Ks. Leszek Kryża SChr, dyrektor biura Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie (fot. Leszek Wątróbski)
- Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie powstał w roku 1989…
- Powstał jako Zespół Pomocy Kościelnej dla Katolików na Wschodzie. Stosownie do wskazań 238. Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski kard. Józef Glemp, dekretem z dnia 30 grudnia 1989 roku, powołał Zespół Pomocy Kościelnej dla katolików w ZSRR. Zespół miał koordynować pomoc podejmowaną przez poszczególne diecezje i zgromadzenia zakonne, a także organizować pomoc osobową oraz rzeczową. W roku 1992 dokonano zmiany w nazwie na obecną: Zespół Pomocy Kościelnej dla Katolików na Wschodzie.
- Ostatnie miesiące dokonały zasadniczych zmian w Waszej działalności…
- Minione lata były bardzo intensywne i to pod wieloma względami. Każdego, bowiem roku realizowaliśmy ponad 500 różnych projektów napływających do nas ze Wschodu. I to ze wszystkich 15 krajów powstałych po rozpadzie ZSRR. Dochodziły do tego także coraz liczniejsze prośby o wsparcie z Rumunii, Bułgarii - a nawet z Kuby i Chin. Staramy się, w miarę naszych możliwości, każdą z tych próśb możliwie szybko i pozytywnie odpowiedzieć.
Wszystko się zmieniło, kiedy w lutym tego roku wybuchła wojna w Ukrainie, chociaż do ostatniej chwili nikt z nas do końca nie przypuszczał. A jednak, stało się.
Odwiedzam głównie miejsca, do których dociera nasza humanitarna pomoc
Pierwszy telefon z Ukrainy miałem już 24 lutego rano. Powiedzieli mi, że wojna właśnie się rozpoczęła. Musieliśmy szybko zmienić prawie wszystko w naszej działalności i możliwie szybko stanąć na wysokości nowego zadania.
- Utworzyliście w Waszym biurze specjalny sztab kryzysowy...
- Zaczęły się odzywać telefony od tych, którzy potrzebowali pomocy i od tych, którzy tej pomocy chcieli i mogli udzielić. Nasza rola polegała na skontaktowaniu obu stron i staniu się pewnego rodzaju pośrednikiem. I właśnie wtedy zaczęli się zgłaszać ludzie, którzy wyrażali gotowość przyjęcia do siebie uchodźców wojennych z Ukrainy, oraz, że są w stanie wesprzeć ich w takiej czy innej formie i że są gotowi odpowiedzieć na konkretne potrzeby.
I sprawa kolejna - to organizacja transportów humanitarnych. Nasz zespół, tak jak wiele innych organizacji społecznych w Polsce, podjął się natychmiast tego zadania. Mieliśmy jednak świadomość, że sami niewiele moglibyśmy na tym polu zrobić. Ale dzięki temu, że współpracowaliśmy z różnymi instytucjami państwowymi, organizacjami społecznymi, wspólnotami czy konkretnymi ludźmi, udało się nam coś w sprawie pomocy zrobić, jak było np. z kilkunastoma poważnymi transportami na Ukrainę.
Konkretnym przykładem jest tu współpraca z Caritas Polska czy z kancelarią Prezydenta RP. Ta współpraca dotyczy zbiórek żywności czy środków czystości. W przewożeniu pomocy do Ukrainy bardzo owocnie pomagają nam Rycerze Jana Pawła II z katolickiego stowarzyszenia, które dysponuje własnym samochodem. I to właśnie oni dostarczają zebrane przez nas dary w konkretne miejsca.
Podopieczni Domu Dziecka z Bałynia w Ukrainie podczas tegorocznego wypoczynku nad polskim morzem
Ilustracją tej pomocy niech będzie nasza pomoc dla Charkowa. Tam w stacji metra ukryło się przed bombardowaniem ok. 600 ludzi, którzy zostali zupełnie bez wody i pożywienia i dodatkowo nie mieli na czym spać. Uznaliśmy, że powinniśmy im natychmiast pomóc. I właśnie ci rycerze Jana Pawła II zawieźli zorganizowane przez nas artykuły dokładnie na stację metra w Charkowie, bez żadnych pośredników.
- Kolejna ważna sprawa to wizyty na Ukrainie…
- Staram się bywać tam - nawet w tych najtrudniejszych chwilach. Chcę rozpoznać ich wszystkie potrzeby na miejscu. Odwiedzam głównie miejsca, do których dociera nasza humanitarna pomoc, a mianowicie do Drohobycza czy Sambora. Z tych ośrodków, po ponownym sortowaniu, nasza pomoc rozwożona jest po całej zachodniej i południowej Ukrainie. Byłem tam już kilka razy oraz w wielu innych miastach Ukrainy.
Dla mnie wyjątkowy był wyjazd do Truskawca. Miasto to jest dziś przykładem gościnności dla wewnętrznych uchodźców wojennych w ramach samej Ukrainy. Wielu uciekinierów ze wschodniej, ostrzeliwanej przez Rosjan Ukrainy, zatrzymało się w zachodniej jej części – np. w Truskawcu. I tak, w liczącym dziś na co dzień ok. 22 tys. stałych mieszkańców, przebywa aktualnie 27 tys. uchodźców. Podobnie dzieje się w innych miastach zachodniej Ukrainy. Uchodźcy zatrzymują się we wszystkich możliwych miejscach - takich jak: szkoły, przedszkola czy sanatoria. Wielu z nich nie ma na czym spać. I to nas zmobilizowało do kolejnej akcji, tak aby zorganizować dla nich materace. I udało się. Odwiedziliśmy również tamtejszy szpital, który cierpiał m.in. na brak środków opatrunkowych. I ponownie udało się nam zaspokoić ich potrzeby. I takich miejsc, którym pomogliśmy i którym pomagamy jest dużo, dużo więcej.
- I wreszcie opieka i pomoc Ukraińcom, którzy przebywają ciągle jeszcze w Polsce…
- Chcemy pomagać w rozwiązywaniu problemów tym, którzy uciekli z Ukrainy i są aktualnie na terenie naszego kraju. Staramy się do nich docierać i pomagać im, aby jak najszybciej mogli się indywidualnie odnaleźć. Mamy już kilka takich grup, którymi się zaopiekowaliśmy. Jedną z nich jest grupa w Grójcu pod Warszawą. Są to uciekinierzy z okolic Kijowa - Buczy, Irpienia i Borodzianki. Wielu z nich nie ma już do czego wracać. Ich domy są zupełnie zniszczone. I razem ze Stowarzyszeniem Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi, organizacją pozarządową łączącą katolików świeckich, organizujemy dla nich regularną pomoc materialną i duchową.
Rycerze Jana Pawła II z ks. bp. kamienieckim Leonem Dubrawskim franciszkaninem
Dziś wielu uchodźców zaczyna wracać na Ukrainę. Spora jednak ich część pozostaje nadal na terenie Polski. Niektórzy podejmują pracę i zaczynają jakoś sobie radzić. Wspieramy ich na tyle, na ile jest to tylko możliwe. Ostatnio np. zorganizowaliśmy wakacje nad morzem dla dzieci z domu dziecka w Bałyniu w obwodzie Chmielnickim, którego mieszkańcy znaleźli schronienie u sióstr w Puławach. Siostry Benedyktynki, które się nimi w Ukrainie opiekowały musiały ewakuować się razem ze swoimi wychowankami. A są to dzieci w wieku 3-14 lat pochodzące głównie z rodzin patologicznych lub rozbitych. Są też wśród nich pełne sieroty, które przeszły w swoim życiu jakiś dramat.
- Cały czas napływają do Was kolejne prośby z terenu Ukrainy…
-...ostatnio np. z Energodaru – miasta w obwodzie zaporoskim położonym nad brzegiem Dniepru, w którym znajduje się największa elektrownia jądrowa w Europie. Dziś to miasto jest pod rosyjską okupacją. I udało nam się, nie będę mówił jakim sposobem, dostarczyć tam leki i żywność.
W Bałcie na Ukrainie (diecezja odesko-symferopolska) poświęcono nowe dzwony
Teraz robimy wszystko, aby jak najwięcej dzieci mogło wyjechać ze swoich domów. Dla nich właśnie prowadziliśmy przed wojną wiele projektów wakacyjnych. To były m.in. wyjazdy nad Morze Czarne. Ale okazało się, że dziś jest to zupełnie niemożliwe, bo trwa tam wojna. Dlatego musieliśmy wszystko zmienić. W najgorszym wypadku, jeżeli się nie da nigdzie wyjechać, to zorganizujemy im je na miejscu. Takie wakacje z Bogiem – na 2, 3, 4 tygodnie, albo więcej – na ile się da. Aby te dzieci były razem i aby odciągnąć je od tej wojennej traumy. I tak się rzeczywiście dzieje.
- Prośby o pomoc nadchodzą równocześnie z wielu innych krajów powstałych po rozpadzie ZSRR i z Rosji…
-…. z dalekiej Syberii czy Uzbekistanu, Tadżykistanu, Armenii i Azerbejdżanu, które także obejmujemy naszą działalnością. I oczywiście z Białorusi, o której nie możemy zapomnieć, a która jest ciągle w sytuacji bardzo trudnej. Także z Kuby, na której posługuje dziś kilku kapłanów z Polski. Są też tam siostry ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Ufundowaliśmy im pomoce liturgiczne, które już dojechały na Kubę. Wspólnota katolicka w tym wyspiarskim kraju jest bardzo uboga, tak jak zresztą całe tamtejsze społeczeństwo. Tamtejsi ludzie są bardzo otwarci na Boga i bliźnich. Oni cieszą się naprawdę z wszystkiego, nawet z najdrobniejszych sukcesów.
Nagroda im. W. Pietrzaka dla Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie (pozostałe zdjęcia z archiwum ks. L. Kryża SChr)
- Od kilku lat Wasz Zespół pracuje nad książkowym wydaniem wspomnień kapłanów i sióstr zakonnych, którzy posługiwali na terenach byłego ZSRR…
- Staramy się spisywać ich wspomnienia. I Bogu dzięki,że zaczęliśmy to wreszcie robić, bo wielu z nich już na tym świecie nie ma. A chcemy to wszystko wydać w formie książkowej. Pierwszy tom jest już w przygotowaniu. Są to wszystkie autentyczne wspomnienia ludzi, którzy piszą to, co przeżyli w krajach byłego ZSRR. Jest to naprawdę piękny kawałek historii polskiego Kościoła na Wschodzie. Przewidujemy 3 tomy takich wspomnień. W pierwszy są wspomnienia duchowieństwa diecezjalnego. Kolejne poświecimy duchowieństwu zakonnemu i siostrom zakonnym. Zebraliśmy już ponad 1200 takich wspomnień. Firmujemy to jako Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie, ale we współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej.
- Trzymam kciuki za pomyślą realizację wszystkich Waszych pomysłów pomocy Ukrainie oraz innym potrzebującym zza naszej wschodniej granicy. Dziękuję też za rozmowę.
Leszek WĄTRÓBSKI