II. edycja konkursu reportażu rodzinnego im. Mirosława Rowickiego ogłoszonego przez Ambasadę Rzeczypospolitej Polskiej
Konkurs reportażu rodzinnego dla młodzieży to w szczególny sposób oddanie hołdu tym, którzy przed nami o Polskę walczyli, Polskę budowali, za wierność Polsce, językowi polskiemu i wierze cierpieli prześladowania. Naszym pragnieniem jest zachować w rodzinach pamięć o przodkach, umocnić więź między pokoleniami, zachęcić dzieci i wnuków do wsłuchania się w słowa rodziców i dziadków. Chcemy także zachować wspomnienie o wspaniałym człowieku, który swoje życie poświęcił dialogowi, polsko-ukraińskiemu – Mirosławowi Rowickiemu, wydawcy „Kuriera Galicyjskiego”. Dlatego konkurs nosi jego imię.
Nagrody i wyróżnienia w II. edycji konkursu reportażu rodzinnego im. Mirosława Rowickiego przyznano autorom reportaży, którzy opisali nie tylko opowiedziane im przez bohaterów historie, ale także charakter łączącej ich więzi i okoliczności powstania relacji, gdyż konkurs gromadzić ma bowiem opowieści rodzinne, sąsiedzkie, lokalne – nie prace naukowe.
W II. edycji Konkursu Reportażu Rodzinnego im. Mirosława Rowickiego Jury w składzie: Bartosz Cichocki (przewodniczący), Eliza Dzwonkiewicz, Robert Czyżewski, Jacek Gocłowski przyznało trzy równorzędne wyróżnienia. Otrzymali je:
Waleria Korenkowa
Beniamin Kuczer
Ałła Żarowska
Zadaliśmy telefonicznie kilka pytań drugiemu z trzech laureatów II edycji Konkursu byłemu uczniowi Szkoły Sobotnio-Niedzielnej przy Związku Polaków na Ukrainie (Oddział im. A. Mickiewicza w Odessie) Beniaminowi Kuczerowi.
- Beniamin, Twoja praca pt. „Od Łodzi do Galicji” zajęła jedno z trzech pierwszych miejsc w konkursie. Powiedz mi, czy polskie korzenie dziedziczysz po linii ojca?
- Tak, opisałem genealogię mojego ojca, opisałem dzieje mojej prababci i pradziadka. Mój ojciec przechowywał także stare archiwalne zdjęcia, którymi ilustrowałem swoje prace.
- Jak dowiedziałeś się o konkursie i dlaczego zdecydowałeś się w nim wziąć udział?
- O konkursie dowiedziałem się od członków naszego Związku Polaków na Ukrainie im. A. Mickiewicza w Odessie, zainteresowałem się wzięciem w nim udziału, gdyż od dawna wiedziałem od ojca o naszym polskim pochodzeniu. Przed wojną cała nasza rodzina brała czynny udział w życiu Związku Polaków, gdzie uczyłem się języka polskiego w Szkole Sobotnio-Niedzielnej. I tak się złożyło, że kiedy wybuchła wojna na pełną skalę, przenieśliśmy się z mamą do polskiego miasta Łodzi. Tam to właśnie rozpocząłem naukę w Technikum nr 19.
- A co ze znajomością języka polskiego, bo wszystkie przedmioty w Technikum są po polsku, pewnie jest niełatwo?
- Na początku było trudno, ale z czasem poprzez nabyte doświadczenie staje się to coraz łatwiejsze, a ponadto mam w grupie kilku polskich przyjaciół, którzy chętnie mi pomagają.
- Który temat z przeszłości stał się głównym tematem Twojej twórczości?
– Chciałem opowiedzieć o historii mojej rodziny, która mimo głodu, wojen, represji i innych wyzwań pozostała polską. Przede wszystkim tematem pracy było moje polskie pochodzenie, które wywodzi się od mojej prababci Stefanii Matyjaszczuk, której to poświęciłam najwięcej miejsca.
- Opowiedz nam więcej o swoim hobby, co lubisz najbardziej?
- Bardzo lubię muzykować, profesjonalnie gram na gitarze.
- Jakie jest Twoje marzenie w życiu, kim chcesz zostać, gdzie zamierzasz dalej kontynuować naukę?
- Oczywiście, planuję studiować na polskiej uczelni; podoba mi się specjalność programisty.
- A gdzie odebrałeś Dyplom i Nagrodę Konkursu, a jeśli to nie tajemnica, jak to było?
- Dyplom i odznaczenie odebrałem w Warszawie, z rąk Konsula RP w Kijowie Pana Jacka Gocłowskiego. Nagrodą był tablet i pamięć flash, które bardzo przydadzą mi się w dalszej nauce.
Poniżej przytaczamy fragment pracy konkursowej Weniamina „Od Łodzi do Galicji”.
***
Prababcia Stefania Matyjaszczuk i pradziadek Jemieljan Kuczer
…Moja prababcia Stefania urodziła się w okolicach Łodzi w Zgierzu w 1921 roku, gdzie mieszkała ze swoimi rodzicami Stanisławą i Mikołajem Matyjaszczukami i siostrą Stanisławą Maryją (ochrzczoną jako Marianna). Prapradziadek Mikołaj Matyjaszczuk urodził się na wsi Muszkatówka w Galicji. Wyjechawszy do pracy na zachód spotkał w Łodzi swoją przyszłą żonę Stanisławę. Stanisława i Maryja osierociały jako małe dziewczynki, nie pamiętały rodziców. Jak mówił mój dziadek i według opowieści prababci Stefanii, dzieciństwo one spędziły w sierocińcu przy kościele. Przed przeprowadzką prababcia Stefania także miała czterech braci, którzy też urodzili się w Zgierzu.
W 1923 roku, po dwóch latach po skończeniu wojny polsko-bolszewickiej, prapradziadek Mikołaj zdecydował przeprowadzić się z rodziną na wieś Muszkatówka, gdzie się urodził, uzasadniając to tym, że na wschodzie po wojnie ziemia jest tańsza, co jest bardziej opłacalne dla dużej rodziny.
Tak i zrobili. Pomyślnie uprawiali ziemią, nawet otworzyli własny sklep. Jednej rzeczy której nie przewidział prapradziadek Mikołaj Matyjaszczuk, było to, że tereny te we wrześniu w 1939 zostaną aneksowane przez Związek Radziecki, co doprowadziło do jego śmierci i jego synów w 1943 roku. Prababcia Stefania po raz ostatni widziała swojego ojca i braci pod czas aresztu NKWD. Nigdy już nie dostała żadnej wiadomości o swoich bliskich…