Dziś: piątek,
22 listopada 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Archiwum 2010-2011
Ex libris
Atlantyda Anny German

„Polska jest mi wciąż bliska, gdyż odegrała ona w moim życiu istotną rolę. Właśnie w Polsce, pracując jako korespondent radia „Wolna Europa” i radia „Swoboda” przypatrywałam się sukcesom i błędom, jakie popełniał ten kraj na drodze do eurointegracji, z myślą wykorzystania tego doświadczenia na Ukrainie. Aczkolwiek, gdy w 1993 roku powróciłam do kraju okazało się, że ta moja informacja nikomu nie jest potrzebna. Dopiero teraz cieszę się, że czasem mogę w czymś pomóc moją wiedzą praktyczną”.

Takim zwierzeniem radca Prezydenta, kierownik Głównego Urzędu ds. Humanitarnych Administracji Prezydenta Ukrainy Anna German rozpoczęła spotkanie z przedstawicielami społeczności polskiej stolicy zorganizowane przez Zarząd Kijowskiego Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego im. A. Mickiewicza wspólnie z dyrekcją stołecznej biblioteki noszącej chlubnie imię największego polskiego wieszcza.

Powodem do spotkania stała się prezentacja jej książki pt.„Czerwona Atlantyda”, wydanej niedawno w wydawnictwie „Довіра”.

Autor opowiedziała o wielu ciekawych wrażeniach, które wyniosła z pobytu w Polsce i przyznała się, że pierwsze swoje literackie próby pióra poczyniła właśnie w tym kraju.

Po świetnie przygotowanym zaczynie do rozmowy, którym stało się wystąpienie Stanisława Szewczenki – poety, tłumacza, dziennikarza radiowego prowadzącego polskotematyczne audycje na antenie ukraińskiego kanału radiowego „Kultura”, dyskurs o książce rozpoczęła jedna z najbardziej kompetentnych w literaturze uczestniczek spotkania - akademik Julia Bułachowska, która z ogromnym poczuciem humoru opowiedziała zebranym o wielu zdarzeniach ze swego bogatego szlaku życiowego, do podzielenia się którymi skłoniły ją (jak przyznała) przeczytane nowele Anny German.

 „Mimo że życie spędzałam w zasadzie w wielkich miastach, takich jak Charków, Moskwa i Kijów bardzo lubię prowincję, i doskonale rozumiem - zaznaczyła - co autorka chciała wyrazić, pisząc w swej powieści „Rzeka” z dużej litery”.

Wśród uczestników spotkania, którzy zdążyli szerzej podzielić się wrażeniami z przeczytanej książki byli, między innymi: literaturoznawca, dr filologii Natalia Łysenko Jerżykowska (fragmenty wystąpienie, której obok introdukcji Stanisława Szewczenki publikujemy poniżej) uczona, śpiewaczka i poetka - dr prof. Tetiana Błudowa, jak też autor niniejszej relacji.

W ten dzień biblioteka otwarta była do późnych godzin wieczornych, jako że niewymuszona rozmowa toczyła się z wielkim zapałem. Muzycznie urozmaiciła spotkanie nasza wybitna solistka Zasłużona dla Kultury Polskiej Irena Zacharko, która pod akompaniament równie znakomitej pianistki, poetki Swietłany Szafar wykonała utwory z klasyki polskiej i światowej.

Od strony organizacyjnej dużą pomoc (zaproszenie dziennikarzy z radia telewizji i prasy, udostępnienie uczestnikom egzemplarzy książki itp.) okazał Dmytro Panamarczuk prezes Fundacji Wolnych Dziennikarzy im. W. Czornowiła - menager prezentacji.

Kiedy rozproszyła się nieco kolejka po autografy - autor idei spotkania – prezes Kijowskiego Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego im. A Mickiewicza Irena Gilowa zaprosiła wszystkich na poczęstunek, złożony z przysmaków przygotowanych w tradycjach polskiej kuchni, o co fachowo postarali się Helena i Aleksander Brodzińscy. Nie obeszło się bez odśpiewania tradycyjnego „Sto lat”.

Anna German dziękując organizatorom za - jak określiła - „iście polską” atmosferę spotkania wyraziła nadzieję, że być może, z czasem, gdzieś w Polsce, np. w Gdańsku odbędzie się podobna prezentacja „Czerwonej Atlantydy”, ale przetłumaczonej już na język polski.

Relacjonował i  poniższe głosy w dyskusji na polski przełożył
Stanisław PANTELUK

„Czerwona Atlantyda” na falach myśli i uczuć

Omawiana książka składa z kilku segmentów literackich powieści «Piramidy niewidzialne», tytułowego opowiadania «Czerwona Atlantyda» i trzech opowiadań - fresków.

Pomimo wielkiej różnorodności zastosowanych środków literackiego wyrazu, utwory te łączy głęboka znajomość ludzkich losów i charakterów, co znalazło uosobienie w stypizowanych postaciach, umotywowanych podstawach filozoficznych i psychologicznych, a w stosownych przypadkach – w napiętym dramatyzmie akcji, jak również - niemal wizualnym, kinematograficznym rozwojem fabuły. Pozwolę sobie skupić uwagę głównie na powieści, chociaż o innych utworach też można byłoby mówić obszerniej i treściwie.

 Na wstępie zacytuję kilku linijek powieści, napisanych kursywą: „… moje piramidy Cheopsa stoją na brzegu Rzeki. Tej samej, z której co wieczór pełźnie na wieś gęsty żrący opar… Piramidy niewidzialne. W istocie musi wykrystalizować się skrzep pamięci, aby przez ten pryzmat, przez ten kryształ spostrzec, przejrzeć, zobaczyć majestatyczne piramidy - zjawy...”

Tu przerwę cytat. Piramidy - powszechnie uznawane są za pierwszy cud świata. Życie, w gruncie rzeczy, też jest przecież cudem. W powieści przedstawione są dramaty i tragedie postaci z krótkotrwałą raczej ich wesołością, świętami, uciechami młodości, goryczą samotności i oczekiwaniem końca. Wszystko to jest cudem życia. I to życia dostrzeżonego przez autora nie z okien pociągu, nie z ekranu telewizora, lecz z galickiego głuchego ustronia oraz z pamięci pokoleń, gdyż jak pisze autor: „w łańcuchu, w klamrze narodzin i śmierci wszystko się łączy”.

W powieści opisane są niezwykłe historie, które nie przypominają czegoś przeczytanego wcześniej. W wielu momentach wywołują duże wrażenie, ekscytują i frapują, a ponadto wzbogacone są rozważaniami o nurcie czasu, o zmianie pokoleń.

Głęboko zapada w pamięci obraz baby Kurychy, postaci wyjątkowej wiecznotrwałej: „Wydawało się, że Kurycha nigdy nie przeminie, jak te opary nad Rzeką. I raptem stara zmarła. W samiuteńką powódź”.

Zajmujący, nieco komiczny jest tu obraz radzieckiego urzędnika o przezwisku „Кровзалляє” [ „KREW ZALEJE”], który poślubił Kasuńkę. Ta potajemnie wykradała u niego, nietrzeźwego, klucze od kapliczki, po to, aby ludzie mogli się w niej pomodlić... Nie namolnie, nie prostolinijnie, lecz przekonująco pokazana jest głęboka religijność z dziada pradziada, swoista naszym wieśniakom, szczególnie na terenach Galicji.

Wzruszająco opisana jest dogłębna przyjaźń i fanatyczne oddanie malca Oloszy i małomównego dziwaka, grabarza Marka.

W stołecznej bibliotece im. Adama Mickiewicza przedstawiciele społeczności polskiej Kijowa uczestniczyli w prezentacji książki „Czerwona Atlantyda” autorstwa Anny German

W powieści niejednokrotnie wspominany jest cmentarz na górce, gdzie niegdyś mieszkał Szaj z żoną. Była u nich mała córeczka Sarcia, taka łagodna, serdeczna, że zawsze wołała ją sąsiadka, by pocieszyła przykutą do łóżka Zosię. Sarcia powtarzała często: „Moja mama była kłamczuchą, mówiła, że będzie bić i nie biła”. Może ktoś w dziecięcą istotę tę myśl starał się wcisnąć, ponieważ macocha mówiła, że będzie bić, i biła dziecko... A kiedy policaje wieźli małą Sarcię na stracenie, to ona zapytała tylko, czy nie będzie to bardzo bolało? - „Bardzo, ale nie długo”, - rechotali policaje... Taki skrzep czarnego humoru w kulminacyjnych słowach policajów, tak zręcznie skonstruowana narracja, jest jednocześnie wyrokiem: wszystkim wojnom, wszystkim ludobójstwom i wszystkim potworom w ludzkiej skórze.

Umiejętność zrozumienia świata wewnętrznego, emocji i pragnień dziecięcej duszy daje się odczuć w fabule o Fesuni, która to marzyła sobie kupić rękawice w spółdzielczym sklepie za rzeką: „Fesunia biegła gościńcem aż do rzeki”. Wtedy wieczorem dręczył ją trochę strach, trochę samotność i zimno. Lecz otuchy dodawała jej ta dziecięca mrzonka. Niepokój o dziewczynę udziela się czytelnikowi, i choć dotyczy, wydawałoby się takiego nieznacznego zdarzenia, nie spada aż do końca opowiadania.

Dziś wielu współczesnych prozaików nie wyobraża sobie swoich utworów bez wątków metafizycznych. Tu i ówdzie mistyka… aż iskrzy! W powieści Anny German, na ogół bardzo realistycznej, z niewielkimi pejzażowymi szkicami znajdujemy wkropienia mistyczne, lecz dość organiczne. Na przykład, w opowiastce o dziadku Fajku. Mieszkańcy wsi od wielu lat przyzwyczaili się do widoku tego zgrzybiałego samotnego dziadka. Jednak podczas kolejnej, okrutnie chłodnej, zimy nie zauważyli nawet, że starzec dawno już nie wychodził ze swej sfatygowanej chaty. Autor nie mówi czytelnikowi bezpośrednio o jego śmierci, lecz pisze, że zjawiła mu się postać żony nieboszczki Fajczychy, która zwróciła się doń ze słowami: «Zbieraj się, Juśku, pójdziemy». I to, niewątpliwie, pogłębia wrażenie o odejściu staruszka w wieczność.

O tym, że strach zasiany w okresie totalitaryzmu pozostawał w myślach i działaniach ludzi, którzy żyli już w znacznie bardziej łagodnym (opisywanym w książce) systemie sowieckim, nadal jednakże niebezpiecznym dla wolnej myśli, nawiało mi opowiadanie o wiejskiej bibliotekarce Kasi, która chowała na strychu dysydencką literaturę. I oto, kiedy dowiedział się o tym brat, który często pił - przestraszyła się i nie ufając do końca bratu, spaliła zakazane książki i porzuciła pracę.

Analizując powieść chcę jeszcze zwrócić uwagę na jej język z poetycznie skomponowanymi opisami pejzaży i naturalną domieszką do języka potocznego dialektu halickiego bogatego w polonizmy. Jak na przykład: „…бабуня поставили на розпечені кухонні бляти старе почорніле ще австрійське залізко і розстелили на скрині коц…” I takich przykładów można przytoczyć wiele.

Krótkie poetyckie szkice również imponują wzbogaceniem fabuły plastyką barw, melodyjną charakterystyką przyrody, jak na przykład: «Szarzeje rosa. Potem na okamgnienie przyroda niejako zamiera, oczekując, kiedy otworzą się niebiańskie wrota i wyjdzie słońce. Przeczuwając powitania Złotego Pana nie śmieją zaświergotać nawet najbardziej wczesne ptaki. Czekają na specjalny znak od polnego maestro - od skowronka”.

W epilogu książki znalazły się rzetelne opisy jak wracają zza granicy nasi zarobkowicze, jak żmudną jest ich tułaczka, jak upokarzają się oni dla zarobku. Czytelnik odruchowo zadaje sobie pytanie czego warte jest to poniżenia duchowe i jak do tego doszło na naszej szczodrej ziemi?

Taka jest już natura ludzka, że i ja swoją czytelniczą myślą sięgam do swoich rodzimych wiejskich dróg, już nie na Galicji, a na Czernihowszczyźnie - do swojej wsi Grabów na Iczniańszczyźnie, leżącej w strefie Parku Narodowego, gdzie za ostatnie dwadzieścia pięć lat żaden z naczelników spółdzielni, czy innych rejonowych urzędników nie zadbał o to, by ułożono zaledwie 4 kilometry asfaltu od wsi do trasy, na której jest dobre połączenie autobusowe z najbliższymi miastami... Cóż, nasze drogi - realne, wirtualne i duchowe w dużym stopniu zależą od nas samych...

Omawiana powieść Anny German „Piramidy niewidzialne” - jest rzetelnym artystycznym osiągnięciem i skłania do rozważań o ludziach, którzy są solą ziemi, do pragnienia uporządkowania tej naszej ziemi, do zastanowienia się o wyborze dróg życiowych i duchowych.

Bohater wieczoru Anna German w towarzystwie prezes KPSKO im. A. Mickiewicza Ireny Gilowej, artystki Ireny Zacharko i gospodyni spotkania dyrektorki biblioteki Haliny Jelisiejewej

„Czerwona Atlantyda” - to opowieść, którą czyta się z zainteresowaniem, ponieważ losy i życiowe perypetie trzech kobiet Neli (z byłej elity), Żanny ze współczesnego dość ustatkowanego środowiska i bliskiej wiekowo do Neli artystki Łarysy są prawdziwe: dramatyczne i tragiczne, owite odurzającym odczuciem i wspomnieniami minionej młodości. Jednocześnie daje się odczuć posmak nieporadności wobec biegu czasu - zwłaszcza na przykładzie Neli - niegdyś tak czułej, tak subtelnej, utalentowanej i obdarzonej fortuną, a teraz chorej, prawie nikomu nie potrzebnej, biednej i niemłodej.

Fabuła ta sprowadza mnie do sugestii Eklezjasty, że przeważnie wszystko jest marnością nad marnościami, lub do egzystencjalnych rozważań o samej istocie życia. Ten intuicyjny czy wyraźnie ukierunkowany dar pisarki, wyrażający się w dążeniu do przekazania ludzkich losów i życiowych kolizji w postaci funkcji czasu jest niezwykle ważny. Może on moralnie szlifować duszę młodocianego czytelnika, aby ten dostrzegł prawdziwy sens rzeczywistości i przeszłości. Jest tu również ciekawa warstwa dotykająca współczesnych procesów społecznych, lecz to, podobnie jak i nieprzeciętne opowiadania – freski wymagają odrębnego omówienia.

A zatem, można pogratulować autorowi udanej książki „Czerwona Atlantyda”, która może zając miejsce w szeregu najlepszych wydań współczesnej prozy ukraińskiej.

Stanisław SZEWCZENKO

DEBIUT KSIĄŻKOWY

Współczesna proza ukraińska jest szczególnie ciekawa z punktu widzenia formy i treści oraz rozmaitości tematyki. Na ogół, kiedy odkrywasz dla siebie nowego autora i nowy utwór, to świadomie lub podświadomie sięgasz do porównań z utworami przeczytanymi wcześniej. Bo przecież w tekstach, napisanych przez utalentowanego pisarza niezależnie, w jakim czasie (dawno, niedawno, teraz) zawsze znajdziesz coś wyjątkowego, co cię podekscytuje, jak też i to, co nawiązuje do rzeczy powiedzianych już przez kogoś i niegdyś.

Takie odczucia w tym miesiącu wywołały u mnie dwie książki. Pierwsza - to przeczytane ponownie „Dzieła wybrane” Natalii Kobryńskiej (1855-1920), życiowy i twórczy szlak, której związany jest z Ziemią Stanisławowską (Iwano-Frankowszczyzną). Druga, „Czerwona Atlantyda” - debiut książkowy Anny German.

Obydwie autorki wskrzeszają „Duch czasu” (analogiczny tytuł nosi opowiadanie N. Kobryńskiej), który to istniał, przeminął, czy przemija. U N.Kobryńskiej jest to przełom ХІХ i XX wieku, zaś u A. German - druga połowa wieku XX i pierwsza dekada XXI stulecia. Ich proza ujmuje różnorodnością problematyki i poszukiwaniami stylowo-gatunkowymi. A wśród bohaterów - Galiczanie, dzieci i dorośli, z osobliwymi charakterami, kryteriami moralnymi, codziennymi troskami, pozycją społeczną i gustami estetycznymi. Niosą oni w sobie i tragizm, i ironię, i ten niepowtarzalny koloryt swojej doby, przekazany artystycznie nie tylko środkami słowno-graficznymi, lecz i szeroką paletą językowo-dialektyczną, właściwą dla regionu zachodnioukraińskiego.

Słowo „artystycznie” używam tu nie tylko, jako synonim słowa „mistrz”, lecz ponieważ moim zdaniem utwory tych pisarek bezsprzecznie zasługują na ekranizację, przy czym zarówno w postaci większych obrazów kinematograficznych, jak i filmów krótkometrażowych. Na przykład, na duży ekran, myślę, że „aż się prosi” powieść A. German „Piramidy niewidzialne”, która otwiera książkę. Wśród trzech fresków włączonych do książki zatytułowanych: „Szczęście Julii S.”, „Wersja nieocenzurowana” i „Kaiserin Elizabet” moim zdaniem, w szczególności, do ekranizacji(w krótkometrażu) nadaje się utwór ostatni, jako że w nim świetnie odtworzona jest nie tylko przedwieczna aura miasta Lwowa, ale i to, w jaki sposób wpływa ona na jego mieszkańców.

Spotkanie zagaił autor wielu książek, przekładów poezji polskiej, dziennikarz (redaktor polskiej audycji radiowej na kanale „Kultura) Stanisław Szewczenko

Kilka słów chcę poświęcić motywom tanatologicznym i obrazowi Śmierci, interpretowanych filozoficznie przez każdą z pisarek. A. German w powieści „Piramidy niewidzialne” odzwierciedlając filozofię bytu mieszkańców halickiej wsi, rozpostartej po obu stronach Rzeki (obraz której utożsamia się z przemijaniem czasu i ludzkimi losami) pokazuje ich głębokie zakorzenienie w tradycjach narodowych i rodzinnych, gdzie organicznie integruje się światopogląd pogański i chrześcijański.

Głos narratora(w tekście wydzielony kursywą) konstatuje, że w wyobraźni ludowej ten i tamten świat odbierany jest niczym jeden zwój - „narodzin i śmierci”(str. 62) i że komizm nieraz sąsiaduje z tragizmem zaś na poziomie werbalnym wobec wieczności zacierają się granice strachu. „A ich groby - to kroniki. Z nich sczytują przeszłość i nimi wpisują wersy bytu” (str.12).

W tych słowach kryje się ten wysoki tragizm, związany z tym, co przeżyli Ukraińcy w dwudziestym stuleciu. Lakonicznie, lecz niezwykle wizualnie przedstawione są tu postaci baby Kurychy, Starego Fajki, Małanki i jej córeczki Oluni, Wieprychy, bibliotekarki Kasi i jej brata Grynia, Marka i Oloszy...

Widzimy całą galerię różnych, co do wieku i zachowania ludzi, mieszkańców jednej wsi, „ze swoim osobliwym profilem, swoim żargonem, swoim oryginalnym charakterem” (B. Olejnyk). Określić ich psychologię dojrzewającą w obszarze wspólnoty, opowiedzieć o obcych i przybyszach, naświetlić konflikt uczuć - te zadania, moim zdaniem, postawiła przed sobą autor powieści.

W powieści „Czerwona Atlantyda”, której tylko pierwsza część weszła książki A. German przedstawia losy trzech twórczo utalentowanych kobiet. Tu przeszłość wkomponowana jest w kanwę wydarzeń współczesnych: młodość („gdyż właściwie Atlantyda - to jest właśnie młodość”; str. 253) i dojrzałość; radość, miłość i ból zdrady; dzieci i mężowie; wstrząsy psychiczne, rozpacz i utrata - wszystko to daje powód do refleksji, wspomnień i pomaga umiejscowić siebie w nowych czasach, w nowym stuleciu.

A zatem, powtarzając słowa Borysa Olijnyka „Prawda życia", którymi zatytułował on słowo wstępne do książki można pogratulować Annie German udanej kontemplacji na ten wieczny temat.

Natalia ŁYSENKO

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України