Pejzaż krakowski. Szkoda, ale w Kijowie na chodnikach częściej spotkasz samochody
Piękną polską jesienią, przeobrażoną w prawdziwe lato, mieliśmy szczęście z Irenką (moją małżonką) rozkoszować się w Krakowie, Katowicach i Częstochowie.
Na początku parę słów wyjaśnienia. Udaliśmy się tam w podróż misyjną z własnej inicjatywy, z konkretnie sformułowanym celem: założyć informacyjny fundament dla wprowadzenia w Polsce naszego SCS – Systemu Codziennego Samouzdrawiania się bez leków i lekarzy pod hasłem „Zdrowie stwórz sam!”.
Jednocześnie, jak zawsze w przypadku wyjazdu do Polski, jako korespondent „DK” wziąłem na siebie obowiązek wykonania krótkich reportaży z tego, co trafiło się nam na drodze. Krótkich, żeby nie zanudzać czytelników. Wróćmy zatem do tematu zdrowia.
Moja książka „Zdrowie stwórz sam!” z podtytułem „Podręcznik dla przedłużenia aktywnego życia” (w języku ukraińskim) w ciągu dwóch lat wyszła na Ukrainie już w drugim wydaniu. Jej treść to opowieść o naszym wieloletnim rodzinnym doświadczeniu samouzdrawiania się.
Książka otrzymała wiele pozytywnych opinii recenzentów i czytelników, wykorzystywana jest jako podręcznik na Kijowskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku, gdzie z Irenką prowadzimy 20-godzinny kurs zajęć. Przyczyniła się do uzdrowienia wielu ludzi i można by z tego powodu tylko się cieszyć, ale...
Ale każdego dnia widzimy w telewizji reklamy cudo-pigułek, za które nikt nie bierze odpowiedzialności. W parlamencie ciągle trwa wojna domowa o środki budżetowe na ochronę zdrowia, a massmedia w dalszym ciągu wykonują funkcje agitacyjne dla zachęcania klienteli do licznych prywatnych centrów i placówek, gdzie gwarancją są tylko wysokie taryfy za konsultacje i procedury.
Nie mówimy już o aptekach, które są teraz zwykłymi sklepami sprzedaży pigułek, a biznes farmaceutyczny ma zyski porównywalne chyba że - z handlem bronią. I przy tym wszyscy oni występują za uzdrowienie.Mało kto z tych komercjalizowanych „uzdrowicieli” zachęca ludzi do pracy nad sobą, do wykorzystania potężnej fabryki farmaceutycznej i fizjoterapeutycznej, którą Bóg-Stwórca założył w rodzaj homo sapiens.
I właśnie to jest oburzające i potrzebuje kardynalnej zmiany sytuacji w społeczeństwie, a przede wszystkim – w mentalności obywateli.
Na Ukrainie te zmiany na razie idą „jak mokre się pali”: widzimy tylko dużo dymu. Natomiast w Polsce stosunek do pozytywnych praktycznych nowacji jest bardziej otwarty, racjonalny i rzeczowy.Taki wniosek zrobiliśmy badając odpowiedni segment polskiego pola informacyjnego, kiedy szukaliśmy zainteresowanych i możliwych partnerów dla realizacji naszego przedsięwzięcia.
Zresztą nie tylko statystyki dotyczące chorób i chorych świadczą o stanie spraw w branży ochrony zdrowia. Dla mnie bardzo przekonującym faktem zmiany sytuacji (a głównie – tendencji) na lepsze w Polsce jest wielka ilość ludzi na rowerach.W ogóle rowery – to demokratyczny, praktyczny, powszechny i na co dzień najbardziej szanowany transport w Krakowie. Na rowerach jeździ nie tylko młodzież, a również solidne panie w odświętnych strojach, matki z dziećmi i siwowłosi panowie.
I to nie wywołuje żadnego zdziwienia, ponieważ osób na rowerach jest już prawie tyle ile przechodniów.
Eugeniusz GOŁYBARD