Mikołaj Skobelski pochodzi z Żytomierszczyzny, studiował w pracowni artystycznej pod kierunkiem H. Chusida. Członek Narodowego Związku Artystów Ukrainy. Artysta-malarz. Zajmuje się malarstwem sztalugowym i grafiką. Od 2000 roku brał udział w ponad 25 ogólnoukraińskich wystawach sztuki. Główne prace: „Wiosna”, „Noc Bożego Narodzenia”, „Wiosna w Simeizie”, „Motyw krymski”, „Sedniw. Podwórze”, „Motyw wiejski”, „Simeiz”, „Zima”. Prace pełne wrodzonego wyczucia piękna i gustu znajdują się w prywatnych kolekcjach na Ukrainie i za granicą. Uprawia malarstwo i rzeźbę ponad 40 lat.
- Panie Mikołaju, słyszeliśmy, że teraz, pomimo wojny, przygotowuje Pan wystawę poświęconą Dniu Niepodległości Polski. Proszę opowiedzieć nam o pomyśle na stworzenie wystawy, jej przeznaczeniu i jakie prace będą tam prezentowane?
- Tak, cieszę się, że mój pomysł stanie się rzeczywistością i jeżeli na przeszkodzie nie staną jakieś okoliczności nadzwyczajne to otwarcie wystawy nastąpi 8 listopada o godzinie 17:00 w Galerii МИТЕЦЬ (artysta) przy ul. Wielka Wasilkiwska 12.
Przede wszystkim zamierzam wystawić swoje wczesne prace, którymi zaczynałem swoją przygodę z malarstwem, związane tematycznie z Ukrainą, lecz będą tam też i płótna nowsze, głównie przedstawiające Polskę, które udało mi się stworzyć podczas moich ubiegłorocznych i tegorocznych plenerów w Rybaki (województwo warmińsko-mazurskie), Radziejowicach, Gliwicach. Miałem też możliwość samodzielnie zapoznać się z Warszawą i utrwalić jej urocze widoki.
Artysta-malarz Mikołaj Skobelski
A w ogóle to Polska oczarowała mnie swoją niepowtarzalnością. Polskie miasta i wsie, polska przyroda budziły mój zachwyt i wszystko to starałem się przekazać w moich nowych pracach, które można będzie zobaczyć na wystawie.
- Jak zabrzmi motto tej wystawy?
- Braterstwo krajobrazów: Ukraina – Polska. Generalnie rzecz biorąc wystawa pod taką dewizą zaplanowana była jeszcze na rok ubiegły, przed wojną. Aczkolwiek teraz jej hasło nabrało jeszcze bardziej istotnego znaczenia.
- A jak zaczęła się Pana współpraca twórcza z Kijowskim Polskim Stowarzyszeniem Kulturalno-Oświatowym „ZGODA”?
- W 2019 roku miałem swoją personalną wystawę w Kijowie, gdzie spotkałem się z członkami Stowarzyszenia „ZGODA” i nauczycielką języka polskiego, która w ramach programu ORPEG pomaga kijowskim Polakom opanować język Panią Ewą Gocłowską. Spodobał mi się ich pomysł założenia polskiego teatru i postanowiłem pomóc przy stworzeniu scenografii do spektakli, które już nieraz oklaskiwali widzowie. Uważam, że mamy bardzo owocną i obopólnie korzystną współpracę, co sprawia mi radość.
Mam nadzieję, że "ZGODA", przynajmniej ci z jej grona, którzy są obecnie w Kijowie, wezmą udział w otwarciu tej wystawy. Jestem bardzo wdzięczny za wsparcie realizacji tego projektu Ambasadzie RP w Kijowie.
- Panie Mikołaju, a kiedy po raz pierwszy zetknął się Pan z językiem polskim?
- Język polski poznałem jeszcze jako dziecko, bo nasza rodzina to polska rodzina i od dzieciństwa wiedziałem, że jestem Polakiem. Co prawda w domu nie mówiło się po polsku, z obawy na konsekwencje, ale w codziennym obcowaniu przekradały się polskie słowa, takie jak: sól, widelec i wiele innych...
A kiedy miałam około 17 lat, za pierwsze zarobione pieniądze kupiłem sobie tranzystorowy radioodbiornik „Hazar” i często wtedy słuchałem polskich piosenek, audycji i chociaż nie wszystko tam rozumiałem, ale intrygowało mnie to. Solidniej już polskiego uczyłem się samodzielnie. Czytam dużo książek po polsku.
- A gdzie Pan spędził dzieciństwo?
- Urodziłem się w obwodzie żytomierskim, rejonie jemelczyńskim, we wsi Siergijiwka, gdzie mieszkało wielu Polaków.
- A kiedy zaczął Pan rysować, zapewne jeszcze w szkole?
- Tak, w szkole rysowałem już lepiej niż inni, zawsze dostawałem piątki.
- Jest takie powiedzenie, że wszystkie nauki dzielą się na matematykę i zbieranie znaczków, ale jeżeli poważnie - to jak szły Panu nauki ścisłe, na przykład trygonometria, lubił ją Pan?
- Och... nie, nie miałem do nich przekonania!!! Algebra i geometria były dla mnie czymś przerażającym!!! Od dzieciństwa preferuję nauki humanistyczne... bardzo kocham przyrodę, naturę... Kiedy w dziewiątej i w dziesiątej klasie kontynuowałem naukę w Emelczynie, to tam prawie się nie uczyłem, lekcje były dla mnie drugoplanowe. Miałem inne zamiłowania. Zacząłem rzeźbić w drewnie. Tworzyłem postacie ludzi, orłów, przeróżnych zwierząt, układałem kompozycje. Pamiętam ... siedzę kiedyś na lekcji chemii, coś rysuję... nauczycielka podeszła do mnie, zajrzała mi do zeszytu, popatrzyła mi w oczy i... machnęła ręką. Nauczyciele w szkole znali już moje preferencje i pasje. W dziesiątej klasie, spotkałem nauczyciela rysunku, który ukończył szkołę plastyczną w Odessie, a kiedy pokazał mi swoje prace, to zdałem sobie sprawę, że jest prawdziwym mistrzem. W tamtych czasach też dużo rysowałem, ale nigdzie nie uczyłem się tego specjalnie.
- Czy pierwsze prace wykonywał Pan w technice akwareli?
- Nie, wtedy jeszcze rysowałem ołówkiem. Przede wszystkim rysowałam przyrodę, kontemplowałem otoczenie i dostrzegałem w nim detale, bo byłem z przyrodą bardzo związany, od dzieciństwa... z przyjaciółmi bawiłem się w myśliwych, przyrodników…
- O czym Pan marzył?
- Jako dziecko często marzyłem o tym, aby dostać się do tundry, zobaczyć żywego Czukczę, a kiedy dorosłem, marzyłem, by zostać myśliwym. Zrobiłem sobie nawet sztuczną strzelbę na polowanie, ale nie wyszło... w ogóle to byłem fanatycznie związany z naturą, biegałem za ptaszkami, kaczkami...
Jedno z ulubionych dzieł Mistrza
- No a kiedy pojawiły się profesjonalne prace plastyczne i jak to się stało?
- Poważniejsze prace artystyczne zaczęły się, gdy wstąpiłem do wojska. Tam od razu zostałem mianowany projektantem, co oczywiście wpłynęło na moją służbę. Byłem jedynym artystą na cały batalion. Służyć przyszło mi się w okolicach Archangielska, niemal opodal tundry, o której tak marzyłem w dzieciństwie. W klubie miałem swoją pracownię, w której mogłem nawet spać, więc służba przebiegała mi znacznie łatwiej niż moim kolegom z wojska. Udekorowałem tam cały plac apelowy, za co dano mi 3 dni wolnego, a to było wtedy szczęście.
- A potem, po wojsku, jak ułożyło się życie, jakie miał Pan plany?
- Po wojsku przyjechałem z bratem do Kijowa i zacząłem już na poważnie brać nauki w Studium Artystycznym, i tak poszło... Doświadczenie nie da się zdobyć w ciągu roku, dwóch…
- I tworzy Pan częściej na zamówienia?
- Zamówień zazwyczaj jest niewiele, ale artyści nie lubią zamówień, zawsze lepiej tworzyć na zew duszy.
„Pamiątka z czasów młodości - moja pierwsza rzeźba w drewnie”
- A zdarza się Panu, że śni się coś w nocy i rano natychmiast przenosi Pan to na płótno?
- Oczywiście, że czasem tak się dzieje. Ale dzieje się tak częściej z artystami, którzy czerpią natchnienie z fantazji, komponują coś w głowie, w wyobraźni... A ja pracuję bardziej z natury.
- Wiem, że w malarstwie ważną rolę odgrywają odcienie. A czy potwierdzi Pan, że istnieje pięćdziesiąt odcieni szarości?
- Tak! Ale można, jeśli bardzo zapragniesz, zrobić i sto pięćdziesiąt jej odcieni!
- A jak radzi Pan sobie z Muzą, która podobno towarzyszy artystom, od której ponoć zależy twórczy nastrój... od czego to zależy i jak często Ona spływa na Pana?
- Oczywiście, wiele zależy od nastroju, nawet od nieistotnych drobiazgów. Czasem wybierasz się do pracowni, a jak na złość, długo nie ma autobusu, albo po drodze dzieje się coś niewesołego, przyjeżdżasz na miejsce i kiks... natchnienie zgasło...
Ale moją zawsze wierną mi Muzą jest majestat przyrody. Ot …pojedziesz gdzieś na przestwór z cudownymi widokami i możesz długo pracować bez odpoczynku, nawet nie odczuwasz zmęczenia. I dopiero po powrocie do domu czujesz pełną utratę sił.
A teraz, gdy toczy się wojna, Muza coś w ogóle nie przychodzi... Ale na pewno powróci, gdy nadejdzie nasze ZWYCIĘSTWO!
- Wierzmy, że tak będzie… a zatem dziękuję, życzę powodzenia i do zobaczenia w Galerii.
Andżelika PŁAKSINA
%SKOBELSKI-670
MUZA POWRÓCI, GDY NASTĄPI NASZE ZWYCIĘSTWO
FOTO:
SKOB afisza-670
Mikołaj Skobelski pochodzi z Żytomierszczyzny, studiował w pracowni artystycznej pod kierunkiem H. Chusida. Członek Narodowego Związku Artystów Ukrainy. Artysta-malarz. Zajmuje się malarstwem sztalugowym i grafiką. Od 2000 roku brał udział w ponad 25 ogólnoukraińskich wystawach sztuki. Główne prace: „Wiosna”, „Noc Bożego Narodzenia”, „Wiosna w Simeizie”, „Motyw krymski”, „Sedniw. Podwórze”, „Motyw wiejski”, „Simeiz”, „Zima”. Prace pełne wrodzonego wyczucia piękna i gustu znajdują się w prywatnych kolekcjach na Ukrainie i za granicą. Uprawia malarstwo i rzeźbę ponad 40 lat.
- Panie Mikołaju, słyszeliśmy, że teraz, pomimo wojny, przygotowuje Pan wystawę poświęconą Dniu Niepodległości Polski. Proszę opowiedzieć nam o pomyśle na stworzenie wystawy, jej przeznaczeniu i jakie prace będą tam prezentowane?
- Tak, cieszę się, że mój pomysł stanie się rzeczywistością i jeżeli na przeszkodzie nie staną jakieś okoliczności nadzwyczajne to otwarcie wystawy nastąpi 8 listopada o godzinie 17:00 w Galerii МИТЕЦЬ (artysta) przy ul. Wielka Wasilkiwska 12.
Przede wszystkim zamierzam wystawić swoje wczesne prace, którymi zaczynałem swoją przygodę z malarstwem, związane tematycznie z Ukrainą, lecz będą tam też i płótna nowsze, głównie przedstawiające Polskę, które udało mi się stworzyć podczas moich ubiegłorocznych i tegorocznych plenerów w Rybaki (województwo warmińsko-mazurskie), Radziejowicach, Gliwicach. Miałem też możliwość samodzielnie zapoznać się z Warszawą i utrwalić jej urocze widoki.
A w ogóle to Polska oczarowała mnie swoją niepowtarzalnością. Polskie miasta i wsie, polska przyroda budziły mój zachwyt i wszystko to starałem się przekazać w moich nowych pracach, które można będzie zobaczyć na wystawie.
- Jak zabrzmi motto tej wystawy?
- Braterstwo krajobrazów: Ukraina – Polska. Generalnie rzecz biorąc wystawa pod taką dewizą zaplanowana była jeszcze na rok ubiegły, przed wojną. Aczkolwiek teraz jej hasło nabrało jeszcze bardziej istotnego znaczenia.
- A jak zaczęła się Pana współpraca twórcza z Kijowskim Polskim Stowarzyszeniem Kulturalno-Oświatowym „ZGODA”?
- W 2019 roku miałem swoją personalną wystawę w Kijowie, gdzie spotkałem się z członkami Stowarzyszenia „ZGODA” i nauczycielką języka polskiego, która w ramach programu ORPEG pomaga kijowskim Polakom opanować język Panią Ewą Gocłowską. Spodobał mi się ich pomysł założenia polskiego teatru i postanowiłem pomóc przy stworzeniu scenografii do spektakli, które już nieraz oklaskiwali widzowie. Uważam, że mamy bardzo owocną i obopólnie korzystną współpracę, co sprawia mi radość.
Mam nadzieję, że "ZGODA", przynajmniej ci z jej grona, którzy są obecnie w Kijowie, wezmą udział w otwarciu tej wystawy. Jestem bardzo wdzięczny za wsparcie realizacji tego projektu Ambasadzie RP w Kijowie.
- Panie Mikołaju, a kiedy po raz pierwszy zetknął się Pan z językiem polskim?
- Język polski poznałem jeszcze jako dziecko, bo nasza rodzina to polska rodzina i od dzieciństwa wiedziałem, że jestem Polakiem. Co prawda w domu nie mówiło się po polsku, z obawy na konsekwencje, ale w codziennym obcowaniu przekradały się polskie słowa, takie jak: sól, widelec i wiele innych...
A kiedy miałam około 17 lat, za pierwsze zarobione pieniądze kupiłem sobie tranzystorowy radioodbiornik „Hazar” i często wtedy słuchałem polskich piosenek, audycji i chociaż nie wszystko tam rozumiałem, ale intrygowało mnie to. Solidniej już polskiego uczyłem się samodzielnie. Czytam dużo książek po polsku.
- A gdzie Pan spędził dzieciństwo?
- Urodziłem się w obwodzie żytomierskim, rejonie jemelczyńskim, we wsi Siergijiwka, gdzie mieszkało wielu Polaków.
- A kiedy zaczął Pan rysować, zapewne jeszcze w szkole?
- Tak, w szkole rysowałem już lepiej niż inni, zawsze dostawałem piątki.
- Jest takie powiedzenie, że wszystkie nauki dzielą się na matematykę i zbieranie znaczków, ale jeżeli poważnie - to jak szły Panu nauki ścisłe, na przykład trygonometria, lubił ją Pan?
- Och... nie, nie miałem do nich przekonania!!! Algebra i geometria były dla mnie czymś przerażającym!!! Od dzieciństwa preferuję nauki humanistyczne... bardzo kocham przyrodę, naturę... Kiedy w dziewiątej i w dziesiątej klasie kontynuowałem naukę w Emelczynie, to tam prawie się nie uczyłem, lekcje były dla mnie drugoplanowe. Miałem inne zamiłowania. Zacząłem rzeźbić w drewnie. Tworzyłem postacie ludzi, orłów, przeróżnych zwierząt, układałem kompozycje. Pamiętam ... siedzę kiedyś na lekcji chemii, coś rysuję... nauczycielka podeszła do mnie, zajrzała mi do zeszytu, popatrzyła mi w oczy i... machnęła ręką. Nauczyciele w szkole znali już moje preferencje i pasje. W dziesiątej klasie, spotkałem nauczyciela rysunku, który ukończył szkołę plastyczną w Odessie, a kiedy pokazał mi swoje prace, to zdałem sobie sprawę, że jest prawdziwym mistrzem. W tamtych czasach też dużo rysowałem, ale nigdzie nie uczyłem się tego specjalnie.
- Czy pierwsze prace wykonywał Pan w technice akwareli?
- Nie, wtedy jeszcze rysowałem ołówkiem. Przede wszystkim rysowałam przyrodę, kontemplowałem otoczenie i dostrzegałem w nim detale, bo byłem z przyrodą bardzo związany, od dzieciństwa... z przyjaciółmi bawiłem się w myśliwych, przyrodników…
- O czym Pan marzył?
- Jako dziecko często marzyłem o tym, aby dostać się do tundry, zobaczyć żywego Czukczę, a kiedy dorosłem, marzyłem, by zostać myśliwym. Zrobiłem sobie nawet sztuczną strzelbę na polowanie, ale nie wyszło... w ogóle to byłem fanatycznie związany z naturą, biegałem za ptaszkami, kaczkami...
- No a kiedy pojawiły się profesjonalne prace plastyczne i jak to się stało?
- Poważniejsze prace artystyczne zaczęły się, gdy wstąpiłem do wojska. Tam od razu zostałem mianowany projektantem, co oczywiście wpłynęło na moją służbę. Byłem jedynym artystą na cały batalion. Służyć przyszło mi się w okolicach Archangielska, niemal opodal tundry, o której tak marzyłem w dzieciństwie. W klubie miałem swoją pracownię, w której mogłem nawet spać, więc służba przebiegała mi znacznie łatwiej niż moim kolegom z wojska. Udekorowałem tam cały plac apelowy, za co dano mi 3 dni wolnego, a to było wtedy szczęście.
- A potem, po wojsku, jak ułożyło się życie, jakie miał Pan plany?
- Po wojsku przyjechałem z bratem do Kijowa i zacząłem już na poważnie brać nauki w Studium Artystycznym, i tak poszło... Doświadczenie nie da się zdobyć w ciągu roku, dwóch…
- I tworzy Pan częściej na zamówienia?
- Zamówień zazwyczaj jest niewiele, ale artyści nie lubią zamówień, zawsze lepiej tworzyć na zew duszy.
- A zdarza się Panu, że śni się coś w nocy i rano natychmiast przenosi Pan to na płótno?
- Oczywiście, że czasem tak się dzieje. Ale dzieje się tak częściej z artystami, którzy czerpią natchnienie z fantazji, komponują coś w głowie, w wyobraźni... A ja pracuję bardziej z natury.
- Wiem, że w malarstwie ważną rolę odgrywają odcienie. A czy potwierdzi Pan, że istnieje pięćdziesiąt odcieni szarości?
- Tak! Ale można, jeśli bardzo zapragniesz, zrobić i sto pięćdziesiąt jej odcieni!
- A jak radzi Pan sobie z Muzą, która podobno towarzyszy artystom, od której ponoć zależy twórczy nastrój... od czego to zależy i jak często Ona spływa na Pana?
- Oczywiście, wiele zależy od nastroju, nawet od nieistotnych drobiazgów. Czasem wybierasz się do pracowni, a jak na złość, długo nie ma autobusu, albo po drodze dzieje się coś niewesołego, przyjeżdżasz na miejsce i kiks... natchnienie zgasło...
Ale moją zawsze wierną mi Muzą jest majestat przyrody. Ot …pojedziesz gdzieś na przestwór z cudownymi widokami i możesz długo pracować bez odpoczynku, nawet nie odczuwasz zmęczenia. I dopiero po powrocie do domu czujesz pełną utratę sił.
A teraz, gdy toczy się wojna, Muza coś w ogóle nie przychodzi... Ale na pewno powróci, gdy nadejdzie nasze ZWYCIĘSTWO!
- Wierzmy, że tak będzie… a zatem dziękuję, życzę powodzenia i do zobaczenia w Galerii.
Andżelika PŁAKSINA
FOTO:
SKOB skob-670
Artysta-malarz Mikołaj Skobelski
SKOB gurzuf-670
„Poranek w Gurzufie”
SKOB pracy-670
W pracowni artysty
SKOB reka-670
Jedno z ulubionych dzieł Mistrza
SKOB figury-670
„Pamiątka z czasów młodości - moja pierwsza rzeźba w drewnie”