Dziś: sobota,
07 grudnia 2024 roku.
Pismo społeczne, ekonomiczne i literackie
Archiwum 2023
Rozmowa z prezesem Związku Przedsiębiorców Polskich na Ukrainie Szymonem Waszczynem
SPRAWA BLOKADY GRANICY ZOSTANIE ROZWIĄZANA, ALE SĄ NIUANSE…

Konflikt na granicy ukraińsko-polskiej trwa. Pomimo odblokowania przejścia granicznego Jagodyn-Dorogusk 11 grudnia polscy przewoźnicy grożą ponownym przedłużeniem blokady. Niemniej jednak zmiana rządu w Polsce daje nadzieję, że w najbliższej przyszłości sytuacja ulegnie zmianie na lepsze. W wywiadzie udzielonym ukraińskiej grupie medialnej „Apostrof” prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Przedsiębiorców Polskich na Ukrainie Szymon Waszczyn mówił o stratach, jakie poniosły polskie firmy, oraz wyraził swoją opinię na temat strategicznego znaczenia współpracy obu krajów.

- Może na wstępie parę słów o waszej organizacji. Czy dobrze rozumiem, że jesteście przedsiębiorcami, którzy pracują jednocześnie w Polsce i na Ukrainie?

- Nasze Stowarzyszenie zrzesza firmy z polskim kapitałem działające na terenie Ukrainy. A zatem nasi członkowie są właścicielami i menadżerami tych firm. Jesteśmy jedynym stowarzyszeniem polskich przedsiębiorstw zarejestrowanym na Ukrainie. W tej chwili działa około 80 firm - zarówno dużych, średnich, jak i małych. Wśród dużych firm mogę wymienić PZU, Kredobank i linię lotniczą LOT.

- Jak dotkliwie blokada granicy polsko-ukraińskiej odbiła się na waszej działalności?

- Bezpośrednio. Ponieważ w Ukrainie sprzedajemy towary, które produkujemy lub kupujemy w Polsce. Nie mieliśmy więc czym zastąpić towaru, który został zablokowany na granicy.

- Jak duże są straty?

- Nie mamy dokładnych danych. Na razie każda spółka osobno kalkuluje swoje straty przynajmniej za okres od 6 listopada do 6 grudnia. Myślę jednak, że jeśli weźmiemy pod uwagę raporty ukraińskiego Ministerstwa Finansów o tym, ile polskich towarów sprowadzono w październiku, a ile w listopadzie, zobaczymy różnicę rzędu kilku miliardów dolarów. Poziom importu spadł o około 30%.

Osobiście jestem dyrektorem generalnym firmy Bolix zajmującej się ocieplaniem elewacji budynków. W listopadzie nie udało nam się sprowadzić z Polski ani jednego samochodu, w grudniu nie było też dostaw.

- Ale tak naprawdę najbardziej cierpi to ostatnie ogniwo - ukraińscy konsumenci.

- Rzeczywiście tak jest. W listopadzie ceny produktów na Ukrainie wzrosły o 5-10%. Ceny gazu skroplonego wzrosły o 30%. Wszystkie grupy społeczeństwa już cierpią.

- Czy kontaktowaliście się z polskimi przewoźnikami?

- Dialog z nimi jest ciągły. Ponieważ nasze towary trafiają na Ukrainę głównie za pośrednictwem polskich firm. I na przykład spośród przewoźników, z którymi współpracuję na co dzień od lat, ani jedna firma nie brała udziału w blokadzie. Rozmawiałem z członkami naszego Stowarzyszenia – mówią, że z tymi przewoźnikami, którzy blokowali granicę, też nikt nie współpracował.

Faktem jest, że ci przewoźnicy rozumieją, że otwiera się wolny rynek. Ukraina jest o krok od negocjacji w sprawie przystąpienia do UE. Dlatego kwestia wolnego rynku i otoczenia docelowego będzie bardzo istotna w najbliższej przyszłości.

Trzeba tylko o tym porozmawiać i poznać taki model matematyczny, który pozwoli na współistnienie i pracę, a nie blokuje granice. Jest mało prawdopodobne, aby Bruksela znalazła rozwiązanie, które byłoby skuteczne dla blokujących granicę polskich przewoźników. Ale blokowanie jest też niedopuszczalne, bo stoi w sprzeczności z kwestiami humanitarnymi i ważnym dla Polski strategicznym partnerstwem z Ukrainą. Polska musi bardzo ściśle współpracować z Ukrainą w zakresie bezpieczeństwa państwa.

- A czy jednak wiadomo, jaka jest właściwie przyczyna obecnej sytuacji na granicy?

- Bezpośrednim uzasadnieniem jest to, że polscy przewoźnicy chcą przywrócenia systemu zezwoleń na świadczenie usług logistycznych dla ukraińskich przewoźników.

Rocznie wydawano 165 tys. takich umów. W związku z zawarciem na początku wojny porozumienia pomiędzy Komisją Europejską a rządem Ukrainy, system zezwoleń został zniesiony. W związku z tym wzrosła liczba przesyłek realizowanych przez firmy ukraińskie, co uderzyło w polskich przewoźników cenowo. Bo ukraińskie firmy świadczą swoje usługi po nieco niższej cenie niż polskie.

Ale kwestia różnicy tak naprawdę jest na poziomie 15-20%. Oznacza to, że w każdym razie można go rozwiązać dyplomatycznie i za pomocą modelu matematycznego. Chociażby w formie dotacji od państwa dla przewoźników, ale na pewno nie szlakiem blokady granicy.

Proces negocjacji zdecydowanie nie był wystarczający. Niestety, sytuację wykorzystuje się do celów politycznych. Jednak największym problemem, który się pojawił i będzie utrzymywał się co najmniej przez kilka najbliższych miesięcy, jest to, że my, jako polskie firmy na Ukrainie, straciliśmy status wiarygodnego partnera, który ma gwarancję dowiezienia towaru i wywiązania się ze wszystkich zobowiązań – czy to wobec supermarketów, czy placów budowy lub obiektów systemu energetycznego.

Drugim ich żądaniem jest odrzucenie kolejki elektronicznej, a trzecim zezwolenie na przekraczanie granicy pustych polskich ciężarówek poza kolejką.

Chcą też oni zablokować działalność ukraińskich firm transportowych, które powstały już w czasie wojny. Mówi się, że mogły one zostać stworzone, aby świadczyć usługi na terenie UE po obniżonych cenach.

I ostatnia rzecz to przejrzysta kontrola parametrów technicznych samochodów pochodzących z Ukrainy. Mówią, że stan techniczny samochodów ukraińskich jest gorszy niż polskich.

- Jest jeszcze taki pogląd, że ​​Polakom po prostu zależy na tym, aby ukraińscy przewoźnicy przywieźli ukraińskie towary do przygranicznych hubów na terytorium Polski, zostawili je tam, a już polscy przewoźnicy rozwieźli je po całej UE.

- Nie słyszałem, żeby taki wymóg znalazł się wśród oficjalnych wymagań. Ale nawet jeśli istnieje, będzie to nieistotne, ponieważ istnieje prawo do wolnego handlu, swobodnego przemieszczania się. Dlatego takie podejście faktycznie miałoby formę sankcji wobec Ukrainy. Przeszkody w swobodnym przepływie towarów lub usług są sprzeczne z naszą konstytucją, a zatem są niemożliwe.

- Blokada granicy to już drugi poważny spór między Ukrainą a Polską - pierwszym był spór o ukraińskie zboże. Dlaczego nasi politycy nie mogą dojść do porozumienia?

- Popełniono wiele błędów w przepisach dotyczących transportu zboża przez Polskę. Z punktu widzenia dyplomatycznego zarówno władze polskie, jak i ukraińskie wypowiedziały wiele niepotrzebnych słów.

Ale kwestię zboża można by ująć także w pewnym modelu matematycznym. Wszystkie pytania związane z ceną podlegają negocjacji.

Ale było wiele błędów dyplomatycznych i być może po prostu niechęć do strategicznego rozwiązania tego problemu. Bo teraz w Polsce nastąpiła zmiana władzy. A stary rząd nie rozwiązał problemu odblokowania granicy.

- Czy możemy oczekiwać, że nasi decydenci w końcu dojdą do porozumienia?

- Właściwie jesteśmy na pierwszym etapie problemów, które pojawią się na styku cen usług czy towarów w Unii Europejskiej i na Ukrainie. W rzeczywistości jest to niby taki duży tankowiec o długości 200 m, zmieniający swój kurs. Kiedy rozpoczyna się manewr, słychać tylko skrzypienie metalu, ale samego manewru jeszcze nie widać. Dopiero po pewnym czasie widać, że manewr się odbywa. Tak naprawdę blokowanie granic było pierwszym takim piskiem. Potrzebny jest bardzo dojrzały proces rozwiązywania tych problemów.

Bo następnie zacznie się jeszcze konkurencja pomiędzy producentami kurczaków czy surowców energetycznych. I zaistnieje różnica między interesami polskich i ukraińskich przedsiębiorców. Nie jest możliwe, aby każda grupa blokowała granice. Musimy mieć świadomość, że będą konflikty i że musimy rozpocząć ten dialog.

- Czy sądzi Pan, że otwarcie procesu negocjacyjnego w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE zmieni sytuację?

- Myślę, że rozpoczęcie procesu negocjacyjnego może przyspieszyć rozwiązanie kwestii. Myślę, że możliwe jest zapewnienie rekompensaty polskim przewoźnikom. Możliwe jest wprowadzenie dotacji dla polskich przedsiębiorców, którzy stracą na pierwszym etapie akcesji Ukrainy do UE. To normalne zjawisko, ale musimy zrozumieć, że zajmie to kilka lat. Jednak absolutnie niedopuszczalne jest, aby jakakolwiek grupa blokowała granice.

Ważnym jest to, aby zrozumieć, że polskie gminy – miasta i gminy posiadające punkty kontrolne – zajmują się teraz odblokowywaniem według własnego uznania. Odblokowują granice w trosce o bezpieczeństwo swoich mieszkańców. Władze lokalne czynią to na podstawie oświadczeń składanych przez nas – polskie przedsiębiorstwa i organizacje. W tych oświadczeniach oficjalnie apelujemy do tych miast i wójtów o zapewnienie bezpiecznego i spokojnego przekroczenia granicy.

Aczkolwiek możliwe jest powtórzenie blokowania. Protestujący prawdopodobnie pozwą gminy i władze miejskie, chcąc udowodnić zasadność wolności zgromadzeń i protestów.

Na przyspieszenie procesu regulacji sytuacji na granicach wpływ może mieć fakt, że w Polsce tworzy się już nowy rząd. Bo poprzedni rząd faktycznie powstawał na dwa tygodnie, a  teraz nowi ministrowie zaczną wreszcie podejmować decyzje.

- Panie Szymonie, najwyraźniej Ukraińcy to naród, który nigdy ze wszystkiego nie jest do końca zadowolony. Donald Tusk jest już w naszym kraju odbierany dość sceptycznie, nie ma zbyt wielu nadziei na rozwiązanie problemu z przewoźnikami. Co Pan o tym sądzi?

- Zwycięstwo Ukrainy leży w interesie Polski. Dla Polski strategicznie ważne jest, aby front pozostał daleko na granicach wschodniej Ukrainy. Oczywiście w interesie polskich przewoźników jest aby zarabiać więcej. Ale to już kwestia wtórna.

Myślę więc, że rząd Tuska będzie patrzeć globalnie i podejmować decyzje odpowiednie do skali ich znaczenia dla bezpieczeństwa Polski.

Wierzę, że polityka Tuska będzie dalekowzroczna. Że będzie budowana z perspektywą 7-10 lat.. I myślę też, że będzie to przydatnym dla Ukrainy i dla naszych relacji, jeśli Ukraina wejdzie do UE za czas rządu Tuska. Rząd ten ma całkiem dobre relacje z Komisją Europejską. Oczywiście przy podejmowaniu decyzji brane będą pod uwagę interesy Polski. Ale niewątpliwie bezpieczeństwo Ukrainy jest dla nas strategicznie ważne. Bo od tego zależy bezpieczeństwo Polski.

Rozmawiał Dmytro Malyshko

Передплатити „Dziennik Kijowski” можна протягом року в усіх відділеннях зв’язку України