Warta honorowa podczas Mszy Świętej
Uczestnicy XI Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego własnymi duszami i ciałami nakreślają na mapie Europy Środkowo-Wschodniej koło miłości, patriotyzmu, szacunku i solidarności.
Nakreślają w sposób rzeczywisty, bezpośredni i przekonujący, składając hołd pamięci jako tradycyjną coroczną ofiarę przy grobach niewinnie zabitych Rodaków, ożywiając naszą pamięć, świadomość i odpowiedzialność.
Dusze dziesiątków tysięcy Polaków, w bestialski sposób zamordowanych przez oprawców stalinowskiego NKWD na terenach byłego ZSRR, oraz zmarłych męczeńską śmiercią w obozach koncentracyjnych i miejscach zagłady, dotąd wołają o prawdę i sprawiedliwość.
Dlatego i nasze dusze nie mogą być spokojne, dopóki się cieszy zło. Właśnie na przekór złu, aby zwyciężać zło miłością, co roku na początku jesieni wyrusza z Polski około stu motocyklistów.
Jednym z obowiązkowych punktów postoju i patriotycznej pracy duszpasterskiej na trasie Rajdu jest zawsze las w podkijowskiej miejscowości Bykownia.
Tym razem, jak i zawsze przy każdej uroczystości w tym lesie, który wyrósł na kościach zamordowanych, do Bykowni przybyli: Ambasador RP na Ukrainie dr. Henryk Litwin, pracownicy Ambasady RP w Kijowie, Attachatu Wojskowego przy Ambasadzie, młodzież, środowiska polskie.
Z poprzednich przyjazdów znamy wielu uczestników rajdu, a więc spotykamy się tak, jak gdybyśmy wczoraj dopiero się rozstali. Kiedy tylko Komandor Rajdu Wiktor Węgrzyn zjawia się na czele sznura motocykli w centrum lasu przy Krzyżu, szybko podchodzę do niego z mikrofonem i ze słowami powitania.
Wywiad…? Chwileczkę! Najpierw – sprawy. Mówi, że szybko zapada zmierzch - włącza rajdowskie radio i ogłasza rozporządzenie o niezwłocznym ustawieniu namiotów.
Wśród znajomych twarzy – jaśnieje otwartym uśmiechem pani Katarzyna Wróblewska, która zawsze jeździ ze swoją siostrą Joanną. Tym razem pani Kasia sama przedstawia znany rodzinny duet Kasia+Joasia, a jednocześnie jest kierowniczką grupy „niebieskich” Rajdu.
Na mój dyktafon reaguje rzeczowo, z miłą miną:
– Ten jedenasty, a dla mnie – już czwarty Rajd zaczął się tym razem od Ukrainy. To znaczy z Warszawy jedziemy trasą przeciwną do ruchu wskazówek zegara, a więc po przekroczeniu granicy zaczęliśmy od Lwowa i na Ukrainie przebywamy już prawie tydzień. Ubiegłoroczny Rajd poruszał się w kierunku odwrotnym.
Jutro, o świcie, wyruszamy prosto do Rosji, na Moskwę.
– To znaczy, że omijacie Charków?
– Byliśmy w Charkowie i Starobielsku ubiegłego roku, a teraz pierwszym punktem naszego zainteresowania jest Kozielsk z jego grobami Polaków.
Zresztą ilość miejsc, naznaczonych krwią naszych Rodaków, jest na tych terenach tak ogromna, że nie sposób wprost zwiedzić wszystkie w ciągu dwóch-trzech tygodni.
Musimy zważać też na możliwości naszych uczestników, z których wiele włączyło się do Rajdu z innych krajów Europy, Stanów Zjednoczonych, nawet Australii.
Gdybyśmy chcieli objechać wszystkie miejsca męczeństwa Polaków, to naprawdę musielibyśmy być wtedy na trasie w ciągu wielu miesięcy. Dlatego trasa co roku jest modyfikowana ze względu na konkretne zapotrzebowania i cele podróży...
– ...z tym, że Katyń zawsze pozostaje punktem obowiązkowym...
– Tak, Katyń w każdym Rajdzie pozostaje punktem kulminacyjnym, dotyczy bowiem wszystkich miejsc z Listy Katyńskiej. Tak samo niezmiennym jest odwiedzanie Smoleńska, gdzie byliśmy w ubiegłym roku.
A dlaczego znowu powracamy do Smoleńska – to jest oczywiste. Dlatego, że prawda o katastrofie wciąż wymaga otwarcia.
– Teraz prawie każdego dnia, w miarę zaostrzania się sytuacji przedwyborczej, widzimy w „Wiadomościach”, że właśnie opozycja wymaga całej prawdy o tej katastrofie...
– Tej prawdy wymagają nie tylko politycy opozycyjni, ale każdy uczciwy człowiek, a przede wszystkim – rodziny zaginionych.
W wydarzeniach, faktach i dokumentach dotyczących katastrofy smoleńskiej, a zwłaszcza w sposobach formowania i wykorzystania tych dokumentów, jak w kropli wody, odzwierciedlają się wszystkie błędy i kłamstwa, za pomocą których niektórzy, zainteresowani w tym, chcą ukryć prawdę.
A zatem właśnie teraz musimy dokonać właściwego wyboru i wybrać na wysokie stanowiska takie osoby, którym będzie zależało na naszym Kraju, na naszych ludziach, na naszym majątku, że będą to gospodarze i patrioci z prawdziwego zdarzenia.
– Wiem, że Rajd – to wielka modlitwa. O co konkretnie modlicie się pod czas Rajdu?
– W naszym Rajdzie nie ma osób przypadkowych. Wszyscy są osobami bardzo świadomymi, patrzącymi na świat i na własny patriotyczny obowiązek szeroko otwartymi oczami.
Więc modlimy się nie tylko za dusze tych, którzy zostali brutalnie zamordowani, oddając swoje życie za zwycięstwo prawdy. Modlimy się o Polskę, o sprawiedliwe i pomyślne wybory, bo to są wybory od których zależy przyszłość.
Modlimy się o dobro życia Polaków, zamieszkałych na tych terenach, którzy zachowali polskość i wierność tradycjom narodowym, a również wiarę i patriotyzm.
No i oczywiście modlimy się o to, byśmy wszyscy szczęśliwie dotrwali do końca naszego Rajdu.
– Jak Pani uważa, czy Rajd wpływa jakoś na nurt potocznego życia jego uczestników? A konkretnie: może coś zmieniło się w Pani życiu w okresie od poprzedniego Rajdu?
– My wszyscy stale nosimy Rajd w sobie. Nawet jeżeli ktoś był tylko jeden raz, – Rajd utkwił w jego sercu na zawsze.
Co do mnie... Właśnie w powiązaniu z Rajdem stało się tak, że weszłam do władz Stowarzyszenia, organizującego Rajd. Bowiem Rajd – to wielkie przedsięwzięcie, można by nawet powiedzieć – poważne przedsiębiorstwo, które istnieje i stale wyrasta z miłości i patriotyzmu na gruncie solidarności, a produkuje dobroczynność i jeszcze większą miłość.
Więc zaangażowałam się w to przedsięwzięcie w sposób sformalizowany. Wcześniej byłam tylko sympatykiem, zawsze gotowym doskoczyć i coś pomóc dorywczo, a teraz zajmuję się tym na serio.
To nie jest praca całkiem charytatywna, ale chodzi o to, że teraz mam stałe obowiązki – jestem wiceprezesem w Zarządzie Stowarzyszenia Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego.
Prezesem jest Komandor Rajdu – Wiktor Węgrzyn, wiceprezesem – ks. Marek Doszko, a ja jestem drugim wiceprezesem ds. finansowych.
– Zdobyła Pani wysoki stopień zaufania...
– Mam nadzieję... W każdym razie, moje życie krzepko połączyło się ze Stowarzyszeniem i z Rajdem.
Nie ukrywam, że po trzech Rajdach zarzekałam się, że nie pojadę. Nie miałam pieniędzy, wszystko składało się w pewnej przeciwności. Ale w ostatniej chwili wszystko jakoś się poukładało.
– Bóg wie, co czyni...
– Tak, bo ja bardzo wierzę w Bożą łaskę i On mnie wspiera. Więc pojechałam i jestem bardzo zadowolona. A zwłaszcza, kiedy w tym roku odbywa się wydarzenie unikatowe, bezpośrednio powiązane z Rajdem.
Otóż, 1 lipca ruszył z Polski tak zwany „Rajd Pamięci”. Organizatorem jest nasz kolega Włodek Lach, który jechał z nami w ubiegłym roku.
Trasa Rajdu Pamięci: Jasna Góra–Katyń–Kołyma. W tym momencie Włodek już wykonał swoją misję i jedzie z powrotem, a ziemia wzięta z Jasnej Góry i z Lasu Katyńskiego została zawieziona na Kołymę.
Wyobraźcie sobie: do Kołymy na motocyklu – 14 000 km! Bez łaski Bożej i opieki Jego aniołów taki wyczyn nie jest możliwy.
Włodek teraz wraca i wiezie ziemię, wziętą z Kołymy. Więc czekamy, żeby spotkać się z nim w Moskwie i potem razem złożyć tę ziemię w Katyniu.
To ogromna misja, ogromne poświęcenie i wielkie emocje, ponieważ tam, na Kołymie, ziemię jasnogórską i katyńską odbierały trzy pokolenia tamtejszych Polaków: babcia (osoba, która była tam wywieziona), jej córka i wnuczka. Tak, że to jest już taka sztafeta pokoleniowa, w której ci Polacy uchronili swoją tożsamość, tradycje i język.
– Jesteście na Ukrainie prawie tydzień; czy były jakieś problemy?
– Jeżeli chodzi o prostych ludzi, to na Ukrainie nigdy nie było żadnych problemów. Z władzami bywało różnie, ale ludzie wszędzie spotykają nas bardzo serdecznie.
Konsulowie opiekują się nami, na pewno mają z nami dużo roboty, ale mając ogromne doświadczenie dobrze sobie radzą. Dziś przekazywali nas jeden drugiemu od Żytomierza do Kijowa i wszystko wyszło jak w zegarku.
– Jak Pani uważa, czy ostatnio zmieniło się coś na Ukrainie, chociażby w stosunku do Rajdu?
– Tak, spostrzegamy, że tym razem w sposób szczególny starają się zaopiekować nami wszystkie władze lokalne na naszej trasie.
Wyraźnie pragną zapoznać się z nami, zaprzyjaźnić się, zaprezentować Rajd w najlepsze, pokazać nas swoim mieszkańcom, okazać swoją pomoc.
Kierowniczka grupy „niebieskich” Katarzyna Wróblewska
Wszędzie, gdzie się stawaliśmy, były oficjalne powitania, poczęstunki. Przyjmują nas jak ambasadorów Polski, z wielkim szacunkiem i sympatią.
Ja tak widzę z boku, że na Ukrainie z roku na rok występuje wyraźne ocieplenie stosunków między naszymi narodami. W zeszłym roku były fantastyczne przyjęcia, a w tym roku – superfantastyczne.
– Kiedy teraz tu, w lesie rozpytywałem się o Panią, to któryś z rajdowców poradził mi: „Niech Pan szuka grupy „niebieskich”, – tam Pan znajdzie”. I rzeczywiście znalazłem - po charakterystycznych niebieskich chusteczkach Pani i Pani kolegów.
– W tym Rajdzie jestem kierowniczką mojej cudownej, fantastycznej „niebieskiej” grupy. I w poprzednich Rajdach zawsze chwaliłam chłopców, kolegów, z którymi w każdej sytuacji mogłam czuć się bezpiecznie. A w tym Rajdzie to już w ogóle jestem z nimi szczęśliwa.
– Jakie funkcje polecono „niebieskiej” grupie?
Nasza grupa zajmuje się darami. Jeżeli przyjeżdżamy do jakiejś miejscowości, kolega Herbert wie, gdzie i co się znajduje, sam hurtowo pakował je w Polsce, a na trasie przepakowuje odpowiednio do konkretnych zapotrzebowań, rozkłada i wydaje we właściwych momentach.
Po zachodzie słońca w lesie szybko ciemnieje. Rajdowcy już postawili swoje namioty, przygotowują pochodnie, znicze, wieńce i szykują się do uroczystości. Więc dziękuję pani Katarzynie Wróblewskiej i spieszę do grobu niedawno znalezionych i parę miesięcy temu pochowanych po katolicku polskich oficerów.
Rajdowcy zapalają pochodnie, wystawiają wartę honorową i wszyscy obecni stają półkołem przed krzyżem, postawionym na tym nowym zbiorowym grobie.
Wzniosłe słowa modlitwy za duszę męczenników zaczyna o. Wieslaw Pęski. Towarzyszy mu kapelan Polonii kijowskiej ks. Leszek Tokarzewski, który pokrapia krzyż wodą święconą. Modlitwę Pańską w jednym porywie podchwytują wszyscy obecni.
Oficerowie Attachatu składają przy grobie wieniec z kwiatów, Ambasador RP na Ukrainie dr. Henryk Litwin ustawia zapalony znicz....
Tymczasem przygotowano ołtarz polowy na placyku przed wielkim krzyżem, gdzie od końca lat 1990-ch tradycyjnie odbywają się nabożeństwa. Podczas, i po Mszy Świętej, którą również tradycyjnie celebrował o. Wieslaw Pęski w towarzystwie kilku kapłanów, usłyszeliśmy wystąpienia przepełnione miłością, przenikające do serc duchem odpowiedzialności i patriotyzmu.
Ks. Leszek Tokarzewski poświęca krzyż na grobie Polaków
O. Wiesław Pęski: „Nie można w żaden sposób udoskonalić się, jeżeli nie pogłębić wiedzę o sobie, nie uświadomić swoje wady. Nie można przyszywać nowe łaty do starego ubrania. Grzech musi być nazwany po imieniu. Musi być odkryta i upubliczniona cała prawda.
Najważniejsze, by nasze dzisiejsze spotkanie przyczyniło się do zwiększenia dobra na świecie, by wzmocniło Duch Boży w naszych sercach, byśmy mocniej uświadomili sobie, że jesteśmy chrześcijanami i należymy do Chrystusa”.
Ks. Leszek Tokarzewski: „Na przestrzeni dziejów historycznych widzimy, że w każdym systemie totalitarnym, kierowanym przez siły zła, jego przywódcy uważali, ze Polacy – to są niebezpieczny Naród, ponieważ pragną prawdy, walczą o sprawiedliwość i solidarnie jednoczą się w tej prawdzie przeciw złu”.
Ks. Marek Dosko: „W tym Rajdzie, przede wszystkim, modlimy się jak uczył prorok Ezechiel, – „Prorokuj, a kości ożyją!” W Hucie Pieniackiej nie ma śladu tej wioski, która już weszła do historii męczennictwa. Nie ma śladu wioski, w której zamordowano ponad tysiąc osób. Stoi tylko kamień, co przypomina o tym...”
Po śpiewach i błogosławieństwie o. Wiesław Pęski zwrócił się ze słowami wdzięczności pod adresem organizatorów uroczystości – Kierownika Wydziału Konsularnego Ambasady RP na Ukrainie Rafała Wolskiego, I sekretarza tegoż Wydziału pani Doroty Dmuchowskiej i Kapelana Polonii kijowskiej ks. Leszka Tokarzewskiego.
Z wielką uwagą wysłuchano wystąpienia Ambasadora RP na Ukrainie dr. Henryka Litwina:
„Spotykamy się w ciemnym lesie, co wyrósł na ciałach pomordowanych osób. Takich lasów jest wiele na terenach byłego imperium sowieckiego: pod Leningradem, Mińskiem, Kijowem, Twerem i wieloma innymi miastami. W takich lasach ukrywano zwłoki setki tysięcy osób.
O tych miejscach i o wydarzeniach z nimi powiązanych dotąd nie mamy dokładnej dokumentacji, oprócz jednego miejsca pod Sankt-Petersburgiem, gdzie naukowcom udało się odnaleźć dokładne dane statystyczne o ilości osób, ich ewidencji, ale tam nie ma żadnych imion.
Uważano, że pomordowani mają umrzeć razem ze swoimi imionami, zniknąć z pamięci, zostać całkowicie unicestwieni. W tamtym miejscu okazało się (a możemy domyślać się, że i gdzie indziej również), że taka planowa działalność była prowadzona od 1918 roku do lat 1990-ch.
Co do Bykowni, trwały czas nie mieliśmy takiej dokumentacji. Domyślaliśmy, że gdzieś ona jest, ale nie mieliśmy możliwości prowadzenia tutaj badań.
Zawdzięczając długiej i konsekwentnej, wymagającej wielkiego wysiłku pracy Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, poprzedniego jej szefa, świętej pamięci Andrzeja Przewoźnika, ale i obecnego jej szefa Andrzeja Kunerta, po latach udało się dotrzeć wreszcie do szczątków Polaków, zamordowanych tutaj razem z innymi ofiarami, przedstawicielami różnych narodowości, ofiarami represji stalinowskich.
W pierwszej fazie tych badań, we współpracy z ukraińskimi partnerami, odkryto ponad 1500 zwłok, które zidentyfikowano jako polskie. Niedawno nastąpiła druga tura prac polskich archeologów, która trwała od kwietnia do końca czerwca i dzięki której odkryto kolejnych ponad 500 ofiar.
W tej chwili mamy tu zidentyfikowanych blisko 2200 ofiar, a odkryte przy tej okazji przedmioty nie pozwalają wątpić, że są to ofiary z ukraińskiej Listy Katyńskiej. Ale jeszcze 800 osób z tej Listy pozostało w miejscach, których nie znamy.
Jeszcze cała białoruska Lista pozostaje wielką zagadką i możemy tylko domyślać się gdzie leży większość z zamordowanych.
Dlatego dla nas jest świętym obowiązkiem odnajdowanie kolejnych miejsc ukrycia, które dzięki naszym działaniom mogą zmienić się w miejsca pochówku, a zwłoki zostaną pochowane po katolicku, po prawosławnemu, po żydowsku, po muzułmańsku. Bo pamiętajmy, że wyznawcy tych wszystkich obrządków byli wśród ofiar zbrodni Katyńskiej.
Myślę, że niedługo tu, w Bykowni, powstanie pomnik, podobny do innych, stojących na cmentarzach Katyńskich – Katyniu, Miednoje, Piatichatkach.
Ale możemy nie tylko budować pomniki na kolejnych miejscach, które będziemy odnajdywali. Przede wszystkim, mamy obowiązek pozostawić udokumentowanie pamięci każdej indywidualnej ofiary ze wszystkich dziesiątków tysięcy ofiar z Listy Katyńskiej. Każdemu należy się indywidualna tabliczka w miejscu, w którym został na zawsze.
Dopiero wtedy, kiedy przywrócimy indywidualną pamięć o wszystkich ofiarach, będziemy mogli powiedzieć, że ostatecznie zwyciężyliśmy złoczyńców”.
Zmierzch dziwnym sposobem trwał i przedłużał się, wstrzymując nadchodzącą noc, dając możliwość zakończyć uroczystość. Aż wreszcie raptem, w jednym momencie, akurat po zakończeniu, gasnące pochodnie otoczyła nieprzenikliwa czerń.
Przy ich zanikającym świetle rozmawiamy z Komandorem Rajdu Wiktorem Węgrzynem:
– Panie Komandorze, proszę podzielić się sekretem kierowania takim wielkim, trudnym i, szczerze mówiąc, ryzykownym przedsięwzięciem, jakim jest Rajd?
Odpowiada z uśmiechem mądrego Salomona:
– Ja staram się tak zorganizować naszą wspólną działalność, żeby każdy robił to, co najlepiej potrafi. Na przykład, daję mówić tym, którzy najlepiej mówią, bo oni muszą reprezentować Rajd publicznie.
Jedną z tych najważniejszych funkcji świetnie wykonuje ks. Marek Dosko. Mamy również komandora trasy, historyka Leszka Rysiaka. A ja staram się nie zabierać głosu, chyba, że już muszę koniecznie.
– Czy ten Rajd odróżnia się czymś szczególnym?
– Jeżeli na przykład porównać ten Rajd z ubiegłorocznym, tamten był trzytygodniowy, a teraźniejszy – dwutygodniowy. Ale wielkiej różnicy nie mamy: trasa – 6000 km, uczestników – 74 osoby, a istota Rajdu – taka sama – spotkanie z ludźmi.
Co prawda, tegoroczny Rajd zwrócił jakoś na siebie większą uwagę z boku kierownictwa i władzy lokalnej na Ukrainie. Z radością i entuzjazmem witano nas w obecności burmistrzów i prezydentów miast w Berdyczowie, w innych miastach na trasie.
W Kamieńcu Podolskim prezydent miasta jechał w kolumnie razem z nami na motocyklu. Witają nas Ukraińcy i miejscowa społeczność polska z wielką radością i bardzo szczerze.
– Czy ma Pan, panie Komandorze, jakieś szczególne intencję, powiązane z katastrofą smoleńską?
– Oczywiście. Dlatego prosto z Moskwy pojedziemy na lotnisko w Smoleńsku i tam będzie Msza Święta o godzinie 11, a potem jedziemy do Katynia. Tam postawimy nasze namioty...
Rajdowcy żegnali nas i przygotowywali się do snu w namiotach Lasu Bykowniańskiego, żeby nazajutrz wyruszyć do Moskwy.
Eugeniusz GOŁYBARD