomasz napisał mi: „Mamo możesz mi pogratulować” i wysłał zdjęcie z zaręczyn. Dostał dwa dni wolnego i pod koniec czerwca we Lwowie Tomasz zaręczył się z Martą; Marta od 10 lat mieszka w Polsce, pochodzi z Ukrainy i obecnie pracuje w szpitalu.
To Marta przekazała mi tę straszną wiadomość o śmierci Tomasza……to były straszne chwile, które zmieniły całe nasze życie; czułam przeszywający ból serca, bezradność i niedowierzenie w to, co się stało. Zaczęłam dzwonić do syna; nie odbierał; później wysyłałam wiadomości: „Synu daj znać, że żyjesz”, „Tomasz dlaczego się nie odzywasz”, „Synu czy to prawda?” nie było żadnej odpowiedzi… Marta bardzo nas wspierała, była przy nas w tych trudnych chwilach. Była w stałym kontakcie z jednostką wojskową, w której służył Tomasz, dzwoniła i pisała do nich.
NIE ZAWIEDŹCIE GO!
– Tomasza już nie ma i nie będzie. Myśl, że już więcej nie zobaczę syna; nie usłyszę jego cudownego głosu; jego specyficznego dowcipu; nie otrzymam wiadomości; ta myśl rozdziera mi serce… Zostały tylko wspomnienia, zdjęcia, rozpacz i modlitwa. Bardzo nam Go brakuje, bardzo tęsknimy za synem, chociaż wiemy, że odszedł na zawsze. Na zawsze zostanie w naszych sercach. Oddał swoje życie za coś, w co wierzył, ale zostawił ludzi, którzy kochają Go całym sercem i serce im pęka….
Honorową wartę przy urnie z prochami bohatera zaciągnęli Podhalańscy Strzelcy –formacji, w szeregach której w swoim czasie służył Tomasz
– Co chciałaby Pani przekazać wszystkim tym, którzy dziś już ponad pól roku heroicznie walczą z najeźdźcą ze Wschodu?
– Modlę się każdego dnia, żeby ta wojna jak najszybciej się skończyła; oczywiście zwycięstwem Ukrainy, tego Wam z całego serca życzymy. Żołnierze – Tomasz tam z góry czuwa nad wami i chroni przed Sowietami… nie zawiedźcie Go. Naszym pragnieniem jest żebyśmy mogli bezpiecznie pojechać na Ukrainę w miejsce, w którym zginął nasz Syn; zobaczyć to miejsce, zapalić znicz i pomodlić się. Wiem gdzie i w jakich okolicznościach zginął i wiem, że do ostatniej chwili dzielnie walczył, bardzo dzielnie…
Nasz Syn zawsze pomagał słabszym w potrzebie, niósł pomoc wszystkim, którzy tej pomocy potrzebowali. Nie mógł się pogodzić z krzywdą innych. Proszę o tym pamiętać…
– Serdecznie dziękuję za szczere słowa i za to, że w tak smutnych okolicznościach zgodziła się Pani na rozmowę.
Rozmowę prowadził Stanisław PANTELUK
(Zdjęcia z archiwum rodzinnego Państwa Walentek. Artykuł powstał z inspiracji i przy logistycznym wsparciu Konsula RP w Kijowie Jacka Gocłowskiego)